droga do życia – listy od czytelniczek.

„Cześć Julka,
Chciałabym Cię o coś zapytać. Tak ciągle się nad tym zastanawiam. Mam częste poczucie winy z powodu tego, iż malo czasu spędzam z dziećmi, ale w takim sensie twórczym. Tzn. jestem z Nimi, ale często robię inne rzeczy w tym czasie lub najzwyczajniej siedzę obok bez aktywnego zaangażowania.  Wtedy wydaje mi się że jestem beznadziejną matka, że mogłabym wiecej dla Nich,  że może łatwiej byłoby Im.  Wiesz o co mi chodzi… Mam często wrażenie że jestem średnią matką, ale te sytuacje mnie trochę martwią. Jaki Ty masz na to sposób, co o tym myślisz?
Dziękuje z góry za odpowiedź.
Wierna czytelniczka…”


Ach, to nasze społeczne parcie i idące za tym wyrzuty sumienia…

Myślę, że nie wszystko co było, było jedynie dobre albo złe. Nie wszystko co nadejdzie będzie tylko lepsze albo gorsze. Myślę, że do wszystkiego trzeba przyłożyć swoją miarę. Ale swoją, nie społeczną. I wybierać to co właściwe dla nas aby odpowiadać sobie na wiele ważnych życiowych zagadnień.
Zetem sięgając do wychowywania dzieci poprzez nasze mamy czy babcie, teraz dostrzegamy wiele udogodnień, uproszczeń które dla nas nadeszły. Ale… niby mamy pieluchy jednorazowego użytku, pralki, zmywarki, jednak mniej czasu, gdyż na te wszystkie „ułatwiacze” życia trzeba zarobić..
Choć, czy gdyby trzeba nam było iść w pole, oprzątkę o piątej rano zrobić to mielibyśmy czasu więcej? Niekoniecznie. A nawet chyba mieli go mniej… Czyli kobieta, czy mężczyzna, niezależnie od czasów, kiedy chce wieść w miarę przyzwoite życie – jest zapracowany.
Żyjemy w czasach w których jesteśmy mocno roszczeniowi.
Mamy pretensje do życia jeżeli nie udaje się nam znaleźć wystarczająco dużo czasu na swoje hobby, pasje, odpoczynek, filmy itp… Choć ja uważam, że tego czasu każdy z nas miałby mnóstwo, gdyby nie internet. Gdyby nie telefony, tablety… Bo nawet gdy czas jest, to nie potrafimy w nim właściwie odpocząć, gdyż jesteśmy zbyt mocno „nabodźcowani” ilością informacji, szybkością życia..
Kiedy nadchodzi czas wolny , mózg nie potrafi tak nagle wyhamować.
Kiedy ostatnio w kolejce sklepowej, dość długiej, otworzyli kolejną kasę, zrobił się popłoch. Zaczęli zmieniać miejsca, zbierać te zakupy z taśmy. Przekładać, latać… I Ktoś mówi do mnie – tu Pani będzie szybciej.. Na co odpowiadam – ale mnie się nigdzie nie spieszy..
I w tym momencie dziesięć par oczu skierowało się i zastygło patrząc na mnie..
Kosmitka! Nie spieszy jej się.
A na mnie czekały obowiązki, plany, faktury, maile, obiad do wstawienia… Ale pomyślałam, co mi to pięć minut da? Tylko się w sobie umęczę, ustresuję.. Kiedy ten organizm ma wypocząć kiedy ciągle w biegu?
Postanowiłam zatem odpuszczać pośpiech, kiedy pociąg do raju ze stacji nie odjeżdża. Bo się może okażę, że jak zwolnię to wcale do pociągu wsiadać nie trzeba…
Ale do czego zmierzam… Bo jak zwykle schodzę z tematu chcąc złapać milion myśli w jedno wręcz zdanie, a do tego już kiedyś to wszystko pisałam…
Jak Wam się udaje to czytać? – szok i niedowierzanie 🙂
Tak to często z człowiekiem bywa, a już z Matkami najbardziej zagorzale, że chciałby się zbliżyć do ideału. Trochę na modłę swoich pragnień i trochę na tę, co zaobserwował między innymi ludźmi, czy w świecie.
Obserwujemy dookoła nas świat pełen zła, nienawiści, okrutności, ale do tego normalny człowiek zbliżać się nie chce. Jednak zmysł obserwacji pozwala nam obserwować każdy ze światów.
I przypatrując się również temu pełnemu dobra, pełnego w kreatywność, obfitego w rozwój, w jakimś sensie  chcemy się do niego choć zbliżyć. Człowiek jako jednostka myśląca chce się rozwijać, dać z siebie więcej i lepiej.
I tak jak pisałam najbardziej dotyczy to Matek. Ponieważ tylko one posiadają miłość bezinteresowną.
Żadna inna miłość na świecie nie może się równać miłości Matki do Dziecka.
Zatem owa miłość każe nam stać się Matkami doskonałymi. Nie dla nas samych, a dla naszych dzieci.
Chciałybyśmy by czuły się kochane, zadbane, akceptowane, najedzone, szczęśliwe, lubiane, mądre, elokwentne.
I o ile żylibyśmy na tym świecie sami i łatwo udałoby się to osiągnąć nam i naszym dzieciom, tak żyjąc pomiędzy ludźmi jest o wiele trudniej. Rodzi się nieświadomie chęć rywalizacji, ścigania ideałów.
Bo powiedz mi czy normalna matka, która dba o dom i która gotuje zdrowe, pełnowartościowe obiady, sprząta, pierze, piecze, pracuje, prasuje, pomaga przy lekcjach, ma jeszcze niezwykłą ilość czasu na zabawy z dzieckiem?
Bo ja jak odbiorę moich z placówek szkolnych,  zjemy razem obiad, chwilę się pobawią/odpoczną/odrobią lekcję, ja upiekę chałkę i ogarnę kuchnię oraz powieszę pranie to jest godzina 19:30. A odbieram o 14:30!
Zatem jak leję im wodę do wanny to machnę z nimi jedną partyjkę gry memory, gdzie często w połowie Benio wpadnie w zagniewanie, że zgarnęłam jego ulubioną parę. Wtedy rozwala całą resztę i płacząc idzie się myć. Ot wielka kreatywna zabawa z dzieckiem.
Istnije kult bycia idealną, a do tego u kobiet istnieje od zawsze to niewyjaśnione pragnienie rywalizacji..
Ach, czy ja jestem lepszą Mamą czy Ty…
A prawda jest taka, że każda z nas jest najlepszą Mamą dla swojego dziecka.
Ja nie mogę być Tobą a Ty mną. Dobrze, że jesteś świadoma, że chcesz się rozwijać. Być Mamą fajniejszą czy działającą na ich większą korzyść.. Ale nigdy nie jest dobrze, gdy zaczyna to dręczyć.
Nie, nie mówię tu o skrajnych przypadkach i o tym by takim myśleniem zrzucać z siebie poczucie winy czy wyrzutów sumienia. Mówię o tym by będąc wspaniałą Mamą nie zadręczać siebie bardziej.
Bo Mama najczęściej w domu jest Mamą w kuchni, przy desce od prasowania, w ogródku czy ze ścierką przy zlewie. Mamą co wyciąga pachnące ciasto z piekarnika, która polewa sosem ziemniaki.
Tak, ta Mama jest najwspanialszą Mamą na świecie. I właśnie to pozwala wyrosnąć Twojemu dziecku na wspaniałego, empatycznego człowieka. Przykład. Zwyczajne obserwowanie.
Dziecko może bawić się w przedszkolu, na świetlicy, z rodzeństwem, z dziećmi sąsiadów, z dziećmi przyjaciół, z Dziadkami, kuzynostwem… Dziecko może się bawić również samo! I to pozwala Mu na wprost trudne do uwierzenia rozwijanie wyobraźni i kreatywności. Aż wreszcie, czasami wieczorem, czy może w wolniejszy dzień, dziecko może pobawić się z rodzicem. Może w sobotnie popołudnie…?
Może wtedy gdy jest na to spokojny, nie wytargany życiu czas? Spontanicznie?

Bo dla dziecka liczy się czas bycia razem. Nie tylko „dziecięca” zabawy.
Pamiętam kiedy moja Mama prasowała. Pamiętam kiedy moja Mama gotowała obiad. Pamiętam kiedy piekła co piątek. Pamiętam popołudnia w ogródku. Pamiętam jak grabiła i zamiatała podwórko.
Pamiętam jak na tarasie robiła weki. Pamiętam jak sprzątała kuchenne szafki i kryształy z szafy w dużym pokoju. Pamiętam jak odrabiała ze mną lekcje. Pamiętam jak w sobotę wynosiła chodniki i myła podłogi.
Pamiętam tego niewyobrażalną ilość… To nie były kreatywne gry i zabawy. Moja Mama pokazywała mi jak pięknie żyć. A jak nadchodził zimowy wieczór to graliśmy w karty.
Pamiętam jak budowałam na podwórku bazy. Wszędzie. Do Mamy leciałam po coś z kuchni, żeby mieć do piaskowych potraw, do Taty leciałam do Warsztatu aby zbił mi dwie deski.
Oni się ze mną nie bawili, ale byli. Zawsze przychodzili, aby potem tych potraw z piasku spróbować i zachwycać się nad kolejną moją podwórkową konstrukcją. Te ich wizyty nie trwały długo. Może piętnaście minut. Ale były. A Oni przez te piętnaście minut byli bardzo zaangażowani.
Zawsze kładli mnie spać z jakąś opowieścią. Choć potem już Justynka mi śpiewała na naszym piętrowym łóżku…
Każdy może prowadzić swoje życie według własnego wyobrażenia, planu, wymagań..
Ale mój ideał dziecięcego popołudnia jest na podwórku. Z gromadą innych. Biegających po polach, lub między blokami. Zimą ze znudzoną miną chodząc między pokojami, pokładając się na dywanach. Wyciągając zapomniane już z nudów klocki.
A w tym wszystkim Mama wyrabiająca ciasto na bułki.
To mój obraz życia jakie jest dla mnie wartościowe. Dla innych może być stratą czasu, zmarnowanym potencjałem, brakiem rozwoju… Oczywiście, że może.
Ale moim życiem żyję ja, nie ten Kto myśli inaczej.
Być, przede wszystkim być obok. Rozmawiać, śmiać się czy nawet złościć czasami.
Po prostu być obok. Kiedy Ich kąpię to robię sobie w tym czasie maseczki i gadamy.
Kiedy robię coś w kuchni to bawią się sami i czasami przylecą po szklankę kompotu, czy owoc.
Latem organizują zabawy podwórkowe, gdy Tata pracuje na dworze. Benio widzi jak dba męską dłonią i swoją pracą o dom. Widzi tatę, który myje Mamie auto, który odśnieża schody żeby nikt nie złamał nogi. Widzi jak stawia płot i sprząta piwnicę.
Bo w karty i planszówki też gramy. Robimy też Tosi slalomy, aby jeździła między nimi na motocyklu. Wieczorami latem gramy w piłkę. Badmintona.
Ale przede wszystkim jesteśmy tak zwyczajnie obok. Kiedy Oni ustawiają klocki na tarasie, ja czytam książkę.
Moja dobra znajoma, kiedy była mała, miała niezwykle kreatywną Mamę. Niezliczone ilości wyjazdów, sportów, zajęć. Dziś jest kłębkiem nerwów. Bo całe życie myślała i myśli, że nie jest wystarczająco dobra. Bo marzyła w dzieciństwie aby nic nie musieć, aby móc po prostu zwyczajnie z innymi dziećmi – być.
Bo w życiu można nauczyć się wszystkiego Do wszystkiego dojść. Stać się w czymś doskonałym i wyjątkowym. Można posiąść wypracowane talenty. I może takie częstsze kreatywne spędzanie czasu z dziećmi mogłoby w tym pomóc… Może… Ale pewne to nie jest, co już nie raz życie pokazało.
Ale wiem na pewno i wierzę w to, że życia i tego jak dobrze żyć, można nauczyć się tylko raz.
Będąc z rodzicem, który zwyczajnie jest obok. I swoją pracą, czynami, buduje życie swoim dzieciom.
Bo jeżeli nie nauczy się jak żyć od rodziców, potknie się niezliczoną ilość razy. Te upadki czasami mogą być bardzo groźne…
Może Ktoś rzec – ach, nie samym gotowaniem i stawianiem płota człowiek żyje i nie w tym esencja życia – może tak rzec. I to może być w jego życiu prawdą.
Ale moją prawdą jest zwyczajne życie. Ogródek, podwórko i piekarnik.
W nim upatruję moje największe szczęście. A jeżeli moje dzieci pewnego dnia będą chciały zaznać innego szczęścia, to zrobię wszystko by im pomóc…

W sobotę wróciłam ze spotkania urodzinowego mojej czytelniczki. Prezent od męża. Obiad niespodzianka ze mną. Fantastyczni ludzie. Nie mogliśmy się rozstać.
Kiedy wróciłam zobaczyłam, że kosz z praniem (zebranym), który stał w garderobie, jest pusty.
Moja siedmioletnia córka postanowiła mi zrobić niespodziankę. Idealnie porozkładała koszulki, spodnie, bluzy, bieliznę do szafek i na swoje miejsca. Idealnie poskładała.
Nie, nie pragnę by została kurą domową. Pragnę by została kim zechce.
Ale wtedy, gdy ujrzałam ten rozłożony z praniem kosz, pomyślałam sobie, że ta droga do nauki o życiu jest chyba właściwa…
Właściwa dla mnie. Twoja może być zupełnie inna.
Bo ja mam takie niczym nie zmącone wrażenie,”że poskładane pranie i stabilny płot dookoła domu” jest kluczem do szczęśliwego życia. Naszego i naszych dzieci.

31 odpowiedzi na “droga do życia – listy od czytelniczek.”

  1. Już jakiś czas temu doszłam do wniosku, że pozwalanie dziecku na samodzielne zabawy, uczestniczenie w zwyczajnym życiu i uwaga! na nudę, jest właśnie tym, o co w tym wszystkim chodzi 🙂 Dziecko nie potrzebuje stałej obecności dorosłego; łazimy za tymi dzieciakami krok w krok, podsuwamy najnowsze zabawki, interaktywne, gadające w pięciu językach, mrugające, zróbmy to, zróbmy tamto… Też tak robiłam. A potem byłam zdziwiona, ze jak to, że nie potrafi się sam bawić? że to ja muszę mu podsuwać pomysły zabaw? sposoby na nudę? że nie potrafi gaci złożyć? Więc powoli odklejałam się od dzieci, przestałam im wisieć nad głowami, zaczęłam być, a nie męczyć – ich i siebie 😉 Gdybym tylko wiedziała PRZED! 😉
    Uściski!

      1. Hej. Agnieszko 🙂 Rozpoczęłam powoli 😉 Nie rzucałam się od razu, żeby pomóc ubrać skarpetki (maaamooo, ale nie uumieeem!!… o, umiem!), zbudować coś z lego (zacznij sam, a jak skończę czytać rozdział, to przyjdę), poczytać (pooglądaj najpierw obrazki, a ja zaraz przeczytam), nie wymyślałam zabaw na poczekaniu, bo nuda (po 5 minutach okazywało się, ze jednak sami potrafią temu zaradzić). Oczywiście nie zawsze się to udawało i bywało różnie, ale koniec końców okazało się, że wystarczyło dzieci zostawić w spokoju, żeby przekonać się, ze drzemią w nich pokłady samodzielności i kreatywności, a to zaprocentuje na przyszłość o wiele bardziej niż nieustanne bieganie za nimi 🙂 Jasne, że nadal razem się bawimy, ale mam wrażenie, że wszyscy jesteśmy szczęśliwsi 😉

          1. Jula, serio? 🙂 Dziękuję, że to napisałaś, bo pewności i zadowolenia z siebie, to u mnie tyle, co kot napłakał, a tak… Będę dziś miała dobry dzień 🙂

          2. tak, bo kiedy przeczytałam to zapytanie to sobie pomyślałam „hmm, jak odpisać na takie pytanie”..
            A Ty zrobiłaś to jak profesjonalny psycholog dziecięcy i wspaniała Mama w jednym.

  2. Czytając poczułam jakiś dziwny spokój. Nie raz robiłam sobie wyrzuty,że więcej jestem obok już z nią.
    Po przeprowadzce do Bielska,gdzie wokół są koledzy i koleżanki i spędza czas z nimi i to ich wybiera często niż spędzanie czasu z rodzicami.
    To mój mąż mówi: ciesz się ,że możemy jej stworzyć namiastkę naszego dzieciństwa.
    My tak spędzaliśmy dzieciństwo, cały czas na polu. Codziennie się tego uczę.
    Mądre słowa jak zawsze Julka 😉

  3. Prawda to, sama mam 30-letnie dzieci, które wychowywały się przy mnie, głównie widziały jak sprzątam, gotuję, piorę i … czytam 🙂 teraz w swoich domach robią to samo, a czytać to nawet umieją przy myciu włosów, byleby czasu nie tracić na samo mycie… 😉
    nie ganiałam ich po dodatkowych zajęciach, tylko pytałam czy chcą, jak chciały ok, jak nie chciały też ok, był incydent grania na pianinie, konie, siatkówki, języki, futbol amerykański, kursy szycia, gotowania, księgowości, jak przyszedł ten moment że już nie chciały to nie. Zawsze to był ich wybór a nie mój. Jedna to nawet 3 razy studia zmieniała byleby robić to co lubi, a i tak teraz robi co innego… nie nadążysz :). Wychowałam je jak umiałam, ale to były czasy kiedy nie było medialnego parcia na wyścig szczurów, na bycie doskonałym. Znaczy był trochę, ale nie było tylu bodźców zewsząd i ataku. Czy to dobrze rozegrałam, tego nie wiem, przeżyją to życie po swojemu, a swoje dzieci tez wychowają też po swojemu, byleby w zgodzie ze sobą 🙂

  4. Takiej mądrości dziś potrzebowałam. Jestem z moimi chłopcami, 5 i 7 lat, na urlopie w domu i czasem na siłę chcę im wymyśleć jakąś zabawę, a już najlepiej coś kreatywnego i mądrego. Bo mam właśnie taką wewnętrzną presję, żeby było rozwojowo. Ale to co przeczytałam też jest mi bliskie,ale chyba mniej jestem odporna na to co płynie ze świata zewnętrznego. Ale pracuje nad tym:)

  5. Tyle lat karmię się Twoim słowem I nic a nic od tego nie tyje. Czasem sobie dozuje małym widelczykiem kęsy drobniutkie A czasem żrę chochlą prosto z gara choć jeszcze gorące. Ja też Mamę w takich scenach pamiętam w kuchni w ogrodzie na zakupach gdy otwiera drzwi wracając z pracy i woła hej hej już jestem. To co mi przychodzi na myśl to poczucie bezpieczeństwa. I jakoś nigdy nie zastanawiałam się czy moi rodzice poświęcali mi dość czasu i czy robili to efektywnie. Widocznie to co mi dali zupełnie mi wystarczało.

    1. No nie? Że ja nigdy nie wracam w myślach z pretensjami, że za mało może grali ze mną w piłkę…
      Zresztą, czy Oni ze mną grali w piłkę?!
      Ale pamiętam jak gram z dziećmi ze wsi na boisku, a mama wraca na rowerze z pracy. Na kierownicy ma dwie siatki pełne zakupów bo będzie piec pączki.. I ten obraz jest piękny.

  6. Piękne słowa. Czasem gdy robię tort uridzunowy niespodziankę do dwunastej w nocy albo przystrajam dom balonami i serpentynami na Sylwestra, kiedy piekę ciasto w co sobotnie popołudnie a potem szyję kołderki i podusie dla nowo „przybyłej” lalki mąż pyta z ciekawością: „naprawdę ci się chce?” A mi się chce, chce z całego serca i zawsze mu to powtarzam że ja mam łatwiej niż moja mama i jej się chciało i to było z serca takie szczere, nie wymuszone. I marzę o tym aby moje dzieci widziały mnie tak jak ja widziałam swoich rodziców.

    1. Mam wrażenie, że Im się chciało wszystkim więcej choć mieli trudniej i mniej, bo byli mniej przez życie rozpuszczeni, nauczeni cięższej pracy..

  7. Pamiętam jak moja mamcia starała się wręcz abyśmy sami się bawili. Zawsze była gdzieś obok, zawsze czuwała żeby nie stało się nic złego. Ale dzięki temu że sami, nauczyliśmy się kreatywności i samodzielności. A już jak jechaliśmy na wakacje na wieś… Wow, wpadaliśmy do domu po kanapkę i dalej w pole. Najpierw z mamą na spacer, pokazywała nam-miastowym dzieciakom, jakie są rośliny, drzewa… A później my sami przynosiliśmy jej różne „zdobycze” i tylko się upewnialiśmy czy dobrze zapamiętaliśmy. Czasem czy dane „warzywo” nadaje się do „naszego sklepiku”? Uważam że zapewniła nam cudowny rozwój.

  8. Julia… ja o tym pośpiechu i sytuacji w sklepie… nie każdy ma komfort „a co tam, te 5 minut mnie nie zbawi”, bardzo długo miałam okazje do takiego komfortu, choć czekał też na mnie obiad i faktury, ale to nie to samo, co etat. Podejrzewam, że jak odpiszesz na maila 2h później albo dopiero na drugi dzień to stanie się… nic, albo niewiele. Jakbyś szła na 7:00 do pracy, gdzie odbija się kartę i zwierzchnik krzywo patrzy na spóźnienie, lub daje upomnienia, lub blokujesz pracę innych (bo np. pracujesz na kasie) lub musisz odrobić to spóźnienie danego dnia, ale wtedy spóźnisz się po dzieci do szkoły, to wtedy byś zrozumiała tych ludzi w biegu. Albo jakbyś po pracy miała tylko pół godziny na zakupy i korki jeszcze i musisz odebrać dzieci ze szkoły/przedszkola, nie możesz się spóźnić, bo nauczyciel chce iść do domu, a dzieci będą smutne, że wszyscy koledzy już poszli. Albo jakbyś miała chore dziecko i lekarz mówi „albo pani dojedzie w 15 minut, albo wizyta dopiero jutro”.

    Tak, są momenty, że mam luz, wolny dzień, puszczam ludzi przed sobą w kolejce u lekarza, bo są z dziećmi, przepuszczam aż nadgorliwie innych uczestników ruchu drogowego, zagadam z panią w piekarni i ogólnie zen, ale są dni, gdy mam ważną wizytę u lekarza, mąż się spóźnia, babci nie ma obok, nie ma z kim dziecka zostawić, mąż wbiega do domu spóźniony, do tego dziecko obok wyje, coś wymusza, ja się modlę, aby lekarz mi nie uciekł, na drodze korek, jeszcze okazuje się, że zapomniałam pieniędzy – ciężko wtedy o zen…

    1. Zuza, nie muszę sobie tego wyobrażać, bo to wiem. Pracowałam wiele lat na etat i musiałam być na daną godzinę.
      Wiem idealnie co to pośpiech i bardzo to w życiu potrafi człowieka sponiewierać.
      A Ty wzięłaś trochę zbyt dosłownie. Mnie chodziło o to aby każdy dostosował to do siebie i swojego życia.
      I zwolnił tam gdzie może zwolnić. Bo kiedy ja w kolejce mogę poczekać, to po to by móc przepuścić właśnie Ciebie.
      A potem, może w sobotę, Ty w korku przepuścisz mnie.
      Bo tych sytuacji kiedy moje dziecko ma być na badaniach o 16ej ,a wcześniej odwożę Benia, a on mi zasnął, ubieram go na śpiąco, już w kurtce spocona, auto zaśnieżone, bo nie schowałam pod wiatę, Benio płacze i nie chce wysiąść u Babci, w połowie drogi okazuje się, że nie mamy tego papierka na badanie. Także moja Droga, czy na etat, czy nie na etat, życie każdej matki dosyć podobne… Reasumując, niech każdy zwolni tam gdzie może zwolnić.
      Kiedyś na temat podobnego postu dostałam piękny komentarz, o tym jak pewna kobieta nastawiała budzik 10 minut wcześniej i poranki okazały się piękne… Ale wiesz, nie każdy też może wstać nawet te 10 minut wcześniej gdy np szedł spać o 3 ej w nocy.
      Ja to wszystko rozumiem… Albo przynajmniej staram się.
      Uściski.

      1. nastawianie budzika na 30 minut przed wszystkimi to najwspanialszy wynalazek wszechświata. To jest moje pół godziny na leniwe sączenie kawy, i czytanie. Nic mnie nie rozprasza, nic mnie nie pogania, nikt nade mną nie stoi. To jest mój luksus każdego dnia. I ja ten luksus uwielbiam. I choć po ich upływie wskakuję w szybkie obroty, to mam w sobie tą błogość do końca dnia 😉 polecam wszystkim

      2. „I zwolnił tam gdzie może zwolnić. Bo kiedy ja w kolejce mogę poczekać, to po to by móc przepuścić właśnie Ciebie. A potem, może w sobotę, Ty w korku przepuścisz mnie.” – amen!

        Super ujęte 🙂

        Pozdrawiam!

      3. A mnie najbardziej denerwuje, że ludzie starsi, na emeryturze, mają czas, ale nas młodych, zapracowanych z maluchami, nie przepuszczą w kolejce do lekarza, ani
        w sklepie. Wręcz odwrotnie jak wejdą do lekarza to godzina dla nich, a w sklepie mało nas nie zjedzą, toż to oni starsi , mają pierwszeństwo nawet przed ciężarne się wpychają.

  9. Och Julka, jak ja się cieszę, że taki post popełniłaś! Bo jeśli choć jednej Zatroskanej Mamie od tego lżej będzie, to to jest ogromna moc! Z pierwszym dzieckiem cudowałam, wymyślałam, jak ja chciałam najlepiej i po-blogowemu;) Pół nocy kalendarz adwentowy robiłam z fikuśnymi zadankami, a potem tylko frustracje bo a) nie wyrabiałam b) nie zawsze córce te zadania podchodziły. I sobie myśle, po kiego grzyba mi to?! Kurcze, tak na indywidualność stawiamy, a ciągle mierzymy od jednej linijki i wyrzut sumienia jak się w jakieś miary nie mieścimy… Naprawdę, to taka wielka sztuka robić to, co nam w sercu gra! Wciąż zdaży mi się tęsknie na te przeklęte kalendarze adwentowe patrzeć, ale potem patrze, na te wyżarte pudełko czekoladek ze zwykłego, ordynarnego kalendarza i przypominam sobie, że w tym roku 3 razy pierniczki piekliśmy, biwak pod choinką był, filmy, kartki i prezenty DIY, ale w naszym tempie i wg naszych możliwości.
    Przy drugim dziecku zwolniłam zdecydowanie i wyznaje zasadę wspólnego bycia, najzwyczajniejszego i najnudniejszego na świecie. I się pocieszam, że kreatywnością Tata nadrabia, choć wtedy dzieci kanapkami z dżemem się żywią, albo bez śniadaniówki wychodzą do szkoły, bo przecież ćwiczyły z Tatą piosenki na flażolecie;) I to jest piękne, wartościowe bo po prostu NASZE 🙂 uściski przewielkie!

    1. A wiesz jaki ja znalazłam sposób. pierwszego grudnia kalendarz wisi, zwarty i gotowy, bo Tosia wyczekuje go bardzo.
      Wkładam kartki do każdej kieszonki, ale wypisuję tylko te których jestem pewna. Jak już coś mamy z góry zaplanowane, albo wiem, że będę miała czas. A kiedy go nie mam to wyciągam taką pustą kartkę kiedy już śpią i wpisuję „przytulaj dziś wszystkich których kochasz. Nie, nie, to nie ma co się sugerować blogami, bo to by szło zwariować.. W świecie internetu każdy ma tak idealnie poukładane i zrobione, że człowiek tylko w kompleksy wpada i te wyrzuty sumienia na które tu odpowiadałam.
      buziaki :*

  10. Z tymi naszymi wyrzutami. Ja jestem niestrzeżony, nawet mam wobec Ciebie, ze czytam biore od Ciebie a słowa nie zostawię, nie podziękuje za Twój czas. Wiec dziś nadrabiam. Ja bardzo się zmieniłam przy drugim dziecku i widząc jak moj pierwszy syn dorasta, bardziej niż mnie potrzebuje rówieśników ( wczoraj prawie godzinę z przedszkola wychodziliśmy, bo jeszcze chciał się bawić). I bardzo mnie to cieszy , widzi ze i do nas znajomi przychodzą, że drugi człowiek jest ważny fajny. Jak wychodzę, nie płacze ze zostaje z tata pyta gdzie idę, mówię ze na jogę, a on ze jak urośnie będzie chodził ze mną. Co do zajęć to jest temat rzeka, szczególnie ze mieszkamy w stolicy i widzę umęczone matki wożące po 8 h pracy i wpadające wieczorem do domu, to nie dla nas. Dwjmemy mu porwać może basen, może karate, podoba się karate ok raz w tyg chodzimy. Jak kiedyś będzie chciał więcej dobrze, nie tez dobrze. Ja najbardziej dumna jestem, ze kocha książki równie mocno jak ja, mam nadzieje ze to mu zostanie. Ale się rozpisałam 🙂

  11. Pięknie odpowiedziałaś! Moje się świetnie bawią same! Są kreatywne, te pomysły rozśmieszają i zadziwiają jednocześnie! Nigdy nie zabraniałam im dostępu do telefonu/ tableta ale wiecie co, jak wracają z przedszkola (szczególnie starsza lat 5) od razu biegiem do swojego pokoju! Ile ona ma pomysłów na zabawę! Telefon jej w ogóle nie interesuje a młodsza (lat 3) ja pięknie naśladuje. Ja po powrocie do domu krzątam się jak napisałaś, miedzy kuchnia, pralnią itp. To nasze życie. Ale puzzle tez układamy, w sklep się pobawimy i w planszówka zagramy. Bez napięcia… całuje!

  12. Napisałam wczoraj długi komentarz, ale chyba przez pośpiech nie dodałam. Julka ja np mam wyrzuty, że za rzadko zostawiam tu ślad, mówię dziękuje za takie wpisy jak dziś. Ja rzeczywiście wyluzowała z kreatywna mama przy drugim dziecku. Z ta pogonią i zajęcia to ja się ty w stolicy naoglądał. Mamy po 8 h pracy pędzą z zajęć na zajęcia w domu wieczorem. Nie chciałabym tak. Co nie znaczy, ze moj starszy syn noe próbuje i wybiera co mu się podoba, obecnie raz w tyg karate. A z przykładu najbardziej cieszy mnie jego miłość do książek, a może chodzi o to ze tak lubi ten czas z mama lub tata jak mu czytamy, ale książka wieczorem musi być, ważniejsza jest od kolacji i z tego jestem bardzo dumna, bo dla mnie książki są jedna z najważniejszych wartości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.