Kto do cholery?

kiedy miałam 23 lata wylądowałam na chirurgii w Pszczynie. piętro szóste. wyrostek. pamiętam, że operował mnie niezwykły lekarz. Grzegorz Kielan. i kiedy o 2ej w nocy robili mi gastroskopie, a ja umierałam ze strachu, trzymał mnie za ręce jak własny Ojciec. biło z Niego takie ciepło i spokój. cudowny człowiek. 
z samego rana do szpitala wpadła Mama. kiedy tylko się dowiedziała. najszybciej jak Matka potrafi.
w ciągu zaledwie chwili zamiast koło drzwi, leżalam w innej sali pod oknem. i miałam już zapełnioną szufladę szpitalnej szafki dwuzłotówkami do czasomierza od telewizora. 
w nocy przyniosła sobie wielki fotel z korytarza, i czuwała nade mną. podawała, poprawiała. 
a miałam już 23 lata..

kiedy miałam 27 lat zerwałam z chłopakiem, którego bardzo kochałam. jednak racjonalne uczucia nie pozwoliły mi z Nim być.
każdego wieczora, po powrocie z pracy kładłam się w swoim mieszkaniu, na sypialnym łóżku i dzwoniłam do Mamy.
płakałam Jej w słuchawkę. a Ona cierpliwie słuchała i pocieszała.
kiedy krótki czas po tym zakochałam się do szaleństwa w Kimś innym (tym Kimś był Tato Antki i Benka) również spędzałyśmy wieczory na telefonicznych pogaduszkach.. jakże w innym nastroju.
a miałam już wtedy 27 lat.

kiedy miałam 28 lat urodziłam córkę. zdrową, kochaną dziewczynkę. Mama radziła co robić przy wysokich gorączkach, jak najwygodniej namydlić Ją do kąpieli i że koniecznie na dwór. każdego dnia na dwór z dzieckiem. czuwała nad Jej snem bym ja z mężem mogła odpocząć w spa, w kinie czy na kolacji.
miałam wtedy 28 lat..
miałam też 31 gdy przyjechała na długie tygodnie opiekować się tą moją córeczką , gdy ja poszłam rodzić synka.
31 lat…

kiedy mam 31 lat, jeden miesiąc i 17 dni dzwonię do Niej z zapytaniem o te pączki co się robiło z serków homogenizowanych. te takie na szybko, bo gości będę mieć za chwilę.
mam 31 lat, jeden miesiąc i 17 dni. mam Mamę!

powiedzcie mi do cholery jasnej!!! Kto rości sobie prawo na tym świecie zabierać dzieciom Mamy?! Kto do cholery?!!

kiedy miałam 8 lat do miejscowości obok przyjechało wesołe miasteczko.
kilka karuzel rozstawione między blokami. koniki, autka, loteria, krzywe lustra i strzelnica.
było lato. żar z nieba lał się ogromny. każdy ociera z czoła pot i szukał cienia.
w największym słońcu była ta  karuzela najlepsza. krzesełka na łańcuchach.
kręcę się piąty raz z kolei. przy barierce stoi Mama i za każdym razem, gdy przy Niej przelatuje mocno sobie machamy.
Mama ledwo stoi bo tak Jej słabo od słońca, ale za każdym razem gdy już wyłania mi się zza okręgu uśmiecha się najszerzej jak potrafi i mocno macha..

nie ma na świecie większej siły i potęgi niż Mama. więc powiedzcie mi do cholery, Kto  czuje się tak bezkarny i wszechmogący by zabierać dzieciom Matkę?!

58077d4813c7bbc32a5e021cfba808fd

108 odpowiedzi na “Kto do cholery?”

  1. Oj tak…. Ja miałam 20 lat jak mi nagle zabrakło Mamy… 28 lat jak i Taty… Dziś mam 33 i nadal boli…. Z dnia na dzień coraz bardziej… Dobrze ze choć z góry czuwają nade mną i moja rodziną -czuję to…

  2. Nie sądzę abyśmy znalazły odpowiedź kto ma prawo.
    Pójdę za Tobą
    Kiedy miałam 23 lata urodziłam syna, po 16 godzinach porodu zadzwoniłam do mamy a ona płakała ze szczęścia, chwaląc mnie jakbym cudu dokonała.
    Kiedy zdałam maturę zadzwoniła do radiowej jedynki, żeby się tym pochwalić i kupiła mi najbardziej odjazdową sukienkę jaką widział świat.
    Kiedy miałam 6 lat i zimą zachorowałam a spadł pierwszy śnieg, stworzyła pod oknem najpiękniejszego bałwana.
    Do tej pory gdy przechodzimy przez ulicę łapie mnie za ramie.
    I nie do końca piękny jest świat, nie do końca mamo Julko

  3. Wiesz… ja w ogóle myślę, że przykrym jest stracić któregokolwiek z rodziców – Mamę czy Tatę. I tak jak Ania powiedziała w jednym z wywiadów, że najgorszym jest to, że te dzieci już nie będą tymi samymi dziećmi. Znam to z autopsji, straciłam Tatę w wieku 11 lat – przyjaciela dnia codziennego, kompana zabaw, dumnego jak paw ojca, który woził gdzie mógł swoją córeczkę i się nią chwalił. Po jego śmierci już nigdy nie byłam tą samą beztroską Anią. Dorosłam… Do dnia dzisiejszego, a mam ponad 30 lat szukam bezpieczeństwa w życiu, bo los mi go zachwiał…

  4. Każdy wytłumaczy taką stratę na swój sposób, jedni zasłonią się wiarą, inni chorobą. Niewyobrażalna strata, tragedia, smutek, pustka. 4 lata starsza ode mnie, tylko cztery lata… koszmar… koszmar z którym borykają się na co dzień tysiące… chorych, smutnych i bez nadziei na lepsze jutro chorych na wszelkiego rodzaju nowotwory i inne świństwa 🙁
    Cieszmy się tym zbożem za oknem, promieniami słońca, powiewem wiatru, zapachem drzewa palonego w kominku…. nawet jeśli inni uznają, że oderwane jesteśmy od rzeczywistości to przeżyjmy to pieprzone życie Julka po swojemu…

  5. Przepięknie to ujęłaś! Właśnie chciałam to wykrzyczeć gdy usłyszałam o śmierci Ani! Nie wiem czy jako dorosła kobieta potrafiłabym poradzić sobie ze śmiercią mamy, mamusi… A co dopiero małe dzieci…

  6. … bo uwierzyć trudno… i zrozumieć trudno… złość w człowieku się wzbiera. Nie, nie złość! Wściekłość!!! W obliczu takich tragedii człowiek zmienia myślenie,postrzeganie świata.. Wszystko staje się banałem. I tylko w głowie pozostaje ten obraz – Dzieci… bez mamy…

  7. No właśnie Julia KTo ten niby wszechmilosierny…… od wczoraj ciagle o tym mysle stawiam sie w tej sytuacji a lzy same plyna jej syn ma 3latka jak nasze dzieci nie wyobrazam sobie tego bólu…i tej pustki. w miedzyczasie w tv pokazuja chlopca ktory tez ma ta chorobe…. gdzie tu sprawiedliwosc??????

  8. Pięknie napisane, ale niestety są rzeczy na które nie mamy wpływu i właśnie śmierć do nich niestety należy. Czasem chciałoby się krzyczeć z bezsilności, że to niesprawiedliwe, tak nie może przecież być, ale to tylko niemy krzyk, którego tam do góry niestety i tak nikt nie wysłucha. Życie potrafi być okrutne, a śmierć jeszcze bardziej, zabiera dzieci matkom i matki dzieciom. Trudno zrozumieć kiedy gaśnie tak młode życie, a najbardziej żal tych małych dzieciaczków, którym trudno wytłumaczyć gdzie jest mama i dlaczego jej tu nie ma…

  9. Nie ma na to racjonalnego wytłumaczenia, jak mi zabrano Tatę w wieku 23 lat, to siedziałam i płakałam tak głośno, aż wszystko bolało. Mówiłam, tyle Tata jeszcze nie zobaczył, a ja mu chciałam tak dużo jeszcze pokazać. Brat powiedział nie martw się, z góry będzie miał lepszy kąt widzenia…….zobaczy wszystko zobaczy.

  10. Oj tak…Ja mam 29 lat i 3 miesiace temu straciłam moją mamę…jest to okropne przezycie wprost ból nie do opisania,bezsilność ktora rozrywa od środka…Śmierć zabiera nas w nieznane i nigdy juz nie jestesmy tymi samymi osobami..i choc mam 29 lat czuje sie jak mala dziewczynka bezradna bezbronna opuszczona..Bóg się czasami myli niestety …

  11. Ja mając 20 lat straciłam tatę półtora roku później mamę mając 21 lat 🙁 do dzis placze w poduszkę i pytam dlaczego Bóg mi ich zabral ? Mam 31 lat a ten ból i żal ciągle jest we mnie ….wiem że to nie minie 🙁

  12. Nie umiem się pozbierać od niedzielnego wieczora, kiedy to się o tym dowiedziałam. Codziennie umiera ktoś z powodu raka, ale dopiero gdy dotyka to znaną nam osobę znanego, zaczynamy o tym rozmyślać. Nie chcę nawet sobie wyobrażać co czuje rodzina, skoro ja sobie z tym nie radzę. Strasznie emocjonalnie podchodzę do takich spraw i co chwilę napływają mi do oczu łzy.

  13. Nie wiem kto ma prawo zabierać dzieciom Mamę. . . Największy i najcenniejszy skarb, codziennie dziękuję za swoją. Jeszcze mocniej przytyłam swoje dzieci i chce im dać z siebie jeszcze więcej. Być kiedy zadzwonią po przepis, poproszą o radę, jak urodza się moje wnuki. Nie ma nic cenniejszego niż życie i zdrowie. Dziękuję Julka za tekst. Aniu, będziemy tęsknić 🙁

  14. Mimo calej sympatii do tego bloga jestem bardzo rozgoryczona po tym wpisie…
    Bardzo wiele osob mogl zranic. Bardzo wiele.
    'nie ma na świecie większej siły i potęgi niż Mama. więc powiedzcie mi do cholery, Kto czuje się tak bezkarny i wszechmogący by zabierać dzieciom Matkę?!’
    Sama sobie pzreczysz- nie ma wiekszej sily? wiec 'kto’ czuje sie bezkarny i wszechmogacy? piszesz o kims kto (wedlug Ciebie) nie istnieje.
    Nie podoba mi sie takie prowokowanie dyskusji.
    Sytuacja i tak jest juz bolesna.

    1. nienawidzę internetowych dyskusji więc napisałam najdelikatniej jak potrafię, że nie wierzę w Boga.
      dla mnie Bogami są Matki.
      i nigdy w życiu nie chciałabym Komukolwiek sprawić przykrości na tym blogu.

      1. To kto, wg. Ciebie, „czuje się tak bezkarny i wszechmogący by zabierać dzieciom Matkę?!” Jak mówisz, nie ma Boga, więc do kogo lub do jakiej siły kierujesz pytanie?

    2. Nieczęsto komentuje rzekłbym,ze prawie nigdy..ale teraz jak czytam ten komentarz to musze no po prostu musze! Nigdzie a nigdzie ani słowa o religii o wierze a tu nagle ciach znajdzie sie ktoś kto i w takim poście (o roli matki w życiu dzieci,smutnym poście o niesprawiedliwości ze komu mozebkej zabraknąć)musi doszukać sie czegoś czego by sie czepnac mogl. Ja niewierzący jestem w Boga, jedyne co wierze to rodzina,przyjaźń,milosc,dla mnie tym kimś tym czymś co prawo sobie dał to zabrania komuś bliskich to choroba to ten wstrętny rak. Ja to tak widze i tak interpretuje ten tekst.ja matka co matkę młodo przez ta paskudne choróbsko kiedyś straciła. Nie doszukujmy sie podtekstów złośliwości w takim poście,bez sensu nerwów przystankiem okazji sobie i innym dorabiać zamiast chwile pomyśleć ile to życie warte dla nas i naszych dzieci.

  15. mam 36 lat. od 14 lat nie mieszkam z rodzicami. od 14 lat nie ma dnia, żebym nie rozmawiała z mamą przez telefon. była przy mnie zawsze. jest nadal. w kryzysowych sytuacjach nawet mój mąż (który początkowo nie rozumiał jak my możemy rozmawiać ze sobą codziennie „o czym Wy tyle gadacie?!?!”) zawsze mówi „skorzystaj z koła ratunkowego i wykonaj telefon do przyjaciela”. kiedy odbiera telefon mówi „cześć słoneczko moje najdroższe”, a mam już przecież 36 lat. Ona zawsze mi doradzi, zrozumie, pocieszy. to Ona była z moją pierwszą córką kiedy po macierzyńskim wracałam do pracy – rok czasu wychowywała mi dziecko. to Ona zamieszkała z nami ponownie kiedy urodziłam drugą córkę i musiałam wrócić do pracy – kolejny rok. jak jadę Ją odwiedzić gotuje mi zrazy i robi śledzie (które uwielbiam).

    moje córki mają 4 i 7 lat. chcę być przy nich zawsze. chcę odbierać telefon za 20 lat i mówić „cześć słoneczko moje najdroższe”, chcę. chcę się śmiać i płakać razem z nimi.

    ale Ania pewnie też chciała … jak myślę o jej dzieciach ogarnia mnie przeogromny smutek i żal … bo „nie ma na świecie większej siły i potęgi niż Mama”

  16. Ta cała sytuacja związana z Anią, pokazuje nam, jak krótkie i kruche jest nasze życie…Żyjemy jak bąbel na wodzie, nigdy nie wiadomo kiedy pęknie?! Dlatego nie warto tracić czasu na kłótnie, zły czas, czas który jest najcenniejszy!

  17. Julio, moja mama odeszła gdy miałam 27 lat. Dzisiaj mam 41 lat i od tamtej pory moje oczy już nie błyszczą i nie śmieją się …. Ale taki jest już w życiu

  18. Wiele osób pisze tu o Bogu i powiem tak: On nie ma nic do rzeczy….. nie ma wpływu, czy gałąź się urwie, czy ktoś zachoruje, czy będzie powódź. On jest ponad to wszystko. Serio.
    A pisanie,że on nie ma „serca” jak Ktoś mógł zabrać …. wiara – pojęcie o wierze (w skrócie napisane)z poziomu 6 latka wg mnie.

    1. bardzo proszę Was o nie dyskutowanie i „obrażanie” się od 6latków na moim blogu.
      Aniu, każdy ma prawo do swojej opini. niech Ją wyrazi, ale przy tym nie dogaduje Komuś. to nie forum internetowe gdzie każdy skacze sobie do gardeł.
      niech bedzie moiejsce gdzie może być po prostu miło choć każdy z nas inny jest.

  19. Wiesz Julia, a ja chciałabym zbudować taka ciepłą, rodzinną, przytulną więź z moją Maryś, że jak źle, jak dobrze, to niech wali jak w dym, że pochwalę, przytulę, ukocham, wymiziam ulubione lody zawsze w lodówce czekać na nią będą i kubek z Krecikiem. Julia ja nie mam żadnego wzoru wyniesionego z domu, przez całe moje życie (28 lat) nie pamiętam, żebym usłyszała choć jedną miła rzecz, poczuła się ważna, najważniejsza, była choć jeden- maleńki raz pochwalona, przytulona, a słowo kocham- nigdy go nie słyszałam. Wiem jak bardzo ważne jest słowo, to dobre, te małe rzeczy, że się ślicznie uśmiechasz, a oczy to masz takie niebieske, a tych kloców, fidermoszków to nikt tak nie rozrzuca jak Ty, że przytulić codziennie trzeba, wyściskać, ślimaków razem poszukać, że gorszy dzień zauważyć, że lewą nogą ktoś wstał i dzisiaj szczególnie rozśmieszać i przytulać cię trzeba, na ucho bajki zmyślane szeptać zmartwić się, czy nos Ci za bardzo już nie zmarzl i pomidorowej nie gotować wcale bo nie lubisz przecież, ta pewność, że jak zawołasz mama, to zawsze przyjdę, bedę, ze nic ważniejszego jak być z Toba, nie kursy, kariery, wyjazdy, szkolenia, tylko Ty, bo co mi po tych pieniadzach papierkach jak to co teraz ngdy nie wroci i nic sie nie nadrobi i dziecinstwo jest jedno. Bardzo powinnaś doceniać (wiem, że doceniasz 🙂 to jaką masz cudowną rodzinę.

  20. Siedzę z moim synem owiniętym w chustę i „przyklejonym” do mnie całym sobą i wściekam się, że łzy mi poleciały na jego czoło. Bardzo wzruszające, co napisałaś.

  21. Pięknie Juleczko, jak zwykle pięknie, poruszająco i tak głęboko.
    Ja nie mam tak cudownych wspomnień z mamą, ale podpisuję się pod tym, co piszesz.
    Mówią, że podobno Bóg nie widzi zła, że inaczej patrzy na świat.
    Hmm, taki niby mądry, a nie widzi.

    Z drugiej strony – choć to też okrutne – być może to są takie „boże prztyczki” – bo narzekamy, bo wpadamy w depresje, bo ciągle chcemy lepszego życia, kłócimy się, mamy pretensje do dzieci. A potem przychodzi wiadomość, lecisz do swojego dziecka, przytulasz je i dziękujesz temu Bogu, że to dziecko jest zdrowe, że Ty zdrowa, że wszystko inne jest nieważne i obiecujesz sobie, że od tej pory będziesz doceniać to, co masz, że nie będziesz narzekać. Aż… do następnego razu.

    Nie wiem, czy Bóg istnieje czy nie. Byłoby dobrze gdyby istniał.
    Wiem za to coś innego. Rak, nawet ten trzustki może być wyleczalny. Są metody, są leki. Są witaminy i inne substancje odżywcze. Tylko jest też Big Pharma, której nie opłaca się ani nas leczyć, ani dopuszczać do informacji. Wszelkie wynalazki, wszelkie odkrycia – kiedyś szły do społeczeństwa, nauka działała na rzecz ludzi. Teraz nauka działa na rzecz przemysłu i wszelkie wynalazki idą właśnie tam. Bo też i nauka może nie miałaby pieniędzy na finansowanie badań, więc daje je przemysł, ale coś za coś.

    Śmierć Ani strasznie mną wstrząsnęła, akurat dzień wcześniej miałam poważną dyskusję z córką. Dziś się zastanawiam „o co ja właściwie się czepiałam?”
    Piękna, mądra, cudowna kobieta. A dzieci już naznaczone smutkiem, tragedią…

    1. No niestety Agato. Nie każdego raka da się wyleczyć, choć zawsze trzeba próbować. I nie załatwią tego „witaminy”, choćbyś ich zjadła wagon, tylko leki, chirurgia, radioterapia. A pisanie takich rzeczy może komuś zaszkodzić. Pomyśl o Magdzie Prokopowicz, która zmarła być może też dlatego, że uwierzyła oszustom, szarlatanom i dwa lata zmarnowała na medycynę niekonwencjonalną. Ja też walczyłam z rakiem piersi, przeszłam chemię, radioterapię, operację. Żyję. I wiem, że jeśli będę żyć jeszcze długie lata, to dzięki Bogu i medycynie właśnie – lekarzom, chemii.
      W temacie: życie, śmierć… to tajemnice… Tak, mnie to też złości, ale… My tak mało wiemy, tak mało ogarniamy. Nie możemy powiedzieć, że tak albo inaczej jest lepiej czy gorzej. Ja akurat wierzę, więc zacytuję: „Bo myśli Moje nie są myślami waszymi, ani Moje drogi waszymi drogami”. Ania też wierzyła, uszanujmy to.

      1. ” Ja akurat wierzę, więc zacytuję: „Bo myśli Moje nie są myślami waszymi, ani Moje drogi waszymi drogami”. Ania też wierzyła, uszanujmy to.”
        W pełni się z tym zgadzam. Dla mnie piękne jest jej świadectwo. W wywiadzie mówiła, że wypowiadala się pierwszy raz od trzynastu lat i przyjaźni się z Bogiem nikomu tego nie narzucając. Myślę, że ona wiedziała że może jej zabraknąć. I wierzyła Bogu. To sprawia że dziś wierzę Mu mocniej.

  22. Kiedy zmarła moja siostra miała 38 lat a mój siostrzeniec 13, w ogóle nie był przygotowany na niej śmierć 🙁 krzyczał na nas ( rodzinę najbliższą – czemu to jego mamę spotkało, nie wychodził z pokoju bałam się,że już go też stracimy bo zamknie się w jakimś swoim świeci lub tym wirtualnym. On nie mógł zrozumieć że teraz musi myśleć o sobie i cieszyć się tym co ma wokół siebie. Po dwóch latach jest postęp – chodzi do szkoły, uczy się, jeździ na rowerze, gra w piłkę – żal ma nadal,że nie ma mamy
    Żal ma moja mama która straciła swoją córkę – którą wychowała( jak potężne to słowo jest jak się człowiek zajmuje przez 38 lat i więcej swoim najukochańszym dzieckiem) wydała za mąż, była świadkiem przyjścia siostrzeńca i sądziła że zobaczy jak jej córka się starzeje pięknie ale tego już jej nie było dane:(
    Siostrę też zabił rak…

  23. Pięknie to ujęłaś..brak słów aby opisać ta tragedie..życie jest niesprawiedliwe..niestety tez 7 lat temu straciłam mamę..do dziś dnia czuje ogromny ból i każda taka tragedia na nowo to bolące serce otwiera,..dziś jestem mama dwójki dzieci i niewyobrażam sobie nie dozyc starości z moim mężem i nie widzieć jak nasze dzieci dorastają i mam nadzieje stają się dobrymi ludźmi i późniejszymi rodzicami..ból ogromny ..łzy same lecą..

  24. Nie wiem kto, ani po co… Sama straciłam rodziców, Tatę w wieku 14 lat a Mamę jak miałam 23. I choć mówi się, że czas leczy rany to tak nie jest… Po prostu uczymy się z tym żyć, ale cierpimy tak samo. I jak czytam takie wpisy jak ten, gdy opisujesz jak Mama się zajmowała Tosią gdy rodziłaś Benka… nawet nie wiesz jak bardzo ci zazdroszczę i jakie czuję ukłucie zazdrości…Bo tak strasznie bym chciała, żeby moja Mama mogła przytulić moją Zośkę, i pobyć z nią trochę gdy ja będę rodzić drugie dziecko. I ile bym dała, żeby móc do niej zadzwonić i zapytać o przepis na to ciasto, które co niedzielę lądowało na naszym stole… Albo wypić kawę na tarasie w moim domu, którego Ona nigdy nie widziała… I żeby mogła mnie przytulić przed moim ślubem i powiedzieć, że pięknie wyglądam… I boli mnie to każdego dnia, nawet jak to są piękne, radosne dni, jest mi przykro że jej nie ma. Ale wiesz, mimo że miałam moich rodziców tak krótko, to byli najwspanialsi na świecie. I nauczyło mnie to cieszyć się z każdej błahostki, każdego dnia, bo nie wiemy co nam jest pisane… Mam jedynie nadzieję, że mam tego czasu przed sobą naprawdę dużo.

  25. Dziewczyny, jak chcecie zeby wasze dzieci mialy jaknajdlużej mame to dbajcie o siebie! Moja mama miala raka wiec wyczytalam chyba wszystko na ten temat i wiecie jaki mam moral? Ze rak to nie jest choroba (dlatego nie ma leku) tylko sygnal od naszego organizmu, ze w naszym zyciu jest cos nie tak. I nie chodzi tylko o tzw niezdrowy tryb życia tylko o higiene umysłu. Wiecie, że zamartwianie sie, stres, żal, chore ambicje, zazdrosc, rożne problemy zamiatane przez lata pod dywan itp powoduja gorsze zmiany w naszym organizmie niz zle jedzenie? Nasze negatywne mysli potrawia uruchamiac reakcje chemiczne i zatruwaja nasz organizm. Ja skupiam sie teraz na tym aby w moim zyciu panowała harmonia i tego tez wam zycze.
    PS moje dzieci (3 i 5lat )wieczorem po paciorku zawsze mowia 5 rzeczy za ktore sa wdzieczne, polecam ten pomysl, czasem w ten sposób otwieraja sie na rozne zwierzenia ktorych w dzien nie sposob z nich wyciągnąc

    1. Piekna piosenka..
      ja rowniez nie moge dojsc do siebie.. jest mi tak strasznie przykro, ze musiala odejsc tak wspaniala osoba.. Ja mam rowniez 3 dzieci w wieku 8, 6, 4 lata nie moglabym sobie wyobrazic, ze mogli by sie wychowywac beze mnie… nie rozumiem dlaczego Bog laczy dwojej wspanialych ludzi, ktorzy sa szczesliwi, rodza im sie dzieci.. radosc i milosc .. rodzina-sens istnienia.. maja wszystko i nagle odchodzi tak wazna osoba jak mama..
      Mysle o Ani jadac autem i mysle i probuje zrozumiec, lecz zrozumiec nie potrafie….

  26. A ja wierzę, że Bóg „zabiera” w najlepszym momencie, choć trudno to zrozumieć, choć dla nas to niepojęte. Nie wiadomo, jak wyglądałoby dalsze życie tych, którzy odeszli, jaką drogą by poszli, jak bardzo by cierpieli. Tak to kiedyś tłumaczyłam pewnemu chłopcu, który stracił ojca i który potrzebował wytłumaczenia. A ci bliscy, których tu nie ma, czekają gdzieś na nas. Widzę w tym sens, choć czasem, jak chyba każdy, wątpię.

  27. tak bardzo po nagłej i niedawnej śmierci chłopaka mojej siostry boję się śmierci swojej i/lub moich najbliższych, że aż boję się o tym myśleć i mówić. dużo rzeczy nie jestem w stanie sobie wyobrazić, a zarazem od tego nieszczęsnego wypadku zrozumiałam jak dużo mam w sobie empatii i bardzo dobrze potrafię zrozumieć cierpiącego człowieka, jego smutek, żal i tęsknotę, że cierpię każdego dnia, kiedy widzę Jej twarz. Nie przypuszczałam, że śmierć w zasadzie dalekiej mi osoby tak bardzo zrani moje serce. Tylko, że teraz jestem słabsza, dużo słabsza psychicznie… i też tak jak Ty nie potrafię zrozumieć…

  28. no właśnie kto , współczuję dzieciakom wychowującym się bez mamy ,nikt i nic nie zastąpi matczynej miłości ciepła zrozumienia i mimo że mam już 36 lat a straciłam mamę mając lat 11 to im jestem starsza tym bardziej mi jej brakuje i zawsze będzie, tęsknota pozostaje na całe życie

  29. Piękne,nic dodać nic ująć.Wzruszyłam się,łzy kapią mi po policzkach same bezwładnie spadając…mam 34 lata,dwójkę cudownych dzieci i jestem przerażona kruchością życia.Patrząc na nie czuję się bezgranicznie szczęśliwa ale boję się .W mojej rodzinie też jest rak…czy we mnie,tego nie wiem.Staram się o tym nie myśleć,ale gdzieś z tyłu głowy…Śmierć Ani jest koszmarem dla kochających ją i dla nas wszystkich.Nie powinno się odchodzić w kwiecie wieku,zostawiać najbliższych.

  30. Pięknie napisane. Czytam trzymając swoją tygodniową córeczkę przy piersi i gdy na nią spojrzę, nie wyobrażam sobie, aby kiedyś mogło mnie przy niej nie być… w tych najważniejszych chwilach w życiu nie wesprzeć dobrą radą, lub pomilczeć wspólnie, jak będzie trzeba…
    Przykre jest to bardzo, czasem warto się zatrzymać i przemyśleć co jest dla nas najważniejsze, bo niestety choroba nie wybiera, nie patrzy, czy masz dzieci, wnuki, czy może kochającego partnera u boku 🙁

  31. moja przyjaciółka straciła nogę w wyniku choroby, młoda dziewczyna. latami się wściekała i buntowała, bardzo. teraz – a bez nogi założyła rodzinę, urodziła wspaniałe dzieciaki – mówi: gdybym miała tą nogę, to poszłabym złą drogą, bo taki miałam plan… a skąd my mamy wiedzieć, ile nam dane czasu, jaka diagnoza przed nami… a skąd mamy wiedzieć, co jest lepsze, skoro konsekwencje dopiero przed nami… to, że szukanie sensu jest czasem piekielnie trudne, nie znaczy, że należy odpuszczać i nie szukać go wcale…
    Ania w ostatnich wywiadach mówiła, że jest pogodzona, szczęśliwa… i tak miała więcej czasu, żeby siebie i najbliższych oswoić z tą sytuacją niż ci, którzy tracą rodziców nagle – i tu wiem, co mówię… czemu Ty się, Julio, buntujesz za nią? nie trzeba się buntować, bo to niczego nie zmieni, trzeba siebie zapytać, czy ja zachowałabym się godnie w takiej sytuacji, czy znalazłabym sens, żeby swoich dzieci nie zostawiać w bezsensie…
    moja Mama nauczyła mnie takiej modlitwy: Panie, daj mi pogodę ducha, abym pogodził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagę, abym zmieniał to, co mogę zmienić i mądrość, zebym umiał odróżnić jedno od drugiego.

  32. Kto czuje się tak bezkarny i wszechmogący by zabierać dzieciom Matkę?!
    To ja ci Julio odpowiem
    ten sam, który innej matce wkłada nóż do ręki,
    ten sam, który mówi co dobre, co złe
    ten sam, który daje broń do ręki dziecku,
    ten sam, który temu dziecku podtyka narkotyki,
    ten sam, który czuje się panem życia i śmierci
    ten sam, który myśli, że wie wszystko,
    ten sam, który sprawia, że rodzą się dzieci chore lub nie rodzą się w ogóle,
    ten sam, który pozwala by ludzie z głodu umierali,
    ten sam, który nas truje, określając jak wielką dawkę zawartości tablicy Mendelejewa można wpompować w jedzenie
    ten sam, który dla „naszego bezpieczeństwa” kolejną tarczę rakietową buduje
    ten sam, który powoli lecz systematycznie sam się niszczy
    CZŁOWIEK
    tylko człowiek jest na tyle bezczelny by uważać się za wszechmocnego.
    Mojego Boga bym do tego nie mieszała, On ewentualnie podłoży mi poduszkę (z siły zrobioną) gdy kolejny raz będę upadać.

    Ja też jestem matką trójki dzieci i od niedzieli myślę co by było… gdyby mnie już nie było… i z każdą taką myślą doceniam bardziej chwilę obecną. Ten deszcz za oknem, szarlotkę na stole. Patrzę na córki które po raz tysięczny demolkę robią w swoich pokojach, patrzę na syna , tę malutką kruszynkę i dziękuję, że dany jest mi kolejny dzień i tylko proszę bym go nie zmarnowała.

    Pozdrawiam cię Julio serdecznie

  33. Ja płakałam przedwczoraj, wczoraj, i dziś ściska mi serce. Tym bardziej, że moja Ania teraz leży w szpitalu z podobnym nowotworem… i też krzyczę i walę pięścią w stół… i zastanawiam się gdzie jest Bóg. Bóg, który dobro pochwala a zło potępia… ironia.

    1. Iwonko..

      Na Twój komentarz nie potrafię nie odpowiedzieć.

      Siedziałam na podłodze i nie miałam już łez. Serce pękło mi na pół. Nic już nie czułam bo mój ból powoli przechodził w pustkę. Mój świat runął. I w tym amoku zaczęłam krzyczeć w duchu: no gdzie, gdzie teraz jesteś? Taki jesteś dobry? A potem w głowie myśl: że On jest ze mną. Na tym moim krzyżu. I ze mną cierpi.

      „Płocko” Cię ściskam i życzę każdego dnia wypełnionego nadzieją.

  34. Bardzo smutne jest to, co się stało. Każdego gdzieś tam dotknęło, każdy zastanowił się przez chwilę nad kruchością życia.
    Problem w tym, że nie Ona jedna odeszła, zostawiając małe dzieci, które już nigdy nie przytulą się do niej.
    Ta smierć pokazała, że w jej obliczu wszyscy jesteśmy tylko pyłem, że pełen portfel jej nie przekona, że małe dzieci, że ból, niestety.
    W moim najbliższym otoczeniu w ciągu miesiąca odeszły 3 młode kobiety. Jedna osierociła 6-letnią córeczkę, miała 26 lat. Druga, 30-letnia, mama 2-letniego bąbla i drugiego, którego nigdy nie zobaczyła, bo lekarze podtrzymywali ją przy życiu, aby mógł się urodzić nowy człowiek. Trzecia, 40-letnia, zostawiła dwie nastolatki. O nich nikt glośno nie mówił, nad ich dziećmi zapłakała mała garstka ludzi.
    Każda śmierć przynosi ruiny, rujnuje spokój, poczucie bezpieczeństwa, wiarę w wyższe dobro.

    Każdemu z tych osieroconych dzieci należy się chwila zamyślenia, chwila pocieszenia, mała łza. Łza, która popłynie, bo wielokrotnie strata Mamy w takim wieku przynosi długotrwałe konsekwencje i ból.
    M.

  35. Dziękuję za ten post Julio. Za przypomnienie o tym jak ważna jest mama w życiu każdego człowieka, nawet dorosłego. Bo czasami, w natłoku spraw dnia codziennego o tym zapominam. Warknę, wkurzę się, że pyta o to samo po raz trzeci, a potem w duchu wyzywam samą siebie, że taka byłam niedobra, idę całuję przepraszam. Jestem już dorosła. Może nie tak bardzo jeszcze, bo mam 23 lata. Ale jak przeczytałam o śmierci Anny Przybylskiej płakałam w poduszkę jak dziecko, prosząc Boga by chronił moich najbliższych. Teraz pisząc to łzy płyną mi po policzkach, kiedy tylko pomyślę, że kiedyś ich stracę. Jest jeszcze tyle rzeczy, które muszą zobaczyć, w których muszą mi pomóc. Moją mamę dotykało w życiu wiele chorób, między innymi nowotwór. Teraz jest zdrowa, choć to zdrowie wątłe dość. Ważne, że jest. Bo nie ma w życiu nic, NIC ważniejszego niż zdrowie. Pozdrawiam serdecznie.

  36. Mam 27 lat, 20. miesięcznego synka i córeczkę, która przyjdzie na świat w lutym. I ostatnio dowiedziałam się, że moje życie jest zagrożone. Nie mogę nic zrobić. Muszę czekać do 30. tygodnia ciąży. Codziennie płaczę w poduszkę i zastanawiam się, czy dostanę szansę od losu aby wychować swoje dzieci… Informacja o śmierci tak wspaniałej kobiety, matki 3 dzieci jeszcze bardziej mnie rozbiła. Piękna, utalentowana, sławna, bogata. Bez szans. Nie ma jej. A ja … zwykła młoda kobieta, która zapragnęła być matką…

    1. Każdy ma szansę i trzeba w nią wierzyć do samego końca. Nie wolno się poddawać !!! Trzymam za Ciebie mocno kciuki – odezwij się jak już będzie po wszystkim, Powodzenia ♥

  37. Czytam i łzy z oczu spływają bo mysle podobnie – KTO ??? i DLACZEGO ????
    Początkiem marca zmarła moja znajona DZIEŃ PO WYDANIU NA ŚWIAT SWOJEGO PIERWSZEGO DZIECKA !!! Do dziś nie mogę przestac o tym myslec 🙁 W dodatku wcześniaka – urodzony w 7 miesiącu….Ona 34 lata…2 lata po ślubie….On został sam….na obczyźnie ( bo nie mieszkali w Polsce ) …sam …z noworodkiem ! Brak słów 🙁

  38. O Boże, Julio…ale mi dołożyłaś…29 maja 2013 roku zadzwoniła do mnie Mama i krzyknęła: Ja chyba umieram…upuściła telefon a ja chyba z pół godziny słuchałam co się dzieje 150 km ode mnie…reanimacja, krzyki, wzywanie pogotowia…już nie zobaczyłam jej przytomnej,..na drugi dzień w mojej obecności lekarze odłączyli maszynę, która za nią kilkanaście godzin „żyła”…Moja córcia jest kilka miesięcy młodsza od Twojej a w tamtym czasie Babcia była codziennie w jej życiu, …albo osobiście albo śpiewała jej i opowiadała bajki przez telefon. KTO I JAKIM PRAWEM NAM JĄ ZABRAŁ?!?!
    Od niedzieli, kiedy myślę o pozostawionej trójce Anny płaczę…Na to nigdy nie jest się gotowym:-(

  39. Kiedy byłam małą dziewczynką, chciałam szybko dorosnąć, żeby… żeby nie bać się śmierci. Dorosłam i boję się jej jeszcze bardziej, przeraża mnie. I zastanawia, po co dane jest nam to życie, kiedy musimy je stracić. I skoro żyjemy dosłownie przez chwilę, dlaczego są choroby, jest cierpienie. Jaki to ma sens. Wierzę, ale gorycz przepełnia mnie coraz bardziej.
    Dzieci, które wcześnie stracą matkę, już nigdy nie będą takie same. Ojciec mimo najlepszych chęci i miłości nie będzie w stanie zrekompensować tej pustki, która pozostanie.

  40. Sami jesteśmy sobie winni… Ja wiem, to niesprawiedliwe że jednych to dotyka a innych nie. Nie wszyscy możemy być zdrowi i nie wszyscy będziemy umierać na raka… To my sami zgotowalismy sobie taki los..papierosy, smieciowe jedzenie, dym z komina..

  41. jejku.. cały czas płacze jak sobie pomyślę o dzieciach pani Ani.. świat jest taki niesprawiedliwy! mam 20 lat i nie wyobrażam sobie straty rodzica..

  42. Ja w swoim życiu zadałam sobie zgoła inne pytanie. Kto/co i jakim prawem odbiera matkom dziecko? Ale z czasem zrozumiałam, że każda śmierć ma jakieś znaczenie. Po śmierci synka bardzo dużo zmieniło się w moim życiu. Bardziej doceniam to, co mam, bardziej kocham swoich bliskich i zaczęłam wierzyć w Boga. Przed śmiercią synka byłam ateistką, a kiedy on odszedł tak nagle (lekarze nie znaleźli przyczyny, a przynajmniej tak powiedzieli, synek miał 1,5 roku), zrozumiałam, że nie chcę myśleć, że to już koniec, że chcę wierzyć, że Piotrusia nie ma, ale tylko tutaj na ziemi i że gdzieś tam jest i czeka na mnie. Myślę, że Bóg osiągnął to, co zamierzył. Teraz nie tylko wierzę w Boga, ale wierzę również w to, że moje dziecko nie umarło bez sensu i tylko dlatego pozbierałam się po tej stracie. Myśl, że śmierć synka ma znacznie pomaga mi żyć dalej. Każdy pewnie tłumaczy sobie inaczej śmierć bliskich.

  43. Wg mnie pewnych rzeczy nasz ludzki umysł nie jest w stanie ogarnąć, zrozumieć, wytłumaczyć, choćbyśmy nie wiem jak się starali… Po prostu się nie da i już… Być może dowiemy się o tym kiedyś , być może nie… To dla jednych jest kwestia wiary, dla innych materii, dla jeszcze innych jest to jeszcze jakiś inny wymiar… Życie byłoby zbyt proste, gdyby wszystko, dosłownie wszystko, dało się wytłumaczyć przy użyciu ludzkiego umysłu… Żeby nie było, że się mądrzę: moja babcia zmarła na raka trzustki w wieku 69 lat, dziadek na białaczkę w wieku 47, ciocia w wyniku niepoprawnie przeprowadzonego cesarskiego cięcia (w roku 1982) mając zaledwie 31 lat (osierociła dwóch synów: 5-letniego oraz 7-dniowego)… A ile jeszcze śmierci wśród znajomych, sąsiadów, w różnym wieku?… Życie i śmierć to zbyt skomplikowane rzeczy, aby można je było tak po prostu wytłumaczyć… Pozdrawiam!

  44. Przyznam się , ze czytając Wasze posty – boje się – boje się, bo jest Was tak dużo w wieku około 30 -tki, z ciężarem braku Rodziców – boje się, bo mam to szczęście, ze mam Mame i Tate – 69 lat i 77 lat – i pewnego dnia jakby nie patrzeć ich zabraknie i co wtedy ?
    Moja Mama gdy zabrakło Jej Mamy powiedziała : dopiero kiedy zabraknie rodziców, to człowiek przestaje być dzieckiem tylko jest dorosłym człowiekiem. O jakie to trudne!
    Kiedy dzieci tracą za wcześnie Matkę, i kiedy Matka za wcześnie traci dziecko.

    Julio, a Ty z ta Twoja wrażliwością, mnie zdobyłaś ! Takich wrażliwców jak Ty potrzebuje wokół siebie! Dzięki. Bo ja taki sam przypadek..

    Przepraszam za brak niektórych polskich liter, ale klawiatura się „obraziła”

  45. Nie ma sensu zadawać sobie takich pytań… Tak jak dziś już wiem, że nie ma sensu płakać nad tym, że ja w wieku 10 lat zostałam pozbawiona możliwości napisania wszystkich pięknych zdań, które czytam u Ciebie…
    Żeby żyć, jakkolwiek jako dziecko funkcjonować po takiej stracie, musiałam patrzeć inaczej – doszukiwać się jej niewidzialnej obecności podczas klasówek, które cudem, udawało mi się zdać, bo np. olałam naukę poprzedniego dnia albo wtedy, gdy stanowczo zbyt wiele rzeczy udawało mi się – z logicznego punktu widzenia- zbyt łatwo i szybko.

    Dziś wierzę, że czuwa nad moją córką i choć może nie dowiem się , jak upiec najlepsze na świecie ciasto, ani co zrobić, gdy Mała nagle dostanie gorączki, nie dane mi porozmawiać z nią o tym, jak to jest mieć dzieci dwójkę a nie jedno to wierzę i staram się chłonąć jej „obecność” przejawiającą się w efektach decyzji, które podejmujemy czasem jak marionetki ciągnięte za odpowiednie sznurki.

    Jedyne co możemy robić na co dzień to każdego dnia, w każdej sekundzie budować w naszych dzieciach najpiękniejsze wspomnienia, które będą z nimi zawsze, długo po tym jak nas zabraknie.

  46. Widziałam na Instagramie Ani, że czytała książkę „Bóg nigdy nie mruga”. Zaczęłam dziś czytać i przerwałam, bo chyba żadne mądrości nie są w stanie odpowiedzieć mi teraz na pytania, które boleśnie wiercą w sercu kolejną dziurę. Może to są pytania, na które nie ma odpowiedzi, a może są, ale nigdy tych odpowiedzi nie poznamy, albo może kiedyś. Nie spałam dziś prawie całą noc, myślę, ryczę, myślę. Milion takich sytuacji na świecie, ale czytasz o milion pierwszej i ból ten sam. Boże, boże czy któżże tam, takich rzeczy się nie robi, nie robi!!! Jak żyć. Cholera jasna nie wiem. Nie umiem się pogodzić, nie umiem znaleźć przyczyny, ale wierzę, bynajmniej wierzyć chcę. Wiesz Jula, ja wierzę w Boga, wierzę, choć czasem się zastanawiam czy ta wiara to też nie trochę tak z pobudek egoistycznych, bo ja chcę wierzyć, w gdzieś, tam, kiedyś, bo nie jestem w stanie pojąć śmierci, nie wyobrażam sobie, że śmierć rozdziela ostatecznie i wierzę, że przecież kiedyś się jeszcze spotkamy i odrobinę mi lepiej, odrobinę, bo boli nadal rozrywając serce. Mama to potęga, o tak, Mama to cud tego świata. I tak sobie teraz czytając te Twoje zdania myślę (choć i tak nie jestem w stanie tego zaakceptować), że śmierć daje ten Kto daje cud życia, że może Matki dzieciom zabiera ten Kto tym dzieciom Matki daje, że za Matkę-potęgę i siłę tego świata wdzięczni powinniśmy być, bo może to, że Matka dana jest, była to cud i siła. I tak sobie myślę, myślę, ale to wszystko takie może tylko może, bo dziś chyba jednak bardziej pojąc nie mogę Kto do cholery Matkę zabiera ;(

  47. a ja mam dzisiaj 40 lat, rok po moim ślubie czyli 15 lat temu musiałam pożegnać się z moją mamą….nie doczekała narodzin ani mojego syna (2002), ani mojej córki (2011) i mimo upływu tylu lat mam w sercu dziurę….nieopisaną pustkę …

  48. Boże jak mi żal tych dzieci, mi jako córce i matce dwójki dzieci. Błagam obym mogła z moimi córkami byc jak najdłużej i nie dla mnie a właśnie dla tych moich córek.

  49. Tak czytam sobie te wszystkie komentarze i myślę sobie że życie człowieka, który nie wierzy w siłę wyższą musi być straszliwie smutne i płytkie. Bo jeśli przyjdą ciężkie chwile to do kogo się zwrócić? Kogo prosić o cud? Komu wyszeptać swoje niepokoje. Komu wykrzyczeć ból? Wszechmogący jest tylko Bóg. I nie warto dyskutować z Jego wyrokami i decyzjami. Naprawdę nie warto.

  50. Byłam ciekawa czy jakieś słówko, wspomnienie, jakiś komentarz pojawi sie na blogu…czułam ze tak…czekałam…no i się nie pomyliłam …smutno mi bardzo…od kiedy jestem mamą takie historie mnie wręcz paraliżują …. 🙁

  51. Myślę, że najlepszym komentarzem będą tu słowa samej Ani, któe wypowiedziała w wywiadzie dla magazynu Viva w lutym tego roku:
    „Przesterowałam moją głowę na pozytywne myślenie, żeby cieszyć się życiem. I walczyć, bo mam o co. I wiesz, co – wyspowiadałam się pierwszy raz od 13 lat. Teraz znowu kumpluję się z Panem Bogiem, chodzimy co niedziela na kawę (…) Bardzo dobrze mi z tą przyjaźnią, lecz nie narzucam nikomu mojej wiary, nie manifestuję jej i nie zmuszam innych, aby razem ze mną na tę niedzielną kawę chodzili. Ale uwierz mi, że po tych spotkaniach jest mi naprawdę o wiele lżej. I myślę, że dostałam swoją lekcję od Niego w jakimś celu. Po coś.”

    I to jest właśnie WIARA, że On chce dla nas tego, co najlepsze…UFNOŚĆ, że to, co nas spotyka zawsze jest po coś…Nie możemy tego pojąć, bo jak mówi Biblia:
    „Bo myśli moje nie są myślami waszymi
    ani wasze drogi moimi drogami (…).
    Bo jak niebiosa górują nad ziemią,
    tak drogi moje – nad waszymi drogami
    i myśli moje – nad myślami waszymi.
    Zaiste, podobnie jak ulewa i śnieg
    spadają z nieba
    i tam nie powracają,
    dopóki nie nawodnią ziemi,
    nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju,
    tak iż wydaje nasienie dla siewcy
    i chleb dla jedzącego,
    tak słowo, które wychodzi z ust moich,
    nie wraca do Mnie bezowocne,
    zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem,
    i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa.”

  52. Takie jest życie, że ktoś się rodzi, ktoś umiera. Niby to banał, ale takie są fakty. Smutne, przykre, nie do zaakceptowania momentami, ale niestety każdy kiedyś odejdzie. Jestem osobą wierzącą, więc nie mam pretensji do Boga o takie wydarzenia, choć wiadomo, że to nie jest miłe. Dlatego staram się cieszyć każdym dniem, bliskimi i jestem wdzięczna Bogu za to co mam, choć oczywiście nie mam wszystkiego, co chciałabym mieć, ale nie każdy ma wszystko. Tak to już jest. Masz jedną rzecz, to innej już nie. Poza tym gdybyśmy mieli wszystko, to byśmy tego nie doceniali. Pozdrawiam

  53. Ja też płaczę, wzruszam się, śmierć Ani była dla mnie szokiem, bo nie wiedziałam nawet, że ona choruje… Taka piękna, młoda i w dodatku sławna kobieta… i tym bardziej boli, że mama małych dzieci… Sama jestem mamą i często jest mi trudno zrozumieć życie…
    Ale wierzę w Boga, a jak i w Niego to zatem w istnienie Szatana również – zobacz, że o nim się nie mówi, coś złego się stanie – to wszyscy mają pretensje do Boga! Nikt nie powie, ze ktoś zabił itp bo się zatracił, bo powierzył swe życie temu drugiemu, który też ma niestety swą moc… Wiele chorób tego swiata bierze się właśnie z tego, że mamy jedzenie pełne chemii… bo lekarstwa, które mają leczyć jakąś chorobę, podobno pomału szkodzą nam na inną część naszego organizmu – to wielkie korporacje, które się tym zajmują… dlaczego? bo z tego mają pieniądze. A ktoś kto chce mieć dużo pieniędzy, władzę na tym świecie (idąc właśnie po trupach) nie działa w imię Boże… znów się kłania Szatan – on – sprawca wielkiego zła na świecie… Bóg jest wszechmogący, ale ten drugi też wiele może i im więcej zła jest na świecie, tym większa niestety jego siła 🙁 Szatan dużo może, ale to dlatego, że ludzie mu na to pozwalają, nie miejmy pretensji do Boga oto…

    Pozdrawiam,
    Dagmara

  54. No i ryczę cholera.
    Moja mama tez by dla mnie wszystko… Tata przyjechał. A w walizce pierogi robione przez nią własnoręcznie, żebyśmy miały z Polski, od niej. I gołąbki. I sok, bo pamięta, ze tak mi smakował ostatnio… Za każdym razem tłumaczę jej, ze nie trzeba, ze mamy co jeść, a jedzenie w Niemczech tanie, ze aż śmiech bierze…. A ona za każdym razem i tak gotuje, kupuje, podaje, wozi…. mama…

  55. Tak Mama jest niezastąpiona. Jak nikt scaka rodzine i daje poczucie bezpieczeństwa. Ja tez to wszystko straciłam 1,5 roku temu gdy rak zabral moja Mamę, a mialam 31 lat i bylam w 8 miesiącu ciąży z Jej wnukien ktorego nigdy nie poznala. Boli boli i boli i czas nie leczy ran i nawet nie przyzwyczaja do bólu bo ciągle kłuje w innym miejscu

  56. Julko, to nie tak.
    Życie jest darem. Darem Boga. Nie jest ono samo dla siebie i nie jest celem samym w sobie, a jedynie drogą do celu.
    Gorąco polecam Ci przeczytać tekst, na który dziś natrafiłam:
    „Chcemy się z Wami podzielić refleksją, która towarzyszy nam od wczoraj, a pojawiła się gdy przeczytaliśmy informację, która obiegła cały internet: śmierć Ani Przybylskiej z powodu raka.

    Rak zawsze był chorobą naznaczoną społecznie. Jeśli usłyszałeś taką diagnozę u lekarza, to równało się to z wyrokiem śmierci. Obecnie jednak można zaobserwować epidemię tej choroby i kompletną bezradność wobec niej.

    Lęk przed rakiem towarzyszy chyba wszystkim. Boimy się śmierci a już szczególnie śmierci związanej z ciężką chorobą. Nie potrafimy sobie wyobrazić, co byśmy zrobili i czuli gdyby spotkało to właśnie nas…

    Dwa miesiące temu usłyszeliśmy u lekarza diagnozę, że Tomek ma raka. W pierwszej chwili doznaliśmy szoku i pomyśleliśmy: życie ale nas testujesz!

    Jednak po chwili zrozumieliśmy, że to kolejna lekcja do odrobienia, kolejny stopień wtajemniczenia i szansa na kolejną zmianę życia. Wiemy, że dostaliśmy tę chorobę nie po to aby chorować (to by nie miało sensu!) ale po to, aby zrobić z niej użytek. By zrodziło się z niej coś dobrego dla nas i dla innych!

    Postanowiliśmy zatem zaakceptować to co przynosi nam Rzeczywistość i podjęliśmy NAJWIĘKSZE I NAJWAŻNIEJSZE zadanie w życiu – uleczyć się z raka w 100 dni.

    Obiecujemy Wam i składamy publicznie zobowiązanie, że jeśli nasze sposoby zadziałają, napiszemy o tym książkę, a następnie założymy fundację, która będzie pomagała ludziom w chorobie utrzymać wewnętrzną siłę i spokój, a także uleczyć się z lęku przed śmiercią.

    To co się dzieje w szpitalach jest trudne do opisania, kondycja psychiczna ludzi w chorobie jest w opłakanym stanie a personel raczej to pogłębia. Nie możemy przejść wobec tego obojętnie.

    100 dni = 100 kroków do uleczenia.

    Krok 1: Nie walcz z tym, co przynosi Ci życie.

    Jeśli życie zsyła Ci deszcz, to nie dlatego żeby Cię zmoczyć, tylko po to, być nauczył się tańczyć w deszczu.

    Bez względu na to, czy dostajesz chorobę, utratę pracy, śmierć bliskiej osoby czy jakiekolwiek inne kłopoty nie chodzi o to aby Cię przygnieść, złamać, upokorzyć. Życie nie jest okrutne i nie ma na celu niszczyć Ciebie i Twoich bliskich.

    Jest w tym głębszy sens, który musisz odkryć i dostrzec. Wszystkie te doświadczenia dają Ci szansę na to, aby wznieść się na nowy poziom świadomości i zrozumienia, odkryć nowe doświadczenia i stany emocjonalne, a następnie nauczyć się z nimi radzić.

    Spotkaliśmy w szpitalu kobietę, która ma 62 lata i trafiła na oddział bo chciała się zabić – połknęła tabletki i zapiła alkoholem.

    Pytam się jej – dlaczego Pani to zrobiła?
    A ono odpowiada: Bo nie mam dla kogo żyć, mąż zmarł na raka, straciłam sens życia.

    Odpowiedziałam jej na to: Ja mam 27 lat a mój mąż ma raka i wie Pani co? Nigdy nie chciało mi się tak żyć jak teraz. Nie wolno popadać w rozpacz, to jedyny przeciwnik, który nas wyniszczy. Musi pani odszukać nowy sens dla siebie.

    Nie mam siły walczyć – powiedziała.”
    źródło: https://www.facebook.com/ProjektEgoistka/photos/a.194034137317696.56297.190230331031410/723138811073890/?type=1

    nie, nie reklamuje, a jedynie nie zawłaszczam sobie praw do tego tekstu.

    ściskam Cię

  57. Nie wiem Julio kto zabiera dzieciom mamę, ale walczę z nim jak tylko mogę … Mam 34 lata, i córkę o która bardzo długo walczyłam. Zanim ją urodziłam poznałam kilkukrotny „ból” poronień. Dziś moja córeczka ma 3 latka, a ja jej mama mam raka piersi z licznymi przerzutami i walczę z całych sił by być z nią i moim mężem jak najdłużej i wiem ile znaczy każdy dzień, każda minuta, jak wielką wartość ma każdy uśmiech , przytulenie , wspólnie spędzone chwila. Każdego dnia budzę się z uśmiechem i nadzieją, że nie jest on ostatnim, że jutro … jutro też będzie nam dane być razem i nie potrafię sobie wyobrazić, dnia w którym, ten ktoś odbierze tę miłość moim bliskim i boli to tak ogromnie. Za każdym razem kiedy przegrywa ktoś z „walczących” w moim sercu jest ból, żal i strach. Dziś byłam w szpitalu na badaniach kontrolnych, w poczekalni sami pacjenci onkologii, wszyscy rozmawiali o Ani … i tylko widać było strach i przerażenie w oczach bez brwi i rzęs spoglądających z głów pokrytych sztucznym włosem.

    1. Bardzo mnie wzruszył ten post. Bardzo… Widziałam Anię w grudniu, a potem w kwietniu- miała ten sam piękny uśmiech, ten sam błysk w oku, lecz widać było, że myślami jest daleko, daleko… Serce mi pęka jak myślę o tym, że Jej już nie ma 🙁

  58. Od kiedy ta wiadomość do mnie dotarła myślę o tym bardzo często. Łzy z oczu poleciały mimo że Ani w życiu nie znałam. Żal mi jej, dzieci. I nie mogę pojąć niesprawiedliwości tego świata. Tym większy czuję ból i strach , że moja mama na oddziale onkologicznym właśnie leży..rak, złośliwy..i nie wiadomo co będzie. Pozostaję wierzyć że będzie dobrze. Ale potem takie wiadomości że ktoś umarł uświadamiają że nie wystarczy wierzyć, nie wystarczy chcieć, można mieć wszystko i za chwilę nic…

  59. Wszędzie słychac o raku, po co nam wojny, on nas skutecznie wykończy. Te śmierci niepotrzebne, niezawinione, tak bardzo potrzebni ci ludzie , mamy, ojcowie i ten żal, że życie takie kruche, że ja nie potrafię cieszyć się każdą chwilą, że ciagle nie na to zwracam uwagę, że za duzo sprzatam zamiast więcej bawic sie zdziećmi, to drugie jeszcze takie małe , że za malo na dwór, że za duzo na laptopie, że za głosno, że pospieszam niepotrzebnie przy myciu zębów, ciagłe wyrzuty sumienia. Że czwarty dzien nadąsana na męza, nie wiaodmo juz o co, głupia po co to wszystko i te drogie ubrania, te szmaty w sumie, bo to wszystko takie niewazne, zamiast tych zakupów warto pomóc komus aby miał na leczenie, moze wtedy zrobi sie lepiej na sercu i bedzie ten żal po coś, nie wiem czuje pustke i smutek

  60. No właśnie? No kto?
    Aż mam gęsią skórkę. Mam 3 latka i niedługo noworodka i nie wyobrażam sobie żeby mogło mnie zabraknąć.
    Mam też Mamę – zdrową i kochającą , ale mam też Mamę Męża – chorą, którą trzeba się zajmować…. ale przez moment ani chwilę nie pomyślałam, że mogło by jej nie być… pomimo moich 30 lat…
    Piękny wpis, po prostu piękny…

  61. Nie wiem kto czuję się bezkarny tak, by zabrać dzieciom mamę…

    Media podały tę informację, a ja nie myślałam o chorobie jej, o tym, że rok po diagnozie zmarła,
    ja myślałam o tym, że zostawiła trójkę dzieci,
    myślałam o tym co z nimi, z kim.
    Mi zabrał mamę los gdy miałam siedem lat, mój brat ponad rok,
    Miała 26lat, całe życie przed nią, i nadal nie wiem kto tak mógł, kto mógł nam ją zabrać….

  62. aż się popłakałam… od niedzieli nie mogę dojść do siebie, nawet wczoraj byłam u lekarza i za dwa tygodnie mam zabieg, a wybierałam się do lekarza od roku… tak mnie ta sytuacja otrzeźwiła… i nie mogę przestać myśleć o tych dzieciaczkach…

  63. Julio, piękny wpis. Ja też nie rozumiem, nie umiem wytłumaczyć. Ogarnia mnie wściekłość ale jak pisał Tuwim
    „Nie wiem, co się na świecie zrobiło!
    Zaczynają teraz umierać tacy ludzie, którzy dawniej nigdy nie umierali.”

    Sama napisałam o tym na blogu.

    Żal i złość jest we mnie ogromna.

  64. Rany jakie to trudne, chyba nie było na tym blogu tak przytłaczającego tematu 🙁 To co się stało jest absolutnie niewytłumaczalne… Dużo na świecie rzeczy jest niewytłumaczalnych. Ludzie, którzy nie doświadczyli nieszczęść nie myślą o nich, bo to tak przeraża,że aż boli. To taka reakcja obronna psychiki. Ci, którzy doświadczyli muszą znaleźć siłę, aby sobie z tym poradzić, choć jest im cholernie trudno. I nie ma w tym sprawiedliwości. Nie ma. To jest życie, nie ma ideału. Wszyscy piszą tu o Mamach. Wspaniałych, ukochanych, troskliwych. Ale są też takie mamy, które piją, biją, poniżają, wyzywają, nienawidzą, nie kochają, PORZUCAJĄ. Dzieci takich matek też mogłyby zadać pytanie ( a może je zadają)-jakim prawem ktoś dał nam taką mamę? Czym sobie na to zasłużyliśmy?
    Ci, którzy mają Mamy i same są Mamami mogą zrobić tylko to, co napisała wyżej Monika:
    „Jedyne co możemy robić na co dzień to każdego dnia, w każdej sekundzie budować (…) najpiękniejsze wspomnienia (…)” – bo na nic innego za dużego wpływu nie mamy.

    1. Myślę bardzo podobnie. Są sprawy, na które nie mamy i tak żadnego wpływu. Jedną z nich jest śmierć, której nie uniknie żaden człowiek. My teoretycznie o tym wiemy już od dziecka, bo już np. w baśniach Andersena pojawia się śmierć i zabiera ze sobą niewinne dzieci (bo takie jest życie, bo dla niektórych śmierć jest ulgą w cierpieniu, bo czasem życie gorsze jest niż śmierć). Wiemy, że umierają inni (sąsiedzi, dalsi krewni, jacyś znajomi i nieznajomi), jednak dopiero strata najbliższej osoby, jaką jest matka, uświadamia wielu z nas, że śmierć nie jest tylko postacią z baśni, nie jest gdzieś tam, daleko, w bliżej nieokreślonej przyszłości, lecz to coś konkretnego, rzeczywistego, co – prędzej czy później – spotka i nas. To naturalna kolej rzeczy: coś musi zginąć, by zrobić miejsce czemuś nowemu. Dotyczy to roślin, zwierząt i nas, ludzi… I NIKT nam przecież nie obiecywał, że będzie inaczej… A my mamy w sobie taki mechanizm obronny, którym jest ogromna chęć życia, trwania przy życiu, ratowania go do ostatniej chwili. Odsuwamy myśli o śmierci. I dobrze, bo dzięki temu można żyć i cieszyć się życiem. Śmierć innych ludzi motywować powinna do tego, by nie marnować danego nam czasu, by nie rozmieniać się na drobne, by nie odkładać najważniejszych spraw „na jutro”, by swoim bliskim pozostawić po sobie jak najlepsze wspomnienia…

      Niestety, nie wszystkie matki są dobre i kochające – jak piszesz. Ileż jest dzieci krzywdzonych (fizycznie i psychicznie), odrzuconych – na różne sposoby – przez swoje matki. Ileż jest matek okrutnych, egoistycznych, despotycznych, zapominających o tym, że dziecko to nie maskotka, że nie rodzimy i nie wychowujemy go dla siebie, swojego widzimisię, swoich ambicji, swojej wygody, lecz po to, by był dobrym, szczęśliwym, spełnionym człowiekiem. Ileż matek – z pozoru dobrych – układa dla swoich dzieci scenariusze i nie pozwala na wybór własnej drogi życiowej, nawet gdy dziecko dorośnie… Czy lepiej mieć matkę, której daleko do ideału, czy lepiej mieć dobre wspomnienia po kochającej, wspaniałej matce, którą potem można sobie idealizować?… Trudne pytanie, bez jednoznacznej odpowiedzi…

      Mam 43 lata. Jestem matką. Staram się być jak najlepszą matką, choć – jak każda matka – popełniam błędy. Mój synek niedługo skończy 5 lat. Sześć i pół roku temu zmarła moja ukochana mama. Była chora na raka, z którym dzielnie zmagała się przez dwa i pół roku. Niestety, pojawiły się przerzuty. Zmarła w szpitalu, na moich rękach. Ciężko mi było, ale cieszę się, że dane mi było towarzyszyć jej w tej ostatniej chwili. Ona wydała mnie na świat i mnie na nim przywitała, a ja ją pożegnałam – tak właśnie powinno być. Fakt, że byłam dojrzałą kobietą nie zmniejszał wcale mojego bólu. Wręcz przeciwnie – im więcej wspólnych rozmów, spacerów, wyjazdów, przeżyć, tym więcej potem do rozpamiętywania. Starałam się też wesprzeć ojca. Wszyscy byliśmy bardzo załamani, choć od początku wiedzieliśmy, że tak to się prawdopodobnie zakończy. Moim zdaniem na śmierć ukochanej osoby NIGDY nie jest się w pełni przygotowanym. Poza tym dorosłemu trudniej zapomnieć, wspomnienia są wyraźniejsze, trwalsze niż u małego dziecka, choć – oczywiście – powinien sobie z taką traumą jakoś poradzić… Przez takie wielkie cierpienie można przejść i znów cieszyć się życiem. Zabliźniona rana daje o sobie znać, ale ja już się z tym bólem oswoiłam i pogodziłam…

      Pozdrawiam serdecznie! 🙂

  65. Myślę, że aby odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego tak się dzieje, trzeba cofnąć się o tysiące lat w przeszłość… Adam i Ewa dokonali w swej wolnej woli wyboru – zapragnęli zdobyć poznanie dobra i zła. Tym samym pozwolili złu zdobyć dostęp do siebie. Niczym z mitycznej puszki Pandory wyszły na świat śmierć i grzech, cierpienie i strach. Konsekwencją tego jest zło obecne w naszym świecie…ból, cierpienia, choroby, rozłąki, rozpacz i śmierć. Bóg jednak w Swojej miłości i dobroci nie chciał, aby człowiek pozostał w tej strasznej niewoli lęku i śmierci, cierpienia i zła, więc posłał Swojego Syna, aby On umierając za każdego człowieka uwolnił nas od grzechu i śmierci. Nie oznacza to jednak, że fizycznie nie umrzemy. Oznacza to, że Bóg dał nam nadzieję na wyzwolenie się kiedyś z tego świata pełnego bólu i łez, a podczas życia na ziemi ofiaruje nam siłę i pocieszenie, które pomagają przetrwać. Chrystus powiedział, że kto w Niego wierzy „nie umrze na wieki”, On daje nadzieję zmartwychwstania, życia wiecznego tam, gdzie „otrze wszelką łzę z oczu ich i śmierci już nie będzie” (Ap. Jana 21;4) On d a j e życie, a nie je odbiera. I to właśnie jest dowodem Jego miłości. Bo ostatecznie śmierć zostanie pokonana i „bólu już nie będzie…” i nie będą umierały matki, a dzieci nie będą osierocane…

    Pozdrawiam ciepło!

  66. Coś napisać bym chciala,ale nie wiem co. Moze tylko tyle,by cieszyc sie kazda chwila…TĄ chwilą..Nie patrzec wstecz,nie bac sie o jutro…cieszyc sis tym co teraz…ja to te twoje posty drukowac zaczne…tak mnie wzruszaja.

  67. Julka…zycie sie odwazylo, wlasnie zycie. Nie kto…tylko co…i ile jest dziennie takich sytuacji, o ktorych sie nie mowi…osieroconych dzieciaczkow, o ktorych sie nie slyszy?

  68. Cudowne jest to, że docenia się swoich rodziców. Ja mogę do mamy zadzwonić, pójść zawsze! Z każdą drobnostką, płaczem, śmiechem. Nigdy nie powiedziała mi, że coś jest nieważne, nawet jak przeżywałam drobny problem, dla mnie był wtedy ogromnym problemem – więc dla mamy też. Tak się cieszę, że ją mam… nie mogę sobie wyobrazić, że mogłoby jej nie być. Bo jest wszystkim.

  69. Jula-
    a ja właśnie nie mam już Jej:(
    13- rok się zaczął….nie mam..
    a jak miałam to i tak wybrała inną drogę, inny kraj, inne miasto i byłam sama przez 11 lat…:(
    w sumie 24 lata bez Mamy
    czemu zatem tak bardzo tęsknię?

Skomentuj Ania Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.