lek na całe zło

Kolaże352 Kolaże346 Kolaże347 Kolaże348 Kolaże349 Kolaże350 Kolaże353 Kolaże351

od kiedy pamiętam moja Mama ratowała wieś.
jako, że z zawodu wyuczonego była pielęgniarką, a ośrodek zdrowia daleko, to przychodzili do nas.
młodzi, starzy, dzieci. jakaś babcia na rowerze. ktoś kogoś autem podrzucił. a jak kto nie miał jak przyjechać, to Mama autobusem szkolnym się zabrała i podjechała. albo brnęła w zimowych zaspach po kilka kilometrów, bo inaczej do potrzebującego się dostać nie dało. i rowerem co wieczór i co rano. przed pracą i po pracy.
przynosili nam za to jajka, kaczkę, królika.
przychodzili w każdej potrzebie. z uciętymi palcami, i Mama nad zlewem reanimowała zanim do chirurga wyjechali.
a jak z niemowlakiem, to Mama jak ognia chciała uniknąć tego antybiotyku i mówiła..
„ło Pani… weźcie dziecko do domu, nasmarujcie, oklepujcie, dajcie to a tamto i  pomoże. a tak, nie szkoda takiej małej dupki kłuć i już antybiotyk podawać…”
w zależności od dolegliwości te recepty różne słowne wystawiała..
i zawsze potem po dwóch tygodniach z bombonierką w drzwiach stali, że dziękują. że się obyło bez tych zastrzyków.
tam pojechała bańki postawić, gdzieś indziej dobrą radę.
i tak od dziesiątek lat do naszych drzwi pukają w potrzebie. bez potrzeby też pukają.
i dzieci jak widzą moją Mamę jadącą na rowerze, to z podwórek do chałupy uciekają. lecą na oślep, aż się pozabijać chcą na schodach i płotach. tak się boją, że zastrzyk będzie.
a Mama tego przeżyć nie może… 
a oprócz tego leczenia co to potrafi… 
to leczy słowem jak nikt… i kiedy nie zadzwonie z problemem..
to Ona mi.. „dziecko, daj spokój, tam taki problem. nie masz co przeżywać”
albo.. „aleś wymyśliła. też nie masz większych zmartwień żeby se głowę tym zatruwać”.
i Ona to mówi tak, że jak ja odkładam słuchawkę to okazuję się, że problemu nie ma.
ale moje ulubione Jej lekarstwo to .. „na zmarwienie przyjdzie jeszcze czas”
i kiedy ja się martwię bo nie wiem, martwię na zapas, martwię czekając…
to Ona zawsze, że jak przyjdzie pora to się będziemy martwić. za wczasu szkoda życia..

 

Kolaże354 Kolaże355 Kolaże358 Kolaże359 Kolaże361 Kolaże362

 

miś w naszej apteczce to miś boli boli.
Tata Antki twierdzi, że to jest lek, kiedy leku nie potrzeba, a rane na serduszku trzeba załagodzić. dlatego u nas miś jest w apteczce.
jak jest wypadek co to płacze się dla samego płakania, to idą po misia boli boli.
mam do tej firmy niezwykły sentyment. bo ja kiedyś nie miałam pojęcia o dziecięcym świecie. ba! nawet dwa lata temu nie miałam pojęcia. i kiedy zaplanowaliśmy dzidziusia,to usiadłam przed komputerem i zaczęłam szukać.. to była pierwsza firma jaką znalazłam i jaką mam zapisaną w zakładce „antonina”
kiedyś już pisałam Wam o ciuchach z tej marki (tutaj). i dziś po długim użytkowaniu nadal chwalę i nadal zakładam bardzo często. warto było.
mają tam też cudne misie do zszywania  samemu, dla kreatywnych, zdolnych Mam i już większych dzieci…
no różności mają…
tablica kotkowa Antki w empiku.
korona w moimili. i już chyba wszystko pokazałam Wam co mam z moich miłych. a nie!! mam jeszcze pudełeczko na pierścionki swoje 🙂 i czekamy na opakowanie na kredki. 
a apteczkę dostałam od siostry mej. kupiła w sklepiku w małym miasteczku obok. 

24 odpowiedzi na “lek na całe zło”

  1. Jak miło do Was zaglądać… jak przeczytałam ten post, myślałam, że piszesz o mojej mamie! ♥
    Chyba mamy tak samo wspaniałe mamy-pielęgniarki, które 3/4 swojego życia poświęciły innym, pomagając… ja do dziś pamiętam jeszcze jak chodziłam z moją mamą na zastrzyki, jak pomagałam tam, gdzie można było, jak później „ratowałam” koleżankę w klasie, która zemdlała na widok igły 😉 wychowałam się na cudownej wsi, gdzie moja mama za „pomoc” którą dawała innym z ogromną przyjemnością dostawaliśmy jajka, mleko i co najważniejsze mnóstwo życzliwości od innych..nie ma nic piękniejszego i szczerze mówiąc teraz tak zaangażowanych w swoją pracę, i z powołania pielęgniarek to tylko szukać ze świecą… 🙂
    a Tosieńka, jak zwykle zachwyca! 😀
    p.s. szkoda, że nie wiedziałam o misiu Boli-Boli, bo w styczniu wróciliśmy ze szpitala i byłby idealny dla mojego dwulatka 🙂 ale tak na przyszłość chyba się przymierzymy do niego 😉 buziaki z Krk :*

  2. a ja tu glowkuje skad ten swietny pomysl na apteczkowego misia!oj chyba musze go zgapic ale nieposiadam apteczki 😉 a u was wszyscy tacy cudowni,ze tylko pozazdroscic?!sciskamy

  3. nie cierpię tak .. no nie cierpię tak nie poświęcić należytej uwagi twojemu postowi! ale ja nigdy nie mogę poczekać do wieczora! no nie daję sobie z tym rady 😉 i teraz ci opiszę jak ja czytałam dziś. no więc to co do tej pory napisałam przerwałam dwa razy już 😉 przełożyłam placek na patelni na drugą stronę i podałam mleko Clarce idę znów przełożyć! przełożyłam 🙂 krokiety robię takie po mojemu i te naleśniki tak muszą być lekko podsmażone tylko..idę zdjąć i drugi wlać 😉
    a czytając mieszałam mąkę z jajkiem … bo ja nie mogę nie przeczytać od razu! a to moje drugie podejście bo wcześniej tylko zdjęcia zobaczyłam choć ..
    uwielbiam to twoje miejsce tu 🙂 z pięknymi zdjęciami zawsze i słowem pięknym 🙂
    trochę przypaliłam więc lecę 🙂

  4. A ja myślałam, że chcę innego misia, inny kolor, a teraz to ja tego chcę!!! Dokładnie tego jak boli. I koniec i kropka:)
    Pięknie go sfotografowałaś:) Cudnie w tej apteczce:)
    Nie mógł mieć piękniejszej reklamy chyba:)

  5. Pięknie! Chciałam wpierw napisać ”jak zwykle”, ale u ciebie nigdy nie jest zwykle. Misia boskiego tez mamy. Wykonczylam Jankowi takiego jak wasz, tylko bez naszywki, na Boże Narodzenie. A teraz ide grzecznie dekorowac mazurki… bo przeciez nie moglam nie przeczytac, nie moglam nic nie napisac. Choć ani na chwile nie wlaczylam komputera w tym tygodniu…

  6. Taką osobą jak Twoja mama była moja ciocio-babcia, kuzynka mojej babci którą wszyscy nazywaliśmy ciocia Winia, miała różne sposoby na choroby, stawiała mi i mojej siostrze bańki itp. 🙂
    A misia koniecznie muszę kupić już patrzyłam cenowo nawet jest fajnie, podoba mi się też szary taki jak Was dla Kuby mógłby być w wersji szkolnej a dla Tosi boli boli. Zbankrutuję przez Ciebie Jula, jeszcze znów mi te kule boskie pokazujesz..ufff. Przeczytałam posta, teraz lecę sprzątać i piec ciasto, buźki!

  7. A moja mamuśka, także w białym mundurku lata i chodakami sorki crocs tupta. Jest pielęgniarką, była instrumentariuszką i przy rodzinnych obiadkach raczyła nas opowieściami ze stołów operacyjnych, kochała te emocje. A dziś to wiedzę ma taka że maści na każdą przypadłość zna, i jak trzeba receptę załatwi:) Jest w tej wiedzy coś, coć co budzi respekt. A i oprócz leczenia właśnie maśćmi i tabletkami, leczy mnie radą dobrą bo szczerą, zawsze SZCZERA, jest gdy dobrze i gdy źle.Ostatnio dzwonimy i mówię ” mamo, boję się, podejmuje jakieś tam ryzyko a te bomby moje takie małe” a mamcia na to ” ty się boisz? Ty zawsze mówiłaś że jak coś się nie uda to trudno, polecę ciuchów nakupuje i znów się świat do mnie uśmiechnie”. Jeżeli ktoś tak mnie widzi, to mi się chce to odzyskuje animusz, chyba właśnie to mój taki miś pocieszyciel.

  8. haha nie możliwa jesteś miś w aptece mega boooski !!!:)
    a mama jak to czytałam to tylko sobie pomyślałam że skoro Ty z Justynką ludzkie serce leczycie,to przecież po kimś te dobre serca macie:)
    ja miałam od zastrzyków Panią Jangas,ale bardzo ją lubiłam i biegłam na te zastrzyki po chciałam być po prostu zdrowa!
    a tytuł post zgrał się z moim wczorajszym:) tylko ja o gorszych dniach akurat;)

  9. jak dobrze, że napisałaś:)od razu cieplej na sercu jak się to czyta, jak jakąś bajkę, te Twoje wspomnienia z dzieciństwa-coś cudownego. Miś boli boli-świetna sprawa, też by nam się taki przydał,a Antosia w koronie-prawdziwa księżniczka.p.s. fotki masz tak cudne, że nie można się oprzeć-kule kazałam zamówić mężowi na moje urodziny:)

  10. Mnie też te misie wpadły w oko jeszcze, gdy Nacia nie było. Potem, gdy sie pojawił – wiedziałam, że musze mu takiego sprawić. I sprawiłam, na pierwsze urodziny. To miała być taka naczelna przytulanka. Ukochana. Bo od mamusi. I byłaby, gdyby mój roczniaczek nie wysmarował go jakimś jedzeniem…I gdybym ja nie wyprała go w pralce. Niby 40stopni to nie dużo. A jednak… Nasz miś od tamtej pory jest calineczką;-P I to wyjątkowo zbitą…

  11. I obyście jak najrzadziej do tej pięknej apteczki zaglądać musiały. By tylko misia ucho bolało i brzuch. Zdjęcia jak zwykle super 🙂 Tosię uwielbiam a Ciebie serdecznie pozdrawiam i wszystkiego co najlepsze na święta życzę 🙂

  12. Za oknem na zmianę śnieg i marznący deszcz, a wystarczy wejść na Twojego bloga, by błogie ciepło się rozlało po mnie całej. Pięknie i magicznie 🙂

  13. Czesc! Czytam was już od jakiegos czasu, ale nigdy jeszcze nie pisałam. Uwielbiam twój blog i wcale nie chodzi tylko o zdjęcia. Szczególne wzruszenie wywołują we mnie wpisy o rodzicach i domu rodzinnym. Sama za kilka tyg będę mama i nie trudno mnie wzruszyc, ale twoje posty trafiaja w samo serce. Oprócz tego jesteście źródłem inaspiracji- dzięki wam poznałam kollale, boska’s i wiele innych. Pisze po to by upewnić cię że to pisanie jest naprawde jest wartościowe i ja z checia wracam nawet do tych starych postow.

  14. Kochana… życzę Tobie i Tosi i Tosinemu Tacie aby ten radosny czas Zmartwychwstania był czasem radosnym spędzonym z bliskimi na długich rozmowach a także chwilach przyjaznej ciszy kiedy wystarczy świadomość, że jest się blisko… Aby do Tosi przykicał kicaj z mnóstwem słodkości a do Was z zapasem siły na kolejne dni…
    Wszystkiego co piękne, szczere i prawdziwe życzę z głębi serducha

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.