(nie) idealnie…

codz

codz1

Kolaże176

Kolaże177

Kolaże180

Kolaże196

Kolaże181

Kolaże179

Kolaże184

Kolaże194

bo w tego Boga to ja nie wierzę..
ale kiedyś, dawno temu, moja przyjaciółka Ola opowiedziała mi taką historię.
pamiętam ją dobrze, często powtarzam. niezwykła mądrość tkwi w tej opowieści. taka mądrość, co ja ją lubię najbardziej..
było to jakoś tak…

każdy człowiek niesie ze sobą krzyż. nasze życie to krzyż. każdy ma swój. i niesie.
pewnego dnia przychodzi człowiek do Boga i mówi:
-Boże, nie radzę sobię. ten mój krzyż jest taki wielki, ciężki. taki niewygodny. tak uwiera gdy go niosę. Boże, zrób coś. daj mi inny. mniejszy. lżejszy.
Bóg wziął krzyż strapionego człowieka i postawił obok innych ludzkich krzyży.
okazało się, że Jego krzyż jest jednym z najmniejszych..

i to nie jest tak, że moje życie jest idealne. że ja wybieram to co lepsze i opisuję. że ubarwiam, bądź dodaje.
każde moje napisane słowo to prawda niepodważalna, bo ja ze wszystkich sił staram się widzieć i czynić to swoje życie wyjątkowym.
doceniać. dostrzegać. i nie przechodzić obojętnie.
idealnie u mnie nie jest.

życie potrafi być tak niepojęte, tak nieprzewidywalne..
więc jeśli jest białe to o tym piszę, gloryfikuję.. bo nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie czarne..
a tak się zdarzyło, że zaczęłam pisać gdy jest dobrze..
gdybym zaczęła pisać 7 lat temu to czytalibyście o tym jak zwijałam się między nagrobkami na pogrzebie bardzo bliskiego przyjaciela.
gdybym zaczęła 6 lat temu to czekałabym na operację. a 5 lat temu wyłam całą noc w aucie, z powodu miłości i myślałam, że świat się kończy…
i krzyczę o tym szczęściu bo jest.
a kiedy odejdzie to obiecuję Wam, że napiszę..

i to nie jest tak, że moje dziecko i macierzyństwo jest bezproblemowe. Ono jest normalnie problemowe, tylko ja się staram podchodzić do tego bezproblemowo.
kiedy gotuję obiad to Antka wisi mi na jednym z bioder, a kiedy cedzę ziemniaki to wisi mi na nogawce.
ale takie jest macierzyństwo. nie czekałam na inne. spodziewałam się właśnie takiego.
ważne, że mam co do garnka włożyć i że to dziecko co pod nogami się wije zdrowe jest.
18 miesięcy ma a ja wstaje do Niej w nocy kilka razy. a przez rok wstawałam po trzydzieści.
nie mam z tym żadnego problemu, myśle sobie wtedy jak wiele kobiet chciałoby tak wstawać,
więc ja naprawdę nie mam na co narzekać.

ja mam normalne problemy dnia codziennego… tylko czy to są problemy..

walę naczyniami i łyżkami do zlewu, gdy ciasto mi nie wychodzi, zachowując się się wtedy jak histeryczka.

do szału potrafi doprowadzić mnie Najwspanialszy mąż, gdy wkłada twarz w dłonie i mówi „co Ty zrobiłaś”, gdy ja wyłączę jednym przyciskiem wszystkie komputery w firmie.
a ja jedynie przyszłam go odwiedzić i Tosi chciałam piosenkę puścić.
bo skąd ja mogę wiedzieć, że akurat w tym komputerze jest zasilanie całej firmy.
i ubieram wtedy Tochę, trzaskam drzwiami i jestem w otchłani rozpaczy przez najbliższą dobę.
choć On powtarza w kółko „Puszku, przecież ja Ci nic złego nie powiedziałem…”

tracę cierpliwość do Mojego Cudownego Taty, gdy zajeżdżam do Nich na wieś a On wszystko o czym nie opowiadamy w czarnych barwach widzi.
kiedy znajomi kulig urządzają, a On nie jedzie.
no nie jedzie i już. bo On stary, bo zimno. bo może za rok.
a potem narzeka, że tak by gdzieś wyszedł do ludzi..
zimno? to załóż dwie pary kaleson, dwa głębsze w saniach wypij i będzie ciepło…
nie. nie ma mowy. nie jedzie i już.
a ja ryczę potem dwie godziny w poduszkę, że czemu On taki uparty. że mu życie między palcami ucieka…

pokłóciłam się kiedyś też z Idealną mą Teściową.
bo Ona miała ciężki dzień i ja też. Ja powiedziałam za dużo i Ona za dużo też..
I od słowa do słowa.
ale na drugi dzień stwierdziłyśmy, że nie ma o co kruszyć kopii..

sukienkę planuję kupić sobie akurat tę, już od kilku miesięcy.
i co miesiąc przekładam na następny, bo może tyle za sukienkę to przesada.
tym bardziej, że w szafie ich koło 80 wisi.
a dom w budowie, może oszczędzania czas…
ale oboje ciężko pracujemy na to, by na jak najwięcej można było sobie pozwolić.. więc czekam na nią cierpliwie, by bez wyrzutów sumienia kupić.

zakończyłam przyjaźń z przyjaciółką od lat wielu co Ją miałam…
bo mocno mnie zawiodła. i uwierzyć nie mogę.
ale tłumaczę sobie, że tak może miało być.
że są ludzie co z nami idą całe życie, a są i Ci przeznaczeni nam na pewien czas..

stoję czasami przed lustrem i myślę…
gdzie to ciało co jeszcze parę lat temu tak błyszczało opalenizną w słońcu?
gdzie te włosy?  i pachnący balsam nakładany co wieczór?

i szczęście nie spadło mi z nieba.
na wszystko co w życiu mam pracowałam sama. od 20go roku życia. pracowali moi rodzice, moi dziadkowie. bardzo ciężko. moja Mama miała dwa dni w roku wolnego. kiedy wszyscy w niedziele jedli chipsy i oglądali filmy moja Mama marzła w pracy. mój mąż kiedy miał 15 lat pracował już bardzo ciężko. nawet za cięzko jak na tak młody wiek. a i dziś pracuje po 14 godzin na dobę.

mam problemy, smutki, ryczę w poduszkę, krzyczę, gniewam się…
ale wiem, doskonale wiem, że to moje życie to taki krzyż, co ja jego ciężaru nie czuję.
zapominam, że go niosę…

 

Ostatnio przeczytałam fantastyczny wpis…

„Czasem przypatruję się tak z daleka, tym porównaniom, co to je spotykam tu i ówdzie. Tym wątpliwościom zadawanym gdzieś  
w smutku treści. Tym minizazdrosnym słowom, a może niepewnym: „bo Ona to potrafi, a ja nie”, „Ona ma to, tamto i TO jeszcze, i umie,
i posiać i ugotować, i trójkę dzieci ma – a ja jedno i bałagan w domu, 
w głowie…”, „I krzesła nie umiem tak pomalować, nie umiem, 
no i garnek mi się przypalił, a Ona ma ładne garnki TAKIE z pitupitu (najlepsze!) powłoka – jej to się nie przypala”. 
Skąd?! 
Każdemu się przypala. A jak jej się nie przypala garnek z ryżem, to w pracy nie wyszło, albo pies zjadł jej buty, albo ma PMS, albo źle spała… To, że nie napisze, że jej się nie przypalają to nic nie znaczy, to, że pokaże na zdjęciu kawałek ładnie ustawionej martwej natury, to nie znaczy, że wszystko jest dookoła idealne, nic nie znaczy…”
aby przeczytać całość odsyłam tutaj..

Kolaże182

Kolaże188

Kolaże192

Kolaże185

Kolaże193

Kolaże187

Kolaże186

Kolaże178

Kolaże195

Kolaże189

Kolaże197

Kolaże198

 

linki dla zainteresowanych:
Antosi zestaw wyjazdowy w torbach:
lala z torbą – Fanette (podobała mi się bardziej Jeanne, ale Fanette była największa, a chciałam dużą lalę dla To)
kręgle – Marbushka. Jestem każdego dnia pod wrażeniem tych gier i zabawek. Czasami nachodzi mnie ochota, by pojechać do Węgier i poznać ludzi, którzy to tworzą.. Uwielbiam ludzi z tak niezwykłą fantazją.
różowa piżama z Little Rose (ale chyba już ich nie ma :(, a szkoda bo ja jestem bardzo z niej zadowolona. ciepła, przy ciałku, milutka)
ponczo z H&M
szary sweterek „i’m fine” w spadku po Nikolce (z SH)
widoczny na zdjęciu hamak tutaj

131 odpowiedzi na “(nie) idealnie…”

  1. Dziś przeczytałam od A do Z…i ile rzeczy mam tak samo to aż niemożliwe…Moja Tosia ma 28 miesięcy a ciągle w nocy min raz do niej wstaję 😉 A mój Kuba prawie 5 i pół i ostatnio w nocy przyczłapuje do mnie bo one chce spać przytulony do mamy, i co przecież mu nie powiem NIE do swojego łóżka, a to że się potem rozwala, pochrapuje nawet nieważne jest cieplutki i uwielbiam się przytulać do moich dzieci. Też potrafię się wkurzać o rzeczy z pozoru mało ważne, choleryczka ze mnie straszna, bo np wracam z pracy wieczorem a tutaj skarpety męża tutaj cała kuchnia zasypana okruchami, brudnymi naczyniami, a w łazience jeszcze Kuba nie trafił do ubikacji i sprzątam płytki na kolanach..bo tata taki drobnostek nie zauważa…też niedawno zawiodła mnie przyjaciółka…bolało bardzo, myśli jak można komuś coś mówić w oczy i potem go obmawiać za plecami, tutaj dzwonić i wysłuchiwać problemów a innym mówić zmyślone historie..i dowiedziałam się tego po 12 latach znajomości..lepiej późno niż wcale. No ale poza tym życie toczy się dalej..dzieci czasami denerwują, mąż też, kierowcy na ulicy, piesi, dziś nawet mama jednego chłopca w przedszkolu na zebraniu rodziców i myślałam że wyjdę z siebie i stanę obok…Ale mam dom, ciepły przutulny , mam kochane dzieciaczki, męża który pomimo moich fochów kocha i przytuli więc w gruncie rzeczy nie ma co narzekać, przecież jest wspaniale i jeszcze robię to co lubię to już w ogóle bomba . Ale mi się dziś zebrało na długi komentarz..ale to przez twój wpis Julka że tak bardzo mnie dotyczył też

    1. no bo to tak Asiu jest, że te nasze życia soą bardzo podobne, a czasami wręcz indentyczne.. tylko jeden z tegoż właśnie życia zrobi sielankę a drugi dramat.. zależy czego się oczekuje, czego chce, co cieszy… czy herbata w termosie w mroźny dzień czy wczasy na melediwach… a jak Ktoś ma chęci, zapał, pracowite ręce i umysł to i na melediwy zarobi. wszystko wychodzi od nas.. chcemy lepszego świata.. zacznijmy od siebie..a Ty jesteś tego cudownym przykładem.

      1. Dzięki kochana 🙂 No tak to jest prawda, że niektórzy mają o połowę spraw mniej do załatwienia a już narzekają że przemęczeni, że nie mają czasu , siły..a już tak to jest że grunt to cieszyć się tym co ma i lubić to robić..to nawet jak śnieg za oknem można poczuć zapach wiosny i łapać entuzjazm z każdej drobnostki…

  2. Wow, to taki właśnie zwyczajny post. Idealny, choć o czasem nieidealnym świecie. Każdy ma dokładnie tak samo. Dla mnie nasz idealny, czasem bywa okropny…ale Zosia nadaje chęć do wszystkiego, ludzie którzy mnie otaczają. Ale problemów nie brakuje… ze wszytskim. Zresztą o naszej codzienności też kiedyś pisałam, ale nie umiem tak ładnie jak Ty!
    A Tosia jest coraz wspanialszą dziewczyną z dnia na dzień… Już inne spojrzenie niż na początku istnienia bloga, leci czas jak szalony… A do Ciebie taka podobna! Śliczne jesteście dziewczyny!
    Całujemy Was z Zosią!

    1. Kochane moje,
      ja na szczęście już nie pracuję zawodowo w żadnej firmie.. Jestem sobie sama sterem i okrętem.. i cóż z tego, że nie muszę codziennie widzieć ludzi , których nie lubię, lub którzy są chamscy i fałszywi… choć jestem w domu to i tak takich spotykam, czytam np na jakims tam forum, że to co ja piszę to „gówno prawda”…
      Ale wiesz co jest ważne… machnąc ręką i być mądrzejszym. iśc dalej…
      choć ja wiem, czasami się nie da… no ja na szczęście mogę, bo tych ludzi nie mam na codzień… Czy ja dobrze kojarzę? Ty jesteś lekarzem?
      ściskam mocno.

      1. Dokładnie, trzeba machnąć ręką i iść dalej… Choć czasem to trudne, bo zwykle znajomi najwięcej przykrości sprawią komentarzami… Może i nie rozumieją, może inaczej postrzegają, ale jak diabli to uderza. Jedna z moich „przyjaciółek” powiedziła, że nie polubi mysophie bo ją tematy dziecięce nie interesują, ale to przecież znaczy, że ja ją nie interesuje, bo Zosia to cały mój świat.

        A w pracy… pamięć masz dobrą;) ludzie są różni, ale generalnie praca z ludzmi mnie cieszy, motywuje wiec jest bardzo dobrze!

        Ucałowania szczególnie dla Tosi… w noseczek, od Zosity 😉

    1. ja często się przeprowadzam więc niektóre przyjaźnie same powoli gasną, ale są też takie z liceum co wciąż gorąco płoną… takie życie..

  3. Hmm… ja ten krzyż z przypowieści inaczej widzę. Bo Pismo uczy, że nieść go trzeba. A ja że trzeba nie wierzę, tak jak i w Pismo. Bo krzyż można zrzucić samemu. Trzeba tylko chcieć i umieć. I myślę, że Ty umiesz, Julka. I że jest idealnie! 🙂

    1. Paulino, niestety nie każdy krzyż można porzucić, zostawić. Jest wiele spraw których nie da się przeskoczyć. Bo nie pieniądze, nie posiadanie, nie pragnienia, mąż… to nic, to można zmienić zawsze, ale gdy patrzysz rano w oczy dziecka i ogarnia cię niewyobrażalny lęk co będzie z nią później, gdy odbierasz ze szkoły i nie wiesz czy długo jeszcze da rade funkcjonować w tym normalnym świecie. Tego nie da się porzucić, tego nie da się zmienić… to trzeba tylko zaakceptować i z uniesiona głową szukać i tworzyć szczęście w koło.

      1. Izabelo! Ja nie napisałam porzucić, a zrzucić. I nie dziecko, a krzyż. I w zasadzie zdaje mi się to podobne do Twojego „zaakceptować”, ale nie do końca. Nie znoszę użalania się nad sobą, cierpiętnictwa i to pod pojęciem chrześcijańskiego krzyża rozumiem. Nieszczęścia nie akceptuję, tylko staram się je zmienić w szczęście. Tak długo się staram, aż mi się uda.
        Pozwoliłam sobie sprawdzić, o czym piszesz. Większości sytuacji i osób, które mnie unieszczęśliwiają, rzeczywiście unikam. Są jednak także w moim życiu rzeczy, których zmienić nie mogę. Wtedy staram się zmienić do nich nastawienie, widzieć tylko pozytywy. Jasne, nie stanęłam nawet pod takim krzyżem jak Ty nazywasz swój. Nie będę pisała, że Ci współczuję, bo uważam, że ani nie ma czego, ani Ty tego nie oczekujesz. Świat może być okrutny, to fakt, ale trzeba pamiętać, że zawsze zaczyna się w nas.

        1. największa przyjemność dla blogera, to kiedy w Jego komentarzach ludzie wchodzą w rozmowy, dyskusje, wymiany zdań. i to jeszcze mądre. inne a każda na swój sposób mądra. Iza ma dużo racji w tym, że ten krzyz to martwienie się o przyszłość dziecka. Ja często myślę o tym, żeby nikt Jej nie upił, nie naćpał na imprezie i nie wyciął Jej wnętrzności na potrzebne narządy.. bo to niby takie odległe, a u nas na wsi obok taka tragedia miała miejsce… świat jest okrutny a my dzieci nie możemy pilonowac 24 na dobę… więc to martwienie to krzyż. to wielka mądrość.
          A ty Paula.. cóż mogę dodać. zgadzam się.. że jak mogę zmienić na lepszę to staram się póki sił starcza, a jak się nie da to staram się z tym pogodzić… tylko do tego potrzebna jest wielka siła.. gratuluję Ci jej.

          1. 🙂 Strasznie się cieszę, że Ci tej przyjemności dostarczyłam, Julka! Zasłużyłaś! 🙂

            Nie dlatego jednak wdałam się w tę dyskusję, niedokończoną wprawdzie. Po prostu nie mogłam wobec takiego zarzutu przejść obojętnie.
            Świadomość zagrożeń (okropne jest to, co napisałaś, o ciarki przyprawia) to nie krzyż przecież. I nie chodzi o to, że zrzucając krzyż stałam się nieczuła i… głupia. Mam nadzieję 😉
            A siła, jeśli ją widzisz, to nie we mnie, tylko w tym ramieniu, co pozwala mi się na nim wesprzeć. Nie wiem, co by ze mną było, gdyby go zabrakło. Więc nie do mnie gratulacje!

            A czy niesiesz krzyż, którego nie czujesz, czy też go zrzucasz…? W tym przypadku to chyba to samo tylko metafora inna 😉

        2. Krzyż czy też problemy, jak zwał tak zwał. Każdy ma jakieś tam swoje problemy, bolączki.
          Zgadzam się z Tobą w stu procentach wszędzie można odnaleźć coś pozytywnego a mi daleko jest do tego by się nad sobą użalać.
          Tak jak napisałaś, można zmienić nastawienie i coś co wydawałoby się problemem rozmiarów góry, okazuje się tylko niewielkim wzniesieniem.
          (chyba źle zrozumiałam twój komentarz i stąd moja odpowiedz przy nim)
          Pozdrawiam 🙂

  4. bardzo,bardzo wartosciowe jest to co napisałas…i piękne.Nasze życie jest takie jakim go widzimy..im cześciej przybiera odcień szarości i czerni tym więcej staram sie pamietać o ukochanej fuksji i zieleni..

  5. Tak to juz jest z tym blogowym swiatem. Pokazujemy, co chcemy pokazac. Bo po co pisac o balaganie, problemach, nieudanych dniach… Po co pokazywac calemu swiatu to wszystko? Wiec kazdy dzieli sie tym, co najlepsze: Jak mi sie udalo dom przemeblowac fajnie, ze wycieczka byla udana, ze swietne buty kupilam… A ludzie tak czytaja i im sie wydaje, ze ta blogowa rodzina wszystko ma, wszystko jej sie udaje i tylko jej wypada wszystkiego zazdroscic… Dziwny ten brak dystansu do wirtualnej rzeczywistosci, dziwny brak zrozumienia, ze zycie odbywa sie poza blogiem…

    1. kiedy ja piszę o tym bałaganie, o tym nieudanym dniu…. tylko ja pisze przede wszystkim jak sobię z tym radzę.. ale ludzie i tak widzą co chcą widzieć.. do wszystkiego trzeba przykładac odpowiednią miarę.. mądrą, racjonalną..

  6. 🙂 i to jest właśnie najważniejsze, żeby czasem przymknąć oko na brak tej idealności w naszym życiu, że nie błyszczy wszystko, bo są ważniejsze sprawy i trzeba się cieszyć tym co się ma – inaczej ciągle będzie się gnać za czymś czego nigdy się nie osiągnie, bo ciągle to będzie nie to , nie to idealne życie….a tu tyle piękna na tym świecie. Np: ja dziś mojego syna na narty postawiłam, ma trzy lata – za nic nie chciał jechać przodem – ale jest mistrzem stoku w zjazdach do tyłu !!!! Potrafi jeździć tyłem po godzinie po włożeniu nart pierwszy raz – i wcale go nie namawiałam,żeby jechał do przodu , ze tak się nie jeździ tyłem i mogłam strzelić kazanie na całego- chciał tak , dla niego tak dziś było dobrze – przyjdzie czas na jazdę przodem, czysty stół 😀 a nie upaćkany od Danio itp itd, a im mniej się stęka i kwęka tym jest lepiej dla wszystkich.

    1. ja mam prawie 30 lat a zjeżdzam tylko na bok. trzeba mnie przenosić na lewą stronę stoku i znowu zjeżdzam w prawo, i przenosić na lewo… itd… 🙂 więc to nie mija z wiekiem.. ale może dla tego, że ja do sportw jestem antytalencie i byłam na desce tylko raz 🙂
      „przymknąć oko” – oto też właśnie chodzi…

  7. ’że są ludzie co z nami idą całe życie, a są i Ci przeznaczeni nam na pewien czas..’ super napisane. też do wytatuowania :]
    a po drugie, tak fajny wpis, że chciałabym Ci dużo dużo na niego odpisać, ale nie będę zanudzać, może kiedyś będzie okazja pogadać. Jedno wiem, trzeba się cieszyć że jest jak jest, doceniać dobre chwile, bo życie jest nieprzewidywalne, i za chwilę może być znacznie gorzej. Jest źle bo wstajemy do dziecka kilkanascie razy w nocy? Ja zawsze myślę tak – może przyjść jeden moment, choroba, wypadek, cokolwiek i tego dziecka zabraknie. Wtedy wstawałabym po kilkadziesiąt razy, żeby tylko mieć do kogo. Więc należy doceniać wszelkie drobnostki, żeby nie było za późno.

    1. okazja do pogadania będzie w sobotę 2go :))
      o tym samym Paula myślę i piszę, że teraz narzeamy bo znowu ryczy i wstać trzeba.. a ile matek na świecie by chciało milion razy wstać, nocy całych nie spać tylko żeby było w tym łóżeczku… o tym właśnie myślę..

  8. Kiedyś, gdzieś, ktoś napisał ja przeczytałam i w sercu mi zostało i w głowie i teraz już w życiu, bo tak łatwiej: „Dom, w nim łóżko. I lodówka pełna. Stąd tak mnie ba­wi chmu­ra, choćby była ciemna.” Julia, uczysz ludzi czerpać radość tam gdzie jej nie dostrzegają, dlatego nie tłumacz się, że zawsze widzisz szklankę do połowy pełną, z tego że dzięki temu łatwiej w życiu. Gdyby ludzie umieli cie­szyć się ze szczęścia in­nych byłoby na tym świecie piękniej a tylko zazdroszczą, żałują… Uważam, że każde dobre czy złe słowo, uczynek wraca do nas, często ze zdwojoną siłą. Nie raz się o tym przekonałam. A Tyś dobry Człowiek dlatego pielęgnuj to Wasze Szczęście i dziel się nim.

    1. Paula, ja nie wiem jak to jest, że jak Ty zapodasz cytat to ja zawsze się go ucze na pamięć, zapisuję w głowie, żeby tylko nie zapomnieć. Zrób wpis blogowy z ulubionymi swoimi cytatami. udostępnię na bank 🙂
      Ale wiesz… coraz bardziej wierzę w ludzi, w magię, w dobro… no bo czym np jest taki człowiek jak Ty, którego spotkałam…

  9. Święta prawda z tym krzyżem . Nie raz o nim myślę, bo naprawdę czasami jest ciężki. Ale takie jest życie, raz z górki raz pod. ja właśnie pod tę górkę się wspiełam i teraz widzę słońce na horyzoncie. i z całych sił trzymam kciuki żeby tak zostało.:)))
    jestem w szoku że z taką łatwością piszę komentarze. Jula jesteś niesamowita. Gdybym mieszkała bliżej Ciebie już bym Cię odnalazłaX-(
    , żeby poznać osobiście oraz cudowną Antoninę na której widok „gębą mi się cieszy”. Jesteście the best!!! 🙂 :*

    1. czasami jest bliżej niż Ci się wydaję. Zapraszam na herbatkę serdecznie. U nas drzwi otwarte dla gości. Tobie łatwo pisze się komentarz a dla mnie taki komentarz to jak woda na młyn do dalszego pisania 🙂 dziękuję.

  10. Pochwała normalności… to pierwsze, co mi przyszło na myśl…
    Bo chyba nikt nie wierzy/ył, że małe dziecko to tylko piekne zdjęcia i czyste ubranka, a mama jak katalogu… tylko po co czytac o kolkach, o worach pod oczami z niewyspania i drobiazgach dnia powszechniego które doprowadzaja do furii, niezaleznie od tego czy mamy PMS’a cy go nie mamy?;-)… każdy ma swój mały świat, który sam kreuje… i to od nas zalezy czy ten świat widzimy jak szklankę – do połowy pełna czy do połowy pusta… były takie chwile, że byłam pewna, że moje dziecko nigdy nie przespi nocy… a teraz – kolacja, kapiel, ksiażeczka, całus w czółko i przytulanie, ukochany cykl o Findusie czytany przez Jerzego Stuhra kołysze do snu… do snu do rana dodam… i cieszę się, że na moich ulubionych blogach sa piekne słowa i piękne kadry… że czytam wpisy dające siłe, w których jest optymizm i radość z zycia… tak po prostu z zycia… tu i teraz… z tym mezem i tym dzieckiem/dziecmi… i nic mi więcej nie trzeba, żeby się usmiechnac do Ciebie/Was wirtualnie, bo sama wiem że tylko odemnie zalezy czy bede dostrzegac małe zycia przyjemności czy bede gryźć palce czekając na wielkie halo… to jak w jednym z moich ukochanych wierszy Czesława Miłosza ( wiem, że juz go Julia cytowałas, ale tak bardzo mi pasuje wiec fragment:
    „A którzy czekali błyskawic i gromów,
    Są zawiedzeni.
    A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
    Nie wierzą, że staje się już.
    Dopóki słońce i księżyc są w górze,
    Dopóki trzmiel nawiedza różę,
    Dopóki dzieci różowe się rodzą,
    Nikt nie wierzy, że staje się już”

    1. o tak, kocham ten wiersz..
      myślę, ża każda kobieta, która jest Mamą wie ile to pracy, wysiłku, poświęceń by wychowac dziecko. same się na to godzimy. i teraz albo można być nieszczęścliwym albo pokochać ten stan rzeczy.. no bo czy ja nie przeklinam pod nosem, czy głosu nigdy nie podnoszę.. a owszem. wkurzam się okropnie.. ale ja wiem i staram się być jak najlepszą mama i żoną bo nie mam powodu by nią nie być…
      a czasami jak piszesz, czas tak szybko minie i jedyne co nam wtedy zosytanie to żałować…

  11. oj, chyba każda z nas tak ma tylko nie każda umie docenić to co ma, bo zawsze jest ktoś kto ma więcej, a skoro ma więcej to na pewno ma lepiej, a to tak nie działa, ja mam cudownego Męża, ale zdarza się, że pokłócimy się, bo przecież czasami każdy ma gorszy dzień, mam super syna, który ma rok i nadal wstaje min. 2 razy, a wczoraj w nocy od 1 do 4:30 wstałam 4 razy, ale rano jak się obudził zawołał z łóżeczka meme to już zapomniałam o zmęczeniu:) pod koniec tygodnia mam kupę prania, a w poniedziałek kupę prasowania, każdy dzień jest podobny do poprzedniego, ale to mój dzień, to czas dla mojego syna,
    mogłabym też narzekać, że w ciąży przytyłam 36kg z powodu problemów hormonalnych, zostało mi jeszcze 10 kg, a przecież po porodzie trzymałam dietę i 5 razy w tygodniu na trening z trenerem chodziłam i jak zaczęłam super chudnąć to okazało się, że jestem w drugiej ciąży i mogłabym narzekać, że gruba jestem, że tyję, ale jeszcze 6 lat tem myślałam, że w ogóle mieć dzieci nie będę (wycięte 1/2 jajnika i 2/3 drugiego jajnika) i co i na szczęście mam 🙂 może też dlatego tak bardzo mnie cieszy macierzyństwo 🙂
    każdy ma swoje problemy, lepsze i gorsze dni, ale dużo lepiej się żyje jak patrzy się na świat tak jak TY 🙂 nawet ta rutyna nie jest taka zła 🙂 życzę wszystkim takiego podejścia 🙂 wspaniały jest Twój blog!

    1. i o to waśnie mi chodzi. że każdy ma problemy. różne. ale jakby wziąc je na szale to pomimo, że różne często ważą tyle samo.. tylko jeden lepiej je potrafi rozwiązać, łagodniej na nie reagować a drugi gorzej…
      czy mam inaczej.. jak w nocy wstaje setny raz i sobie myślę „boże, ilez można”.. a rano jak słyszę zza szczebelków „tata” to mi wszystko mija.. bo Tosia wciąż mówi do mnie „tata”… 🙂
      życzę udanej ciąży a potem wytrwałości w odchudzaniu, ja tez przed wiosną bym chciała zacząć chodzić na siłownię, ale kiedy… kurde kiedy? chyba w nocy pomiędzy jednym budzeniem Tosi a drugim.. ale jak będziesz miała dwójkę to nawet się nie obejrzysz jak spadnie waga..
      pozdrawiam serdecznie.

  12. No i patrz, u Ciebie Julia, nawet ten bałagan i brudne gary takie niezwykle zjawiskowe:D piękny wpis, Tocha w bluzie – rewelka!
    Cieszmy się chwilą każda…
    ps. nie mogę się przyzwyczaić do nowej szaty graficznej „szafytosi”, choć bardzo mi się podoba, taka subtelna jakaś i lekka. Ale póki co tęsknie trochę za tymi dechami i lalą w zielonym kubraczku…. Trzeba mi czasu na przestawienie się.

    1. ja jestem zakochana w tej szacie graficznej, ale to tak jakby mi dziecko podmienili 🙂 muszę się przyzwyczaić 🙂
      ale jakbyś zobaczyła dzisiejsze brudne gary.. to już nie zjawisko, to armagedon!! 🙂 ale chociaz na komentarze odppiszę… a to 3 godziny. każdy przeczytać, zastanowić się, zatrzymać…

  13. Dobrze, że życie nie jest idealne – inaczej straciłoby smak. Ten słodko – gorzki, niepowtarzalny!… 🙂 A piszesz z taką lekkością i tak pięknie, że czuję się, jakbyśmy rozmawiały. Choć ja odpowiadam Ci tylko w myślach o tym, jak to u mnie podobnie… 🙂 Pozdrawiam cieplutko!

  14. Jaka ja jestem szczęśliwa, że ostatnio, mimo coraz większego wku…, potrafię się cieszyć z życia i mam świadomość, że za dołem zawsze jest góra, za którą zawsze czeka dół, a za nim góra. Bo takie jest życie. Że jak się wku… to zaraz mi przechodzi, bo sobie myślę „po co się wku…”, życia szkoda! I to wku… to już mnie nawet śmieszy. I mimo, że od kiedy mam Antosię to głównie wku… jest okołotosiowy, to wszystko przechodzi chyba właśnie dzięki niej. Bo gdy się uśmiechnie, gdy przytuli, gdy pocałuje to mija wszystko. A wku… jest spore, bo gdy po raz 10 wywali mi jedzenie z talerza, które przed chwilą sprzątnęłam i nałożyłam nowe, gdy po raz 50 zaleje łazienkę wodą z bidetu, gdy po raz 100 wyrzuci wszystko z szafek w kuchni i ryczy, bo czegoś nie dostanie, miauczy, zrzędzi, bo sama nie wie czego chce, że musi ciąge mnie dotykać – to można się wku… Ale zaraz sobie myślę, że przecież to nie będzie trwać wiecznie, a ja jeszcze zatęsknię za wodą na podłodze, za asortymentem kuchennym po całym mieszkaniu, za plamami tłuszczu wżartymi w parkiet i miauczeniem i wiszeniem u nogi. A trochę to wszystko tak dzięki Tobie Jula. Dziękuję! 🙂

    1. Kochana!!!! Ja zapiszę to! to mój największy sukces! „Nawrócić” Ciebię to jakiś niewyobrażalny sukces 😉 no bo przecież Ty.. chcąca iść pręznie przez życie, spełniać siebie.. Ta co pisała mi niedawno jak daję radę i czemu mi to nie przeszkadza sama sobie odpowiadasz.. i ja wiem, że ta odpowiedź jest taka szczera..
      kiedyś do tego zatęsknisz. zatęsknisz niewyobrażalnie. łap te chwile.
      tule Cię mocno!! i Tosiaka szalonego też!

      1. Oj jest, jest szczera! Antka chora, cały tydzień w domu, a ja (fakt, wściekam się, bo mamy bunt dwulatka, ale po cichu) cieszę się, że mogę z nią siedzieć. No bo tak sobie zawsze myslałam, że „cudnie jest, bo mogę sobie zrobić dzień wolny w tygodniu, posiedzieć z nią w domu” i nigdy tego nie robię, gdyż ciagle obowiązków masa. A tak teraz siedzimy, malujemy, ona broi i broi i broi ale mnie to tak śmieszy z jakim uśmiechem na ustach to robi i myślę sobie, że tylko raz w życiu ma się bunt dwulatka i fajnie, że mogę się od niej uczyć cierpliwości a ona ode mnie zasad. Ale ja we wszystkim potrzebuję równowagi i ta równowaga to dla mnie i dziecko i praca 🙂 Aczkolwiek, dobrze wiesz jak odchodziłam od zmysłów a teraz jest inaczej! Dziewczyny jesteście wspaniałe! :*

  15. …czytam od jakiegos czasu , jeszcze nie komentowałam.. ale.. dzis własnie poczułam potrzebę.. mam jak ty.. ciesze sie tym białym, bo nie wiadomo kiedy przyjdzie czarne.. a nawet jak przyjdzie wiem ze jest po cos.. po to zeby bardziej docenic to białe .. pozatym wiele wspolnego mam z tobą.. jesli chodzi o dzisiejszy wpis 🙂 pozdrawiam ciepło ciebie , córkę i męza 🙂 Iza

    1. ja zawsze twierdzę, że wszystko jest po coś.. jak np teraz nam się budowa opóźnia to wiem, że to ma jakiś cel.. może np gdyby szło zgodnie z planem to bym nogę tam złamała odwiedzając budowlańców…
      i my Was pozdrawiamy 🙂

  16. każdy dostrzega swoje szczęście w czym innym:) dla wielu takie siedzenie z dzieckiem w domu, to lata wyjęte z życiorysu… dla mnie to najcudowniejszy czas! też wstaję nocami, po kilka razy, czasem mamy gorszy dzień, bo ząbki idą, bo coś zaboli… ale nie oddałabym ani godziny:) czasem aż się boję, że się tym szczęściem zachłysnę:) i chyba się starzeję, bo coraz częściej się wzruszam… kiedy widzę jak mój Synek się uczy nowych słów, jak cieszy się całym sobą:) wtedy wiem, że spijam życie duszkiem:)
    pozdrawiam!

    1. ja często tak się zamyślę, że tyle tego szczęścia mam.i skąd, i za co..? i tak gdyby dało się każda chwilę schowac w taki słoik i zakopać na pamiątkę jak w dzieciństwie takie skarby co się zakopywało na podwórku…

  17. O, dodają 🙂 Napisałam taki długi i mi się nie dodał…

    No nic, pisałam, że ostatnio mam inne podejście do tego, że po raz 10 mam wywalone jedzenie na podłogę, kiedy właśnie je nałożyłam, że po raz 50 wywalone wszystko z szafek w kuchni, że po raz 100 łazienka zalana wodą z bidetu, a po raz 1056 wszystkie książki spadły z regału. Bo przecież to nie będzie trwało wiecznie i jeszcze zatęsknię za tłustymi plamami na parkiecie, za asortymentem kuchennym po całym mieszkaniu, za kałużami w łazience… I tylko się wkurzam, że Antosia miauczy i zrzędzi, bo sama nie wie czego chce. Że ryczy, bo zła mama nie pozwoliła jej jeść pasty do zębów. Że histeria, bo chcą jej założyć pieluchę i piżamkę, a przecież tak fajnie biegać na golasa po domu z zapeleniem oskrzeli. I ręce mi czasem opadają i ryczę z bezradności. Ale gdy przyjdzie, przytuli, ucałuje, pogłaszcze rączką po dekolcie to wkurzenie mija w sekundę. I każdego wieczora, gdy patrzę na nią gdy śpi i przytulam na śpiąco i głaszczę po stópkach, obiecuję sobie, że nie będę się wkurzać. Ale każdego dnia się wkurzam, bo chyba taki mam charakter… Ale przestałam widzeć w tym wszystkim tragedię. Przestałam traktować wszystko złe jako kataklizmy. I to tak trochę dzięki Tobie Jula. To dla mnie bardzo ważne. Dziękuję! :*

  18. Julio Droga!

    Często zastanawiam się nad słowami, bo niekiedy nieopatrznie ubrane w zdanie, rzucone „ot tak” potrafią boleć. Często zastanawiam się nad otwartością, bo to Ona w dużym stopniu prowokuje „komentarze” – różne. Bo słowa ludziom przychodzą z łatwością. Myślenie, już czasem mniej. A myślenie „przyczynowo-skutkowe” – bywa rzadkością. I wtedy takie dwie myśli – zupełnie sobie różne, a jednak bardzo mi bliskie – staja przede mną jak ten drogowskaz.
    Pierwsze, to przekazywana z pokolenia na pokolenie „wartość” rodzinna (dostałam w prezencie na życie od Taty):
    ”Nie mów/nie rób drugiemu, co Tobie nie miłe”
    Są zapisane we mnie bardziej, niż „ojcze nasz”, bardziej niż jakakolwiek modlitwa świata. Powodują też, że się staram. Że mogę – zanim ocenię, skrytykuję, rzucę kamieniem (nie)winna – zamienić się rolami z kimś kogo „skomentuję”. Dlaczego o tym? Wrażenie odniosłam, że czujesz potrzebę wytłumaczyć się z tego, że zamiast pisać o wysmarowanej sudokremem (nie do odmycia) buzi Antoniny, nieprzespanych nocach, gloryfikujesz z właściwym sobie talentem radość życia. Po co? 😀
    „Mów o szczęściu.
    I bez Twojej niedoli świat jest wystarczająco smutny.
    Żadna ścieżka nie jest tylko wyboista.”

    (Ta druga „sentencja” – cytat Elli Wheeler Wilcox )
    Życie jest wystarczająco szare, bez Twojej czerni. Niniejszym życzę Ci /WAM – białego do końca świata! 😀

    1. Dokładnie Maryś, po co to czarne pokazywać??. Pamiętacie takie pamiętniczki, które dawało się koleżankom i kolegom żeby wpisywały tam wierszyki czy jakieś sentencje ?? Moja babcia mi napisała
      „Śmiej się wśród ludzi
      Płacz tylko w ukryciu,
      bądź lekka w tańcu
      lecz nigdy w życiu. ”
      Miała rację!!!!! 🙂

    2. Droga Marysiu, bardzo subtelnie ujęłaś to, o czym i ja pomyślałam po przeczytaniu postu Julii. Tylko że ja nie mogę jeszcze zrozumieć, dlaczego Julia poczuła tę potrzebę tłumaczenia się ze swojego szczęścia. O ile sięgam pamięcią, gdzieś w komentarzach zarzucono jej, że idealny obraz jej życia, jej osoby sprawia, że inni źle odbierają samych siebie porównując się do niej właśnie. Dla mnie to trochę smutne…

    3. A ja się z Maryś zgadzam w 100% i dlatego zanucę …

      „Taką wodą być,
      Co otuli ciebie całą ogrzeje ciało,
      Zmyje resztki parszywego dnia,
      I uspokoi każdy nerw,
      zabawnie pomarszczy dłonie
      a kiedy zaśniesz wiernie będzie przy twym łóżku stać
      I taką wodą być a nie tą co żałośnie całą noc tłucze się po oknie
      Wczoraj… Wczoraj…
      I taką wodą być
      co nawilży twoje wargi
      Uwolni kąciki ust gdy przyłożysz je do szklanki
      I czarną kawę zmieni w płyn kiedy dni skute lodem
      A kiedy z nieba poleje się żar poczęstuje chłodem
      I taką wodą być
      A nie tą co żałośnie całą noc w gardle pali ogniem
      Wczoraj… Wczoraj…
      Nie liczy się !!! ” (happysad – Taką wodą być )

      I Julio taką wodą dla nas jesteś i choć Cię nie znamy osobiście to czerpiemy oj czerpiemy z tego źródła ….

      1. Maryś jak zarzuci komantarzem to wzbudza dyskusję na sto fajerek 🙂
        Dziewczyny.. otóż ja tak dla uspokojenia tych co myślą.. o bez sensu.. ja tak nie mam… a przecież ma. identycznie ma, tylko przez inny pryzmat spogląda. albo akurat jest w sytuacji co ja byłam kiedyś, albo będe kiedyś… każdy ma swój gorszy i lepszy czas… czy jeżeli ja mam teraz lepszy tzn, że powinnam się go wstydzić, chować głeboko w szafę bo inni mnie zlinczują…
        no ale… Wy to wiecie.. a są tacy co nie… niestety..

        1. Nie! Tak jak i ja! Ja też miałam źle, bardzo źle, a teraz nie jest super, ale jest dobrze i nie będę myśleć o pierdołach i się nimi załamywać, bo mi życia szkoda! 😀

    4. O tak Maryś.. ja nie chcę się tłumaczyć, bo nie mam z czego. nikomu nigdy nic nie ukradłam, na nasze szczęście mocno pracujemy…
      napisałam to nie dla tych dziewczyn, które tu kamieniem we mnie bo mi dobrze a Ona tak nie ma.. a najczęsciej ma identycznie tylko inaczej to widzi i woli mędzić pod nosem, że wszystko nie tak, gdy właśnie mocno tak..
      napisałam to dla tych co zostawiają mi komentarz „jestem złą matką”.
      no bo jak to złą? ja jestem normalną matką i normalną żoną, człwiekiem, a nawet jestem mocno trudnym człowiekiem…
      tylko ja wolę kolorowe widzieć. a najczęściej jest tak, że jak masz nadzieję i pozytywne myśli to to dobre samo przychodzi…
      a Twój komentarz czytałam 5 razy bo trudny.. weź pisz jakoś zwyczajnie! :*

  19. no i mi zjadło…..zżarło bezczelnie;)a rozpisałam się na całego….powtórzę się krócej;)ze szczęścia nie trzeba sie tłumaczyć…i jakoś nigdy mi nie przyszło do glowy, że Tosia nie marudzi bądż Mąż Idealny nie podnosi ciśnienia;) chyba za to Cię lubię najbardziej, że Ty taka „normalna „jesteś…o złośliwości rzeczy martwych nie wspomnę;) nawet tym najszczęśliwszym rzeczy się psują…
    uwielbiam Maryś i za każdym razem przy obiadu gotowaniu garnki pitupitu mam w głowie;) i uśmiecham się wtedy, choć gotować nie lubię , garnki mam zwykłe, a na brak talentu nawet pitupitu nie pomoże;)
    zdjecia piękne i dom podziwiam:) czy to siostry? i ten hamak..i ta książka na stole..i Antośka bajki ogląda:) przecież mówiłam , że normalna jesteś…;)
    i każdy kowalem swojego losu jest! koniec kropka! i jak u mnie teraz jest niewesoło to nie obwiniam Mamy, Papieża bądź kryzysu..tylko siebie! i ja naprawić muszę….choćbym tą sukienkę za dwa lata kupić miała…chwilowo nowymi rajstopami sie pocieszę;)
    i jak mi się znowu komentarz zginie to się wsciekne! a Ty będziesz miała jeden mniej do czytania;)
    pozdrawiam!

    1. jak te rajstopy to koniecznie z calzedoni. mają najlepsze. na lata. to inny wymiar rajstop 🙂
      garnki pitupitu mnie tak strasznie bawią! to tylko Marycha mogła wymyślić 🙂
      dom siostry, tak. piękny. dłonie Taty i Szwagra go zbudowały. więc piękny bo on ma w sobie duszę… że przytocze cytat.. „to nie sztuka wybudowac nowy dom, sztuka by ten dom miał także duszę”…
      hamaki kupiłam im dwa żeby mięli na lato na werandę. żeby winko pić i na łąki patrzeć, bo to wieś taka dzika…
      pewnie, że bajki ogląda, inaczej bym zwariowała! 🙂 muszę jakoś kotlety na patelni przewracać 🙂
      ściskam mocno!

  20. Witaj
    I w tym wszystkim najpiekniejsze jest to że do cholery nie jestesmy idealni nikt nie jest tylko nie zawsze umiemy sie cieszyc swoim życiem pozdrawiam :0

  21. Tak żyć każdy powinien! Po prostu! Bez pytań, myśląc prosto… mam tyle że aż za dużo! Dziękuję!
    A gdy czarno, jak u mnie, to czekam na dni gdy boleć będzie mniej by znów cieszyć się uśmiechem dziecka i promieniem słońca i tym że żyję…
    Pozdrawiam

    1. bo nigdy nie jest tylko źle… a to dobre przychodzi czasami szybciej niż byśmy się spodziewali.. „a po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój..”

  22. Wczoraj wieczorem przeczytalam po raz pierwszy, a dzisiaj do kawki po raz drugi 🙂 i musze powiedziec, ze napisalas kolejny post ktory skradl moje serce. A za, cytuje ”i ubieram wtedy Tochę, trzaskam drzwiami i jestem w otchłani rozpaczy przez najbliższą dobę.choć On powtarza w kółko “Puszku, przecież ja Ci nic złego nie powiedziałem…” jeszcze bardziej Cie kocham. Bo ja tez taka furiatka lekka i zachowala bym sie dokladnie tak samo 😉 i masz zupelna racje Juleczko, ze Ty to szczescie wybierasz i o tym szczesciu piszesz, i Ty nawet o tym nocnym wstawaniu potrafisz napisac w dobrym swietle. Ale ciesze sie ze napisalas o tym (nie) idealnym waszym swiecie bo to jakos jeszcze bardziej mnie do Ciebie przekonuje :))

    ps I masz znowu ta sukienke co mi sie tak szalenie podoba 😉

    1. podobno furiatki kocha się najbardziej 🙂
      ale ja mogę być tą furiatką bo On mi na to pozwala.. wtedy chodzi koło mnie, głupoty pociska, wygłupia się, zaczepia… 🙂
      ja też tą sukienkę uwielbiam. jest tak wygodna!

  23. Piękny wpis. Bardzo dziękuję… 🙂
    Myślę sobie, że dlatego blogerzy nie piszą o swoich problemach… żeby a) nie zniechęcić czytelników b) nie zostać posądzonym o autoterapię kosztem innych 🙂

    1. właśnie to chyba jest różnie.. są blogi gdzie tylko jest o tej czarnej stronie macierzyństwa, o tych pieluchach, ulewaniu… to tak różnie.. na szczęście ten blogowy świat jest tak wielki, że każdy może znaleźć coś dla siebie..
      autoterapię robię największą mężowi 🙂

  24. A ja to lubię sobie poczytać o twoim życiu Julio, idealnym ?! Na pewno bogatym w ideały. Lubię patrzeć na zdjęcia, na których pochylasz się nad codziennością, nad chwilami które utrwalasz, celebrujesz. jakoś nie potrzebuję do szczęścia doszukiwania się tam u ciebie ciemnych, no choćby trochę ciemniejszych stron. Każdy z nas ma prawo do szczęścia, ba każdy z nas musi mieć te szczęśliwe momenty, choćby chwile, bo tak to jest w życiu że czasem jest czarne – a czasem białe, a i też szare po prostu. Ważne, to nie przejść obok tego obok, nie rozminąć się ze swoim szczęściem, nie pozwolić mu przeciekać przez palce. Może narażę się na krytykę w tej chwili, ale nie rozumiem takich matek, co to swoje macierzyństwo ograniczają do nieprzespanych nocy, obolałych od krzyku niemowlęcia uszu, poczucia odizolowania i zamknięcia w czterech ścianach. pewnie, że tego doświadczamy wszystkie, w większym lub mniejszym natężeniu. hej, ale czy tego nie rekompensuje ten jeden pierwszy uśmiech, zapach dziecięcej skóry, dotyk pulchnej dłoni na twojej twarzy? choćby proporcje jednego i drugiego nie były równe. pamiętasz dziewczynkę z zapałkami? taka chwila, jest jak taka zapałka. choć krótka i ulotna to możesz rozgrzać się przy niej w najbardziej szary i mroźny dzień. Julio – gdzieś, kiedyś zamieściłaś link do bloga mamy dwóch dziewczynek, jednej z zespołem Downa. Z zachwytem oglądałam jak szczęśliwą tworzą oni rodzinę. Bo można. Bo trzeba. Inaczej, to do siebie miejmy pretensje, a nie do losu. pozdrawiam Ciebie idealna Julko. kasia*kasia

    1. mój Tato twierdzi, że jak życie w jednej dwudziestej jest szczęśliwe to znaczy, że się udało. że tych zmartwień tyle. tyle nieuniknionych. odejścia najbliższych, choroby, starość, stres… a bo przedszkole, a bo matura, a bo poród, kredyt na dom… no ciąge coś.. nigdy nie jest tylko dobrze. więc czy trzeba jeszcze dodatkowo szukać tego umartwiania się… no nie. i ja go nie szukam.. ale czułam taką potrzebę. może nie dla siebie a dla innych co chcieliby zrozumieć a nie do końca potrafią o tym, że ja mam normalne życie.. nie bajkę, tylko ja staram się żeby co rano otwierać je jak najpiękniejszą okładkę.. a tam kolory, obrazki, słowa piękne..
      Ludzie są też teraz bardzo wygodni.. a tu trzeba wstawać, prać, sprzątać przy dziecku milion razy więcej… a Oni by chcieli wieczorem usiąść film obejrzeć a tu tyle roboty… tylko chwilę temu tego nie było i jak dzieci podrosną, do szkół wyjada to też nie będzie i człowiek sam jak palec w domu zostanie.. zatęskni do brudnych koszulek, wysypanego piachu na środku salonu…

  25. Masz niezwykły talent dobierania słów. Czytam Ciebie Julio słysząc w głowie moje własne słowa. Być (nie)idealnym w dzisiejszych czasach jest trudno. Odnoszę wrażenie że nawet poprzez słowa trwa rywalizacja pomiędzy ludźmi, którzy mimo że powinni być sobie bliscy, konkurują ze sobą, idealizując na swój sposób pojęcie szczęścia, wartości i bogactwa. Mam sąsiadów wielu, odnoszę wrażenie że wszyscy są idealni tylko na zewnątrz, w rozmowie świat ich jest błyszczący, jest wręcz idealny. Lecz gdy poznasz bliżej takich „Kowalskich” widzisz jak wiele problemów mają żony, mężowie, dzieci. Na pierwszy rzut oka wszystko gra, wszystko mają dopracowane lecz gdzieś w środku cierpią tym swoim udawanym światem.
    Nieważne jakie mamy metki na sobie, nieważne co wkładamy do garnka i do jakiego, ważne abyśmy w tym co robili czuli się dobrze, abyśmy kochali to co robimy, kochali siebie, osoby nam bliskie. Życie nam to wynagrodzi i stanie się Nasze własne (nie)idealne 😉

    1. bo to są takie skarajności. albo narzekają wiecznie. wszystko jest źle. kraj zły, szef zły, żona zła.. albo jest odrotnie i wszystko jest bosko piękne i magiczne. a u każdego jest i partner raz na czas wnerwiający a i u każdego dobre dni się zdarzają.. tylko jak to zrobić by nauczyć się tej równowagi… tego mówienia o tym.. że dobrze. ale nie zakłamanego dobrze.. choć kiedy ja np piszę, że dobre mam życie to ludzie czasami myślą, że ja dopisuję, koloryzuję.. kiedy u mnie słowa prawdziwe padają…
      metki, garnki… jaka to różnica. Mam lalę za 250 zł i mam kolejkę z biedronki za 25zł i obie Tosia tak samo kocha więc jakie to ma znaczenie na ile nas stać.. ważne żebyśmy się z tym dzieckiem bawili tą kolejką za 25zł… można być tak samo szczęśliwym… o ile lepiej gotuje ta co ma starą patelnie niż ta co ma z pitupitu i sterylny dom co ekipa sprząta co wieczór… (nie)idealne życie jest wspaniałe!

  26. Pięknie napisane. Każdy niesie ze sobą swój krzyż, ma swoje problemy, słabostki, tyle, że to jest bardzo prywatne, bardzo osobiste. Ten przypalony garnek, plama na ulubionych spodniach czy zły dzień, jest chwilą… nie określa to całego życia.
    Jak bliska mi ta Twoja furia i nocne wstawanie i nawet to pogodzenie z tymi faktami jest mi bliskie. Szczęście jest wszędzie i tylko wystarczy chcieć je zobaczyć
    Pozdrawiam serdecznie 🙂 Izabela

    1. tylko te przypalony garnek i plama tez ma swój urok. ja kocham poplamioną Tośkę w rajtkach po domu.. to jest taka domowa, spokojna, błoga atmosfera..
      i zły dzień wtedy w takim domu potrafi minąć.. jak wejdziesz, a tu ciepło, herbata czeka.. tylko trzeba chcieć…

      1. oj tak! plamy sa cudowne! mnie się już nawet nie spierają niczym i mam to gdzieś, bo brudne dziecko to szczęśliwe dziecko. wyobraź sobie jula, że byliśmy jakiś czas temu w ikei i tam postawili na dziale dziecięcym te tablice z kredami dla dzieci. i jeden ojciec tak zwyzywał swoje dziecko za to, że się brudzi kredą, jakby w tym sweterku miał ten chłopczyk do komunii iść następnego dnia i chodzić w nim cały biały tydzień! myślałam, że oszaleję, więc tylko głośno do Antki powiedziałam, żeby się brudziła ile tylko chce, że ja jej pozwalam. wiem, że nieładnie, ale jak mnie ktoś wkurzy to jestem bezczelna, a już z pewnością gdy sprawy tyczą się dzieci. z tym brudem to chyba powszechne u rodziców, że tak się srają, jakby wszystkie ubrania od lui vitą conajmniej były 😛

  27. W każdym zdaniu mogę odnaleźć okruchy moich przeżyć, zobaczyć osoby, zdarzenia, które mi się tez przytrafiły. Bo i mnie tatko do łez doprowadza i mnie zawiodła była już przyjaciółka. Takie jest to Nasze życie każdej i Jula my to wiemy więc po co pisać o takiej realności. Można jak robisz to wyławiać perełki z dnia codziennego, ubierasz je w słowa a my czytając, patrząc czujemy ciepło i wiesz co jeszcze? świadomość że też tak mam, czasem inaczej, mniej, może pewne rzeczy zawiesiłam na kolek i muszą poczekać, ale jak Ty mam męża takiego jak chciałam, z wyboru nie z przypadku, odzysku, przydziału, mam dzieci dwoje cudne, piękne, idealne jak dla mnie, mam, mam,mam. Twoje odbiorczynie są inteligentne i wiemy że nikt nie żyje w cukrowej bance, gdzie nie ma bólu i zła, ale czytanie rano, wieczorem, czy jak Hana śpi o twoim domu rodzinnym, wspomnień, jest jak wchodzenie w dobra ,a dla mnie każda dobra książka jest ciepła, pełna smaków, zapachów, uczuć no i kończy się dobrze:).
    A ten tekst za mną chodzi i dziś mogę go wkleić bo pasuje idealnie.

    Szczęście to ta chwila co trwa,
    niepewna swojej urody.
    To zieleń drzew, to dzieci śmiech.
    Słońca zachody i wschody.

    *****

    więc nie patrz w dal,
    bo szczęście jest tuż obok nas.
    W zwyczajnym dniu, w zapachu domu,
    wśród chmur, w ciszy traw.
    Jest blisko nas, blisko tak, blisko tak!

    Bo szczęście to przelotny gość,
    przebłysk słonecznej pogody.
    I dużo wie, kto pojął, że
    szczęście to garść pełna wody.

    Szczęście to ta chwila co trwa,
    szczęście to piórko na dłoni,
    co zjawia się, gdy samo chce
    i gdy się za nim nie goni…

    1. rany, tak dobrze znam tą piosenkę, tyle razy ja słyszałam, a nigdy nie zatrzymałam się na tych słowach.. a są piękne! przeczytałam kilka razy. piękne.
      czasami się zastanawiam.. no bo wiadomo wystawiłam się na osąd publiczny. sama chciałam.. i nawet radzę sobie coraz lepiej z tymi co mnie nie lubią za mocno.. co to gdzieś pokątnie podszeptują.. nauczyłam się machać na to ręką.. ale napisałam ten post by uświadomić, że u mnie normalnie.. bo wiele czytelniczek wie.. ale uwierz mi, że wiele choć wie to wiedziec nie chce…
      całuję mocno!

  28. Ta opowieść o krzyżach to skrócona wersja opowiadania księdza Malinowskiego ze starej książki pt. „Opowiadania o nadziei”.
    A zakończenie przyjaźni to bardzo bolesna sprawa. Sama mam za sobą takie doświadczenie i to po ponad 20 latach zażyłości. Smutne.

    1. Ja też. To chyba kiedyś spotyka każdego. Choć raz. Najgorsze jest to, że takie momenty mnie dobijają i ciężko jednak cieszyć się życiem, gdy tragedia w tym życiu sie staje. A strata przyjaciela to dla mnie tragedia 🙁

  29. Hej Julia,
    Dziś, jak czytałam posta, odnajdywałam całą siebie. I te dobre momenty i te złe… I te chwile na cmentarzu bo Tata odszedł, i płacz, bo odwoływałam slub na miesiąc przed.. I szczęście bo synek się urodził. I ta fajna codzienność, i to szczęście że wszystko mam, dach nad głową, mam co jeść, w co się ubrać, jestem zdrowa, synek zdrowy. Nie ma kompletnie powodu do narzekania. Że wstanę w nocy bo synuś chce do nas do łózka? Już się przyzwyczaiłam. Jest dobrze. Jeszcze bardziej zaczęłąm doceniać swoją dolę jak zaangażowałam się troszkę w pomoc Fundacji, wspierającej dzieci z chorymi serduszkami. Co tamte rodziny przechodzą…. Ile te dzieci się wycierpią… Naprawde ja nie mam co narzekać. Nie zawsze jest idealnie, ale jest dobrze.
    Bardzo fajny post.

    1. najczęściej to szczęście się widzi i docenia gdy przyjdzie nam patrzeć na to jakie ludzie mają dramaty.. szkoda, że tak mało ludzi o tym wie.. a potem czas by chcieli cofać, zmieniać sowje zachowania…

  30. Potrafisz pisać tak, że każda część postu trafi na pewno do kogoś. Za każdym razem jak coś trafia do mnie, to dopiero wtedy sobie uświadamiam, że przecież mam tak samo. Dzisiaj padło na przyjaciółkę i męża. Ciężko i niefajnie to pisać, ale cieszę się na swój sposób, że ktoś też tak ma. Bo dzięki temu uświadamiam sobie, że to przecież nie problemy, tylko codzienność. Takie jest życie. I już. I dostrzegajmy jak najwięcej tego dobrego : )
    Tulę Tochę : )
    Kasia

    1. moja Mama zawsze mówi „na zmartwienie przyjdzie czas”…
      kiedy ludzie panikują, że coś już, że tragedia… to trzeba poczekać, czas pokaże.. dziś odchodzi przyjaciółka żeby za pół roku mogła pojawić się inna.. która nauczy Cię wiele.. to kolej losu, to nie problemy..

  31. Bo prawdziwie szczęśliwi ludzie dostrzegają piękno dnia codziennego. Ty nabyłaś tę umiejętność i zamiast zalewać czytelników żalem, bo miałaś zły dzień, widzisz pozytywne aspekty.

    P.S. A z przyjaciółką może jeszcze Wam się drogi skrzyżują lub po stracie tej może ktoś inny stanie na Twojej drodze, bo nikt nie wie co nam szykuje los w zanadrzu 🙂

  32. Uczę się od Ciebie dostrzegania radości, szczęścia i pozytywów w codziennym życiu, bo czasem, a nawet często zapadam w smutek, że czemu tak, a nie inaczej. Bo akurat tak kolorowo to my nie mamy, bo na wynajmowanym , bez perspektyw „na swoje” na najbliższe kilka lat, ciągłe choroby, mąż w domu co 2 tyg. tylko na weekend przyjeżdża, rodzice nieidealni, rat co miesiąc tyle… i można by tak długo, ale cieszę się, że choroby to takie zwykłe, że na wynajęcie „porządnego” mieszkania mamy, że chleb z wędliną jemy, że stać na nowe ciuchy, mimo, że nie te z wyższej półki, że praca jest i płaca na poziomie wyższej … i Agacinę moją mam, rodzinę dużą, cudowną… i tu też mogłabym więcej wypisywać i koniecznie tak, aby plusów było więcej od minusów, nawet jak tylko o jeden, to i tak bilans wychodzi dodatni 🙂
    Buziaki dla Tosieńki :*

    1. ” i tu też mogłabym więcej wypisywać i koniecznie tak, aby plusów było więcej od minusów, nawet jak tylko o jeden, to i tak bilans wychodzi dodatni”
      powinnam prowadzić taki zeszyt z Waszymi zdaniami. są niezwykłe.
      Kochana, ja lecę Ci na maila odpisać 🙂

  33. w zyciu musi byc rownowaga,czasem lepiej czasem zle…z nadzieja,ze to co zle smutne nasz spotyka ma jakis cel!zycie dalo mi popalic ale wiem,ze wybralam odpowiedniego mezczyzne u mego boku, bo inny by w tej chwili mogl mnie sama z problemem zostawic a tu pomoc w kazdej sekundzie i po raz kolejny wybija z glowy moje okropne mysli…ale to nie zmienia faktu,ze sie nie klocimy ojjj i to mase razy,szczegolnie o jakas glupote i choc wtedy padaja okropne slowa to ciagle w nas jest milosc! kiedy maz to najlepszy przyjaciel 🙂 a boli mnie fakt,ze ludzie osadzaja powierzchownie bo uwazaja,ze masz lepiej od innych ale tak naprawde nie widza naszego wnetrza co dzieje sie w naszym sercu.Pamietam jak w szkole kolezanka zdziwiona byla kiedy dowiedziala sie,ze moj tata nie zyje,ze niby nie wygladam na taka co go niema…tak jak teraz widza mnie jako mame 2,5l Madzi ale Ci co mnie nieznaja to nie wiedza,ze przezylam koszmr i od 4,5roku odwiedzam synka na cmentarzu…
    kazdy dzwiga swoj krzyz do ktorego nie mozna sobie dorobic koleczek 😉 jednak czasem idziemy z nim z gorki a innym razem pod gore…
    i konczac bardziej optymistycznie 🙂 piekne te zdjecia,cudna Toska no i sweterek po Nikoli niby zwykly a cudowny ♥♥♥
    no i wielkie dzieki,ze jestes ze piszesz i dajesz wiele do myslenia jak i do dzielenia sie swoimi przemysleniami
    buziaki dla was dziewczyny :*

    1. powierzchownie.. mój mąż twierdzi, że Ci co mnie nie lubią ( a łatwo mnie nie lubić:) ) to dlatego, że mnie dobrze nie znają.. trzymam się tej wersji bo ładna 🙂
      często kiedy kogoś oskarżę, że bałaganiarz, że obiadu nie potrafi zrobić to się zastanowię czy miał go kto nauczyć.. bo mnie np miał.. i dlatego to robię i potrafię, a co by było gdyby nikt mi nie pokazał, nie nauczył.. łatwo jest iść przez życie gdy się wiele dostało… łatwo osądzać innych.. to jest podobno sztuka empatii.. bardzo wartościowa cecha.. mam nadzieję mocno ją posiąść, choć tak często się zapominam 🙁
      ściskam mocno!

      1. o właśnie. u mnie w rodzinie nigdy nie siedziało się z dziećmi. moja mama chciała mieć dzieci, ale też nie chciała z nimi siedzieć non stop kiedy skończyły rok, tylko iść do pracy (zresztą ze mną to nie miała wyboru, musiała!), może ten wzorzec mam po niej 😉 ale dostałyśmy od niej z siostrą wiele innych pięknych życiowych podarków. gdyby każdy dostawał to samo od rodziców/od losu nie mielibyśmy się czym dzielić, ani czego od siebie uczyć 🙂

  34. ” to nie jest tak, że moje dziecko i macierzyństwo jest bezproblemowe. Ono jest normalnie problemowe, tylko ja się staram podchodzić do tego bezproblemowo.” – 100% prawdy. Bo przecież wiadomo, że one (znaczy dzieci) płaczą, same nie wiedzą czego chcą, coś je boli, czegos się wystraszyły…a my też chciałybyśmy obiad ugotować, a nie słoiczek dać, wyprasować Mężowi koszulę do pracy… tylko te dzieci, przecież one nasze są, w naszej rodzinie żyją, i czy to dramat, że ono cały dzień płacze, bo ząb wychodzi? albo w nocy się wystraszyło bo ciemno, i mamy nie ma… dla mnie to esencja życia. Pięknie napisałaś… życzę Ci jak najlepiej..

    1. no esencja, esensja, ale czy czasem się nie ma dosyć? chciałoby się zanurzyć w pościeli i przespać całą noc i dzień najlepiej też 😀 i nie ma się co z tym kryć ;P

        1. a pewnie, ja też czasami siadam i przeklinam siarczyście. czasami wyję.. choć może w tym macierzyństwie to z dwa razy tylko.. albo aż.. czasami ma się dosyć, to naturalne. tylko zależy jak często.. bo słabości ma każdy. i można je mieć a nawet trzeba.. tylko żeby to nie było cierpiętnictwo zamiast macierzyństwa..

  35. Szczęściarą wielką jesteś, bo szczęście to nie to co mamy ale to w jaki sposób na to wszytko patrzymy. Nikt nigdy nie obiecywał, że życie będzie łatwe czy idealne. Ważne , żeby bez względu na okoliczności umieć na to życie patrzeć tak żeby było piękne pomimo wszytko.

  36. jaka ta Tośka do Ciebie podobna! Patrzy i jakbyś Ty patrzyła.

    Mi sis zarzuciła, że mój blog cukierkowy, że te pierniczki, że te bobasy uśmiechnięte, książeczki itp itd. a ja taka nie jestem, wściekam się przecież, że małe dokucza, wcale nie gotuję codziennie itp itd. Złapałam się na tym, że w pamiętnikach zawsze wylewałam żale i łzy, pisałam, kiedy było źle. Z blogiem mam odwrotnie, chcę się dzielić tym co dobrego się dzieje…
    cieszę się, że dobry czas teraz!
    ja często łapię się na tym niestety, że nie doceniam tego co mam, a uwierz mi mam OGROMNE szczęście w życiu… tylko ta głowa, czasem smutna, mimo że wszystko jest ok. bardzo dużo zależy od naszych charakterów, ich siły….

    1. i czasem się zazdrości… ale nie tego, co ma ta „idealna” osoba, ale jej podejścia do świata. bo to, choć by się chciało z całych sił, czasem nie tak łatwo w sobie zmienić!

    2. Ona jest identyczna jak ja byłam mała, choć coraz bardziej widzę podobieństwo do Adasia. na tym zdjęciu bokiem koło „love” to istny Adaś. oczy, nosek zadarty.. 🙂
      Moja siostar mówi, że jak mi się noga powinie to ludzie będą gadać, że taka była szczęśliwa a tu jej sie nie udało.. ja wychodzę z założenia, że ludzie, którzy tak pomyślą nie są warci jakiegokolwiek mojego zainteresowania. a Ci co są warci nigdy tak nie pomyślą…
      no a poza tym… czy mam pisac, że mąż krzyczy i chla skoro alkoholu nie tyka. a jak już to raz na kilka miesiecy i po dwóch piwach już jest padnięty 🙂 i że to Anioł co głosu na nas nigdy nie podniósł… no dobrze nam. ot tyle.. a jak będzie źle… tego nie wiem… czy będzie i kiedy…

  37. Drugie podejście – skrócone 🙂
    Kiedyś miałam troche inne podejście do życia, że nie mam tego, tamtego, tu mogło by być inaczej, to inaczej…. Czytając posta czytałam o sobie. Też miałam takie gorsze momenty, na cmentarzu, jak żegnałam tatę, jak kilka lat temu odwoływałam ślub na miesiąc przed uroczystością. A potem coś pękło i stwierdziłam że nie chcę tak żyć mojego zycia. Zaczęłam doceniać to co mam. I od razu zrobiło się lepiej. Pojawił się mój synuś kochany, mam fajnego męża, fajne mieszkanie.. Nie zawsze jest idealnie, ale co to znaczy idealnie? Od jakiegoś czasu pomagam fundacji, która ma pod opieką dzieci z wadami serca. Te rodziny dopiero mają problemy, ile one muszą przejść, ile dzieci muszą się wycierpieć… Więc ja mam super – wszyscy zdrowi, mam pracę, dach nad głową, co włożyć do garnka, w co się ubrać. Czego chcieć więcej?

  38. Znamy to znamy…u mnie w domu 4-latek i mała roczna pyza.”kiedy gotuję obiad to Antka wisi mi na jednym z bioder, a kiedy cedzę ziemniaki to wisi mi na nogawce” identyko jak moja Michasia. Szczerze mówiąc pierwszy raz przeczytałam cały tekst i nawet się w niego dogłębnie wczytałam bo to jakbym w lustro patrzyła. Pięknie napisane o ludzkich problemach które ma każdy. Choć to przykre że świat nie może być bez problemowy. A szkoda. Ale trzeba z tym żyć i cieszyć się tym co jest nam dane. Pozdrawiam.

    1. czyli jednak potzrebny był post o tych moich „trudach” dnia codziennego, bo już któras osoba mi piszę, że przeczytała pierwszy raz cały post.. 🙂
      cieszmy się szczęściem póki jest…a jest najczęściej obok nas

  39. A ja choć nie znam Cię osobiście, choć o Tobie i Twoim życiu wiem tyle, co przeczytam na tym blogu, nigdy nie wątpiłam, że na wszystko co masz to sobie zasłużyłaś, że w życiu swoje przeżyłaś, że pewnie i trudności co dzień masz co nie miara, że i tragedie jakieś przeżyłaś. Ale kto z nas życiowych dramatów nie przeżywał. Ale wiesz co mnie skłania do tego, aby dzień w dzień wchodzić na Twojego bloga-Twoje podejście, podejście do życie, że Ty umiesz zauważać, doceniać. Ja cieszę się, gdy mogę na Twoim blogu czytać o pięknych, szczęśliwych chwilach i choćby to póki co odrobina, to nauczyłam się czasem zatrzymać i docenić chwile szczęścia i piękno wokół i uczę się dalej i dalej inspiruję, bo wiem, że to słuszne i po prostu takie piękne. I choć wciąż jeszcze swoje życie układam, szukam to dążę, dążę nie by było idealnie, dążę, do tego aby moje podejście było idealne, że kiedyś będę umiała docenić tą chwilę, te życie. I tak myślę owszem czasem, ona to ma , ona jest taka, ale ja taka też chcę być, ja taka też mogę być. Staram się jak mogę, aby mnie to motywowało do pracy nad sobą i dziękuję Ci za dzielenie się z nami Twoimi chwilami, Twoim szczęściem, bo mnie to inspiruje, a poniekąd i koi duszę, bo z każdym wpisem Twoim coś wynoszę, czasem odrobinę, czasem wielką wartość-dziękuję.

    1. dzielę się tym szczęściem , bo gdyby nadeszły gorsze dni to chciałabym żeby ktoś mnie naładował swoim szczęściem, nadzieją, dobrym dniem.. tak podchodzę.. jak jest mi źle to nie wyszukuję komu jeszcze jest źle żeby się pokrzepić.. tylk chłonę od szczęśliwych, pełnych wiary. ale kiedy mojemu przyjacielowi jest źle to mam w sobie dużo wytrwałości i siły w pocieszaniu, w byciu obok..

  40. Wczoraj się rozpisałam… Tak… prawie mądrze napisałam ;-)))
    ale coś lub ktoś inne plany miało… Zawiesiło się, znikło, przepadło…
    ale we mnie wciąż Twoje słowa brzmią…
    Wiesz dlaczego lubię do Ciebie zaglądać??
    Bo lubię twoje zwyczajne słowa o rzeczach zwykłych, prostych, codziennych… Te zwykłe słowa mają w sobie magiczną moc… Uświadamiają… Przypominają… a czasami jak „obuchem po łbie” przywalą, że aż się człowiek zachłyśnie na moment, oczy szeroko otworzy…
    Mogę czytać o Twojej przypalonej wodzie na kawę… mogę o plamach na ubraniu…bo nawet jak o tym napiszesz to… będzie w tym sens… i nawet jak o tym napiszesz to nie będziesz użalać się nad losem złym i okrutnym co to chwasty zamiast płatków pod stopy… ale swoim zwyczajem napiszesz pięknie, z humorem i czytając znów będę miała wrażenie, że tylko do mnie piszesz…
    I tak jak ktoś już wyżej napisał… My – czytający Ciebie – to nie takie całkiem głupie baby (jak są panowie to też im intelektu pewnie nie brak) My wiemy, że w życiu coś się wywróci, zachlapie, że czasami słońce nie z tej strony wstaje, ktoś łyżeczką herbatę w złą stronę kręci, że czasami się cichutko pod nosem wykropkowane słowa wypowie…
    Wiemy…
    Ale ja do Ciebie po to słonko zaglądam, po radosny uśmiech Tosi, po mieszkanie takie piękne ale do mnie nie pasujące – bo Twoje, po wspomnienia z motoru o którym marzę – ale się boję więc wolę górskie wędrówki…
    I życzę Ci abyś była szczęśliwa – jak najszczęśliwsza… i żeby Tosia duża i zdrowa rosła… i wcale mi nie ubędzie gdy Tobie będzie dobrze… wręcz nawet – jak Tobie będzie dobrze to ja będę mogła sobie zajrzeć, podejrzeć i… uśmiechnąć się do komputera na widok jogurciku na stole rozmazanego…

    1. wiesz.. od kiedy prowadzę bloga to trzeci raz popłakałam się na komentarzu. i wtedy za pierwszym razem gdy przczytałam go w mailu i teraz drugi raz czytając przy odpisywaniu… jeżeli kiedyś wydałabym te swoje mazgroły to wydam też Twój komentarz przy tym poście. dziękuję..
      „ktoś łyżeczką herbatę w złą stronę kręci”…

  41. Heh, piękny post i piękne mieszkanko masz Julia, ale ja właściwie chciałam napisać o czymś innym. Niezwykłe, już kiedyś jak pisalas o śląsku to pomyślałam że jest coś w Tobie podobnego. Bo i ja ze śląska, ze starej kamienicy i córkę mam i jezdzik moovera , czapkę pilotke i pana pepe dla niej. I nawet komórkę masz taką jak ja co już mnie rozwalilo 🙂 oczywiście miłość do marbushka i targów dla dzieci.. Po prostu mi miło i tak śmiesznie że jestes Ty z podobnym poczuciem estetyki gdzieś za ścianą:-) Ciekawe jakie książki ogląda Twoja Tosia bo pewnie te same, napisz proszę kiedyś post książkowy. Pozdrawiam.

    1. to dom mojej siostry 🙂
      w takim razie kawa wspólna koniecznie!
      i nie uwierzysz, ale wczoraj minutę przed Twoim komentarzem wybierałam książki do postów!!!

  42. a ja lubię czytać o Twoim szczęściu,i tym idealnym życiu,ale nigdy mi do łba nie przyszło,że Tosia to takie dziecko co słowa nie piśnie,że Ty zawsze prawą nogą wstajesz,życie nie jest idealnie,i ja też zawsze mówię że idealna nie jestem,ale idealnie sobie z tym radzę,Twój blog zaprowadził mnie do kilku blogów dzięki którym stanełam na nogi,i przestałam marudzić,użalać się nad sobą,u Ciebie zaś lubię właśnie ten spokój,te szczęście.
    Amen muszę lecieć bo nie mogę siedzieć;)

    1. bo czasami tak jest..że mamy w sobie jakieś chęci, wiemy, że powinniśmy ale brakuje tej nogi co w tyłek kopnie żeby rozpędu nabrać..
      Ja też często tak mam po filmie, książce, słowie na czyimś blogu, że tak się zbiorę do kupy, cos zrobię co siedziało we mnie a się nie mogło wykluć..

  43. Masz rację – nie ma losu idealnego, takiego bez żadnego problemu, choć czy większość błahostek które nas spotykają można nazywać problemami? Najważniejsze jakie barwy kto widzi. Ja niestety pochodzę z domu gdzie wszystko widzi się na czarno i zawsze znajdzie się miejsce gdzie można wbić szpilę. Ale całe szczęście mój mąż jest niepoprawnym optymistą i wszystko widzi na różowo, czasem aż nadto, czasem nadrabia za nas oboje 🙂 I ja się tego optymizmu od niego uczę choć nie jest to łatwe, skoro wyrosło się w domu gdzie ciągle było jakieś „ale”. Od Ciebie też się uczę doceniania tego co wokół, bo z ręką na sercu narzekać nie mogę, ale chęć do marudzenia jest tak głęboko zakorzeniona, że nie tak łatwo powiedzieć – od dziś doceniam i patrzę na kolorowo. I tak małymi kroczkami zmieniam nastawienie, a bardzo to potrzebne, bo wtedy człowiek jest szczęśliwszy – jak docenia, jak przystanie, przemyśli i powie: przecież jest dobrze, nawet bardzo dobrze.. Pomagacie mi w tym dziewczyny i bardzo Wam za to dziękuję 🙂

    1. Bo to prawda, że tak wiele się wynosi z domu.. że jak tam coś zakorzenione to idzie z nami, chociaz się odganiamy jak od obcego, złego psa.. a to się wlecze koło nogi i ujada..
      ważne by mieć jakiś kontrast, by nie popaść w dwa skrajne charaktery z jedną pochylnią..
      że ten mąż taki hej do przodu, że radość i optymizm i brawura 🙂
      będzie dobrze. z takim mężem nie może być inaczej i z Twoimi chęciami na lepiej..
      całuję!

  44. Co za czasy, że trzeba „tłumaczyć się ze szczęścia”. To trochę tak jakby nieszczęśliwy człowiek był normalny, a szczęśliwy nie z tej Ziemi…i trzeba koniecznie sprawdzić z jakiej planety do nas tutaj dotarł:)
    Julka jesteś nienormalna, a Twoją misją jest zarażać szczęściem innych. Rób to dalej. Pozdrawiam serdecznie.

    1. o to właśnie.. że ja się tłumaczę.. ale tyle się nawarstwiło tych co mnie gdzieś tam podszeptują, że ja stwierdziłam, że nie wierzę, że ludzie tak podchodzą do tematu..
      i napisałam.. ale to chyba nie tłumaczenie.. bo jak mawia mój Tato…
      „głupi i tak nie zrozumie a mądremu nie trzeba tłumaczyć” 🙂
      i tak jest! już teraz tyko zarażam… 🙂

  45. Od jakiegoś czasu czytam Twój blog i inne, gdzie wszystko jest piękne! Rodzice piękni, dzieci są piękne i dom i samochód i całe życie wydaje się być piękne. A ja siedzę, czytam i myślę sobie, że wcale piękna nie jestem, domu i samochodu też pięknego nie mam, tylko dziecko cudowne. I potem zazdroszczę jak ta głupia. Dziękuję za ten wpis, bo przypomniał mi, że przecież blog to nie jest całość, to tylko urywek tego, co dzieję się naprawdę. I choć popieram z całego serca, by na blogu wspominać jak najwięcej tego, co piękne, to jednak od czasu do czasu warto pokazać, że przecież życie nie samymi różami jest usłane! 🙂

  46. Z tym krzyżem to jakbym moją teściową słyszała , że życie takie ciężkie ale Bóg dał krzyż i trzeba go nieść ….. a nie jest trochę tak , przynajmniej ja tak myślę że nasze życie jest wynikiem działań i podejmowanych przez nas decyzji . I jeśli człowiek potrafi się cieszyć z najdrobniejszych rzeczy to jest szczęśliwy a nie rozgrzebywać, rozmyślać, analizować , narzekać że tak źle …. choć sama narzekam! , choć jakby z boku popatrzeć to wszystko
    cudnie ….. ale codzienność i rutyna dopada każdego .

  47. Ideały są tylko w filmach. W życiu nie ma ideałów. Cały ambaras polega na tym, aby to nieidealne życie zaakceptować, pokochać, oswoić się z nim, dostrzec to co piękne. Nie wczoraj, nie jutro. Dziś. Bardziej idealnie nie będzie.

  48. Oj tak brzmi znajomo! Doskonale trafiasz z tematami, o których rozmyślam wieczorami.. Komentuje późno, bo dałam się namówić i sama założyłam bloga 🙂 Oczywiście z Wami jestem na bieżąco 🙂

Skomentuj Mamuśka - Martuśka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.