kiedy nad wszystkim panuję, kiedy w każdym kącie mam porządek to życie mi się lżejsze wydaję.
żaden problem nie jest wielki, a nawet gdyby, to jego rozmiar nie przeszkadza mi w natychmiastowym rozwiązaniu go. idę wtedy po domu jak taka czapla. wysoko i dumnie podnoszę nogi.
kiedy mam w domu porządek to nagle wydaje mi się, że dzieci ciszej krzyczą, że kawa wolniej stygnie, że świat należy do mnie. zwyczajnie mogę wtedy wszystko..
jednak by ten stan osiągnąć trzeba wiele z siebie dać..
czasami zazdroszczę tym co potrafią ręką machnąć, żyć w pogodzeniu z tym bałaganem, rozgardiaszem..
ale w pogodzeniu naprawdę, w środku siebie.. że go to nie dręczy, nie spędza snu z powiek.
nie tak, że z lenistwa a w środku go gryzie i gniecie..
bo ja kiedy wychodzę z domu, muszę za sobą zostawić ogólny ład, tak by naczynia w zlewie się nie piętrzyły, koce rozleniwione by w nieładzie nie leżały..
i oczywiście nie zawsze mi się to udaje, ale pełnię szczęścia osiągam tylko wtedy..
i choć sobie tłumaczę, choć czasami walczę ze sobą to dziś już wiem, że pewne rzeczy trudno zmienić i należy im zwyczajnie dopomóc.. by nie dręczyły i dały zwyczajnie żyć.
och! ile ja się w życiu nawieszałam tych plakatów, mądrych zdań… by nauczyć się z bałaganem żyć..
ale prawda jest taka, że to skrajnie dwie różne rzeczy… bałagan a rozrzucone zabawki..
mnie nurtuję każdy kurz za mikrofalówką i lodówką.
i choć wymaga to ode mnie dużo, to zwyczajnie w takim uporządkowanym domu żyje mi się lepiej..
mam wtedy wrażenie, że mój umysł jest lekki, że nie trapią go żadne problemy, że brak piachu pod stopami i okruszków na blacie powoduje moją nieznośną lekkość bytu..
kiedyś widziałam takie zdjęcie z podpisem „tylko nudne kobiety mają nieskazitelnie czyste domy”..
większość kobiet jakie znam, które mają pięknie zadbane domy są maksymalnie ciekawe, kreatywne, pomysłowe..
zawsze powtarzam, że mnie jest obojętne jakie Kto ma domy.. czy małe czy duże, czy z meblościanką czy loftowym stołem.. dla mnie to nie ma najmniejszego znaczenia..
jednak bez dwóch zdań uwielbiam domy gdzie jest porządek i ciepło.
kiedy wchodzisz do maleńkiego domku, w którym wszystko jest zwyczajne, niewyszukane w katalogach, ale pachnie, stoją kwiaty na stole, na komodzie ułożone gazety.. to odpoczywa człowiek.
mam też takich znajomych gdzie wchodząc muszę sobie torować drogę by dojść do salonu i mocno się napracować by postawić na stole ofiarowaną mi filiżankę kawy. moja miłość do nich nie jest w żaden sposób mniejsza.. idę do Nich, do człowieka, nie do poodkurzanych dywanów.
jechałam ostatnio do Asi. dzwonię i mówię „błagam, nie sprzątaj. chce byś cieszyła się na mój przyjazd a nie by kojarzył Ci się z tym że mam przyjechać i będziesz dwie godziny latać na szmacie. rób co masz robić i jak przyjadę to zrobisz mi kawę. takich gości przed których wizytą się nie szaleje ze sprzątaniem i szykowaniem – milej gości. swobodnie, lekko.”
popadam w skrajność jeżeli chodzi o mój dom. zwyczajnie lubię żyć w posprzątanym domu.
dookoła tematu chodzę a pytaliście nie raz jak sobie z tym radzę.. że dom, sprzątanie, dzieci, praca..
myślę, że nie mam się w żaden sposób lepiej ani gorzej od innych mam..
moja znajoma codziennie wstaje o 5ej rano i szykuje obiad dla dzieci które zostają z nianią, potem pędzi do pracy, wraca późno bo dojazd, korki, zakupy spożywcze.. a w domu jeszcze pranie, ogródek..
więc to chyba nie ja powinnam pisać o dobrej organizacji czasu..
jednak jakąś posiadam i napisać mogę..
lecz to stare prawdy są, nikomu niedziwne.. czasami tylko trudne do wprowadzenia w czyn.
nauczyłam się sprzątać na bieżąco. nigdy nie chodzę z pustymi rękami. zawsze wezmę a to z kuchni do łazienki, a to z dołu na górę.
a to jak widzę, że w lodowce mniej rzeczy jest to szybko wyciągam i półki przetrę.
robię to odruchowo, bez zastanowienia. zajmuje dwie minuty a kiedy przychodzi do np świątecznych porządków to okazuję się, że nie ma miejsc w których dawno nie było sprzątane..
i najważniejsze! zrób od razu! jak Cię coś dręczy to nie zostawiaj „posprzątam jutro albo w sobotę”, bo wtedy do jutra lub soboty będziesz mieć zaprzątniętą głowę. oczyść ją od razu! (jeżeli oczywiście tego potrzebujesz).
robię naleśniki. wyciągam mąkę i wylatuje mi makaron, który rozsypuje się na ziemi.
muszę tam na spokojnie potem posprzątać – myślę.
upiekłam te naleśniki, mamy iść na spacer, ale wiem, że spokoju nie zaznam. szybko klękam przy szafce, wyciągam, wycieram szmatką, układam, co nie potrzeba wyrzucam. ciach! 5 minut i jaka lekkość.
czy ja nie zazdroszczę tym co mają to w nosie i kiedyś przy okazji posprzątają?
oczywiście, że zazdroszczę! ale dostałam taki charakter, po latach zauważyłam, że trudno go zmienić więc postanowiłam mu dopomóc..
uciska mnie w myślach każda szafka z dokumentami w biurze, która dawno nie była segregowana, szuflada z milionem rajstop w których nie chodziłam od stu dwudziestu lat.
zwyczajnie lubię się rozejrzeć i dostrzec ład i harmonię..
ileż to moich znajomych, kiedyś żyjący w rozgardiaszu, dziś z wiekiem mówią, że choć są leniwi i sprzątać im się nie chce to nie mogą skłamać i prawdą jest, że w uporządkowanym domu lepiej się pracuje, lepiej gotuje..
myślę, też że to co robimy widzą nasze dzieci..
kiedy wychodzę od Kogoś, gdzie byłam ze swoją dziatwą to zanim zamknę drzwi i wsiądę do auta, sprzątam po nas. układam zabawki, zanoszę na miejsce. podnoszę rowerki…
staram się zostawić miejsce po nas tak jak je zastaliśmy, choć to nie do końca możliwe..
wyobrażam sobie, że my wrócimy do czystego domku, wykąpię dzieci i mam wolny wieczór, a Ktoś Kto nas gościł ma do sprzątania cały dom, kuchnię, naczynia i podwórko..
fajnie jest po prostu podzielić obowiązki..
najbardziej nauczyła mnie tego moja sąsiadka.. kiedy się wprowadzili, ilekroć przychodziła to zawsze zanim wyszła sprzątała ze swoją córeczką zabawki. segregowała, zanosiła na góre to co zwlokły na dół itp… odnosiła do zmywarki naczynia.. Ona wychodziła. Kawę wypiłyśmy, pogadałyśmy, dzieci się świetnie bawiły, a jak wyszły to dom wyglądał jak nowy…
Ona również uwielbia porządek i mierzy swoją miarą. Cieszę się, że mnie tego nauczyła.
To dobra nauka.
Uczę się też sprzątać z dziećmi. nie czekać aż pójdą spać, aż pójdą z Tatą na spacer albo do Babci.
zwyczajnie biorę ich do pralni i zbieramy pranie, ładujemy pralkę. razem myjemy podłogę, ścieramy kurze.. nie czekam na czas który nadejdzie tylko organizuję ten który mam.
ostatnie kilka dni mocno chorowałam na dolegliwości jakie mam od dziecka i jako, że nie wstawałam z łóżka to się nagromadziło…
obiecałam sobie, czując się lepiej, że napiszę posta, zamknę laptopa i pójdę posprzątać.
pootwieram drzwi na oścież, naleję płynu do wiadra i niech się roznosi dźwięk odkurzacza!
niech dom oddycha! miłością, zdrowiem, szczęściem i… porządkiem!













