„Pierwszy raz trafiłam na Twój blog przypadkiem, jakiś czas temu. Sądzę, że jeszcze domu Twojego nie było… Rozejrzałam się zdecydowanie zbyt pobieżnie. Pomyślałam, że nic tu po mnie. Lajfstajle i szafeczki to nie dla mnie. Na szczęście kręte ścieżki internetu znów mnie tu przywiodły i muszę Ci to wyznać po prostu: Strasznie lubię Cię czytać. Zazdroszczę Ci też strasznie. Zazdroszczę Ci bloga. Że taki ładny, taki mądry. Dopieszczony. Tekstów Ci zazdroszczę też. Tylko przy Twoim blogu odpływam jak przy książce. Zazdroszczę Ci postawy. Wydajesz się taka spokojna, spełniona. Zazdroszczę Ci domu. Jest piękny, przemyślany, zachwyca. Tak mi pasuje do wpisu o Zakapiorach. Zazdroszczę, bo sama czasem się szarpie. Miotam. Szafa przynosi mi nadzieję, że może i ja kiedyś tą moją dwójkę ogarnę, że można spokojnie, że nie na łapu capu. Że można i da się. I tylko kiedy czytam Twój kolejny cudny wpis, to się zastanawiam, po co ja się na blogowanie porywam… Lojalnie więc donoszę: Jeśli kiedyś w domu zalęgną Ci się korniki, a na blogu zaczną pałętać wirusy i chochliki to może być moja wina… #zielonazzazdrości 😉 Pozdrawiam, Eliza„
odpisałam krótko. żeby odpisać każdemu, muszę czasami mieć umiar by zmieścić się w czasie..
Elizko Kochana, zazdrośnico pieruńska! 😉
wiesz jak ja się czasami miotam, jak każdy człowiek, jak każda matka z małymi dziećmi, pracą, domem..
ale ważne by miotać się krótko, by szybko palnąć się w łeb i sobie krzyknąć „Ty wariatko, zdrowe dzieci masz, na rosół mięso z kaczki, dach nad głową, sukienki w szafie, męża spokojnego i zaradnego, o co Ci debilko chodzi?!”
tak sobie mówię do siebie jak się zagalopuje w tym wkurzaniu, zgryzocie.. i okazuje się, że tak się lepiej żyje, jak tak człowiek radość szybko odnajdzie, niż tkwi w tej szamotaninie. świat nie ucieknie, a czas nam ucieka i trzeba go jakoś mądrze spożytkować.. czasami w tym zgiełku, usiąść na środku pokoju, zamknąć oczy i zacząć się śmiać z bezsilności.
ściskam mocno
j.
dlaczego akurat ten list…?
wiele z Was uważa, że skoro piszę tutaj tyle o cierpliwości, radości, dobrej codzienności, to udaję mi się to na każdym kroku realizować..
och nie… niestety nie..
jak każdy czasami, a może i często zwyczajnie wysiadam..
i od lat, a może od zawsze, moim najlepszym sposobem na odnalezienie równowagi, jest samotna jazda autem.
dla mnie to jak najlepszy psycholog. czasami (niestety rzadko) gdy już wieczorem nie mam siły, zostawiam dzieci z mężem i wsiadam w auto. bardzo często zupełnie bez celu. włączam muzykę. muzyka jest konieczna. nie pierwsza lepsza.
tę muzykę włączam najgłośniej jak się da. i jadę. coś rozmyślam, coś sobie wyobrażam. tworzę w głowie filmy, zdjęcia, teksty, które niestety, gdy tylko wyłączę silnik ulatują w mig…
jestem wtedy sama i to jest dla mnie tak zjawiskowe oczyszczenie..
wracam spokojna, cierpliwa, znowu pełna zapału i siły. najczęściej wtedy już dzieci śpią. biorę prysznic i czytam książkę do północy.
zdarza mi się to zdecydowanie za rzadko, ale kiedy już jest, potrafi uleczyć mój niepokój, nerwy i podminowanie.
będąc Matką, trudno jest zamknąć drzwi i jechać odsapnąć. coś o tym wiem…
dlatego kiedy zdarza się taka niedziela… że On zostaje z dziećmi, a ja wsiadam w auto i jadę na cały dzień, to poniedziałek wygląda zupełnie inaczej..
jestem bardzo ostrożna jeżeli chodzi o nowe znajomości, a tym bardziej zaczynające się od internetu..
musi upłynąć długi czas zanim zdecyduję się poznać Kogoś osobiście. Monikę znam już od dwóch lat. wirtualnie. Asię może od kilku miesięcy tak trochę bliżej. wirtualnie oczywiście. a Monika okazało się, że kumpluję się z Asią. wirtualnie.
i tak w tę oto niedzielę, w którą lało na przemian z przepięknym letnim słońcem… spotkały się trzy dziewczyny, które tak naprawdę się nie znały…
a potem dołączyła moja przyjaciółka z Liceum – Madzia..
Madzia zapytała, jak długo się przyjaźnimy, bo nigdy o Nich nie opowiadałam, a widać znajomość nie do wczoraj, przesiąknięta wygłupami jakbyśmy razem 5 lat w jednym akademickim pokoju mieszkały..
jestem więc Elizo zwykłą dziewczyną, która pomimo wielu podobno „mądrych” myśli, nie zawsze potrafi wcielić je w życie..
takie dni jak ten, choć zdarzają się raz na kilka miesięcy, pozwalają nabrać nowej życiodajnej siły…
zwyczajnie odciąć się od wszystkiego i być zajęta tylko sobą. to jest bardzo zdrowe.
zdjęcia w drugiej części robiła Monia.
Monia chce zająć się fotografią jak tylko skończy macierzyński. Jest z pogranicza Chrzanowa i Jaworzna więc gdyby Ktoś miał ochotę na zdjęcia z maluszkiem, z partnerem, czy samej to może się zgłosić. Monika tworzy portfolio i zrobi taką sesję dwóm wybranym osobom za darmo. Można skontaktować się przez Instagram (zerknijcie jakie ładne foty dziecięce robi) lub na adres mailowy monikawasiel@poczta.fm.










































