esiok

Pamiętam jak dziś, a byłam wtedy dzieckiem, jedno z rodzinnych wesel. Siedziałam obok młodzieńca, który kawałkiem urwanej ceraty owinął sobie głowę i zapytał mnie jak wygląda?
Podniosłam wzrok znad miski z rosołem i z grymasem na twarzy powiedziałam wprost – dziwnie.
Na co on odpowiedział mi coś, czego długi czas nie rozumiałam.
Łapiąc za swoją łyżkę od zupy rzekł – to dobrze, artyści powinni wyglądać dziwnie. To wręcz ich obowiązek.
Życie jakie dane mi było prowadzić, wyjaśniały mi tę jego „mądrość”. Jednakże nic nie obrazuje tego tak dobrze, jak wygląd mojego Taty.
Ostatnio zjechaliśmy się z naszą paczką sąsiedzko – przyjacielską do mojego rodzinnego domu.
Siedzimy na ganku u mojej siostry, a tymczasem zza drzew nadjeżdża Tato. W ciuchach mocno roboczych (za co podobno dostał ochrzan od Mamy, ale chciał zdążyć przed zmierzchem aby nas Esiokiem poprzewozić). I wolnym krokiem zmierzając ku nam, wyciąga z tylnej kieszeni grzebyczek i swój włos rozwiany, długi, siwy z dosyć dużą dokładnością przeczesuje.
Widziałam, że tym gestem skradł serce Madzi, która siedziała obok mnie.
Tacie mojemu marzył się kabriolet. Ale gdyby był to kabriolet rodem z amerykańskich teledysków, musiałby zmienić swój imidż… A nie po to latami na niego pracował, żeby teraz się na starość wbrew sobie i swoim upodobaniom cokolwiek zmieniać.
Marzenia trzeba spełniać i dostosowywać je pod siebie, jakkolwiek byłoby to dla innych zaskakujące.
Tata swój wybór kabrioleta mocno nakierunkował na kompatybilność z ubiorem. Czyli moda miała tu znaczenie.
Gdyż nie każdy wybór tak dobrze harmonizowałby ze skarpetami do sandałów.
Patrząc na Niego mam wrażenie, nieodparte wręcz, że tak trafionego połączenie nie dokonał jeszcze nikt.
Ani Gucci, ani Versace, ani nawet Arkadius.
Teraz nie wiem, czy kolejny z Jego talentów poszedł na marne, czy należy się cieszyć, bo gdyby zrobił te karierę, to mojego dzieciństwa nie spędzilibyśmy na zbieraniu kwiatów dla Mamy, w niedzielne przedpołudnie…
Tata mój nie kończy tak jak większość na modzie za dnia… Nawet gdy Mama wyjeżdża zimą do sanatorium, On gustownie dobiera na noc czapkę i kilka strojów naraz, nakładając jeden na drugi aby zapaść w sen, w tej wymarzniętej i niepalonej chałupie. Bo palić się dla jednej osoby nie opłaca, jak twierdzi, a do tego, cały dzień dłubie sobie w swoim warsztacie.
Teraz dopiero przyszła mi myśl, czy to faktycznie kwestia minimalizmu, czy też wykorzystania tej ilości strojów, których bądź co bądź, w małej wsi nie ma gdzie założyć.
Do brzegu…
Czasami Ktoś zatrzymuję Tatę, (ach tam czasami, bardzo często) i pyta za ile by sprzedał „ten traktorek”?
Tata odpowiada, że z pięć tysięcy trzeba by dać… Pytam Go czemu tak z tych ludzi sobie robi żarty?
Poważnym, może i zasmuconym tonem mówi do mnie – Wiesz Julisiu, to jest niezapłacona robota. Ludzie nie wiedzą, nie mają świadomości ile mnie to kosztowało pracy, czasu, zaangażowania, a i nerwów czasami. Nie ma na niego ceny i tak też głupio widzisz Im odpowiadam.
Trudne i niezrozumiałe dla innych jest życie pasjonata i perfekcjonisty.
Esiok w naszej rodzinie został przyjęty tak, jak wszystkie inne pomysły naszego Taty. Z wielkim entuzjazmem i radością.
Może nawet i w głębi duszy każdy z nas wie, że te nasze ścieżki życiowe Jego pasjami były prowadzone…
Że to one ukształtowały nasze potrzeby estetyczne, nasze zamiłowanie do drewna, staroci, ludzkiej pracy rąk, Ich talentów.
Że On, ten człowiek z kabrioleta w skarpetach do sandałów, pokazał nam, że życie może być warte więcej gdy idziemy swoją ścieżką, inną od oczekiwań świata i wychodzącą poza stereotypy. I nawet jeśli nie jest ono warte więcej w oczach innych, to jeśli tylko jest inspiracją dla swoich dzieci – warto wychodzić poza rutynę, szablony i paradygmaty.
Zatem pędź esioku ze swoim szalonym jeźdźcem, poprzez nasze wsie i jak najdłużej ciesz nas swoim dieslowym turkotem.
I pamiętaj Tatuś, wyglądać dziwnie, to Twój obowiązek. Jesteś naszym najznakomitszym artystą.

A tu Dożynki. Widać, że Mama przejęła kontrolę nad Taty imidżem.
Zdjęcia przesłała mi moja Siostra.
Odpisałam Jej – Piękni, co?
A Ona na to…
„Piękni… tak jak życie, które nam zafundowali.
Zawsze sobie myślę, że nie wiem czy będę potrafiła temu dorównać choć w połowie.
Najlepsi.
Najpiękniejsi.
Najkochańsi.”

Och życie… Tyle od Ciebie dostać…

z książką do poduszki.


Zacznijmy od tego, że sierpień jest zapowiedzią jesieni… Niby słońce potrafi nagrzać przez okna dom i nasze ciała na leżaku, a już przedwieczorny chłód zmusza do zarzucania na ramiona cieplejszego swetra…
I nie wiem czy nacieszyłam się tym latem, czy może chciałabym jeszcze…
Czy gotowa moja głowa na myśli o szybciej nadchodzącym zmierzchu…
Jedno jest pewne, wszystko to co prowadzi do mnie do miejsca, w którym mogę czytać książki – jest rajem.
A jesień bez wątpienia temu sprzyja. Już planuję gruntowne porządki w domu, że gdy nadejdzie wrzesień i zrobi się cicho (dzieci w szkole) a ja powrócę do intensywnej pracy, będę mieć to poczucie lekkości wraz z zebraniem kurzu na szafie w garderobie i za lodówką.
Umościmy się na kanapie przy familijnym filmie, czy dobrym serialu… Oglądaliście „Białego Lotosa”? Dobry.
A już za chwilę na Netflix wchodzi serial Downton Abbey! Ach, ileż ja nocy zarwałam będąc w ciąży z Beniem.

Z wielką przyjemnością go powtórzę.
A jak się już poukładamy przed tym tv, to najczęściej zaczyna się to konkurencją pt. „kto zbierze najlepsze poduszki”…
Bo wiadomo, że są dobre i te wybitne. Ale tej jesieni mamy ich pod dostatkiem dzięki Klaudii z MoiMili.
Pamiętam moje początki blogowania te dziewięć lat temu… MoiMili było jedną z pierwszych firm, z którymi współpracowałam.
Były inne czasy. Poznałyśmy się osobiście, choć dzielą nas setki kilometrów. Kontakt był bardziej zaangażowany niż przy tych współpracach w czasach instagrama…
I kiedy obserwuję tę firmę jak pięknie się rozwija, jak brnie do przodu, jaką estetykę przybiera. No tak mi bardzo się podoba, taka jestem szczęśliwa jak Komuś rosną skrzydła.
Tak czułam kiedy je wybierałam, że mi się to zgra… I jestem bardzo zadowolona z efektu.
Aż żałuję, że nie mam miejsca nad łóżkami dzieci na baldachimy, bo Klaudia robi je z przepięknych materiałów.
Tam wszystko u Niej jest takie spójne, tak dopracowane. Te mateczki, logo, które ostatnio ewoluowało. 
Jeśli macie ochotę to zobaczcie sami. TUTAJ – MoiMili.
A jak zjedziecie na dół, to mam jeszcze coś… 


Zaraz po moim wypadku w marcu, przypadała dziewiąta rocznica bloga. 
Wciąż nie mogę uwierzyć, że są czytelnicy, którzy o tym pamiętają. Wielkie serce Im wysyłam.
Wtedy nie miałam do tego głowy. Ale patrzcie jaki piękny stempel dostałam od Pani Ani. (Ania przysyła tak oryginalne prezenty, tak trafione, że jest moim guru od pomysłów.)Może w któryś ten jesienny dzień pościągam z półek wszystkie książki i je oznaczę… Tak się mnie to podobuje…. 🙂


Kiedyś mówię do mojego męża tak – Wiesz Adaś, jak mają się mnie trzymać pieniądze jak mnie tyle rzeczy ciekawi, pasjonuje…
No bo tak… W gazecie przeczytałam artykuł o kobiecie, która robi zdjęcia cyrkom. Ale nie takim pierwszym lepszym.
Takim, które żyją tym. Dla których to sposób na przejście przez ten ziemski byt. 
I nie podróżują ciężarówkami tylko zaprzęgami z wozami. Takie cygańskie życie. Ja nie miałam pojęcia, że takie cuda jeszcze są na świecie… Że Ktoś może tak ciekawie i pięknie żyć. Tak się zachwyciłam, że było mi mało.
Odszukałam tę książkę. I postanowiłam, że muszę ją kupić, bo to wielki skarb. Niektórzy inwestują w biżuterię i przekażą swoim dzieciom, a ja przekażę Im książki. Uważam, że to taka wartość domu. Większa niż nowa pralka czy kanapa.
Taka książka, z takimi fotografiami to poszerzenie naszych horyzontów, pokazanie nam jakie ciekawostki jeszcze skrywa ten świat. Jest dla mnie jak najpiękniejszy pierścień z brylantem w sejfie na kod…


Są takie książki, jak pisałam powyżej, że kiedy je zobaczę, stają się skarbem do odkrycia, poznania, posiadania.
Tak było z TRAWĄ. A kiedy przyszła to stwierdziłam, że będzie najgrubszą z książek jakie posiadam.
No może pobije ją „Antologia polskiego reportażu”.
TRAWA to prawdziwa historia koreańskiej „pocieszycielki” i pokazuje w jaki sposób okrucieństwo wojny niszczy życie kobiet.
To historia, która pokazuje poprzez grafikę losy Lee Ok-sun, która została zmuszona do świadczenia usług seksualnych w japońskiej armii cesarskiej podczas drugiej wojny światowej.
Zaczyna się od bezbronnego dziecka jakim była… To całe Jej życie i to czego przyszło Jej doświadczyć.


Kocham tę serie! Są Wichrowe Wzgórza, moja ukochana „Jane Eyre” (jakże ja ubóstwiam te powieść!!Ten język!).
Brakuje mi jeszcze kilku i tak się cieszę, że mam na co czekać. 


A to list. Takie dostaje listy od moich czytelników. Rozumiecie to!? W czasach szybkich smsów bez znaków interpunkcyjnych, ze skrótami. Z o zamiast ó… Ja dostaje taki list. Nosz jasny gwint! Siedzę wtedy w kuchni i patrzę na to zastanawiając się czym sobie zasłużyłam. Nie czuję się człowiekiem, który zasługuje na takie listy. 
I choć od marca nie siadam do pisania i postanowiłam mieć ten rok przerwy, to patrząc na tą ilustrację widzę te słowa.
One same mi się w głowie układają. Idą a potem biegną i czuję, że muszę znowu usiąść i zapisywać to co widzę w swojej wyobraźni. Tak. Marta będzie koniecznie ilustratorką mojej kolejnej książki. A to co dostałam oprawię w ramkę.


Jeśli chcesz nadejść jesienio – jestem gotowa. Nie stresujesz mnie. Zatem spokojnie skorzystam jeszcze z końcówki lata…
Bo często strach przed tym co ma nadejść, zabiera nam to, co mamy teraz…

Wiejskie Wieści.

Tak sobie czasami myślę, że powinnam robić jakiś skrót wiadomości raz w tygodniu…
Takie właśnie Wiejskie Wieści.
Odpowiedzieć na pytania jakie mi zadajecie, zapisać zdania, które zostają w głowie na dłużej.
Na tyle długo aby zaintrygować, na tyle krótko, by po tygodniu, dwóch zapomnieć.
A niektórych może szkoda zapominać…
Jak te, gdy siedzę z dziećmi w kinie. Jeszcze światło się pali jasne, reklamy dopiero przed nami.
Tosia odstawia pudełko z nachosami na fotel, wylewając przy tym odrobinę sosu na swoją kurtkę.
Szukam zatem chusteczki i oczywiście jak to Matka, psioczę pod nosem „no mówiłam, uważać z tym sosem.”
Podbiega Benio, wyrywa mi chusteczkę z rąk, szybkim ruchem przeciera to wylane, oddaje mi ją z powrotem, po czym mówi – Mama, psestań, cies sie tym dniem!
I co mi się teraz po myśli mojej nie potoczy, czy stłucze, czy spadnie, powtarzam w myślach – cies się tym dniem!

Zatem jeśliby ten post też jakoś nie specjalnie spełnił Wasze oczekiwania, pal licho z tym i po prostu cieszcie się tym dniem.

📝
Moja Mama od zawsze intensywnie pomaga mi w wychowywaniu moich dzieci, ale od czasu kiedy jestem po wypadku, pomaga jeszcze więcej.
Cały ogródek mi zasiała, plewi co przyjedzie, kwiaty na tarasy w donice powsadzała. Powycinała trawę dookoła drzew. No a przy tym wiadomo, tu mi zmywarkę rozładuje, tu dzieci wykąpie. Ale nie dziwne. Moja Mama jest numerologiczną 33. A to liczby mistrzowskie.
Wstaje kiedyś o szóstej rano, schodzę do kuchni i widzę, że nie ma Mamy. Szukam po całym domu, aż w końcu dzwonię zaniepokojona… No bo ranek taki wczesny…
A Ona odbiera i mówi – no przecież dziecko, że w ogródku.
Patrzę do okna. Plewi. Taczka obok. Słońce wczesne na złoto ją przystraja.
Przy jednym z ostatnich pobytów siada obok mnie na kanapie i mówi – No jadę córeczko. Porobiłam i teraz jadę do drugiej córeczki do pomocy.
(Moja siostra wróciła wtedy ze szpitala, po wycięciu nowotwora. Trudno było Jej ruszać ręką po zabiegu.)
-I wiesz, mam nadzieję, że to już koniec nieszczęść na ten rok. – dokończyła.
Popatrzyłam na Nią i powiedziałam – Mamuś, nieszczęście to by było, gdyby Justynka miała nowotwór złośliwy z przerzutami, a ja nie odzyskałabym wzroku. A tak, to co nam się przytrafia, to tylko koleje losu.
Zastanawiałam się chwilę jak człowiek, który przeszedł tyle operacji, śmiertelną chorobę, tyle tragedii z siłą tura i wielkim optymizmem tego nie zauważył? Że to jedynie koleje losu… Po jakimś czasie do mnie dotarło, że kiedy cierpienie spotyka nas, jest tylko przeszkodą do pokonania, zaś jeśli spotyka nasze dzieci, jest czymś co trudno losowi wybaczyć…
📝
Z takich świeżych informacji, to doniesienia obozowe moich dzieci…
Tosia wyjechawszy w niedzielę na obóz Harrego Pottera do zamku w Mosznej, zadzwoniła do mnie w środę.
Ach! Jakże czekałam na ten telefon.
Dowiedziałam się, cytuję „Mamo, dzwonię powiedzieć, że jest tak fajnie, że nie mam czasu dzwonić.”
O tyle.
Po powrocie spała dwa dni.
Ach, nie, zadzwoniła jeszcze dzień przed powrotem. Prawie przed północą. Z takim płaczem, że nogi nam się ugięły!
Oznajmiła, że płacze cały obóz, bo tak nie chcą się rozstawać.
Za rok jedzie na dwa tygodnie. Już nam zapowiedziała.
📝
Benio za to wyjechał na obóz do wsi obok, do naszych przyjaciół z gospodarstwem, których darzy miłością ogromną.
Bo skoro Tosia na obóz, to i Jemu się zamarzyło.
Czekał i liczył dni, a później i godziny. Z każdym dniem nadchodziły wiadomości od Madzi, które dodawały emocji w czekaniu. Jakby było ich mało…
„LIST DLA BENIA
Niezbędnik Obozowicza!!!
Beniu! dużymi kroczkami zbliża się obóz w Nas, na który już się nie możemy doczekać wszyscy!!
Powoli i starannie przygotuj się do niego i spakuj ciuchy i rzeczy, które najbardziej lubisz.
Sugerujemy Ci żebyś zabrał gumowce, mogą się przydać do wypraw nad stawy. Cieplejszą bluze i długie spodnie dresowe, na dziką przejażdżkę GAZIKIEM i ulubioną podusie!
Resztę rzeczy zabierz według własnego uznania czy sugesti rodziców.
Znając Twoje kulinarne upodobania Kacper podpowiedział mi jakie płatki śniadaniowe lubisz. Na miejscu będzie degustacja.
Kochany z niecierpliwością czekamy na Twój przyjazd. O dokładnej  godzinie będziemy Cię informować w następnych wiadomościach.
LIST DLA BENIA.
Beniu! Już nie dni, a godzinki zostały do obozu. Pewnie rozpocząłeś już pakowanie . Kacper i Karolina się cieszą i niecierpliwią.
Dosyłam kilka wskazówek.  Czeka Cię kilka przygód, w zależności od pogody oczywiście, ale będzie ekstremalny wypad offrodowy gazikiem pt „chudowskie Safari” , turbociekawa ścianka wspinaczkowa z instruktorem, niezwykła przejażdżka furką rustykalną z anielsko łagodną Bellą.. I niewątpliwe atrakcje dnia codziennego bez względu na pogodę, czyli przeganianie pisklątek, zbieranie jajek, karmienie ryb… Proszę weź ze sobą okularki, bo mogą się przydać w czasie safari. Muszki utrudniają obserwację zwierzyny.
Pa, do jutra zatem!!!”
Benio miał w programie deptanie wiśni na wino, robienie zielnika w zeszycie i opisywanie liści, nocowanie pod gwiazdami z nasłuchiwaniem małych sów.
Marsz przez rzepakowe pole do gąsek i po jajka. Wieczorne safari gazikiem. Wyjazd na ściankę wspinaczkową. Zajęcia plastyczno – techniczne. Podchody. Piknik. Ognisko. Masę gier i zabaw. I nie wyobrażalną ilość dodatkowych atrakcji..
Kiedy przyjechaliśmy po Niego, łzy wielkie jak grochy, bo tak nie chciał kończyć turnusu. Bo ileż to borówek nie zdążył zerwać…
No i odbiór był przesunięty o dwie godziny, bo trwały poszukiwania do zielnika dębu czerwonego.
📝
Z wiejskich wiadomości, siedzimy na kolacji miastowej z przyjaciółmi… i Oni pytają nas gdzie zostawiliśmy dzieci…
Popatrzyliśmy z mężem na siebie, bo nikt z nas nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.
Jak żeśmy wyjeżdżali to też gdzieś wybiegły, ale gdzie…?
Zatem dzieci nasze w wakacje biegają między domami. Jak się dziecka szuka, to na wspólnej grupie sąsiedzkiej się pisze – czy Ktoś zna miejsce przebywania?
I zawsze na którymś podwórku się ganiają. Albo w którejś kuchni kolacje jedzą.
Kiedy wracaliśmy z tej kolacji, oberwała się chmura. Lało jak z cebra. Zatem późnym już wieczorem, a może i nocą, zgarnęliśmy do auta Tosię i Jej sąsiadki, z sąsiedzkiego domu aby zapakowała swój plecak na nocowanko. I choć przez pole miały blisko, zawiozłam je z powrotem pod bramę Karoli. Zakomunikowałam – transfer z lotniska do hotelu dobiegł końca. Patrzyłam jak w tym deszczu biegną od furtki do drzwi wejściowych śmiejąc się głośno. W klapkach chlupotała Im woda.
W tą jakże ciepłą letnią noc, pomiędzy domami, na nocowanko. To ten rodzaj wakacji o jakich się marzy dla swoich dzieci i jaki samemu wspomina się najmocniej będąc już dorosłym człowiekiem…
📝

Wiecie, u nas na wsi korków raczej nie ma. Ale kiedy staliśmy w takim jadąc nad morze, Benio zapytał – Ciekawe co kłopotuje taki korek..?

Zatem życzę Wam moi Drodzy, aby nic Wam w życiu nie kłopotowało korku w drodze do szczęścia…