reaguj właściwie..

Spotykam czasami starsze kobiety. Po sześćdziesiątce. Przed siedemdziesiątką.
Często opowiadają jak było Im ciężko.
Ile to było pracy z tymi pieluchami. Prania, gotowania, prasowania. Wieszanie i zbieranie. I tak codziennie.
Moja Mama opowiada jak podwórko pięknie bielało od tych pieluch porozwieszanych i jak wiatrem pachniały.

Opowiadają często jaka to bieda była. Jak się w ciuchach starych chodziło. Po starszych dzieciach zdzierało i nogawki były przykrótkie.
Moja Mama opowiada jaka zdolna była Babcia Adela. Jak umiała po nocy na maszynie ze starej kołdry przydartej spódnice uszyć. I jak rano wstawała do szkoły, to na stole w kuchni leżała i czekała na nią. Bo Babcia już poszła krowy oprzątać.

Opowiadają czasami te kobiety jak to ciężko się bez łazienki żyło. Jak trzeba było na mróz wychodzić.
Moja Mama opowiada jak w piecu kuchennym ogień skakał, gdy Ona Justynkę w misce przy tym piecu kąpała.

Mówią często te kobiety jak to w tamtych czasach chłop lubił wypić. I Ci Ich ojcowie wieczorami alkoholu nadużywali.
Moja Mama opowiada jak Babcia Ją rowerem wysyłała po Dziadka wieczorami. A gdy wchodziła po Niego to On kolegom mówił „patrzcie to moja córeczka Elusia”.

Opowiadają jak do szkół daleko trzeba było chodzić, dojeżdżać, o świcie wstawać. Ile to było trudu aby do tej nauki się dostać.
Moja Mama opowiada ile to się w tych pociągach o świcie z koleżankami uśmiały. Jak się po tych zaspach szło po kolana i w rowy pełne śniegu się wrzucali.

Opowiadają jak to było mieszkać z Teściami czy rodzicami okropnie, jaka to udręka i zmora. Jak ciasno było.
Moja Mama opowiada jak z Justynką się na niedziele szykowały bo Tatuś wtedy przyjeżdżał do nich.

Moja Mama pochodzi z bardzo skromnej rodziny. W małym zielonym, drewnianym domku nigdy nie było łazienki. Było dużo pracy w polu i w gospodarstwie. Przez pięć lat mieszkała daleko od męża, bo mąż budował dom, a Ona w tym czasie była z córką u swoich rodziców. Pracowała jako pielęgniarka.
Było dużo trosk i biednie było. Ale zawsze szczęśliwie. Bo Babcia była pracowita i niepotrzebnym się nie zamartwiała. Nie traciła czasu na narzekanie. Jak była siła do pracy to znaczyło, że jest wszystko.

Nasze życie nie zależy od tego co nam się przytrafia, tylko jak na to reagujemy…

Napisała kiedyś czytelniczka…

„Tak Julia. Tak. Uwielbiam jak piszesz. Uwielbiam Twoje zdjęcia. Na prawdę. Są cudowne. Ale wiesz…. Tak fajnie te wszystkie mądrości, te wszystkie złote rady, te ckliwosci nad którymi rozpływają się tłumy, wzruszają matki, zadumaja ojcowie, tak fajnie jest pisać o sobie która w życiu doznała zero trosk. Która ma kasy po kokardki, dom którego wszyscy zazdroszcza, zabawki dla dzieci na które mało kogo stać. Wtedy jest łatwo. Wtedy można usiąść zachwycić się pięknem nieba śpiewem ptaków. Żyć pełnia życia. I oczywiście Julia, nikomu nie ukradła , miałas po prostu w życiu fuxa którego wiele z nas nie miało. Ja miałam fajnie w życiu kochająca rodzinę kochanego męża mądrego synka, ale nie mam czasu na delektowanie się śpiewem ptaków czy liczenie chmur na niebie. Bo o 5:50 wstaje do pracy wracam o 17:30 ledwo żywa. O własnym domu mogę pomarzyć o kredycie mogę pomarzyć i tak mi minie życie na narzekanie Ale nic Julia nie mogę Zmienić. Nie trafili mi się bogaci rodzice bogaci tesciowie ani nawet bogaty maz. A więc owszem na początku te twoje teksty ma blogu dawały do myślenia Ale teraz są według mnie oderwane od rzeczywistości. niestety. Przeczytamy podumamy polewamy głową i pójdziemy dalej. Bo nie ma czasu na nic. To smutne i bardzo prawdziwe”

Mieszkaliśmy kiedyś na starej dzielnicy Śląska. Na pierwszym piętrze.
Znosiłam ten wózek i wnosiłam. Ale bardzo krótko, bo zawsze towarzyszył mi uśmiech na twarzy.
Zawsze zagadywałam do młodzieży na klatce. I bardzo szybko okazało się, że ja czasami nie zdążyłam otworzyć drzwi od auta, a już miałam zakupy wniesione pod drzwi. Wózek dźwigali.
Bo mnie lubili. Gdybym miała ponurą minę obrażoną, to może i by splunęli za mną.
Kiedy mój mąż wynajął to mieszkanie, było ruiną. Kompletną.
Przez rok, codziennie po pracy brał brata i Tatę i pracowali do późnej nocy. Kuli ściany, kładli prąd, ogrzewanie, robili łazienkę od podstaw, bo w tych kamienicach łazienek nie było.
To mieszkanie było piękne. Nie dzięki bogactwu, a ciężkiej pracy.

Kiedy mój mąż wynajął od miasta budynki, aby założyć firmę, to były resztki ścian. Bez okien, podłóg i dachów. Jak ja zobaczyłam to po latach na zdjęciach, to nie wierzyłam…
Razem z kolegami i Ich ojcami pracowali po 16 godzin na dobę. 

Nie mam bogatych rodziców, nie mam bogatych Teściów i nie mam bogatego męża.
Oni wszyscy są bardzo pracowici, dokładni, z wielką nadzieją, siłą i chęcią do życia..

Moja siostra często mawia, że Ona nie chciałaby mojej pracy za żadne pieniądze świata.
Bo będąc blisko widzi jak wygląda, na czym polega, jakie są jej minusy.
Ale wiesz, ja chce widzieć plusy.. Mnie to co złe nie interesuje. 
A jak mnie nie interesuje, nie skupiam tam swojej uwagi, nie roztrząsam, to wtedy jakby ich nie było.
Chyba, że chce je zmienić, to wtedy przystanę koło tych problemów. Inaczej szkoda czasu..
Ten dom jak piszesz, którego wszyscy zazdroszczą jest dzięki ciężkiej pracy mojego męża, Taty i Teścia.
Nie dzięki Ich pieniądzom, a dzięki pracy. Naszych pragnień i braku narzekania.

Ludzie tak często mam wrażenie są w jakiś sposób ograniczeni w swojej wyobraźni i ocenie sytuacji. Brakuje im już zdolności własnego myślenia.
Patrzą powierzchownie i myślą, że wiedzą…

Ludzie, którzy słuchają o młodości mojej Mamy myślą – raj…
A Ona dostała takie samo życie jak wszystkie kobiety wtedy, tylko inaczej na nie reagowała.

Czytam w tej wiadomości, że są kochający rodzice, kochający mąż i mądry syn. Myślę, Boże Drogi, tyle dostać, więcej niż większość ludzi na świecie i być nieszczęśliwym? Narzekać?
Mało tego, dostać zdrowie, aby móc jechać do pracy i narzekać?
Ludzie powariowali!!

„Fuxa” o jakim piszesz, w życiu się nie dostaje, na „fuxa” się samemu pracuje.
Jeżeli odłożymy na bok najważniejsze problemy takie jak choroby czy śmierć, to wszystko inne jest takie jakie chcemy aby było…

Jest taki bardzo znany dowcip.. Już kiedyś gdzieś o nim wspominałam..
„Jedzie chłop tramwajem i myśli – ta praca do dupy, szef skurwysyn, żona marudna, dzieci nieznośne..
Stoi za nim anioł stróż i myśli – dziwne te życzenia, ale skoro takie ma to mu spełnię…”

Zatem droga autorko wiadomości… 
Twoje słowa są skrajnie dalekie od prawdy. Nawet się o nią nie otarły.
Ale wiesz dlaczego moje życie jest rajem…?

Kiedy pracowałam wstając o 5:30 do pracy, zakładałam słuchawki z muzyką do uszu, plecak na plecy i uśmiechałam się do przechodniów w tramwaju, na przystanku, w kiosku z biletami…
Ten uśmiech zbudował mi to życie.

Każdy z nas ma takie życie jakie chce mieć…

Kiedy chodziłam do Liceum wynajęłam z koleżanką mieszkanie. O Boże, jakie ono było okropne.
Brak słów by je opisać. Koszmarne. Ale było tanie.
Miałam wtedy ogromną kolekcję komiksów Kaczora Donalda. Całą sobotę obklejałyśmy z Magdą albo Andzią te kuchnię tymi kartkami z komiksów. Ściany, szafki… Każdy Kto wchodził mówił „o rany!”..
Ani ja, ani nasi goście nie widzieli jaka ta kuchnia jest brzydka.
Bo wiesz, w życiu licealnym jak i dorosłym czasami wystarczą kartki z komiksów..
Ale tego trzeba chcieć.

Jakiś czas temu napisałam do bliskiej mi osoby, która pięknie pisze – napisz książkę, a ja Ci ją wydam.
Pisz codziennie po dwie strony, a do końca lipca oddasz mi 300 stron.
Cały zysk Ci oddam. Tylko błagam zrób coś w tym kierunku. Mija Ci życie, czas leci. Ciągle jest Ci żal, że niczego nie dokonałaś… Pisz. Jak dzieci pójdą spać. W pracy jak masz chwilę. W kolejce zapisuj w telefonie.
Jest koniec kwietnia, a ja dostałam pół strony.
Nie znam nikogo Kto pisze piękniej. Tylko każdy ma w życiu to co chce.
Gdyby chciała napisać książkę, to miałabym dziś na mailu 150 stron.
Dlatego narzekając nie szukajmy przyczyn w tym co od życia dostaliśmy bądź nie.
Nie szukajmy w braku czasu czy złym dniu.
Przyczyną naszego niezadowolenia z życia i miejsca w którym jesteśmy – jesteśmy tylko my sami.

Przez te 6 lat blogowania były setki nocy kiedy świat błogo spał a ja pisałam, przebierałam zdjęcia czy odpisywałam na maile. 

Jeżeli czytasz mojego bloga. A na nim świat jest piękny, ludzie niezwykli, mąż cudowny, dzieci mądre… to wcale nie znaczy, że nie spotykam złego świata, ludzi skurwysynów, mąż mnie nie doprowadza do szału, a dzieci nie są męczące… Wszystko to w moim życiu jest..
Problemy które otwarłyby niejednemu japę ze zdziwienia…
Tylko wyznaję zasadę, że życie jest takie jakie chcemy aby było…
Jeżeli Ktoś ma rodzinę, męża, syna, pracę i ciepły kąt, ale pragnie być nieszczęśliwy to musi wiedzieć, że on sam jest źródłem swojego nieszczęścia.. Nie kredyt którego nie dostanie na dom..
W ostatnim poście dodałam pewien cytat..
„o jak dobrze byłoby dla niektórych ludzi, gdyby mogli uciec od siebie samych! Cóż pomoże wyprawa zamorska czy przeprowadzka do innego miasta? Jeżeli chcesz umknąć przed tym co cię gnębi, trzeba ci być innym, nie gdzie indziej.”
Autorko słów  do mnie, zacznij pracować nad sobą, nad tym jak widzisz swój świat.

Nawet się nie obejrzysz gdy zaczną rosnąć mury Twego domu, który nazywasz marzeniem.
Jeszcze nigdy nie widziałam aby nieszczęśliwemu człowiekowi spełniły się marzenia..
A kiedy już nawet się spełniły, choć sporadycznie, to nie zauważył..
Czytam w tej wiadomości „i tak mi minie życie na narzekanie”…

Wiesz, czemu napisałaś do mnie taką wiadomość?
Nie dlatego, że mamy inne życia, bo podstawy mamy takie same.
Podstawą jest zdrowie i kochająca rodzina..
Napisałaś do mnie, bo ja nie narzekam, a Ty tak…
Muszę Cię zaskoczyć, choć mi pewnie nie uwierzysz… Różni nas tylko to.
I to co brak narzekania u mnie spowodował i pobudował, a co narzekanie właśnie powoduje u Ciebie.

Przez ostatnie prawie trzydzieści lat moja Mama wstawała o szóstej rano.
Chodziła spać grubo po północy. 
Pracowała siedem dni w tygodniu. Do pracy wychodziła po siódmej i wracała po osiemnastej.
Potem ogródek, dzieci, pranie, dom, weki…
Moja Mama nigdy nie była na zagranicznych wakacjach. Może w Bułgarii autokarem w kreszowej kurtce i niebieskim cieniem na oku trzydzieści pięć lat temu.
Moja Mama nie narzeka i jest najszczęśliwszym człowiekiem jakiego znam.
Moja Mama przeszła masę operacji, śmiertelną chorobę i dużo innych problemów ciężkiej codziennej natury…

Dlatego byście się wstydzili narzekać i diagnozować życie ludzi których nie znacie…

Jeden wstanie do roboty o 5:50 i łeb Mu będzie wisiał zatroskany, a inny wykorzysta tę najpiękniejszą porę dnia i głęboko wciągnie powietrze z rosą do płuc.
Ten drugi wygrał życie. I pobuduje dom. 

94 odpowiedzi na “reaguj właściwie..”

  1. Julka, jak dobrze, że Ty tam pod koniec taki opierdziel serwujesz z tym „byście się wstydzili”…!!!!!! Normalnie ja się aż rumieńcem oblałam, aż mnie ukuło… Wiesz ja mam takie właśnie czasem tendencje do widzenia tych minusów…Boże jak ja z tym walczę!!!!!!!, ja jak się umęczę, udręczę sama z tymi myślami. Ale staram się jak mogę i coraz częściej mi się udaje. Tak się składa, że u mnie też mąż zarąbisty, dom, ogród, syn fajowy, praca (uczę angielskiego i jestem dobra w tej robocie), ręce mam i thermomix, bloga… a tak czasem jęczę jakoś…Wiesz syn nam trochę choruje, byłam (i bywam kontrolnie) na takich oddziałach i widziałam takie dzieci, o których nikt nie chce nawet myśleć, że mogą tak cierpieć, widziałam ich rodziców i ….dziękuje losowi dzisiaj że mi to pokazał… I też się cieszę, że jest jak jest, że na lody idziemy razem, albo że ten nasz syn pyskuje nieraz do nas ile wlezie, że w te klocki ciągle bosą stopą włażę…Jakie to jest szczęście!!!!!!!!!!!!!!!!! Te ciastka wspólne, te kłótnie z mężem o pierdoły przecież, kawa razem. Mam takiego kolegę w pracy, który ciągle mi dokazuje, że ja nie podróżuję za bardzo, że przecież nas stać a my siedzimy na wsi (namieszkaliśmy się już w miastach) i tak mi czasem przemknie myśl, że może faktycznie jakaś nieświatowa jestem, nad Somosierrą nie byłam,…, a potem w dupie to mam, ja nie chcę tam jechać. Na leżaku leżę na tarasie. Dzięki Ci Julka za ten tekst, kończę bo na przerwie piszę a zaraz jeszcze prowadzę lekcje…które lubię przecież:) papa

  2. Zgadzam się Julia z każdym Twoim słowem. Też w moim otoczeniu jest kilka osób , które wiecznie narzekają, mają (wg swojej opinii) wiecznie pod górkę w życiu… I niejednokrotnie chciałam pomoc. Podnieść parę kłód spod nóg, pokazać ktoredy droga do szczęścia , której Ci wiecznie zazdroszczą…. Ale w końcu zrozumiałam, że ich podstawowym problemem jest to , ze im się nie chce. Wola przeglądać Instagrama, Snapchat, Facebooka i zazdroscic innym pięknego życia. Wiecznie narzekają , że innia mają to czy tamto. Blogerki luksusowe życie, lekarze dużo pieniędzy, koleżanka na Facebooku ładna figurę. Ale wszyscy Ci ludzie nie narzekają , tylko za swoimi marzeniami zapieprzaja . Z rana do pracy,. do późna nad książkami, wylewają siódme poty na siłowni – by osiągnąć to czego inni im zazdroszczą czy mówią ” że tamtym przyszło z lekko ręką „. Ale jak ktoś narzeka, to nigdy tego nie dostrzerze…. Jest taki cytat ” Ludzie wierzą, że aby odnieść sukces trzeba wstawać wcześnie. Otóż nie – trzeba wstawać w dobrym humorze. „

  3. Aż się popłakałam ze wzruszenia… dziękuję Julia, że napisałaś ten post bo ta Twoja prawda jest potrzebna ludziom mi kiedyś Twoja prawda pomogła, znalazłam w sobie tę siłę. Pisałaś tak fajnie, widać było, że idziesz przez życie spełniajàc sobie marzenia, czasami miałaś pod górkę ale szłaś dalej. Mi też wydawało się, że masz tak dobrze takà fajnà mamę, tatę rodzinę… Ja nie miałam lekko to fakt ale żyłam tà nie fajnà przeszłościà aż dojrzałam co mam tu i teraz ile szczęścia i co mogę zrobić ja sama ze swoim życiem aby było jeszcze fajniejsze. I Jestem gotowa potwierdzić tę teorię, że to w nas samych jest siła do zmiany, do pokonania słabości, strachu, to my musimy zawalczyć o nasze życie i spełniać swoje marzenia. Uśmiechem i radościà zjednujemy sobie ludzi, dobrociá i życzliwościà otwiera nam się więcej drzwi i możliwości. Mi oprócz Twojego bloga Julia i màdrych ksiàżek pomogła też terapia, warsztaty, spotkania z fajnymi ludźmi. Jestem przykładem, że można jak się bardzo chce i jest się gotowym do tego! Ania

  4. Jakie to prawdziwe…ale też taka ludzka natura lubimy narzekać i już.
    I ludzie drodzy doceniacie normalny dzień!Moja siostra właśnie 2 razy w ciągu dnia może zobaczyć swoją siedmioletnia córeczkę,po ciężkiej operacji na OIOMiE pod kablami i podłączoną pod płuco-serce.
    Weź dziewczyno syna na lody po robocie i oddech głęboko w płuca bo przecież wiosna!
    Wstyd narzekać naprawdę jak podstawy takie silne(zdrowie,praca,kochająca się rodzina)

  5. Piękne słowa, najgorsze a może raczej najtrudniejsze w zaprzestaniu narzekania jest walką z samym sobą, na początku bardzo ciężka walka ale na szczęście z czasem coraz łatwiejsza. Ja jestem na początku, ale efekty już widzę i masz rację jak się skończy narzekanie a człowiek zacznie nad sobą pracować to życie się zmienia.

  6. Rzadko tutaj piszę. Chyba wcale. Czytam, ale nie komentuję. A dzisiaj napiszę. Mój mąż. Mój najlepszy mąż nie pochodzi z bogatej rodziny, nie ma nawet wyższego wykształcenia. Ale ma w ręku fach. Kładzie się spać koło północy, wstaje o 4:30, 5:00… czzasami o 2:10 budzik dzwoni, bo musi papiery zrobić, żeby rano do urzędu zawieźć. Pracuje po 16-18 godzin dziennie. Każdego dnia. Od poniedziałku do piątku, w soboty też pracuje. Po pracy robi przy naszym domu, który buduje od wielu lat razem ze swoim tatą. Mamy dwójkę małych dzieci, kiedy tylko ma chwilę w ciagu dnia, wieczorem, w weekend, bierze je na ręce, kąpie, karmi, usypia. W nocy zawsze on do nich wstaje, nosy po nocach odkurzaczem czyści, pampersy zmienia. Rano jak jeszcze śpimy po bułki świeże jedzie, żebyśmy mieli na śniadanie. I wraca pozno, je odgrzewany obiad, jeszcze do pieca dołoży. Jak tak patrzę na niego, to myślę sobie – ten to ma przesrane. Dzieci małe, rachunki na głowie, robota od rana do nocy, mało śpi… a jeszcze żonę, co na macierzyńskim siedzi na wakacje wysyła, mówiąc „jedz, jedz, bo jest okazja, odpocznij trochę”. Od 8 lat, jak mieszkam z nim nie usłyszałam słowa narzekania. Słowa jednego. Nigdy, a rożnie bywało, problemy były, ze głowa mała. Słowa narzekania – nigdy. Niejeden na jego miejscu, w tym ja, przy takim trybie zycia marudzilanyn chyba od rana do nocy. Bo ja też czasami ponarzekam, bo tak mam. A w sumie nie mam na co, ale natura chyba taka. Choć z czasem, staram się coraz mniej. Bo jak patrzę na mojego męża to mi wstyd narzekać i problemy rozdrapywać. I nie wiem, czy kiedyś bym się z Tobą zgodziła, ale znając Jego, wiem, że tak jest, że masz rację. Że można brać co jest i czerpać z tego radość. Nie marudzić, tylko zakasać rękawy do roboty i iść po swoje. Moja przyjaciółka jest bardzo poważnie chora, lekarze powoedzieli jej, że nie wyzdrowieje. Nie wiadomo jak długo. Oprócz choroby spotkalą ją mnóstwo przykrości w życiu osobistym i zawodowym. Ona teraz nie narzeka – nie ma na to czasu, Ona teraz żyje pełnią, dziękuje za każdy dzień, a tak niewiele ma… są tacy ludzie, którzy choćby nie wiem ile dostali od życia, to i tak po pierwsze pomyślą o tym co złe. Nie opowiedzą znajomym, ze na wakacje jadą, ze auto zmienili, ze dzieci zdrowe i mądre, ze praca i zarobek jest, tylko, że stara bida i dobrze, że nowej nima…

  7. Julio…czytam Twojego bloga sporadycznie, lubię to…nie ze wszystkim się zgadzam a czasem przybijam Ci piątkę i myślę sobie: Oł je dziewczyno! Dobrze!
    Każdy ma takie życie jakie chce mieć…zawsze marzyłam o domu a jak poznałam mojego męża okazało się, że on także…Gdy byłam w ciąży z trzecim dzieckiem kupiliśmy działkę pod budowę marzenia…pożyczyliśmy trochę tu trochę tu..i było!
    Tylko pragnienie dążenia do realizacji celów nas do nich przybliża, chęci i brak narzekania, szukania dziury w całym…Cieszę się z tego ,że podejmuję ryzyko brnę pomimo wszystko…dziś mamy dom, troje wspaniałych dzieci i dwa koty…najwspanialszych sąsiadów i dalsze marzenia…i codziennie jak wstaje rano to łapie się za głowę i sama nie wiem jak to się stało…ale umiem odpowiedzieć gdy ktoś mówi: Wam to dobrze! Macie dom i wszystko co trzeba…Tak bo nie boję się podejmować decyzji i ponosić ich konsekwencji, bo zawsze wierze, że cokolwiek nie zrobimy to po prostu będzie dobrze!!!
    Pozdrawiam Cię
    Asia

  8. Uwielbiam ! Tyle cud rzeczy od Ciebie podejrzałam, ale to najważniejsze , to nienarzekanie to mi wyszło na dobre bardzo . I łapie codzienność, rutynę otwartymi ramionami i się delektuje . A dom? Pobudowany!

  9. Przeczytałam uważnie Twoje refleksje i mam deja vu. Te same słowa, które Ty dostałaś, ja słyszę od mojego otoczenia. Ja mam fart w życiu, nie mam pecha, nie wiem co to zmartwienia, mam wszystko, mi to dobrze…Tak, mi jest dobrze. Nawet bardzo dobrze. Ale, żeby móc to powiedzieć, pracuję na to sama od 45 lat. Czasami dostałam wsparcie, czasami ktoś wyciągnął rękę. Jednak to co mam jest wynikiem mojej woli i mojego uporu, by zrealizować swoje postanowienia. Nie oglądam się na ludzi. Nie liczę na nikogo. I dobrze mi z tym. Mam cudowną rodzinę, dom i dni wypełnione radością. Nie zawsze tak było i dołków było więcej niż górek. To gdzie się jest w życiu, jest naszą zasługą. Nikogo innego. Tylko trudno jest to przyjąć. Łatwo zaś jest widzieć, że inni mają lepiej niż ja.
    Czy na pewno???

  10. Pora ci w końcu napisać: dziękuję. Bo narzekać to ja akurat bardzo potrafię… i widzę plusy u innych zamiast u siebie. Czas się trochę nad sobą zastanowić i samemu dać kopa w tyłek żeby w końcu ruszyć do przodu.

  11. W moim domu rodzinnym narzekanie i dołowanie to była norma. Nie próbuj, nie idź po więcej, nie wychylaj się. Świat który mi przedstawiano był straszny a życie przerażające. Wiele pracy nad sobą przeszłam żeby po pierwsze nie mieć pretensji za te podcięte skrzydła za ten brak wiary i odwagi, wiem, że to z dziwnie pojętej miłości. Po drugie żeby cieszyć się życiem, by jadąc do pracy 40 km o 6 rano spojrzeć wkoło na piekny krajobraz i się zachwycić i choć serce boli że dzieci dopiero za 10 godzin zobaczę i że roboty nie lubię to mówię sobie ależ mam szczęście, że mogę taki poranek zobaczyć, zachwycić się naturą doskonałą. Popołudniu zachód słońca jak w korku stoję i muzyka ulubiona, wertowanie ofert pracy. Jestem zmęczona po pracy ale nie koncentruje się na tym jestem szczęśliwa, że jestem w domu to dodaje mi sił. Nie szukam sobie problemów, nie oceniam innych nie zazdroszczę, co mi nie pasuje zmieniam. Nie mamy bogactwa materialnego ale mamy siebie zdrowych!!!, nie mamy pięknego domu, nie stać nas na grzanie kości w ciepełku śródziemnomorskim ale mamy balkon i ja wolne weekendy. Mąż w pracy a ja z dziećmi w pociąg albo inaczej i ku przygodzie bo najbardziej na świecie chcę żeby one widziały, że swiat jest taki jakim go tworzysz jakim chcesz go widzieć ja go widzę przez pryzmat wdzieczności za całe dobro które mnie otacza …też chyba jestem oderwana od rzeczywistości bo jestem szczęsliwa 😉

  12. Dzwoni mama dziś do mnie i mówi, że u mojej teściowej była i ta zmartwiona bo synowa jej coś chora…
    I tak sobie klechtamy i mi się niechcący wymknęło,że operację muszę mieć…
    Mama na to „czemu nikomu nie powiedziałaś? Też może by Ci współczuli i o tobie odpowiadali” ?!
    A czy mi to do szczęścia potrzebne, żeby gadali??? NIEEEEE
    Buziaki

  13. Jak to śpiewał Bohdan Smoleń ….Ludzie Kochani…Coście tacy smutni??? Przecież jedziecie do pracy….Jedyne co dobrze wychodzi nieudacznikom to narzekanie. I ten poniedziałek ….jakie straszne bo poniedziałek i trzeba iść do pracy….przez 11 lat pracowaliśmy z mężem przez 7 dni w tygodniu a w niedzielę po 12 godzin bo była najbardziej dochodowa było to kosztem tego że nasze córki wszystkie niedziele spędzały z babcią. Dziś jestem w innym miejscu mam wolne niedziele dorosłe dzieci, dom zbudowany kredyt się spłaca . Ale życia bez pracy sobie nie wyobrażam. Doceniam ciepło w domu gorącą herbatę i ciepłą wodę pod prysznicem…..to dla mnie dużo. Ciebie Julia czytać uwielbiam jesteś wspaniała…..mnie wiele razy sprowadziłaś na ziemię gdy czasami lekko „gwiazdorzyłam”

  14. Julia, w czasie gdy Ty pisałaś tego posta, układałaś myśli w słowa ja wirtualnie byłam w Twoim mieszkaniu w kamienicy. Dzisiaj. Oj jak pięknie mieliście, myślałam. Kiedyś pokazałam zdjęcia Twojego mieszkania mojemu synowi. Zapytał: To w Polsce? Bo tak ładnie…
    Kilka dni temu skończyłam czytać książkę o Powstaniu Warszawskim. Siedzi we mnie. Sama siebie pytam: czego my chcemy od życia? Nie ma wojny, bomb, Pawiaka. Wkładamy naczynia do zmywarki, pranie do automatu, zasiadamy przed telewizorami, komputerami. Stawiamy gorący obiad na stole… i ciągle nam mało. A mamy tak wiele!!
    Lubię moje życie i dzień od 5.50. Widok z okna w kuchni wtedy najpiękniejszy. Czy narzekam? Czasami… :).
    ściskam Cię mocno
    B.

  15. nie wiem jak to ująć, ale Twój blog, treści jakie tu znajduję sa bardzo chrześcijańskie. wiem ze jesteś niewierząca, ale widzę Boga w Twoim pisaniu. ten tekst świetnie nadaje się na świadectwo rekolekcyjne. jak będzie okazja to Cię zacytuję i Ci o tym napiszę. mogę? pozdrawiam serdecznie z mojego pięknego domu, zielonego ogrodu, cudnego tarasu, razem z moją gromadą dzieci i mężem 🙂 mam „fuksa” jak Ty. Jak Cię spotkam, to Ci powiem „cześć babo, rodziłaś tam gdzie ja” 😉

  16. Z tym tachaniem wózka to mi przypomniałaś niedawną sytuację.Mama do mnie przyszła i mówi że spotkała sąsiada mojego z trzeciego piętra i tak narzekał, że dziecka nie mógł na spacer wyprowadzić bo przez dwa dni winda była zepsuta. Mama mu rzekła wtedy, że ona wózek codziennie z czwartego piętra znosiła a wychowała dwójkę dzieci. Ta sytuacja, jak i wiele innych utwierdziło mnie w przekonaniu, że ludzie zrobili się leniwi. Właściwe całą technologia którą mamy i która ułatwia nam życie w rzeczywistości nas rozleniwia, buduje postawę roszczeniową. Ludzie zaś są coraz mniej radośni i szczęśliwi choć tak dużo posiadają.

  17. mądrze pięknie napisane dziękuje, Twoje pisanie to jak odtrutka na wszelkie marudzenia, narzekania, pamiętam jak ze trzy lata temu przeczytałam pierwszy post, musiałam potem przeczytać wszystkie i zarwałam nockę. Czasem gdy mam już dość pracy, ludzi, współpracowników, wszystkiego widzę Twój post i zostawiam go na kilka ostatnich minut pracy bo wiem, że przeczytam i wyjdę stąd pełna energii spokoju zadowolenia i z nową chęcią do działania, wdzięczna za wszystko co mam bo mam tak wiele dobrego męża, cudownego synka, pomocnych rodziców, zwariowaną siostrę, dom o którym marzyłam i prace którą zawsze chciałam wykonywać… tylko czasem w tym ferworze walki, braku czasu zapominam o tym wszystkim a Twoje pisanie przypomina mi powoduje stop klatkę, zatrzymuje się uśmiecham do życia i dziękuje

  18. Pięknie powiedziane:)
    Jak już truję dupę mężowi,narzekam, marudzę, że jestem gruba glupia i nieszczęśliwa…to dziwnym trafem wstawiasz posta i ustawiasz mnie do pionu.Dzięki, że przypominasz mi po co mi życie

  19. Julia! Powiedz, ze ja dobrze pamietam i to są Twojego
    Adasie słowa ? Jeśli nie lubisz swojego życia, to zmień swoje życie … ja to tak zapamiętałam i jak mantrę od kilku lat powtarzam. Nie zawsze jest dobrze, czasami popełniamy pomyłki, błądzimy , zawracajmy … ale to tez sztuka, pogodzić się z tym czego zmienić nie możemy, a pracować nad tym co od nas zależne … dzięki Julio, ze jesteś 🙂

  20. Bo ja to już wiem zasadniczo, że pozytywów należy szukać i jasne strony wszystkiego i uśmiechać się, pracować ciężko i nie narzekać. Ale powiem Wam, że jest coś takiego, czy to geny, czy natura taka, czy wychowanie, że szczęścia człowiek odczuwać nie umie, innym zazdrości, podziwia, sam w dole siedzi. I nie chodzi tu o narzekanie, bo ja nie narzekam nikomu, ale ciężar taki, przytłoczenie czuję, że szczęścia dopatrzeć się nie umiem…

    1. uwierzę że nie umiesz teraz, dziś. ale wierzę że możesz się nauczyć jutro 🙂 tylko pracę nad tym trzeba zacząć właśnie teraz, dziś. w Twoich rekach Ty. powodzenia!

  21. Mam dwuletnia coreczke. Nie chodzi, nie mowi, „ona nawet nie siedzi” – powiedziala lekarka. Kolezanki mowia – podziwiamy Cie, ale jestes dzielna. Z 3 miesiecznym synkiem na plecach jezdze z coreczka na fizjoterapie po 3 razy dziennie przez cale trojmiasto, ciagle wymyslam, ze moze jeszcze konie – one czynia cuda, ze to, ze tamto. MOWIA MI, ZE JESTEM BOHATERKA, BO SIE USMIECHAM I JESTEM PELNA NADZIEI. OTOZ NIE, WCALE NIA NIE JESTEM. MAM JEDNO ZYCIE, JEDEN SCENARIUSZ I ROLE DO ODEGRANIA. JAK KAZDY Z NAS. I ROBIE TO NAJLEPIEJ JAK UMIEM, STARAM SIE ODEGRAC MOJA ROLE Z NAJWIEKSZYM ZAANGAZOWANIEM I CIESZYC SIE TYM. A TO CZYNI MNIE PONPROSTU CZLOWIEKIEM, A NIE BOHATEREM. NIE MAMY WPLYWU NA TO, CO PRZYJDZIE NAM PRZEZYC, ALE TO OD NAS ZALEZY – „JAK”. NIE JESTESMY BOHATERAMI, ZE SIE Z CZYMS MIERZYMY. BOHATERAMI JESTESMY WTEDY, GDY IDAC PRZEZ ZYCIE, KTORE JEST NAM DANE PRZEZYC I ODGRYWAJAC NASZA ROLE UMIEMY BYC SZCZESLIWI. DZIS BYCIE SZCZESLIWYM JEST BOHATERSTWEM. UMARTWIAC SIE I NARZEKAC POTRAFI I MOZE KAZDY. ALE MUSI UMIEC BRAC ZA TO ODPOWIEDZIALNOSC.

    1. Jesteś wspaniałą mamą, to bije z Twoich słów. Jak dobrze, ze są na świecie takie mamy:)Tez mam synka i córeczkę, mierzymy się ze swoimi problemami, ale tak codziennie cieszę się, ze oni SĄ, nieważne ze nie idealni, ale są moi najcudowniejsi, rośli pod moim sercem i zrobię wszystko by czuli się kochani.

  22. Może usiądzie sobie rodzina, nawet szczęśliwa, nawet zdrowa, nawet na koncie ma jakieś zera za kilkoma cyframi.
    Może na balkonie, w ładnych kubeczkach będzie kawa aromatyczna ulubiona parowała zakręcała esy floresy w powietrzu. Może nogi po pracy zmęczone mają gdzie rozprostować, a może nawet jeden drugiemu masaż stóp zrobi.
    Wysoce prawdopodobne, że w rogu przy małym szwedzkim stoliku siedzi ich dzieciaczek, bawi się w dom, kawę nalewa laleczkom, ciasto kroi równiutko z językiem w kąciku jak to przy skupieniu, język przygryźć trzeba. I gdy rodzice rozmawiają słucha ich głosów melodyjnych, a dźwięki w konkretne słowa się układają. I słyszy ten człowiek mały, że ciasny ten balkon, nawet porządnie nóg rozłożyć nie można, a kawy strach się napić bo przy każdym ruchu o coś się haczy, że słonce mocno praży a gdyby dom mieli, to taras by zadaszony był, ale cóż w takiej pracy, w takim kraju, przy takim wsparciu wszechświata to nic się udać nie może. Do uszu wlała się dawka nauki, wleje się nie raz, utrwali jak plik, będzie latorośl na przyszłe lata kapitał i wzorzec uczuć i postępowań miała. No to jak dla siebie się siły na walkę nie ma, to może dla młodych warto.

  23. Pięknie napisane 🙂 Zaglądam do Ciebie od dawna, podglądam instagrama, nigdy jednak nie zostawiłam żadnego słowa. Dla mnie jesteś źródłem inspiracji i siły. Czytam wszystko, co napiszesz z wielką przyjemnością. Bardzo cenię ludzi, którzy biorą los w swoje ręce, celebrują chwile, spełniają marzenia zamiast czekać, aż im gwiazdka z nieba spadnie.
    Ludzie Wam zazdroszczą, to jest bardzo ludzkie, ale przykro patrzeć, że oceniają w tak niemiły sposób.
    Miałam kiedyś koleżankę, która wiecznie mi wypominała „że Ty to masz dobrze”, „łatwo Ci powiedzieć, bo masz na to”. No miałam, bo sobie na to zapracowałam. Ona wiecznie narzekała. Na wszystko, na wszystkich i wszędzie. Na szczęście to już czas przeszły, nie mamy kontaktu i jakoś mi lżej na duszy. Wiele takich osób spotkałam, dopóki było nam „tak samo źle”, to nasze drogi jakoś się przeplatały, ale kiedy zrobiłam krok do przodu, to okazało się, że moje sukcesy, nawet te bardzo mało nie potrafią ich cieszyć.
    Miałam w życiu moment, kiedy było mi bardzo źle. Tak źle, że nic tylko usiąść i narzekać. I trochę się w tym narzekaniu pogubiłam, aż nabrałam wstrętu do siebie. Ale to był krótki sen.
    Teraz jest mi bardzo dobrze, bo dostrzegam to, na co wcześniej nie zwracałam uwagi.
    Pozdrawiam ciepło 🙂

  24. Julio,
    … powiem krótko, dodajesz siły. Bo przecież możliwości Puszki Pandory też się kiedyś muszą wyczerpać, nieprawdaż?-pozdrawiam

  25. Ja generalnie nie narzekam. Ale czasem mam nerwy, że szkoda gadać. Kula taka we mnie i beznadzieja siedzi. Uczucie okropne. I niby dobrze, a jednak źle. I czasem gdy tak mam frustruję się okropnie. Strasznie. Do potęgi. I czasem mnie wtedy wszystko drażni i wszyscy. Niesprawiedliwości jest dużo na świecie, a biednemu wiatr w oczy jeszcze. Ale najgorzej jak się z ludźmi dobrze nie żyje, a niestety bywa tak, że czasami się nie da i już. Ludziom zazwyczaj czegoś brakuje i jednych to pcha do przodu a innych dołuje. I jesteśmy tak różni a tak podobni jednocześnie. Czasem nas coś wkurzy i może czasem to nas popycha tylko do zmian. Ta frustracja. Czasem wysiłki są niewspółmierne do osiągniętych wyników co dobrze znamy ze szkolnej ławki. Oceniamy siebie szybko i skrótowo kierując się jakimiś uproszczonymi schematami. Jak się uczy? Gdzie pracuje? Nie każdy funkcjonuje prawidłowo z braku snu (ja zaczynam pojąkiwać i nie myślę jak należy). Mój mąż również zasuwa jak wół próbując dać nam dom. Widać na jego twarzy jak poniszczał w ostatnim czasie. Frustracja. Czasem mnie frustruje byle co. Czasu mało i nie po mojej myśli. Czy potem wszystko będzie cieszyło jak powinno w efekcie końcowym. Jak rozpoznać co potrzebne. Trzeba iść do przodu, rozwijać się, ale mówìą nie leć w tym wyścigu szczurów. Po prostu taki jest świat czy my jesteśmy tacy.
    Aż strach myśleć co czeka nasze dzieci. Czy żyć można jeszcze szybciej? Szkoda że już brakuje mi tej młodzieńczej naiwności. A ta dziewczyna to miała może frustację tylko. Popatrz jaką, że aż Ci napisała. To strach pomyśleć ile ma a nie pisze! O matko! To przecież znamy, to takie polskie „żeby sąsiad miał gorzej”. Dużo zazdrości. Dużo goryczy. Dużo małej wartości siebie. A w sumie nie wiem co ja to piszę. Tylko luźne przemyślenia z łazienki podczas kąpania latorośli ( nie, nie utopiła się;-) pozdrawiam wszystkie czytelniczki i Ciebie.

    1. Dziekuje w imieniu tej dziewczyny, za obronę. I żeby nie było, bardzo podobał mi sie post Julki, ale to Ty ujęłaś to co leży mi na sercu i wiem co czujesz i jak żyjesz, w pewnym sensie.Prawda zawsze jest po środku…

  26. Mistrzowski wpis Julka!
    Każdy narzeka. Na pracę, rząd, otoczenie, mamę, tatę, braci, siostry. Na za długie włosy i za krótkie nogi. I o ile jest to chwilowe zwątpienie, to szczerze to rozumiem, bo też tak mam. Jednak nigdy nie zrozumiem tego, jak drugi człowiek wie lepiej o życiu i uczuciach drugiego człowieka. Sama spotkałam się z tym, że mam „fajną” pracę, radzę sobie itp.itd. Ale ta sama osoba wyśmiewała się ze mnie, że siedziałam po nocach i pracowałam nad tym, na czym w danej chwili mi zależało. Nie chcę pisać o swoim życiu i sytuacji, choć część jest na blogu, bo nie o to chodzi.
    Jeżeli ktoś woli czekać na lepszy czas, okoliczności, na ludzi, którzy coś dadzą, albo coś za nas zrobią – powodzenia. Ile jest takich, co chcą dużo mieć, nie robiąc nic…
    Nie znoszę narzekania, takiego wiesz, ciągłego i na wszystko. A szczególnie u ludzi, którzy naprawdę nie mają na co narzekać…
    Pozdrawiam ciepło i dziękuje, że jesteś.
    :*
    jo!a.

  27. Nie zawsze sie z toba zgadzam….ale tu powalilas prawda!
    I nawet jak sie czlowiek we wlasciwym czasie we wlasciwym miejscu zbajdzie, to przeciez mysi chciec te szanse rekami calymi, garscuaki brac!
    Oj dowalilas;) dalas nam do myslenia;)

  28. Świetny tekst. I piękne podejście.

    Napisałam ostatnio u siebie tekst właśnie o tym, o podejściu, o slow life wobec real life, że to prawdziwej uwaznosci w życiu nie potrzeba ani gadżetów, ani domku w Bieszczadach, ani długiego urlopu. Słów life i uwaznosc mogą być w prawdziwym życiu z pracą, praniem i gotowaniem zup.

  29. Tak to już jest, narzeka się zawsze łatwiej. Tylko niestety w większości przypadków niepotrzebnie. Na męża, że czasami powinien być lepszy, a on z tym swoim staraniem i zapracowaniem jest wyjątkowy. Mamy znajomego, któremu kilka miesięcy temu tak nagle w wieku 39 lat zmarła żona i został sam z 3 małych dzieci. Ma firmę i samochody służbowe, no i co z tego, jak nie ma jego ukochanej Reni. Nie ma już z kim wypić tej kawy na wymarzonym tarasie:( Dzieci coś się ostatnio sprzysiegly i nam chorują, a że jesteśmy liczną rodziną to wiadomo jeden od drugiego. Ale czy to jest ważne, nie, bo to są tylko zwyczajne choroby i oby tylko takie były. Ostatnio zmarła u nas dziewczynka, miała tylko 5 lat. Wszyscy byli poruszeni, ogromne fundusze na leczenie też były, leczenie za granicą też było, ale nic się nie dało zrobić 🙁 to te nasze biegunki są niczym i tylko powinny być pocieszeniem, że mamy do kogo wstawać. Dzieci bałaganią, no tak, ale ile osób chciałoby mieć taki bałagan i tyle sprzątania i prania, a niestety nie mogą. A jak ja kocham wschody słońca 🙂 to jest tylko takie moje 5 minut zachwytu 🙂 Ważne żeby w życiu widzieć te lepsze strony, i je doceniać, bo wtedy reszta przestaje mieć znaczenie. Pozdrawiam

  30. Julia, już kiedyś ktoś Ci to napisal. Twoje największe szczęście to wzorce, przekonania jakie otrzymałaś od dzieciństwa. To cudowne, że rodzice tak podchodzili do życia, i ten sposób patrzenia na świat dostałaś, miałaś go na codzień, nasiąkłaś nim, do tego zaufanie rodziców i zdrowa dawka wolności. Teraz to naśladujesz i przekazujesz swoim dzieciom: Badź odważny, pracuj, walcz o siebie, jesteś dużo wart. Jesteś fajny. I to jest wspaniałe! Ten kto patrzył na narzekanie, marudzenie, napięcie, wytykanie błędów, kto był wyręczany niestety nasiąkł innym wzorcem. Dla niego taki właśnie schemat postępowania to jest życie. Pracą nad sobą oczywiście dużo można zmienić, ale jest po prostu trudniej…
    Jednak trzeba po pierwsze sobie to uświadomić i zaakceptować, a po drugie pracować z emocjami i przekonaniami żeby je zmienić, są na to techniki. Wtedy nam będzie lepiej, nasze dzieci będą miały łatwiej, ich dzieci też, i świat będzie coraz lepszy 🙂

    1. Tak, to prawda, te przekonania, które tak głęboko tkwią. Jestem osobą, która, usłyszawszy 100 pochwał i 1 krytykę weźmie do siebie tylko negatywny przekaz i to zaważy na samoocenie. Mam wieczne poczucie, że to co mi się udało w życiu, to przypadek i nic juz więcej mi się nie uda, więc po co próbować. Rozumem ogarniam to, że życie zależy od nas, nawet głośno o tym mówię, tylko w środku zawsze ta niewiara, która podcina skrzydła. Ale wierzę, że kiedyś naprawdę uwierzę w to, o czym teraz tylko mówię i z czym się zgadzam na poziomie rozumu:)

  31. Oh jak wiele ludzi ocenia książkę po okładce nie znając nawet jej zakończenia. Jak wiele ludzi potrafi zazdrościć, drzemie w nich zawiść za to ze to komuś się udało a nie jemu. Jak bardzo w sobie potrafi obudzić niszczycielską siłę aby słowem lub czynem wbić w drugiego człowieka najostrzejszy gwóźdź. Przekonałam się o tym opuszczając kraj rodzinny…. każdy myśli ze mam tu jak u Pana Boga za piecem.. ze coś mi się udało, że $$ to mi z nieba lecą… nie widzą tego ze codziennie o 6 rano wstaje do pracy, wracam czasami jak za oknem ciemno .. spotykam ludzi którzy patrzą na mnie z góry z pogardą a ja wtedy śmieje im się w twarz pytając czy coś jeszcze mogę dla nich zrobić… świat jest pełen ludzi gdyby każdy zechciał choć raz ocenić książkę, poznając jej zakończenie… wtedy trzy a może i więcej razy zastanowił by się nad tym co mu ślina na język niesie ….

  32. A ja w pokoju w akademiku cały sufit wykleiłam kolorowymi papierowymi kwiatkami! Pół dnia z głową zadartą i rękami uniesionymi stałam na krześle. I kto do nas wchodził, mówił „Wow!” I ten pokój wcale jakiś obskurny nie był. Po prostu miałam taką fantazję. A teraz w domu zimową porą szyby obkleiłam ażurowymi śnieżynkami wyciętymi z papieru. Bo mnie do szczęścia niewiele potrzeba. W moje DNA wplecione są srebrne nitki zadowolenia, optymizmu, radości życia. Choć moje życie wcale nie było ani nie jest jak z bajki. Zwyczajne życie, czasem łatwe, czasem trudne. Ale taką mam naturę, że nie umiem być niezadowolona. Więc gdy ktoś niezadowolony ciągle jest, to być może on po prostu zadowolonym być nie potrafi. Bo w jego DNA zaplątały się nitki pesymizmu, malkontenctwa, chcenia więcej niż się ma. I wtedy, ile by nie miał, ciągle mu będzie mało. I zawsze będzie widział tylko to, że inni mają więcej. Biedni są tacy ludzie, bo życie im przeleci, a oni do grobu zabiorą tylko to swoje niezadowolenie. Aż robaki dostaną niestrawności… 😉

  33. O k****!! Julia Ty jesteś mega baba wiesz?
    Czytałam i miałam dwie myśli: Pierwsza to taka, że sama Ci kiedyś napisałam coś w podobnym charakterze, że masz lepiej bo możesz być w domu z dziećmi, że masz lepszą pracę – no wiesz takie pierdu pierdu jak Ci dobrze i w ogóle nic o życiu nie wiesz. To było pewnie z 3 lata temu bo pamiętam, że pisałam to jeszcze w starym mieszkaniu. A druga to taka: jak dobrze, że uwolniłam głowę od takiego podejścia. I to w dużej mierze dzięki Tobie bo jak człowiek tak poczyta raz, drugi, trzeci a nie tylko zachwyci się zabawkami dla dzieci to coś mu w tej głowie zawsze zostanie.
    Mam w pracy koleżankę, która każdy dzień zaczyna słowami: boże jak mi się nic nie chce. Serio, pracuje z nią 5 lat i chyba mogłabym na palcach u ręki policzyć dni kiedy nie słyszałam tego zdania. Narzeka na wszystko: na zarobki swoje i męża, na dzieci, na ogródek, na żłobek, na męża, na teściów. Na wszystko. Więc kiedyś zapytałam Jej: Dlaczego nie zmienisz tego co możesz? Skoro denerwują Cię warzywa, zasiej trawę. Skoro mąż mało zarabia to czemu nie poszuka innej pracy? Skoro żłobek jest zły to przecież są inne. A ona powiedziała: nie chce mi się.
    Tak, narzekać zdecydowanie łatwiej.
    Jest coś głębokiego w tym co piszesz Julka, kiedy przestajemy koncentrować się na tym co słabe od razu jesteśmy szczęśliwsi, pomimo że paradoksalnie nic wielkiego się nie zmienia. Praca dalej ta sama, dzieci krzyczą od świtu do nocy, człowiek znów wlazł na klocek lego itd. itd. Tylko spojrzenie inne.
    Serdeczności Julia.

    1. Tez mam taką babę w pracy. Co przyjdzie to głowa ja boli, nic jej się nie chce, dzieciaki w pracy za głośno, nie ma na nic ochoty. Kweka, steka i aż strach mieć takiego wampira energetycznego obok. Tacy ludzie sami siebie nie lubią…

    2. Mam podobnie, a raczej miałam, bo koleżankę przenieśli na inne stanowisko. Ale ren sam typ… o Boże znowu w pracy, nie chciało mi się wstać, boli mnie głowa, brzuch, głodna jestem, dziecko niegrzeczne całe popoludnie przy lekcjach, mąż ma mnie w dupie… i tak w koło. Mimo, że lubiłam swoją pracę ona skutecznie mi ją obrzydzala a teraz…. wolność i aż się chce wstawać i pracować. I ja też z tych co mimo całej góry problemów zawsze znajdę ten promień słońca i naprawdę wystarczy zeby się chciało chcieć a wszystko się uda…

  34. Taka to prawda zwyczajna niby, a ludzie nie chcą zrozumieć.
    Mąż mój harowal całe życie i nieraz taka zazdrość go spotykała, że kasę ma i że z uśmiechem przez życie idzie, bo jak to tak. Nikt nie popatrzy ile wysiłku za tym stoi. Jak wypożyczalnie quadów własnymi rękami budował i to na czarno, jak ja w upale dla chłopaków co u nas robili obiady gotowałam, to do pomocy chętnych nie było, ale jak interes sprzedaliśmy i to nie za kokosy, to brat rodzony stwierdził, że pieniędzmi powinniśmy się podzielić.
    Myślę, że wiele bierze się z zazdrości, bo jest myślenie, że samo przychodzi, szczególnie kiedy się nie narzeka przez cały czas.

  35. Świetny tekst!! Wiem, że najłatwiej jest marudzić i oceniać innych a tu trzeba własną dupę wziąć w troki i postarać się wykorzystać umysł, dwie ręce i realizować swoje zamierzenia!!:) – dla mnie to , że już niedługo założę gumacze albo boso pójdę po zroszonej trawie i przyniosę na śniadanie sałatę i szczypiorek z własnej działki to jest szczęście. Pewnie że można to samo kupić w warzywniaku ale to nie to samo!

    1. Kochana Kamilo,
      w zupelnosci sie z Toba zgadzam. Ogrod i dzialka to cudowna rzecz. Ja wczoraj zebralam czosnek niedzwiedzi i zrobilam z niego sol. Wspaniala rzecz.. Pozdrawiam serdecznie..

  36. Julio,
    cala prawde napisalas. To wszystko zalezy od podejscia jakie czlowiek ma. Ja mam dom przylesie, kochajacego meza, 3 dzieci i nie pracuje. Ludzie mowia mi, ty to masz szczecie, w domu sobie mozesz siedziec i nic nie robic. Ja slucham i nawet nie odpowiadam, bo mi czasu szkoda. Bo ci ludzie co tak oceniaja i mysla, ze wszystko za darmo mam. . Bo czego tu zazdroscic, ze dom od kilku lat remontuje, sama z mezem. W ostatnia niedziele, plot budowalismy, zeby zwierzyna przez plot nie przechodzila. Syn moj ma mukowiscydoze. Inhaluje 6 razy dziennie, do tego tabletki, terapia i sport 3 razy w tyg. Siedze i ukladam na scierce te wyparzone inhalatory i usmiecham sie sama do siebie. Pomimo tych wszystkich „obowiazkow ” jestem szczesliwa, bo koncentruje sie na tym co pozytywne, bo zawsze moze byc gorzej. Moj syn nauczyl nas jak zyc: ” korzystaj z kazdej chwili, bo jutro sytuacja moze byc calkiem inna, to co dzis jest wazne, moze jutro straic znaczenie”.Kocham zycie i biore z niego to co najlepsze.Caluje cie mocno.

  37. Myślę, że poczucie krzywdy jest jednym z najbardziej destruktywnych. A wszystko co nas spotyka warto zaakceptować, zmienić lub odejść. Można też narzekać i czerpać z tego negatywna, ale jednak, energię..

  38. Te wpisy przypominają mi pewną historię… na dziedzincu między św. Anny a Gołębią w Krakowie w Ogrodzie Profesorskim na ławeczce siedzi chłopak. Otacza go wianuszek dziewczyn. Ha ha hi hi hi, hejże hola. Jest przystojny, roztacza wokół siebie miłą atmosferę. Patrzymy na niego z koleżanką: ach, ech. .. Co za gość. W ogień by się poszło. A potem wstaje. A my kurczymy się ze wstydu. Jesteśmy okropnie zakłopotane. Patrzymy na siebie i już rozumiemy jakie płytkie jest nasze myślenie. Chłopak powłóczy za sobą nogami. Tak, jest osobą niepełnosprawną. Nie wszystko jest takie jakie się wydaje. Nie wszystko jest takie… Nie wszystko… Piękna lekcja życia.

    1. Polu, to dalej był ten sam chłopak.Przystojny i rozsiewający czar. Myślę, że był szczęśliwy. Tylko powłóczył nogami… Nie wszystko jest takie jak się wydaje, nie wszystko.
      pozdrawiam serdecznie:)
      B.

      1. Dokładnie tak. To był ten sam chłopak. Tylko my oceniłyśmy sytuację tak: u lala jaki fajny, ale mu w życiu dobrze, pewnie nie ma żadnych problemów, a my takie przeciętne, nijakie, szare. A potem łup. I zdałyśmy sobie sprawę, że wcale nie ma tak jak zakładamy . Pomimo to jest ujmujący i czarujący. A my mamy tak wiele a wydaje nam się że znaczymy tak niewiele.

  39. Wow aż mam dreszcze!!! Kurczę ja Ci dziekuje!!! Ja dzieki sobie, dzieki Tobie i dzieki terapi swe życie na nowo buduje. Terapia pomogła mi wiele odkryć A Ty Jula pomagasz mi żyć na co dzień budować codzienność dajesz mi to czego ja gdzieś tam po drodze nie dostalam. Twoje spojrzenie na życie i to co nas otacza, mi daje sile. To od Ciebie ucze sie patrzenia na rzeczy male jak by wielkimi byly. chlone jak gabka twe mądrości i dobrze mi z tym. Kurczę dobrze mi z tym. Nieraz chcialabym wiecej,dzis mnie na to nie stac, ale jutro? kto wie? mimo to myślę że jestem bogata. Mam pracowitego męża, dwoje zdrowych dzieci, mi nic nie brakuje. 😉Doświadczam życia i staram się nie narzekać to powoduje że żyje mi się lżej. Z takim nastawieniem problemy same się rozwiazuja. Pozdrawiam Kochana!!!

  40. Kiedyś, ok 6 lat temu , mogłabym być tą komentująca osobą . Życzę Ci abyś mogła kiedyś również napisać w czasie przeszłym 🙂 pozdrawiam 🙂

  41. …pamiętam jak tu trafiłam:) szukałam informacji o kocach dla dzieci i odesłało mnie do bloga „szafa Tosi”… pamiętam jak zobaczyłam zdjęcie: mama w kowbojkach i kapeluszu i wózek z maluchem…pamiętam, że ilość tych kocyków i otulaczy była tak wielka, że szok:)…pamiętam podtytuł „o życiu i szukaniu (i to jest chyba słowo klucz:)) w nim szczęścia”…i pomyślałam fajna, pozytywna babka, te zdjęcia takie ładne i tak nawet pozazdrościłam, pomyślałam może to poza? może to tak tylko do tych zdjęć? może…?.. ale potem czytałam różne wpisy i zobaczyłam, że ten dom, to Twój mąż własnymi rękami postawił i on dlatego taki piękny, nie dlatego, że duży, że ładnie urządzony, że z drogimi zabawkami, nie dlatego, że z kocami (nawet taką ilością:)), ale dlatego, że ktoś codziennie o niego dbał i stawiał od zera dla tych, których już kochał, dla tych, którzy kochają Jego, a że ktoś pomógł przy budowie znaczy chciał pomóc, bo widocznie takim ludziom warto pomagać… zobaczyłam, że te zabawki to nie dlatego fajne, że ekologiczne, że drewniane czy modne, ale fajne bo zabawa nimi sprawia komuś frajdę… zobaczyłam, że Ty lubiana nie dlatego, że poczytna blogerka itp., ale dlatego, że dobry człowiek z Ciebie a dobro wysłane w świat wraca z dużo większą siłą… nawet te koce to nie dlatego takie fajne, że muślinowe, bambusowe czy inne, ale dlatego, że największy Twój skarb przykrywają i to co pod tym kocem pierdylion razy od koca ważniejsze…Julio i za to Ci z całego serca dziękuję za to, że mi – nam, czytelnikom – to pokazałaś i od kilku lat pokazujesz… kłaniam się w pas:*)
    malkontentom radzę zacisnąć pięści i przeć do przodu, bo póki są dwie zdrowe ręce to wszystko jest możliwe, a tego co, najważniejsze szukajcie pod „kocami”:) i nie zazdrośćcie Julce, Wy ją w tym szukaniu szczęścia doganiajcie!!! miejsca na mecie jest dość dla nas wszystkich:)
    motywator od Gutka:
    https://www.youtube.com/watch?v=REG1kyeXNNo

  42. Julio,

    Nie jestem z tych co to narzekają całe życie i generalnie wszystkim wszystkiego zazdroszczą..
    Nie.. to nie ja..
    Ale podobnie jak Pani, która napisała do Ciebie.. uważam, że masz fuksa i to ogromnego.. ja zresztą też go mam..
    I wcale nie chodzi o kasę, dom, czy spełnienie zawodowe..
    Nie..
    Znacznie prościej i bardziej oczywiście..
    Masz mega fuksa.. masz kochającą mamę, tatę, siostrę (czy jest ktoś jeszcze znaczy brat czy inna siostra nie wiem😊
    Od najmłodszych lat każde z nich dbało o Ciebie.. o to aby było Ci ciepło, abyś była bezpieczna i abyś zawsze wiedziała kim jesteś i znała swoją wartość..
    I to jest mega FUKS..
    Serio..
    Nie każdy tak ma..
    Nie to że jestem taka mądra, doświadczona i w ogóle… bo ja też z tych co to o mnie dbali, chuchali i dmuchali i otaczali miłością..
    I bardzo często dziękuję za to.. zwłaszcza gdy spotykam znajomego..
    Kiedyś chwilę pracowaliśmy razem.. jesteśmy z jednego roku…
    I wiesz nie potrafię zrozumieć czym ja sobie zasłużyłam że w życiu spotkało mnie tyle dobrego..
    Bo o niego nikt nigdy nie dbał..
    Dom to istna ruina………generalnie brud, smród.. itd. W połączeniu z alkoholem..
    Tak jest od zawsze.. on generalnie nie zna innego życia..
    Był okres że rodzice brali na niego kredyty a on po polach uciekał od komorników..
    Bo tak był nauczony..
    Tam nie było nigdy dziecko jesteśmy dumni.. dasz radę..
    Uda Ci się …
    Nigdy .
    Nie było ciepła, poczucia bezpieczeństwa .. nic z tych wydawałoby się oczywistych rzeczy…
    Kiedyś, przez chwilę myślałam że da radę.. że zobaczy że można inaczej..
    Niestety.. pracę stracił, wrócił do picia.. gdzieś tam pracuje.. trochę kradnie..
    I jak ?! powiedz mi jak można nie stwierdzić że nie ma się fuksa?!
    I nie chodzi tylko o to że jego rodzina taka.. nasze inne..
    Bo wiesz w „dobrych” rodzinach też różnie jest…
    Dlatego nie dziw się że życie takie jak Twoje.. może być postrzegane jako coś totalnie wyrwanego z rzeczywistości…
    I mimo iż ogromnie dużo pracy włożyłaś w budowę domu… ogólnie w budowę tego wszystkiego co teraz Cię otacza.. .ciesz się bo masz przy sobie tych, którzy mówią.. dasz radę.. pomożemy…
    Jak upadniesz podniosą.. a jak osiągniesz sukces wpadną z butelką szampana..:-)
    To nie jest tak że się wstanie rano, popatrzy w niebo powie.. o fajnie..
    Bo ok fajnie.. ale jak masz koło siebie marudę, osobę która wiecznie dołuje siebie i innych.. trudno jest…
    A czasami to też z różnych rzeczy wynika..
    Jedni załamują się chorobą.. inni brakiem pracy..
    Oczywiście masz rację z tym, że ogromnie dużo siedzi w nas.. ogromnie.
    Ale są też gdzieś tam osoby, które po prostu nie mają tyle radości, uśmiechu, luzu co Ty.. luzu i wiary.. wiary w siebie.. w to że mogę.. że potrafię…

    Napisałaś ….że Nasze życie nie zależy od tego co nam się przytrafia, tylko jak na to reagujemy…
    Sto procent racji..
    Tylko zauważ… jeśli wszyscy, dosłownie wszyscy w Twoim otoczeniu.. zawsze byli by na nie.. zawsze Cię krytykowali, podcinali skrzydła.. czy zawsze chciałoby Ci się im przeciwstawiać…
    Zawsze walczyć?!?
    Owszem można zmieniać, szukać, przebierać.. a to partnera, a to przyjaciół..
    Tylko że czasem ciężko, czasem się nie chce….
    Uważam, że ogromnie ważne jest w tym wszystkim jeszcze to jakich ludzi spotykamy..
    Tylko jeśli ciągle nam ktoś coś zarzuca, to robisz źle, tamto.. to podświadomie sami uciekamy od ludzi.. a już na pewno od tych wesołych, pozytywnych, przyciągających uwagę… bo najprościej mówiąc czujemy się gorsi…
    I to się tak nakręca..
    Potem przeglądając strony znajomych… chcielibyśmy żyć ich życiem.. kolorowym, bezproblemowym, jak na zdjęciu.. mimo iż w ogromnej większości są to tylko ładne zdjęcia..
    Z jednej strony czytamy to wszystko i podziwiamy z drugiej w dołku boli że u nas jest chyba coś nie tak.. czegoś brak..
    To owszem można zmienić.. ale nie zawsze wystarczy powiedzieć sobie dam radę..

    Wiesz jak trudno w człowieku, dorosłym człowieku wypracować poczucie własnej wartości?!
    To zawsze gdzieś z tyłu głowy jest..
    I o ile jak idzie dobrze, jak coś się udaje jest ok.. to w sytuacji trudnej wali się..
    Wali i to jak domek z kart..
    Napisałaś.. Każdy z nas ma takie życie jakie chce mieć…
    Inaczej buduje się życie mając je szczęśliwe od początku, inaczej gdy budujesz coś z rozsypki, albo tworzysz po omacku i w sumie nie wiesz jaki fundament co udźwignie…
    Znasz prawdziwy powód dla którego koleżanka nie pisze książki?!
    Może rzeczywiście jej się nie chce, może szuka wymówek..
    A może najzwyczajniej w świecie nie ma jej kto np. z dziećmi posiedzieć, albo pomóc przez 5 dni aby potem było jej łatwiej znaleźć ten czas…a może po prostu nie wierzy w to że jej się uda..
    Nie wiem i nie chce jej głupio tłumaczyć.. ważne jest to że każdy z nas potrzebuje innej motywacji… jednego porównasz do kogoś lepszego .. powie ..tak, też tak chce.. drugiego musisz zdeptać.. powiedzieć „bo tak skończysz” .. i dopiero wtedy zechce coś zmienić…
    Ludzie wbrew pozorom nie są tacy zero/jedynkowi …

    Kiedyś dawno temu znajoma poznała chłopaka .. spotykali się jak mieli ok po 16 lat.
    Po kilku latach zrobili prawko, chłopak kupił auto i mieli z niego razem korzystać..
    Przy czym rodzice dziewczyny powtarzali jej bez ustanku, że lepiej, aby ona jego autem nie jeździła.. Coś się stanie i będzie..
    A chłopak (wraz ze swoją rodziną) namawiał ją .. mówił jeździj, ucz się ..
    i ona przez długi czas miała opory… nie wierzyła w siebie.. że robi to dobrze i w ogóle..
    aż do czasu.. gdy pewnego dnia jadąc właśnie rodziców autem w zimie auto nie wyhamowało jej na pasach (całe szczęście że nikt nie szedł i nikogo nie potrąciła) powiedziała sobie że bez względu na wszystko będzie jeździć..
    niech się dzieje wola nieba … będzie..
    i jeździ
    i do dziś dziękuję za to że taka sytuacja miała miejsce bo pomogło jej to bardzo.,
    czasem nam potrzeba.. potrzeba wsparcia, potrzeba poklepania po plecach..
    jeśli mamy słabe fundamenty, wszystko może iść wolniej, trudniej.
    Przyczyną naszego niezadowolenia z życia i miejsca w którym jesteśmy – jesteśmy tylko my sami.
    Tak, tylko nie zawsze jesteśmy w stanie sami siebie ogarnąć😊 Gdybyśmy wychowywały się w domach, w których wszystko byłoby złe, fe, brzydkie, zawsze na nie.. czy tak wyglądałoby nasze życie teraz?!
    Była u mnie kiedyś koleżanka, która nagraną miała pracę (pierwszy dzień miała to być np. środa) a w poniedziałek u mnie drżała że na pewno coś z tego nie wyjdzie.
    Powiedziałam jej, że to tak samo prawdopodobne jak to że będzie biegała po podwórku i może jakimś cudem gołąb na nią narobi😊. Przez pół godziny śmiała się sama z siebie po czym powiedziała że bardzo jej tego było potrzeba.. sama nigdy w życiu nie wytłumaczyłaby sobie tego tak..
    Generalnie chcę powiedzieć, że różnie jest…. Bardzo różnie.. a człowiek tyle potrafi ukryć .. zwłaszcza swoich słabości, że szok..

    Reasumując..
    Ciebie dopełnia mąż, dzieci, praca, rodzina.. wszystko to co wywołuje na Twojej twarzy uśmiech.. masz tyle szczęścia że możesz pochylać się nad tym co drobne, ulotne.. szukasz rozwiązań, kombinujesz… tylko że Ciebie całą ukształtowało całe Twoje życie i to ile życia i miłości ktoś poświęcił Tobie… nie każdy ma tyle szczęścia, siły i charakteru..

    Mam nadzieję że nie uraziłam Cię pisząc to..
    Pozdrawiam

    1. Dziękuję za rozwinięcie mojej myśli. Dokładnie o to mi chodziło.
      Dodam jeszcze, że wcale nie musi być wielkiej patologii, żeby wynieść takie negatywne przekonania. To może być miłość rodziców, którzy nie potrafią „kochać zdrowo”. Np nadopiekuńcza, wyręczająca mama czy tato (najczęściej to jednak mama…) to podobno jedna z większych krzywd jakie można zrobić dziecku. Mam wrażenie że sama tego doświadczam, choć zawsze myślałam, że największą krzywdę zrobił mi nerwowy i awanturujący się ojciec. Uczucie które dominuje moje życie to poczucie niemocy sprawczej, więc chyba jednak niekoniecznie.
      Bardzo ważne żeby sobie to uświadomić i działać, żeby jak najmniej tych wzorców przekazywać swoim dzieciom.
      Przepraszam Cię Julka za psychologiczną agitację w takim miejscu :). Jeśli uznasz to za niestosowne do umieszczania na Twoim blogu to całkowicie rozumiem.
      A poszukującym polecam kanal na YT Magdaleny Szpilki. To może być pomost do zrozumienia siebie, swoich emocji i początek zmiany… zmiany nie siebie, tylko swoich przekonań!

    2. Witam!
      Bardzo dobrze i mądrze napisane, podpisuje się obiema rękami :). Chociaż napisałam już swój komentarz to Twój dużo lepszy i dokładnie tak samo myślę:).
      Pozdrawiam

  43. Myślę, że warto zamienić „narzekam na” na „jestem wdzięczna za”. Bo jak ktoś kiedyś mądrze powiedział, to ona – wdzięczność – „nadaje sens przeszłości, przynosi pokój dzisiaj i tworzy wizję jutra”. „Może zamienić posiłek w ucztę, mieszkanie w dom, obcego w przyjaciela”.

  44. Ochh jak ja uwielbiam Cię czytać. Dajesz mi takiego kopa do działania. Niestety życie mnie nie oszczędza, dotyka w najczulszy punkt jaki może dotknąć matkę,ale nie poddaje się walczę i staram się żyć normalnie na ile to możliwe cieszyc się z każdego dnia. Doceniać i cieszyć się tym co mam a mam dużo. Prawie wszystko co mi do życia potrzeba. Ale jak każdy mam też gorsze dni takie bezsilne. Ale jak przeczytam twojego posta czasami to aż sie zawstydze i myślę sobie ogarnij sie i nie narzekaj. Stawiaj mnie dalej tak do pionu w chwilach słabości. Cudnie piszesz.

  45. Witam!
    Świetny tekst, bardzo mądry.
    Chociaż wiem, że czasami bardzo ciężko szukać pozytywów, chociaż najbliżsi zdrowi a moi rodzice nadal są ze mną, są takie dni, tak się to wszystko nie układa, że trzeba mieć dużo samozaparcia, żeby nadal wierzyć że jakoś to się ułoży i być szczęśliwym. Wierzę, że właśnie w taki gorszy dzień czytelniczka napisała do Ciebie.
    Ja z tym „fuksem” nie zgodzę się do końca bo jedni mają więcej szczęscia w życiu a inni mniej i nie zależy tylko od tego czy uśmiechasz się do wszystkich czy nie. Ja do marudów nie należę, zawsze plusów szukam a teściową mam jak z kawałów, wszędzie jej pełno i wie najlepiej, Tobie trafiła się dobra i wyrozumiała z tego co czytam na blogu oczywiście, że to dobry człowiek. I może o to chodziło czytelniczce , o taki rodzaj „fuksa”, a wiem czasami jak ciężko dojść do siebie po uprzejmej wizycie teściowej :).
    A i ze spełnianiem marzeń nie zawsze tak wychodzi jak byśmy chcieli. Ja już mieszkam w naszym mieszkaniu w dużym w centrum miasta, budowę nadzorowałam sama chociaż właścicieli jest czterech. Mąż pracował na to za granicą i w sumie było to jego marzenie postawić ten budynek, pomogłam mu je spełnić. Niestety nie mamy chętnych na lokale chociaż każdy powtarzał że super miejsce i na pewno ktoś się szybko znajdzie. Mąż nadal musi pracować za granicą bo spłacamy kredyt, chciałby do nas wrócić ale wynagrodzenia jakie mu proponują są za niskie, nie damy rady. Ja szukam pracy, ale ciężko samej z dziećmi połączyć pracę, dzieci i załatwiania spraw z budynkiem , lokalem. Bo ciągle coś, ale nie będę się zanudzać. Ale można powiedzieć ze spełnione marzenia o postawieniu budynku blokuje spełnienia drugiego żebyśmy byli w końcu razem. I tak to się układa dziwnie czasem….
    Ale moje dwa zdrowe blondasy bawią się ładnie, są zdrowe, może nie mam drewnianego domu ale za to mam schody drewniane i już wiem ze domu bym nie chciała bo za delikatne dla moich rozrabiaków :)))
    Pozdrawiam i ściskam Cie mocno mądra kobieto :).

  46. Dziękuję za ten tekst. Walczę każdego dnia ze swoim narzekaniem, niestety to wynosi się najczęściej z domu. U mnie zawsze było czarnowidztwo i narzekanie, podcinanie skrzydeł, w dobrej wierze, byle nic nam się nie stało, mnie i mojemu rodzeństwu. Do tej pory nie lubimy spotkań z rodzicami, chociaż ich kochamy, bo zawsze nasłuchamy się ile zła jest na świecie. U mnie się to przekłada na narzekanie, bo ja muszę stać o 4.40 do pracy, a po pracy użerać się z moją 3 latką, która różne nastroje ma po przedszkolu najczęściej złości się z byle powodu, a do domu wracamy na pieszo, więc i siaty i ją nie raz muszę nieść. a potem w domu walka z 9 latkiem, który nie lubi szkoły i codzienne odrabianie lekcji to koszmar. No ale tak mają, kiedyś im minie, a ja jakoś sobie nie wyobrażam, że wracam do domu a tam nikogo i spokój. Jak potrzebuję spokoju, to idę na kawę lub z przyjaciółkami na koncert, do kina. Wczoraj kiepsko nam się wracało z przedszkola, i już dzisiaj narzekam trochę od rana, że znowu moja Złośnica mnie zmęczy. Cieszę się, że przeczytałam Twój tekst, jakiś spokój mnie ogarnął:)

  47. Napisałaś o mnie pięknego posta, ja nie potrafiłabym tego tak ująć. Idealnie oddałaś sens naszego społeczeństwa, naszej „polskiej” natury. Czasem czuję się niemal jak kosmita ciesząc się z tego co osiągnęłam, na co zapracowałam i uśmiechając do kolejnych dni. Moi bliscy to dla mnie najcenniejszy skarb, mój mąż to przyjaciel, który jest ze mną od tych biednych czasów i mam wielką satysfakcję z tego, w jakim miejscu dziś się znajdujemy.
    Pozdrawiam

  48. Julio…
    Kiedyś chłonęłam życie… cieszyło mnie wszystko… pieszo mogłam iść wszędzie i nieważne było ile czasu mi to zajmie.
    Śpiew ptaków, ogórkowa u babci, wieszanie prania z dziadkiem, nakładanie papy na dach drewnianego domku drugiego dziadka, odwiedzanie koleżanek z babcią i przymierzanie ich butow… zbieranie chabrów na łące…bo po co kupować kwiaty skoro na łące są takie piękne… jazda na rowerze z rozwianymi włosami… czytanie ksiazki na dachu domu dziadków….
    Potem dorosłam… skończyłam studia, poszłam do pracy. Jednak wybrałam taką, w której choć dawałam z siebie wszystko i osiągałam sukcesy to traciłam siebie… przestały mnie cieszyć te wszystkie drobnostki… te wszystkie sukcesy… a przecież obok był wspaniały mąż, cudowny synek… rodzina, która wspierala i nasze wspólne dni. Nadszedł dzień może to nie był jeden tylko jakis okres czasu, w którym postanowiłam, że jednak się zmienię i znów będę taka jak kiedyś radosna i usmiechnieta.
    Teraz mamy dwoje dzieci, minęło kilka lat. Po drodze były gorsze dni, w których miskach fochy złości itd ale dopięłam swego… cieszę się z małych rzeczy i potrafiłam podjąć z mężem ryzyko aby mieć dom… dom przy polu, dom dla naszych chłopców i dla nas…. i kolejny nowy etap przed nami… etap i choć wiem, że będą trudne dni to będę się uśmiechać bo teraz ja zrobię coś dla siebie… ja patrząc z usmiechem w przyszłość dostałam wymarzoną pracę 😉 także czarujmy ten świat swoimi pozytywnymi myślami, uśmiechajmy się do siebie na ulicy nawet jak się nie znamy, odłóżmy telefony by w poczekalni do lekarza gdy wszystko się opóźnia zamiast narzekać porozmawiać tak zwyczajnie o wszystkim i o niczym… o tym ze ta wiosna taka piękna tego roku, ze te żaby wieczorem tak rechoczą… ze człowiek mysli ze one już w jego głowie siedza… bądźmy dla siebie mili… to życie takie piękne… choć mówią ze krótkie… za krótkie…

  49. ……..też tak kiedyś myślałam, że wszyscy mogą jeśli chcą, ale tak niestety nie jest 🙁 niektórzy się tacy po prostu rodzą, niektórzy mają cudownych rodziców, którzy ich tego uczą, niektórzy uczą się tego sami (np. ja – nie mówię, że nie mam cudownych rodziców, mam, ale cieszyć z małych rzeczy to oni się nie potrafią), a niektórzy się tacy nie rodzą i nie potrafią nauczyć za nic i już… nie wiem dlaczego tak jest, ale wiem, że jest choć tego nie rozumiem.
    ps. właśnie zwijam wiklinę z papieru, żeby wypleść z niej koszyki w kształcie liścia na swój weselny stół, ponieważ nie mogę takiego nigdzie znaleźć w rozsądnej cenie… da się? da się!

  50. miałam się kłaść, bo obiecałam sobie, że do 1 najpóźniej posiedzę, ale zaglądam do ciebie i co widzę?! nie mogę przestać czytać, takie to mądre, głębokie i kurde proste! Pilnuję się, żeby szukać tego dobrego zawsze, serio szukam, łatwo nie jest, ale nie narzekam, bo pamiętam o tym, żeby szukać, analizować, i odrzucać złe myśli. Skupiać się na tym co teraz i ćwiczyć uważność na to co obok i na dzieciach skupiać się staram, choć one tak szybko rosną i zmieniają się, nie nadążam. Doceniam co moje, wspaniała wataha moja, uśmiechnięta, szczęśliwa i brudna po sam czubek głowy, bo deszcz spadł wieczorem a oni tak biegać dalej chcieli. Śpią cudnie i oddychają spokojnie – matka padnięta, ale z uśmiechem na twarzy ogarnia zaległości – dzięki za ten post przypominający, życie jest tylko jedno i warto je celebrować ot tak, po prostu !

  51. Moim zdaniem trzeba też posiadać w sobie takie cechy jak odwaga,spryt,samozaparcie i pomysł na siebie… I też myślę że pewnych schematów uczymy się od Rodziców albo w zależności od tego co nas spotyka (czasem trudne bardzo przeżycia) i to tak podświadomie tego się uczymy. Czasem tych nawet niezbyt fajnych zachowań. A potem potrzeba dużo siły w sobie by to pokonać. .ale to prawda że wszystko zależy jak reagujemy na daną sytuację …pozdrawiam ciepło

  52. Rzadko komentuję, ale dzisiaj muszę. Nawet nie wiesz jak bardzo zgadzam się z tym co napisałaś. 3 lata temu urodziła się moja druga córka. Od samego początku nieco inna niż reszta dzieci. Wymagająca, przyklejona do mnie, ultrawrażliwa. Mały kudłaty odmieniec. Diagnoza- spektrum autyzmu. Walczymy o nią co dzień, dzisiaj ma 3 lata, zaczyna mówić, ciągle się śmieje, pięknie nawiązuje relacje z drugim człowiekiem. W międzyczasie okazało się, że starsza córka ma silną niedoczynność tarczycy. Mój mąż stracił pracę. Odkładaliśmy na dom. Pieniądze poszły na życie, bo mąż znalazł pracę dopiero pół roku temu. Póki co mieszkamy na poddaszu u moich Rodziców. Po mału remontujemy, chociaż łazienki nadal nie mamy- raczej miejsce na nią, ale za to z kibelkiem, a to już wielka rzecz jest, co nie? 😉 Niecały rok temu założyłam bloga i ani razu nie napisałam tego co piszę teraz tutaj, pół roku temu zaczęłam pracować jako korektor dla wydawnictwa, kilka dni temu podpisałam umowę na współtworzenie książki o życiu na wsi. Pracuję z laptopem na kolanach, pośrodku ciastek wgniecionych w dywam i rozwalonych lego friendsów, często z dzieckiem na plecach. Kiedyś, jak już dorobię się własnego gabinetu, ta cisza wokół mnie będzie nie do zniesienia 😉 We wrześniu idę do szkoły, tak, ja, 35-letnia baba! Że niby za stara, za późno? Że będę uczyła się z dwudziestkami? I co z tego 🙂 Życie jest dokładnie takie jakie chcemy, żeby było i ani odrobinę inne. I tak, uważam, że szczęście nam się nie przytrafia, szczęście to kwestia wyboru i nic więcej. Pozdrawiam, A. ps. A na dom zbieramy od nowa 😉

  53. A ja w pewnym sensie rozumiem te dziewczynę. Oczywiście uprościła pewne rzeczy, nie znając Cię za dobrze, ale wiem o co jej chodzi i myślę, że potrafię wczuć się w jej sytuację. Mimo, że na szczęście trzeba pracować – jest ono wypadkową wielu rzeczy, osób, sytuacji, również zbiegów okoliczności i tegoż skrytykowanego tu „fuksa”. Tak jest niestety. Gdyby wypracowanie sobie dobrej sytuacji było takie łatwe – mielibyśmy szczęśliwe społeczeństwo, a tak nie jest. Czasem wydaje mi się, że żyję w pewnej bańce, bo otaczam się ludźmi z…jakby to ująć…podobnej kategorii: wykształconymi, oczytanymi, średniozamożnymi, z pełnych rodzin. Ale Polska taka nie jest i uświadamiam to sobie za każdym, gdy z jakiegoś powodu mam bliższy kontakt z inną niż moja rzeczywistością: ludźmi sukcesu, z niewyobrażalnym dla mnie majątkiem lub odwrotnie, tymi w skrajnie trudnej sytuacji: ubogimi, chorymi, w hospicjum itd. Ileż można w sobie ćwiczyć wdzięczności za to co się ma, jak ma się naprawdę mało? Jak sytuacja, w której się znajdujesz jest frustrująca i wręcz patowa? Znam parę osób, które są zdolne i pracowite, a ledwo wiążą koniec z końcem. Nigdy bym się nie ośmieliła powiedzieć im, że mają zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Bo już pracują ciężko i uczciwie! Świat pełen jest niesprawiedliwości… Mogę sobie też wyobrazić, że taka osoba (inteligentna i pracowita, której się w życiu nie bardzo powiodło) spojrzy na Twój blog i zapłacze z zazdrości. Może zabrakło u jej boku osoby z pomysłem, może popełniła kiedyś głupi błąd i ciągną się za nią konsekwencje, może za mało miała w sobie odwagi i przeciwności losu przygniotły ją do ziemi.
    Wrzucamy na blogi piękne obrazki, a konta na instagramie pełne są uśmiechniętych twarzy (albo pięknych wnętrz). Nie widać tych kłótni między rodzeństwem, wylanych łez, gigantycznych rachunków za gaz i choroby teściowej. To niejako „wina” (konsekwencja?) autora, że inni odbierają go czasem w nieprawdziwy sposób i trzeba wziąć za to odpowiedzialność.

  54. Julka napisałaś bardzo mądrze, kto zechce tą mądrość zabrać, zrozumieć, wykorzystać, ten zyska. Ale musi chcieć, chcieć naprawdę żyć tym życiem które tu i teraz, chcieć przyznać że odpowiada za to życie, chcieć przestać szukać winy w innych a zacząć szukać dobra w sobie. Tylko i aż tyle. Jest w Tobie coś takiego niezwykłego – polot, charyzma, może ten uśmiech do świata ( pewnie masz to po mamie 😉 ) i tego Ci zazdroszczę ale nie wstydzę się tej zazdrości bo ona daje mi pewność że warto mieć marzenia, być sobą i nie zamykać serca na świat. A innych rzeczy nie zazdroszczę Tobie ani innym, żadnych domów, zabawek, pieniędzy, wystarczy mi to co mam. Często mówię swoim najbliższym: Jeśli mamy siebie to mamy wszystko, co w życiu ważne. A tą książkę, po dwie strony dziennie, to może ja napiszę:)

  55. Tak mi się skojarzył wiersz Asnyka, mogą być błędy, bo piszę z pamięci:
    „Siedzi ptaszek na drzewie i ludziom się dziwuje,
    że najmędrszy z nich nie wie,
    gdzie się szczęście znajduje.
    Bo szukają dokoła tam, gdzie nigdy nie bywa,
    pot się leje im z czoła, cierń im stopy rozrywa.
    Tracą życia dzień jasny na zabiegi i żale,
    tylko… w piersi swej własnej nie szukają go wcale.
    W nienawiści i kłótni wyrywają coś sobie,
    aż zmęczeni i smutni idą przespać się w grobie.
    Tak więc siedząc na drzewie ptaszek dziwi się bardzo,
    chciałby przestrzec ich w śpiewie, lecz przestrogą pogardzą…”
    Pozdrawiam ciepło.

  56. Julia…
    „…Tylko wyznaję zasadę, że życie jest takie jakie chcemy aby było…”
    mam 43 lata a wciąż muszę to sobie przypominać…po latach terapii, przeczytanych książek…czytam twój post i wciągam twoje słowa jak gąbka wodę…nie jedyne zresztą :)…
    Wiem, że to my kształtujemy naszą rzeczywistość, przynajmniej na to na co mamy wpływ…a mnie wciąż demony przeszłości trzymają za rękaw, są wymówka gdy czegoś mi się nie chce, gdy coś mi nie wychodzi, a że u sąsiada lepiej…tak jakbym się bała wziąć odpowiedzialność za swoje życie , za swoje czyny, za swoje decyzje…ale mimo to widzę światełko w tunelu, choć nie raz idę na skróty i wybieram stare nawyki myśleniowe, cały czas pracuje nad nowymi ścieżkami w mózgu, i dzieci uczę, co by tylko złego przykładu nie widziały, ale też alternatywę do humorów matki :). Wierzę że kiedyś pozytywne myślenie będzie dla mnie jak ..oddychanie…pzdr ciepło

  57. Oj „Rozumku” mój kochany jak najbardziej podzielam Twoje zdanie ,poglądy , spojrzenie na świat i potwierdzam ,że Twój optymizm był zawsze powalający i udzielał się innym. A twój śmiech nigdy nie pozostawał obojetny i bez reakcji dla osób przebywających z Tobą. Ja nie należałam nigdy do grupy optymistów i niestety drogo za to zapłaciłam, ale powoli uczę się tej postawy…. bo tego da się nauczyć 🙂 i nawet staram się to wpoić mojej zbuntowanej nastolatce i mam nadzieję,że się uda. Jak pisałaś , nie masz bogatych rodiców, i z tym się nie zgodzę. Jak najbardziej masz i to bardzo ( BOGATYCH WEWNTRZNIE) bo przekazali ci najdroższą rzecz na świecie , właśnie ten OPTYMIZM !

    Pozdrawiam serdecznie, niezmiennie podziwiam i coraz częściej tęsknię za Tobą i bardzo dziekuję ,ze miałam okazję spotkać Cię w moim życiu.
    Luana

  58. Dzięki za ten wpis, w trudnym momencie życia, kiedy wydaje się, że wszystko uparło się „na nie” i że nie masz na nic wpływu, porządny kop w tyłek, że tak wiele od nas zależy, że być czy nie być szczęśliwym to nasza własna decyzja <3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.