warkocz

Małżeństwo jest jak warkocz. Nie da się raz zapleść i z takim chodzić do śmierci. 
Na początku wyślizgnęłyby się pojedyncze kosmyki. Wtedy staje się nawet zalotny i zmysłowy. Psotny, łobuzerski, frywolny. Lecz zaraz potem, jego zapleciony jeszcze przed chwilą kształt, traci swoją formę i gdyby nie trzymająca go na końcu tasiemka, ciężko byłoby rozszyfrować co początkowo miał przedstawiać. Potem z dnia na dzień, z nocy na noc, przybiera postać wielkiego kołtuna. I jeśli nie weźmiemy w porę grzebienia do ręki, może się okazać, że rozczesanie go potrzebuje takiego nakładu cierpliwości, czasu i mozolnej pracy, że każdy będzie wolał wziąć nożyczki i przy samej skórze go z impetem uciąć. Spadną te poplątane włosy na podłogę. Zmiecie się na szufelkę i wrzuci do kosza, a w głowie zabłyśnie myśl – odrosną. 
Odrosną zawsze. Jednak każdy na nowo zapleciony warkocz, nadal nie będzie tym, który sam utrzyma się do śmierci.
Bywają w świecie takie warkocze, przy których nie trzeba długo stać aby zapleść. Nie trzeba co dzień rano długo rozczesywać, czy nie trzeba wyjątkowo zwinnych palcy aby równo zapleść, czy zdolności i talentu by przedziałek wyszedł równo. Są takie warkocze, które każdego dnia zaplatają się same.
Gdyby zapytał wieczorem – „kiedy plotłaś dziś warkocz?”, odpowie – „nie pamiętam”.
Pomiędzy, odruchowo. Zwinne dłonie same rozdzielają na trzy, a potem pomiędzy palcami tańczą im kosmyki. Jak się warkocz plecie co dzień, to plecie się on sam. Zarówno głowa jak i ręce pracują bezwiednie i instynktownie. 
Jeśli każdego jednego dnia będziesz dbać o małżeństwo jak o warkocz, może się okazać, że nigdy nie zdąży zrobić się kołtun, którego rozczesać już nikt nie potrafi…
Najgorzej jest kiedy spadnie tasiemka, która ten splot na dole trzyma. Bo wtedy rozplączą się do reszty.
Bywa, że siadają wtedy na krzesłach, rozczesują z mozołem i na nowo plotą.
Czasami ten nowy splot uświadamia, jak ciężko jest zapleść ponownie, gdy się go raz zlekceważy.
I potrafią z większą starannością, na bieżąco, każdy wystający włos, szybko we wstążkę włożyć.
Czasami bywają warkocze, które choć wiele starań weń włożone, nie chcą się za grosz trzymać jak należy.
Czy włosy nie takie, czy atmosfera im na to nie pozwala. I ta decyzja obcięcia na krótko człowieka wyzwala. Nie chce już każdego dnia z mozołem pracować nad czymś, co zdaje się być bezskuteczną walką. Czuć wiatr i słońce przy skórze, blisko włosów. One powoli rosną, a Ty masz czas zastanowić się co chcesz z nimi zrobić…
Ale zanim obetniesz te włosy na krótko, spróbuj wszystkich możliwych fryzur. Tak pięknie teraz te warkocze plotą. Francuskie i jak mówią „bokserskie”. Może z innymi będzie Wam lepiej? 
Czasami gdy widzę, że się ten warkocz mojemu Adasiowi rozplata, to staję z tyłu i powoli upinam. Takie ma podatne włosy. Łatwo spiąć i długo się trzyma. On przy upinaniu się nie kręci. Cierpliwie to znosi. Takie ma te włosy miękkie.
Moje włosy to huragan. Trudno upiąć, jeszcze ciężej utrzymać w jako takim ładzie. A On cierpliwie i spokojnie je mi zaplata. Z takim samym spokojem szuka wstążki, którą ja gubię i mocno się przy tym denerwuję. Jest najlepszym fryzjerem jakiego mogłam znaleźć. Każdy z nas wie, że o dobrego dziś fryzjera bardzo ciężko.
Patrzę czasami na te ludzkie warkocze. Jedni każdego dnia przy porannej kawie pięknie je sobie plotą.
Czasami sami potrafią je poszarpać i nawet na wiatr nie czekają. Ale szybko potem lecą na łeb na szyję po szczotkę.
Inni zagarną tych włosów tyle ile należy, żeby jako tako wyglądać i żeby wstydu nie było. 
Najbardziej zależy mi na warkoczu jaki widzę sama w lustrze, w swoim domu. Ja i moje dzieci.
Przecież wiadomo, że Ci na zewnątrz będą widzieć nasz warkocz w zależności od swojego gustu, czy aktualnych okularów jakie na nosie noszą. Nie każdy nosi różowe okulary. Są tacy, którzy noszę takie, przez które każdy warkocz będzie wyglądał jak poszarpany gałgan.
A ja lubie nasz warkocz. Ten, który mam w domu. To warkocz, który nie gubi tasiemki. To warkocz, który tak się pięknie sam plecie. Każdego dnia zaplata. Przy śniadaniu, przelotnej kawie, na wycieczce rowerowej… Czasami se ten warkocz poszarpiemy. I ja wtedy udaję, że nie będę go teraz zaplatać. Niech tkwi poszarpany. Za to On chce od razu zaplatać. Na nowo. Uśmiechnięty i wcale nie musi mnie przy tym szarpnąć by pokazać, że plecie. Na koniec, gdy ja wciąż udaję, że wcale mi na tym warkoczu nie zależy, On zawiązuje kokardkę na wstążce i całuje mnie w głowę. Dlatego każdego dnia plotę jego warkocz, gdy nie widzi. Biorę jeden kosmyk gdy wkładam rzeczy do pralki, drugi gdy wiem, że ma ochotę na warzywa na obiad i trzeci gdy pamiętam o ładowarce, żeby się przed spaniem nie denerwował. Czasami zaplatam mu bardzo ostentacyjnie. Żeby widział aż nadto. O jak ja mu pięknie ten warkocz plotę! On wtedy albo wybucha śmiechem, albo mnie szybko sprowadza do pionu, gdy okazuje się, że moje plecenie to taka popierdółka w porównaniu do tego jak zaplatać potrafi on.
I różnie nam to wychodzi, ale na koniec dnia, kiedy zerkam do lusterka, albo dotykam dłonią tego warkocza, gdy czytam przy nocnej lampce, to wiem, że to jest prawda. Małżeństwo jest jak warkocz.
Najbardziej lubię, gdy ten warkocz małymi rączkami głaszczą nasze dzieci i mówią, że jest piękny.
Jeśli zgubi się nam wstążka, nauczę się szyć, aby uszyć na nowo identyczną. Jeśli zrobi się kołtun, to choćby miała się urwać rączka od grzebienia, będę rozdzielać te włosy palcami.
I zrobie to wszystko, bo wiem, że On zrobi także. Że ten nasz wspólny warkocz się jak życie po prostu plecie… I jak kwiecień… Kwiecień plecień, bo przeplata, trochę zimy, trochę lata.
I na starość mocniej przyjdzie nam te włosy zaciskać, bo będą słabsze i trudniej w upięciu utrzymać.
I kiedyś, gdy do trumny przyjdzie mi ułożyć mu ten warkocz, albo jemu mój, zobaczymy ten warkoczyk, na którym nie było jeszcze siwych włosów, i który pletliśmy razem, lata temu, jak letni, luźny warkocz do zwiewnej sukienki i kapelusza… 
A potem spadnie wieko trumny i uświadomisz sobie, że samemu można, ale razem o tyle łatwiej dbać o ten splot życiowych konieczności i zdarzeń…

23 odpowiedzi na “warkocz”

  1. Ach jakie to piękne! Miało być szybkie czytadło do kawy, w przerwie między pracą a pracą…A tu kawa się słona zrobiła od łez wzruszenia. Dziękuję, Julio.

  2. Jak zwykle świetnie napisane. Za każdym razem trafiasz w sedno. Zapleść warkocz, ugotować obiad, zrobić pranie, poświęcić komuś czas. Tak niewiele a jednak aż tyle… Pierwszy raz zostawiam komentarz, dzisiaj mam urodziny i czytając ten tekst, dostałam piękny prezent. Dziękuję.

  3. Oj tak, to taki warkocz. Jak grzebienia nie ma pod ręką, to warto chociaż palcami włosy przeczesać i zapleść. Przy porannej kawie, dobrym słowem, sms w ciągu dnia, dobrą radą… a czasami do pionu postawić.
    B.

  4. Popłakałam się, bo mój Adaś (serio, też Adam), ma piękne, czarne i długie włosy i w warkoczu to go lubię najbardziej. Lubię takie metafory, gdzie widzę to plecenie na zamianę z codziennością. Bardzo dobrze uplecione słowa. Pozdrawiam!😊

  5. Niespodziewałam się… Siedzę i placze. Teskt taki piekny i takie piekne porownanie… Ale płaczę, bo moj warkocz taki nieuczesny, tyle juz wlosow powychodzilo… ;(

  6. Wzruszylam sie bardzo….moje sie rozpadlo z wielkim hukiem. Nie umiem sie pozbierac. Plotlam ten warkocz misternie, ale huraganu nie wytrzymal. Jestem w takim momencie, ze nie mam juz sil sie podniesc.

  7. Pięknie napisane Julka. Zyjemy w tak szybkich czasach że czasami czujemy się pogubieni a to takie ważne żeby regularnie usiąść i zrobić porządek 🙂 Dobrego dnia

    1. Pięknie napisane. Małżeństwo, to coś niezwykłego. Każdego dnia kochasz coraz bardziej, mimo iż bywa różnie, raz raz ten warkocz jest piękny, równiutki, innym zaś rozczochraniec taki. Jednak we dwójkę o wiele łatwiej zadbać o gniazdko i te ptaszki, które nas potrzebują i kochają.
      Pozdrawiam. Kasia

  8. 8 lipca 10lat temu ktoś powiedział że już nie chce pleść tego warkocza ze mną. Bo inna ma włosy ładniejsze, zdrowsze, młodsze i silniejsze. Moje wyrywalam długo pasmo za pasmem. Tak starałam się żeby te co urosną były już inne nowe bez przeszłości, chociaż tak się nie da kiedy w warkoczach dzieci widzisz ciągle wiele pasm nie swoich. Najbardziej boli gdy on już nie ma problemu dziecięcych warkoczy czy obciętych jeży bo go to nie obchodzi. Ale myślę że przez to sam zamiast mieć ten wiatr we włosach wyłysial. A moje sprawne ręce plotą warkoczyki dziewczynek najsłodszych pod słońcem moich wnuczek. A w moich półdługich szaleje wiatr i siadają na nich motyle.

  9. Śpieszyłam się, związałam wiec turban na mokrej głowie i poleciłam do pracy. Usiadłam popracowałam chwilę i przypomniałam sobie… o mamo mam na głowie wielkiego kołtuna w turbanie… trzeba się uczesać. Wyjęłam szczotkę usiadłam wygodnie i odpaliłam sobie bloga, żeby sprawdzić czy jest coś nowego… i co? wpis o warkoczu, kołtunie i małżeństwie… no nieźle!
    Na koniec pochwale się nieskromnie obrazkiem z mojego małżeństwa, jednym z tych które rozczulają mnie najbardziej…
    mam bardzo długie włosy, do pasa, czasem są bardzo niesforne, wtedy siadamy z mężem dzielimy je na pół i czeszemy razem, ja szarpiąc jak wariatka, on delikatnie i precyzyjnie.
    Nigdy ich nie obetnę. Nigdy! Nigdy! Bo kocham tą chwile kiedy pleciemy warkocza.

  10. Ju. Ostatnio przyszło mi tak że bliscy pokazują swoje sploty. To z reguły już te dłuższe, te przez lata zapuszczane. Jedne w mocnej rudej farbie unużane i obcięte przy skórze, drugie te te gdzie tylko jedna para rąk chce pleść. Patrze, słucham idę na spacer mogę pogłaskać po tym krótkim kikucie albo po tym nue chcianym. Mój…. Nasz przecież wiesz ja wieczny nie ład z drugiej strony gładko ogolono ładnie się opalającą głowa. Pleciemy i rizplatamy. Tapieujemy i prostujemy szukamy koloru wstążki do bluzki do oczu. Widzą to nasze dzieci co kolor warkocza przecież po nas mają. Widzę Głowę Twoja i Adama Twojego ale najważniejsze jest to co ujęłaś jak zwykle słowami dobrymi. Najważniejsze jak Wy to widzicie. Przy kawie, gdy go przez okno wypatrujesz. Każdy ma w posiadaniu swój własny wszechświat. Caluje

  11. A mnie los dopiero za drugim razem dał dobrego człowieka za męża. Długo nie umiałam tego docenić bo po pierwszym pozostała głęboka rana w sercu. Drugi czekał cierpliwie, aż dojrzeję wewnątrz siebie do niego. Pierwszy kobieciarz i gałgan jakich świat nie widział. Wydawało mi się wówczas, że tacy oni wszyscy są i trzeba zacisnąć zęby i trwać dla dziecka, bo ono niczemu nie jest winne. Myślałam kiedy ucięłam to pierwsze, że tyle lat za późno. Dopiero po latach zrozumiałam, że nie byłoby tego drugiego bez długiej walki o pierwsze. Nie umiałabym doceniać takich zwykłych gestów jak kubek kawy do łóżka zaraz po przebudzeniu. Nie umiałabym docenić, że on cierpliwie czeka kiedy przejdzie mi fala złości i wściekłości. Przytulenia mnie między kuchnią a salonem, spontanicznie i długo, aż sama próbuję się wydostać z uścisku. Dopiero ten drugi pokazał mi świat jakiego nie znałam. Świat w którym czuję się kochana, potrzebna, rozumiana. W jego oczach jestem fantastycznym człowiekiem, chociaż wiem, że nim nie jestem. I aż drżę kiedy pomyślę, że mogłam tego nie mieć, gdybym nie ucięła tego pierwszego warkocza.

  12. A co jeśli zaplatasz, chcesz czesać, poprawiać, związywać, nowy pleść? a słyszysz-„nie trzeba, po co, zostaw, nie ciągnij, dobrze jest, niech tak zosatnie, daj spokój, wymyślasz,przecież wszystko gra i pięknie z wierzchu!”… a ten kołtun to tak tylko powiększa się w środku i coraz trudniej będzie z każdym dniem…i ochoty coraz mniej, werwy, i nie ma sił już prawie na pochylanie się z grzebieniem…. a strach na odcięcie przy samej skórze….

    1. Jakbym o sobie przeczytała…I właśnie ten strach przed obcięciem jest paraliżujący, zwłaszcza jak w warkocz wplecione są kosmyki dzieci…

Skomentuj Bata Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.