„bilet”

Cytując Hagrida – „Co ma być to bedzie, a jak już będzie to trzeba sie z tym zmierzyć .”
Cytując moją Mamę – „Przyjdzie czas, będzie rada.”
A w tym czasie mam Was i Wasze wsparcie, które przerosło jakkolwiek moje wyobrażenie…
Wszystkie zostawione przez Was komentarze, ciepłe myśli, dobrą energię chowam głęboko w sobie.
I biorę je na podróż tego co nadejdzie.
Od dziewięciu lat idę z Wami przez moje życie, zupełnie nie spodziewając się te kilka lat temu, że tak się ten los blogowy potoczy… Nie jesteście moimi anonimowymi czytelnikami. Jesteście częścią, jedną z najpiękniejszych części mojej historii. Tworzycie mnie i moje słowa. Dla Was powstaje i siadam przed ekranem aby napisać kolejny post czy książkę. Dla moich dzieci i dla Was.
Jesteście moim filarem motywacji, wiary, chęci, poczucia sensu tego co robię.
Dziękuje za każde Wasze słowo.
Choć czy słowo „dziękuje” nie wydaje się być zbyt małym i kruchym przy Waszej sile jaką mi ofiarowaliście…?
Oddaje Wam więc moje serce.

Nie chciałabym zaniedbywać bloga.
Dlatego dziś zostawię Wam coś, co napisałam jakiś czas temu.
Chciałabym pracować nad zbiorem opowiadań. Stworzyłam dwa. Ale teraz pójdzie mi to wolniej niż przypuszczałam. Jednak czy coś to zmienia? Zupełnie nic. Widocznie jeszcze nie ich czas. Albo będą sobie płynąć spod moich palców powolutku. I to też ma sens. Może i większy.
Jedno z owych opowiadań nosi tytuł „bilet”. Zostawiam Wam jego początek…

„bilet” (przed korektą redakcyjną.)

Lód jaki zebrał się na chodniku, uniemożliwił całkowite otwarcie głównych drzwi prowadzących do hali dworca centralnego. Każdy kto nimi wchodził, musiał mocno się natrudzić, aby przecisnąć przez nie siebie jak i nieraz grubszy od siebie bagaż. Patrzyłam długo na tę tworzącą się kolejkę do wąskiego przesmyku.
Dopiero zapowiedź pociągu do Warszawy spowodowała, że ludzie przyspieszyli i zrobiło się cicho.
Wtedy też pojawił się sokista z ostro zakończonym szpadlem i zaczął rozbijać lód.
Nie czekając aż skończy, przecisnęłam się jak wcześniej pozostali i weszłam do budynku.
– Poproszę jednej ulgowy do Gdańska. – powiedziałam i zaczęłam szukać w bocznych kieszeniach plecaka portmonetki z legitymacją i pieniędzmi.
– Proszę. – kasjerka przesunęła bilet w moją stronę, po czym zimnym tonem dodała – opóźniony dwie godziny.
– Dwie godziny?
– Dwie. Przecież powiedziałam.
Złożyłam bilet na pół i wsunęłam do kieszeni. Widać było, że zima sparaliżowała nie tylko mój pociąg, bo poczekalnia była pełna. W powietrzu unosiła się woń wilgotnych kożuchów i płaszczy, które latami zbierają zapachy swoich właścicieli i szaf. Unosiła się też para z otwartych termosów.
Wypatrzyłam wolne miejsce na ławce, pomiędzy śpiącą kobietą, której broda zatopiła się w wysokim kołnierzu i kraciastym szalu, a starszym mężczyzną, który natomiast siedział bardzo przytomnie wpatrując się w swój bilet.
– Pociąg do Warszawy odjedzie z peronu drugiego. Proszę odsunąć się od torów – słychać było nawoływanie z głośników.
Zaczęłam kręcić się i rozpychać w celu wyciągnięcia książki z dna plecaka. Kto pakuje na podróż książki na samo dno? – pytałam siebie w myślach.
Kiedy już usadowiłam się wygodnie, włożyłam plecak pod ławkę i otwarłam książkę, na jej wysokości ukazał mi się bilet, który starszy pan trzymał w dłoniach.
– To jest Pana pociąg! – krzyknęłam przestraszona, a on aż się wzdrygnął. Pani z boku nie wzruszyło to ani odrobinę, a jeszcze bardziej zapadła się w szal.
– Ach Panienko, pociągów to ja nie mam jeszcze swoich, a do tego miałem jedynie wsiąść. – odpowiedział spokojnie, nie spuszczając wzroku z biletu. Po czym dodał – Choć gdyby tak się zastanowić, to można by patrząc z boku powiedzieć, że pociąg to ja miałem do kobiet. Szkoda tylko, że wciąż się wykolejał.
– Ja pomogę Panu zanieść te walizkę, zdąży Pan jeszcze! – znowu krzyknęłam rozgorączkowana, jakby co najmniej rozchodziło się o mój pociąg do raju.
– Ja się w życiu tyle nadźwigałem, że i te torbę bez wysiłku uniosę.
– To czemuż Pan nie jedzie?
– Bo tyle głupstw w życiu zrobiłem, że boję się kolejnego. A życia mi nie za wiele już zostało, to może udałoby się jako dożyć do końca w tym względnym spokoju.
– No ale bilet jest, torba spakowana, na co to czekać? Trzeba jechać! – Nie odpuszczałam.
– Jechać to trzeba było w dwudziestym dziewiątym. – mówi i siedzi niewzruszony.
– A nie pojechał Pan? – pytam bez sensu, bo już przecież mi odpowiedział, ale mój mózg stoi na peronie i widzi ten odjeżdżający pociąg do Warszawy…
– A trzeba było. – stwierdza i pierwszy raz odrywa wzrok od biletu i spogląda mi w oczy.
– To może teraz też trzeba?! – nieświadomie podnoszę głos i siebie, jakby gotowa do poderwania, złapania tego bagażu i krzyku, aby jeszcze moment się wstrzymali z tym odjazdem…
– A ja wiem? Czy to tak jedna rada na każdą sytuację pasuje…
– Odjechał. – stwierdzam fakt widząc przez szybę mlecznego baru, jak ostatni wagon ginie za łukiem.
Czuje się pokonana. Co najmniej jakbym otwarła tę książkę, którą wciąż trzymam na kolanach i brała udział w spektakularnym pościgu z ostatnich stron.
– Odjechał. – potwierdza nadal spokojnie – tak myślałem, że zabraknie mi odwagi.
– No cóż. – jest mi przykro i sama nie wiem dlaczego. Mało tego, mam wrażenie, że czuję do niego żal.
Jakby nie wykonał mojego zadania.
Wciąż siedzi nieruchomo i nadal patrzy w ten cholerny bilet. Widząc, że nie spieszy mu się do domu, zaczynam czuć natychmiast współczucie. Boże! Co za huśtawka nastrojów spowodowana nieznajomym starcem w tym zimowym dworcu kolejowym.
– Przyniosę herbatę. Napije się Pan? – pytam, mając świadomość, że jego pociąg już odjechał, a mój będzie za dwie godziny. Mam wrażenie, że nikomu z nas się już nie spieszy.
– Poproszę. – odpowiada i znowu na mnie patrzy.
Kiedy próbuję się wydostać spod śpiącej Pani z prawej, On wyciąga w moim kierunku rękę i na tej otwartej dłoni podaje mi drobniaki na herbatę.
– Nie trzeba, ja zaproponowałam i ja płacę. – uśmiecham się do niego i chyba robię to pierwszy raz.
– Stawia mnie to w niezręcznej sytuacji, ale podobno kłócić się o płatność nie wypada. Zatem zostawię ten temat. Za to proszę – wyciąga do mnie tym razem banknot – aby do tych herbat po seteczce nam wlali. Pije Panienka? Może tak na rozgrzanie chociaż? – i teraz on też pierwszy raz się do mnie uśmiecha.
– Niech będzie. – Biorę banknot i całą drogę idąc w stronę baru uśmiecham się dość szeroko i szczerze.
Kiedy czekam na zamówienie, przechodzi mi przez głowę myśl, że może  ta rozmowa wniesie więcej ciepła niż ta setka wódki i para oddychającej, pełnej poczekalni…

Zanim usiądę na swoim miejscu podaję mu kubek pełen wrzątku. Swój odstawiam na podłogę.
Odwijam zbyt długi, czerwony, wełniany szalik z frędzlami na końcu i wciskam pod klapę plecaka.
W końcu siadam, umęczona tymi ruchami w grubej kurtce tak, że czuję ogromny przypływ ciepła.
– Gdzie Pan nie pojechał? – pytam już śmiało i bez ogródek. Raz, że mnie zdenerwował i czuje jakby był mi coś winien, dwa, że pije właśnie z nim wódkę w herbacie na środku dworca centralnego, a to więcej niż robiłam z połową moich znajomych.
– Załatwić kilka starych spraw. – bierze pierwszy łyk i zamyka oczy kręcąc przy tym głową i chcąc ukazać jaka to wielka przyjemność.
– Hmm… -komentuje jakże bystro, bo nie wiem w którą stronę podążać. Czy ciągnąć go za język… bo historia może okazać się miłą na te dwie godziny oczekiwania, ale też i taką, która stanie się udręką pomiędzy chrapaniem tej z prawej, i wyciąganiu spraw spod obrusu tego z lewej. I już nie wiem gdzie chcę być. I jak chcę aby historia ta się potoczyła. Zatem naprawdę bystro upijam wielki łyk wódki z herbatą. Odpowiedź na moje poszukiwania aktualnego bytowania staje się mniej istotna.

(cdn… w książce.) 

10 odpowiedzi na “„bilet””

    1. Taak, ja juz bylam na tym dworcu, choc nie wiedziec czemu siedzialam na Zachodnim, tam czesciej bywalam.. i teraz bede czekala, czy pan pozwoli sobie na “spowiedz”😉 i czy Ty tez wsiadlas w koncu do tego Gdanska!

  1. Nie ma co dziękować , my jesteśmy dla Ciebie a Ty dla Nas 😁
    Warto się wspierać , nie tylko gdy życie płynie gładko .
    A opowiadanie mi się podoba , nawet bardzo – czekam na więcej .
    Zdrowia i spokoju 😘

  2. Julka, no co ty?! Tak nas zostawiasz z tym „cdn… ” To jak czekac na wigilijne uszka juz w polowie stycznia! No ale niech bedzie…
    Goraco pozdrawiam,

  3. Świat w Twoich opowieściach jest jak świat w filmach Pawlikowskiego, „Zimnej wojnie” i „Idzie”. Taki z czasów, gdy telewizja była czarno-biała, a życie toczyło się niespiesznym rytmem. Wciąż żywa jest we mnie pamięć barów na dworcach i stacjach kolejowych, zapach tych lokali, gdzie tak chętnie chronili się życiowi rozbitkowie. Żaden Mc Donald’s tego nie zastąpi. Może to wszystko siermiężne kiedyś było, ale mimo wszystko bardziej realne niż dzisiejszy plastikowy świat. Cieszę się, że Twoje historie są takie właśnie retro. Zatrzymują w kadrze świat, który przeminął, przywołując jego smak i zapach. Dla mnie Twoje pisanie jest bardzo, bardzo bliskie pisaniu Myśliwskiego. Doświadczam podobnych emocji czytając Ciebie i Mistrza <3
    I mam takie marzenie, żeby kiedyś zredagować jakąś Twoją książkę. Tak zupełnie bezinteresownie. Dla radości, że mogę to zrobić dla Ciebie i dla radości obcowania z tak wyjątkową literaturą.

  4. Ej, tak się nie robi… Ja tu już czytam, snuje w wyobraźni, kto czego nie załatwił, dlaczego a tu cdn…
    Ale wiem, że warto czekać… To będzie znów wspaniałe przeżycie smakować pomalutku Twoje opowiadania.
    Zdrówka, spokoju. Buziaki serdeczne. 🙂

  5. Julio w pierwszym momencie się wkurzyłam . Tak naprawdę .. tak mnie ten tekst wciągnął, a tu cdn.. ale potem uświadomiłam sobie , ze już od dwóch lat nigdzie mi się nie spieszy… i jest mi z tym dobrze . Będę czekała cierpliwie…
    I wiesz masz racje , te życie to w gruncie rzeczy jest proste , a nasz realność jest taka jaka ja sobie stworzymy. Bo wszystko zależy , od punktu z jakiego na nia patrzymy… ściskam mocno..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.