Jeśli jest na tym świecie wartość, prawda i wyznanie, w które wierzę bezgranicznie , któremu najbardziej
pragnę podporządkować swoje życie, to karma. Prawo karmy.
Ile dobrego rozdasz – tyle zbierzesz. Ile dasz światu i ludziom – tyle otrzymasz. Wierzę też, że owa karma może przenosić się z poprzednich wcieleń na te, które mamy teraz, a także to, co uzbieramy w tym życiu, może zostać nam oddane w następnym.
Wyobrażam sobie, że te dobre uczynki, zbierane podczas żywota, wkładamy do takiego koszyka, który bez wysiłku i niezauważalnie niesiemy wraz ze sobą przez drogę życia. Kiedy zachodzi taka potrzeba, płacimy tym co nazbieraliśmy, za to czego potrzebujemy. Nie wiem ile miałam w swoim koszyku nazbieranej karmy. Ale mam wrażenie, że po tym co mnie spotkało, jest on do cna opróżniony, a co więcej, nadszarpnięte jest nawet jego dno. Wydaje mi się, że w poprzednim wcieleniu musiałam być samym dobrem, bo za tego życia, aż na tyle szczęścia nie zdołałam zapracować… Dlatego muszę jak najszybciej zdrowieć, aby móc uzbierać choć kilka dobrych uczynków na początek, bo z takim pustym koszem karmy, strach rano nogi na podłogę postawiać, a co dopiero głowę za drzwi wychylać…
Historia ta nie będzie zabarwiana smutkiem i rozpaczą. Będzie okraszona niezliczoną ilością cudów oraz
opowieścią o wielkich ludziach i Ich ogromnych sercach…
Od dziecka paliłam w kuchennym piecu. W żeliwnym, a potem kaflowym. W moim rodzinnym domu w ten sposób rozpoczynał się dzień. W zimowe wieczory biegało się do piwnicy dołożyć do pieca centralnego albo rozpalić jeśli było się pierwszym wracającym do domu. Miałam może dziesięć lat kiedy na łopatę nabierałam węgla i wsypywałam do pieca. Na wyrywki wiedziałam, które okienka otwierać, na ile centymetrów aby był większy cug, luft, czy aby tliło się już spokojnie i szło na grzejniki.
To był przepiękny dzień. Bezwietrzny. Promienie słoneczne kładły się po górach, wzniesieniach i szczytach i odbijały swój blask na świeżo naprószonym śniegu. W tej wędrówce miało się wrażenie idyllicznego połączenia z naturą. Pamiętam, że zamknęłam wtedy na moment oczy, aby zapamiętać tę chwilę. Później przemknęła mi myśl, że piękny obraz gór zabrałam na swoją podróż w ciemność, która zaczęła się kilka godzin później.
Przez długi czas byłam pewna, że nie chcę opowiadać tej historii. Dziś wiem, że jest jedną z najważniejszych części mojej życiowej opowieści.
Ostatnio słyszałam, że najważniejsze w życiu, co człowiek może mieć, to opowieść.
A ta jest moją.
Przeszła mi też taka myśl przez głowę, (bo miałam ich niezliczoną ilość. Nie wiem nawet czy przez całe swoje życie zdążyłam przemyśleć więcej, niż wtedy, podróżując w swojej ciemności…) że może dobrze, iż zdarzyło się to akurat mnie… Znam swoją siłę i odporność na ból. Może gdyby wydarzyło się to którejś z dziewczyn, w ten babski weekend, historia byłaby o wiele gorszą…
Nie byłam też pijana. Mam chorobliwy lęk przed utratą kontroli. Ta właśnie czujność i przezorność kazała mi sprawdzić kominek. Otworzyć wlot powietrza pod szybą, spojrzeć na boki komina, czy nie ma ich więcej. Dlatego to, co wydarzyło się tamtego wieczora nie było głupotą, a tylko zbiegiem pechowych okoliczności. Okoliczności, które mogły zakończyć moje życie. I żadnego z tych zdań nie wstukałabym, patrząc teraz na te swoją czarną klawiaturę.
Skoro dobrze poszło mi w ten dzień z ogniskiem, to wzięłam się za kominek, w którym tego dnia uparcie nie chciało się palić. Polałam płynną rozpałką, zamknęłam drzwiczki, a tam wytworzyły się gazy, niemające gdzie uciec i…
Kiedy nastąpił wybuch, moja twarz była oddalona od niego piętnaście centymetrów. Kucałam i
przypatrywałam się wnikliwie czy tam, za tą szybą wznosi się do góry płomień.
Pamiętam każdą nanosekundę. Przez długi czas, leżąc w szpitalu słyszałam ten dźwięk naprężającej się
szyby. A potem eksplozja. I ciemność.
Kiedy analizowaliśmy okaleczenia mojej twarzy domyśliliśmy się, że ta mała odległość uratowała mi życie. Największy płat hartowanej szyby roztrzaskał się na moim czole i skroniach. Dopiero potem te małe kawałki szkła przecięły mi głowę i pokaleczyły twarz, szyję, dłonie.
Przedziurawiły także szyby w oknach, kilka metrów za mną, jak naboje z wiatrówki.
Przecięcie głowy, rana blisko tętnicy. Wszystko to w tę jedną sekundę układało się tak, aby nie zabrać mi
mojego życia, a ja wyciągałam z mojego koszyka, uzbieraną karmę. Rozdawałam jej mnóstwo przez te dwie sekundy podczas wybuchu. Dziękuję losowi też za to, że miałam jej na tyle dużo, aby nikogo nie było obok mnie. Pomimo ogromnej ilości krwi, ran i oparzeń nie czułam żadnego bólu. Nawet przez moment nie interesowała mnie moja twarz i co się z nią stanie. Myślałam tylko o ciemności jaka pojawiła się przed moimi oczami. I ta niczym nie dająca się zatrzymać prośba, aby jeszcze kiedyś móc zobaczyć swoje dzieci. I ten czas. Czas, w którym nie chcesz otworzyć swoich oczu, bo wtedy będziesz już wiedzieć. Wiedzieć na
pewno. Że jest ciemność. Póki były zamknięte, wciąż tliła się nadzieja. Odsunąć moment tej świadomości.
I mieć nadzieję, że jeszcze kiedyś zobaczę swoje dzieci.
Od pierwszej chwili wiedziałam, że muszę być oazą spokoju i opanowania. Jestem zadaniowa. Choć w życiu codziennym borykam się z wieloma lękami, tak wiem, wtedy wiedziałam, że tylko moja wewnętrzna siła i brak paniki może mnie w jakikolwiek sposób uratować.
Od tamtej chwili wszystko jest opowieścią głosów…
Pamiętam każde zdanie, każdy dźwięk, każdą rozmowę. To niezwykłe jak w jednej chwili, tracąc jeden ze zmysłów, zwielokrotnia się intensywność innego…
Kilka straży pożarnych pojawiło się w trzy minuty. I to ich specjalne auto jakie zwiozło mnie z tej stromej, oblodzonej góry, na którą trudno było wejść.
Gdyby nie Oni wciąż zastanawiam się jak dotarłabym do karetki, która czekała na dole.
Choć minęło tyle czasu wciąż czuję wszystko, gdy zamykam oczy.
Czuję na twarzy mokre ręczniki, jakie przykładają mi do ran dziewczyny. Czuję ich lęk, a w innych niezwykłe opanowanie. Słyszę moją siostrę, która dzwoni na pogotowie i straż.
Czuję ich dłonie w moich dłoniach. Słyszę jak szukają moich butów, do kurtki wkładają portfel i telefon.
Wciąż czuję jak wyprowadzają mnie z domu Strażacy. Zaraz po tym kiedy jeden z nich, pracujący w karetce, otworzył mi oczy i okazało się, że jedno widzi tylko światło, a drugie nic.
Od tej chwili uświadamiasz sobie, że skończył się czas, w którym wciąż możesz mieć nadzieję, że otworzysz oczy, a przed nimi będzie świat. I ten moment, w którym obcy mężczyźni trzymają cię za ramiona, a ty zdana jesteś tylko na ludzi, których od tej pory spotkasz. W ciemności. W samotności. Bo jest COVID i nikt nie może jechać z Tobą. Całkowicie bezradna. Z wielkim, przerażającym strachem. Idziesz w ciemność i masz
świadomość, że z niej nigdy już nie wyjdziesz. I cóż z tego, że w kieszeni masz telefon, skoro nie wyciągniesz go i nie zadzwonisz. Bo istnieje tylko ciemność. Nie odblokujesz i nie wybierzesz numeru.
Kiedy zamykam oczy, słyszę głos Ratownika z karetki z Cieszyna, który przejął mnie, tam na dole, od Strażaków.
To będzie głos, którego nie zapomnę nigdy w życiu, bez względu na to, ile dane będzie mi żyć. Liczę dni, kiedy będę mogła jechać, odszukać załogę z tej karetki i zamiast podać Im dłoń w podziękowaniu, po prostu z całych sił się do nich przytulić. Bo kiedy leżysz tam, zalana krwią i z podziurawioną twarzą nie masz żadnych atutów. Nie możesz być ładna, rozbrajająca, urocza, ciekawa, charyzmatyczna. Pozostaje tylko atut człowieczeństwa. A jak się okazało, dla Ratowników, którzy po mnie przyjechali, był to atut najistotniejszy z możliwych. Wystarczyło być człowiekiem, aby Oni oddali mi całą swoją empatię, troskę, wiedzę i zdolności… Pamiętam każdy szczegół, każde Ich pytanie. Czy mnie światło nie razi? Zgasili je od razu. Czy mi nie zimno? Przykryli w sekundę. Niezauważalnie wbili wenflon. Z największą delikatnością podpinali sprzęty do badań. I to jak się ze mną pożegnali zostawiając na SORze w Bielsku. Nie zabrakło Im też poczucia humoru. Dobrego poczucia humoru.
Czasami myślę, że wiara w odzyskanie zdrowia nie zaczyna się od chwili, w której słyszymy podpięty
pulsoksymetr czy ekg, a od aury Pracowników Służb Medycznych.
Od Ich zaangażowania. Bo Oni tamtej nocy stanęli na głowie, robiąc rzeczy niemożliwe, abym ja, obcy dla
nich człowiek, znalazła się jak najszybciej w szpitalu. I choć wtedy, w tej karetce powiedział mi jeden z Nich, że jest pod wrażeniem mojego opanowania i spokoju, tak teraz, gdy Ich odnajdę i się do Nich przytulę, wypłaczę wszystko to, co wtedy powinnam wypłakać.
Ale wtedy jeszcze nie mogłam. Pierwsza łza spłynęła mi po północy…
Lecz zanim ona wybiła, zszyto mi głowę, zrobiono testy, zastrzyki. Poklejono na szybko twarz.
I tam w tym Bielsku, usłyszałam drugi głos…
Zapamiętujemy ludzkie twarze. To One towarzyszą nam, gdy Ktoś szczególnie zapada w naszej pamięci.
Ja pamiętam głosy. I dotyk. Widziałam ludzi słuchem.
Chyba była niska. Jej głos pamiętam blisko, gdy stała przy moim łóżku. I drobna, bo dłoń jaką mnie głaskała wydawała się taka delikatna. Ilość ciepła jaka płynęła z tej kobiety potrafiła zatrzymać na chwilę mój cały lęk i strach. Potrafiła zatrzymać choć na chwilę galopujące moje myśli. Nie wiem ile trzeba mieć uzbieranej karmy, aby akurat taki Okulista miał nocny dyżur, kiedy Ty znienacka pojawiasz się ze swoją ciemnością.
W tym Bielsku pamiętam też Pielęgniarki. Myły mi ręce, naciskały mydło.
Jedna z nich, sadzając mnie na toalecie, urwała papier toaletowy, poskładała w kosteczkę i podała do ręki. Wiecie jak ceni się taki czyn, kiedy nie masz pojęcia, w którym kierunku wyciągnąć dłoń…?
Tydzień przed tym wydarzeniem pisałam na swoim blogu, że pieniądze mogą załatwić wiele, ale to ludzie
mogą załatwić wszystko. Ta Pielęgniarka, tamtej nocy załatwiła mi papier toaletowy. A wtedy to było
wszystko.
Kiedy po badaniach wieźli mnie do izolatki, podeszła moja Okulistka, i jak za każdym razem,
zaczęła głaskać mnie po ręce. Powiedziała: „Stop! Stop! Dzwonili z Katowic. Biorą Cię do swojego szpitala!”
To była północ. Wtedy popłynęły mi pierwsze łzy. Bo usłyszałam nazwisko Doktora, który mnie do tych
Katowic ściąga i wiedziałam już, że mój mąż o wszystkim wie. A dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych…
Wtedy poczułam się jakby Ktoś powiedział: „Jesteś w domu.”
To piękne uczucie. Choć spowija cię ciemność, czuć odrobinę spokoju.
Bo bez względu na to, co nadejdzie, z czym przyjdzie nam się mierzyć, mój mąż mawia, że jak jesteśmy
razem to wszystkiemu podołamy. I ja do tej pory w to wierzyłam. A teraz jeszcze to wiem.
Kiedy moje dzieci dziś mówią o superbohaterach w pelerynach, ja wtedy widzę mojego Doktora, który zrobił wszystko, aby pomimo Jego nieobecności na dyżurze, w niedzielę rano operowali mnie najlepsi.
Było też śmiesznie. Nawet wiele razy podczas tej nocy czy kolejnych dni, ale nie jestem jeszcze w stanie
tego wszystkiego napisać. Już teraz piszę tego posta trzeci dzień. Muszę zakrywać jedno oko, aby trafiać w litery, w które chcę trafić. A oka zakrywać nie powinnam, bo mózg wyklucza je z patrzenia. A my chcemy je do życia przywrócić, a nie wykluczyć.
Jako, że mam mdłości po całkowitym uśpieniu, to moja Anestezjolog chciała stanąć na wysokości zadania i uśpić mnie tylko miejscowo z dodatkiem „głupiego jasia”.
I jak już błogo mi było i widziałam jakby w oku rozpadające się żółto – czerwone klocki, zaczęłam krzyczeć, że boli…
Czy mnie to bolało? Nie wiem. Ale to dziwne uczucie kazało mi tak krzyczeć.
Zatem darłam się:
– Boli, kurwa, boli!
– Jak boli? – dopytywał z uśmiechem Chirurg (czułam to, że się uśmiecha).
– A w chuj boli! – odparłam z przekonaniem, praktycznie nieprzytomna.
– No to kurwa usypiamy – uśmiechnął się ponownie i poczułam maskę na twarzy.
Tam podczas operacji moich oczu, pewna Pani Doktor zszyła mi najpiękniej na świecie moje łuki brwiowe. I choć smaruję te wszystkie blizny maścią, to chciałabym aby odrobina tych blizn została. Bo one są dobrym wspomnieniem. Wspomnieniem kwintesencji życia – bez ludzi nie ma nic.
W mojej sali naprzeciwko pielęgniarek, stały cztery łóżka. Ale byłyśmy we dwie. Jeszcze wtedy.
I kiedy położyli mnie tam o szóstej rano w tę sobotnio – niedzielną noc, a zaraz potem otworzyli drzwi, aby szykować mnie do operacji, usłyszałam z łóżka na przeciwko głos:
– Cześć, ja jestem Ania, a Ty?
Wydawałoby się, że koszyk z moją karmą jest już pusty, ale on jeszcze nawet w połowie nie został opróżniony – można by myśleć – biorąc pod uwagę, ile jeszcze dobra na mnie czekało.
Ania była cudownym człowiekiem, już Babcią.
Nie wiem, nie wiem naprawdę co uczyniłam w poprzedni wcieleniu, bo trudno mi uwierzyć
w to, że nie był to film i podstawione anioły.
Ania powiedziała w niedzielny wieczór tak:
– Wiesz, mieli mnie operować w czwartek. Z czwartku przełożyli na piątek. A potem z piątku na
poniedziałek. Wkurzyłam się, ale ja już wiem dlaczego tak się stało. Tak miało być. Ja tu miałam na Ciebie czekać, aby móc się Tobą opiekować Kwiatuszku.
A opiekowała się mną najpiękniej. Jakby była moją Mamą. A w chwili, w której zaczęła się o mnie troszczyć wiedziała tylko tyle, że mam na imię Julia. Bo nadal nie miałam żadnych atutów. Tylko
swoje człowieczeństwo. A Ona miała swoje. I to wystarczyło, aby troszczyć się o moje życie.
Bo choć dziś widzę mniej wyraźnie, to świat widzę o wiele lepiej. Więcej w nim dostrzegam szczegółów. Pielęgniarki zmieniały się zdecydowanie zbyt szybko. Nie udawało mi się nimi wystarczająco
nacieszyć. A od każdej chciałoby się spod fartucha wyciągnąć kawałek Ich serca i wziąć ze sobą do domu. Bo te serca miały ogromne.
To jest morze opowieści. Nie! To ocean opowieści o Ich cierpliwości, wytrwałości, chęciach i niesłabnącym zaangażowaniu z dowcipem w tle…
Ten szpital to czas zasłyszanych rozmów. To czas, w którym godziny odmierzały kroki i dźwięki.
A potem moje myśli.
Pamiętam chwilę przed operacją, jak Ktoś stanął w naszej sali przy oknie i powiedział:
– Co za pogoda?? Taka śnieżyca!!!
Pomyślałam wtedy jak bardzo chciałabym na tę śnieżycę patrzeć. I że nic, a nic by mi ona nie
przeszkadzała. Mogłoby padać nawet do lipca. Oby tylko widzieć to, co za oknem.
Myślałam też o tym, że zaledwie kilka dni wcześniej zastanawiałam się jak to będzie, gdy mojemu synowi
przyjdzie zaczynać pierwszą klasę w trybie on-line…? Jak mu wytłumaczyć, że trzeba się skupić. Ileż
samemu dopomóc w nauce… I w tym szpitalnym łóżku, leżąc w ciemnościach zapragnęłam jednego, abym mogła przeczytać mu zadanie z podręcznika. To było moje jedyne, największe marzenie. Móc przeczytać polecenie w podręczniku dla pierwszoklasisty.
Czy mnie coś w tym szpitalu przeszkadzało? Nie. To było wspaniałe miejsce. Ciepłe.Bezpieczne.
Myślałam o tych, którym na wojnie wybuchały bomby i raniły tak samo twarz i oczy. Potem z tym bólem, strachem i kalectwem zabierani byli do niewoli. Tam w mrozach, głodzie, pogłębiających się
cierpieniach umierali, wcześniej dogorywając w nieludzkich warunkach. Albo jakimś cudem dochodzili do siebie, aby potem w swojej nieuleczonej ślepocie tkwić w tej wojnie nie tylko pomiędzy krajami, ale i w
osobistej walce z codziennością.
Ja leżałam w wygodnym łóżku, w czyściutkiej pościeli. Pod dwoma kołdrami, bo po operacji było mi zimno. Miałam podawane kroplówki, zastrzyki, krople. Obok była Pani Ania. I cały sztab znakomitej Służby Zdrowia. I choć wciąż leżałam w ciemności, czułam się bezpiecznie.
Mój mąż wykupywał mi audiobooki, a ja nie mogąc spać całe noce, wsłuchiwałam się w te opowieści.
Pod ciepłą pościelą, serdecznego, skąpanego w nocnej ciszy szpitala.
Głosy Pielęgniarek podpinających mi o świcie kroplówki mogłabym przyrównać do jednego
z najpiękniejszych, wiosennych ptasich koncertów przy naszym lesie. To takie dźwięki, które dają podobne odczucia – błogości, spokoju i wdzięczności.
Tu gdzieś należałoby zamykać tę historię. Łapać w klamrę. Powoli tworzyć zdanie, które nada tej opowieści przesłanie.
Ale choć była to moja opowieść, tego gdzie byłam wtedy ja, druga działa się tutaj. W domu.
I nie wiem jak mogła taka powstać, bo koszyk z karmą ma już wydarty na dnie ratanowy splot.
Tę opowieść zacznę od tego, gdy nagrałam wiadomość na telefonie…
„Madziu, dziś wychodzę ze szpitala. Marzą mi się dwie rzeczy. Pierwsza to zobaczyć swoje dzieci, a druga to zjeść Twoje tiramisu z truskawkami.”
Za dosłownie minutę dzwoni mój mąż i mówi, że przed chwilą była Madzia i przywiozła mi pełno pyszności.
I możecie mi wierzyć albo i nie, ale tak dosłownie wygląda moje życie.
Potem siedziałam wygodnie na kanapie z tą wielką misą tiramisu i jadłam wielką łyżką.
Ale ta część historii zaczyna się jeszcze wcześniej.
Zanim nastało południe po nocy feralnego wybuchu, moja Mama była już w moim domu.
Tuliła moje dzieci, przed którymi wszyscy ukrywali wtedy jeszcze prawdę.
A wtedy prawda była najgorsza. Rokowania mojego wzroku dramatyczne.
Nasz Okulista w pelerynie bohatera informował o wszystkim bezpośrednio mojego męża.
Ale ja żyłam w swoim świecie. W którym miałam rozrysowany cały plan życia i tego jak żyć, aby nie być dla dzieci kulą u nogi. W pierwszej fazie swojej ciemności myślisz o tym, że nie zobaczysz Ich w odświętnych strojach na szkolnych uroczystościach. Nie zobaczysz jak się zmieniają. Nie będziesz grać z nimi w piłkę i w chowanego. Ale potem przestajesz myśleć o tym co wzrusza, a zaczynasz twardo stąpać po ziemi. Myślisz, kto odbierze ich z popołudniowych zajęć, a kto ze szkoły. Kto ugotuje im obiad. Myślisz tylko o tym, jak nauczyć się żyć w takiej formie, aby Twoje dzieci nie przestały być szczęśliwe.
Moja siostra opowiadała mi potem, że gdy zabrała mnie karetka, wpatrywała się całą noc
w dachowe okno i myślała, że to niemożliwe, że miałabym już nigdy nie ujrzeć nocą gwiazd?
Ale ja o tym co miałabym zobaczyć myślałam mało, a może wcale. Myślałam tylko o dzieciach.
W opowieści jaka toczyła się w moim domu jest ogrom miłości i wsparcia.
W moim domu kiedy ja jestem w szpitalu, jest rodzina, są moi sąsiedzi, przyjaciele. Niezliczona ilość ludzi.
Kiedy wracam, dom lśni czystością i tonie w kwiatach. Moja Mama wyszykowała mi wszystkie skrzynki
ogrodowe na wiosenne sadzenie. Zanim wróciłam Mama zapytała mnie czy chce pokazać się dzieciom czy
wolę, aby zabrała je do siebie przed moim powrotem…
Bardzo chciałam je zobaczyć i chciałam, aby One zobaczyły mnie.
Mój wygląd przerażał. I kiedy spostrzegłam strach w oczach syna, przeszła mi przez głowę myśl, czy decyzja owa była słuszna. Dziś wiem, że tak. Codzienność moich dzieci jest wielką sielanką, a ja chcę aby wiedziały o życiu coś więcej. Że bywa i takie. Nie tylko w przestrogach czy telewizji. Aby wiedziały, że nasz świat nie jest tylko spokojny i beztroski. Aby wiedziały, że choć Ich rodzice mają wielką siłę i moc, tak nie są nieśmiertelni. Że nic nie jest nieśmiertelne.
Ale chce też, aby wiedzieli, że póki śmierć nie przyjdzie – mamy wybór.
Mamy wybór pomiędzy siłą, wiarą i wdzięcznością, a zniechęceniem, rezygnacją i żalem.
Dostałam w tej chorobie piękną paczkę i list od mojej czytelniczki. Pisze Ona w nim, że spotkała kiedyś
księdza, który wkurzał się gdy ludzie życzyli sobie zdrowia. Nie dlatego, że go nie cenił, tylko powtarzał, że cóż z tego, że człowiek ma zdrowie, a nie ma nadziei…
A ja zawierzam właśnie tylko nadziei. W niej pokładam swoją siłę.
Nasz Okulista w pelerynie bohatera mówi, że jeśli wzrok wystarczająco nie odbuduje się do roku, to czeka nas plan b, czyli przeszczep.
A ja mówię: „No i dobra! Czekamy. I czas pokaże co dalej. Razem damy radę ze wszystkim.”
Każdego dnia budzę się rano i odnajduje w sobie nowe pokłady siły i humoru. Zaraz po nocy, w której
nachodzą mnie lęki i budzę się co chwila, aby otworzyć oczy i sprawdzić, czy coś widzę…
Po tym doświadczeniu rodzą się w człowieku dwojakie uczucia. Pierwsze z nich to wielka gloryfikacja życia. Każdej jego chwili. Z większą uwagą zakładasz dziecku włosy za ucho i dłużej przytrzymujesz usta na jego czole. Natomiast drugą jest przerażający lęk. Uświadamiasz sobie, że tragedia i utrata zdrowia nie jest już tylko powtarzanym frazesem, a faktem który przychodzi znienacka. Wszystko to staje się namacalne. I ulotność życia nie jest już tylko przypominaną sobie myślą, która sprowadza Cię do pionu, kiedy zbyt mocno rozbestwiasz się wobec życia.
Był jeden dzień. Jeden jedyny kiedy pękłam. Pozwoliłam sobie na słabość. Wypłakałam wszystko to, co
przez ten czas wypłakać chyba powinnam, ale moja siła i pozytywne nastawienie to przyduszały.
I kiedy spadła mi ostatnia łza, w objęciach męża i sąsiadów, uświadomiłam sobie, że to niezwykły przywilej móc płakać nad swoją chorobą.
Moje dzieci były najszczęśliwsze u Dziadków i Cioci Justynki. Nie odczuwały tam strachu ani lęku.
Nie było chwili, aby nie otworzyć drzwi i nie znaleźć przed nimi obiadu, kwiatów, ciast i tortów. Nowych
ciuchów, które podziurawił mi wybuch, torebek na telefon, abym miała go przy sobie, naturalnych kosmetyków do pozszywanej twarzy i głowy, wód ze srebrem, paczek, listów i kartek od czytelników. Niektórzy potrafili przyjechać sto kilometrów po to, aby postawić mi pod drzwiami kosz z kwiatami i krakowskimi smakołykami.
Moja rodzinna lekarka dzwoniła i pytała: „Co mogę dla Ciebie zrobić? Jestem do Twojej dyspozycji.”
I dołączyła serce.
I wciąż, niezmiennie nasz bohater w pelerynie, który odpowiadał na każdy nasz lęk.
Ale przede wszystkim niewyobrażalne wsparcie. Ilość telefonów jakie odbierał mój mąż każdego dnia z
troską o moje zdrowie i zapytaniem „ Co możemy dla Was zrobić?” było trudne do uwierzenia.
Nie było i nie ma wciąż dnia, żebym przed snem nie płakała. Potrafię zalać połowę poduszki łzami. Cichutko, gdy nikt nie słyszy. Nie. Nie z rozpaczy. Z wdzięczności. Wciąż tak trudno mi uwierzyć w to szczęście. Że to życie jest moje. Jak jeden człowiek może mieć tyle dobrego, tyle ludzi dookoła siebie? Jak?
I kiedy mój mąż mi kropi dziennie dziesiątki razy te moje oczy, to pomiędzy każdą kroplą całuje mnie w czoło i mówi: „Skoro Cię to tak szczypie, to żebyś miała w tym odrobinę przyjemności.”
To wielki przywilej móc płakać nad swoją chorobą. Bo to znaczy, że mam tylko to jedno zmartwienie. Jeśli miałabym większe w życiu problemy, niezapłacone rachunki, pustą lodówkę, choroby dzieci, niedołężnych rodziców, męża skurwysyna, to może nie miałabym czasu jako Matka, płakać nad sobą. A ja mogę. To wielki przywilej. Bez względu na diagnozę.
Oko lewe już prowadzi mnie przez życie. Pięknie daje rade.
A to o nie bano się najbardziej, bo nie dało się go zobaczyć przez to, że całe było zalane krwią.
I dlatego też ja przez te krew nic nie widziałam.
Oko prawe, po pięknej operacji, zszyciu rogówki, wyciągnięciu tęczówki (czy cokolwiek to było) będzie goić się pół roku. Po tym czasie ściągnięcie szwów. A potem pół roku obserwowania czy jest lepiej. Jeśli osiągniemy 60% widoczności to ja będę szczęśliwa. Jeśli nie będzie poprawy to szykuję się plan b czyli przeszczep. Dziś na oko prawe, jeśli siedzielibyście dotykając mnie kolanem, wiedziałabym, że siedzi obok mnie człowiek, ale nie potrafiłabym określić nawet Waszej płci. Zostanie też prawdopodobnie mniejsze.
Kiedy nożyczkami tnę sznurek, patrząc na niego prawym i lewym okiem, to robię to kilka razy, bo nie
trafiam. Kiedy łyżką wkładam śmietanę do garnka, to trafia dopiero czwarta, bo trzy wrzucam obok. Śmieję się z tego, gdy to opowiadam, bo jeszcze chwilę temu miałam ten strach, że nigdy Im nic nie ugotuję…
Zatem czym są trzy łyżki śmietany na kuchence? Tylko wielkim szczęściem od losu.
Twarz i rany na ciele goiły się, mieliśmy wrażenie, z godziny na godzinę. Może to kwestia ogromnej ilości sterydów, antybiotyków. Choć na mnie zawsze goi się jak na psie.
Dostałam jeszcze jedno życie. Jeszcze raz zasadzę coś z moją Mamą w ogródku, uprzątnę taras przed latem, otworzę szeroko okna, gdy nadejdzie wiosenny dzień. I zobaczę swoim jednym okiem, co za tym oknem mam. A mam wszystko. Mam Cały Świat.
Najbardziej płaczę ze wzruszenia. Nie ze smutku czy strachu.
I załkałam najmocniej w drzwiach. Przytulając moją Mamę, gdy odjeżdżali z Tatą i moimi dziećmi, abym ja mogła chorować. Bo mam 37, zaraz 38 lat, a wciąż mogę być dzieckiem, któremu gdy dzieje się krzywda przychodzą z pomocą Rodzice. Pełni siły, wiary, oddania.
Bo kiedy przyszłam ze szpitala powiedziałam:
– Wiesz Mamuś, wstawicie pranie, ja Wam powiem co i jak. I Ich spakujemy.
(Jechali tam w końcu na ponad dwa tygodnie.)
To ona odparła:
– Wszystko jest poprane i pochowane do szafek Córuś.
Mamy w domu cztery kosze na pranie. Odnalazła wszystkie.
Kiedy byłam jeszcze w szpitalu, nie mogłam zadzwonić do rodziców. Wiedziałam, że jeśli usłyszę Ich głosy w słuchawce, to nie tyle zacznę płakać, co łkać nieprzytomnie i godzinami nie skończę.
Przypomina mi się wiele rzeczy. Choć zapiszę ich tu zaledwie garstkę.
Kiedy byłam w szpitalu, zadzwonił mój mąż w niedziele wieczór i powiedział:
– Wiesz Puszku, umyłem dzieciom włosy i rozczesałem. Składam Ci wielkie pokłony.
Tosia spała z Babcią. A Benio z Tatą. Pewnego wieczoru mówi:
– Tato, mógłbyś spać po stronie Mamy? Żebym choć we śnie myślał, że ona tu jest…
Kilka dni temu, zadzwonił do mojego męża nieznany numer. Odebrał. Z drugiej strony ten głos…
– Dzień dobry, Pana numer był podany do kontaktu, pozwoliłam sobie zadzwonić. Chciałam zapytać jak
Pana żona? Jestem Okulistką, która przyjmowała ją w szpitalu w Bielsku.
Kiedy napisałam to mojej siostrze, odpisała mi…
„No nie wierzę!?! To się nie dzieje naprawdę!!! Ja rozumiem mieć szczęście do ludzi, ale kurwa aż takie??? Julka przeginasz!!!”
W mojej teraźniejszej codzienności muszę nauczyć się ogarniać rzeczywistość w odrobinę innej formie. Ale to mój jedyny problem, więc będę go dźwigać tak, żeby wcale go nie czuć.
Bo dźwigać to z żalem, byłoby grzechem. Nie mieć nadziei byłoby natomiast przestępstwem.
Bo ilość dobroci, serdeczności, myśli i modlitw bliskich i moich czytelników jest tak ogromna, że starczy nie tylko na moje oczy, ale i na oczy jeszcze innych potrzebujących. A ja się tym szczerze podzielę.
Cudów tej nocy zdarzyło się kilka.
Pierwszym z nich był kształt i kurs wybuchającej szyby i to, że nie odebrała mi życia i nie ofiarował mi
całkowitej ślepoty.
Drugim Straż Pożarna, która pojawiła się w przeciągu pięciu minut i Ich pojazd, który ściągnął mnie z góry.
Trzecim ogromnym – karetka. Podobno gdybyśmy zadzwonili trzy minuty wcześniej czy później, nikt by po mnie nie przyjechał przez najbliższe kilka godzin. Jest czas COVIDA i nie ma karetek.
A ona była w ciągu kilku minut.
Myślę, a nawet wiem, że cudem byli Ratownicy, którzy na mnie w tej karetce czekali.
Piątym głos i ciepło niezwykłej Okulistki.
Szóstym wszystkie Pielęgniarki jakie dane było mi na tej drodze spotkać.
Siódmym Okulista w pelerynie bohatera, który uratował mi życie.
Talent Chirurga i Jego załogi.
Cudem była moja Ania. Wciąż dźwięczy mi w głowie: „Cześć, jestem Ania, a Ty?” I to jak miesza mi herbatę. Jej poczucie humoru.
Tamtej nocy zdarzył się jeden pechowy zbieg okoliczności i niezliczona ilość cudów.
Zatem czy ja miałabym prawo mieć żal do losu? Nie…
Bo żal może wszystko zabrać, za to wdzięczność może wszystko człowiekowi dać.
Julka, trzymaj się dzielnie, zdrowiej szybko. Z tego całego obrazu wyłania się kobieta, która pomimo takiego niefartu widzi ogrom szczęścia. Szacunek za taki odbiór rzeczywistości, powinnaś zając się szkoleniami innych, co we wszystkim widzą czarne barwy i pesymizm. Cały czas się od Ciebie uczę, przesyłam dużo ciepła i uściski.
Julio droga, Siłaczko nasza, Ty masz jeszcze mnóstwo napełnionych karmą koszyków, koszyków które podarowałaś ludziom w postaci słów, słów dzięki którym nie jeden z nas stał się lepszym człowiekiem. Kolejny raz przekazujesz tak ważną lekcję. Dziękuję za ten blog. Wracaj do zdrowia i sił, a nadzieja niech zawsze będzie przy Tobie. 💗💗💗
Płacze i nie mogę przestać. Tak strasznie się cieszę, że wszystko idzie ku dobremu. Julio bardzo Cię pozdrawiam i Twoją cudowną rodzinę.
Żaneta
Julio….wzruszyłaś mnie tak mocno! To co piszesz jest niesamowite! Nie mogę przestać płakać…podziwiam cie i zazdroszczę takiego postrzegania świata!!! Jestem z tobą myślami i sercem! Zdrowiej i pisz dla nas dalej….to jest dla nas bardzo cenne!!! ❤❤❤
Gdybym była młodsza i zdawała jeszcze raz maturę, to mogłabym pisać wypracowanie na temat „Postać, która wpłynęła na Twoje postrzeganie świata”. Pisałabym i pisała, a bohaterką tej pracy byłabyś Ty 🙂 Ile ja wzruszeń przeżyłam dzięki Tobie w swoim dorosłym życiu, ile radości wyniosłam, ile pięknych książek przeczytałam i ile ważnych słów zapamiętałam to tylko Ja wiem…. Dobro wraca i ja też gorąco w to wierzę. Cieszę się, że Twój koszyk taki pełny był i wierzę, że Twoje oczy dadzą radę. Jestem też spokojna o resztę, bo z taką armią Aniołów wokół siebie nie może być inaczej. Przytulam….
Julia, odkąd napisałaś na ig, że coś się wydarzyło często o Tobie myślałam i miałam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Twoj tekst… no cóż spłakałam się niemiłosiernie. Trzymam za Ciebie kciuki i serdecznie Cię pozdrawiam:)
Piękny, wzruszający tekst… Pokazuje, że jest wielu dobrych ludzi, w tym trudnym czasie i nadzieja na lepsze jutro. Życzę zdrowia i zawsze pięknych, pełnych miłości dni i zdrowych oczu.
Twoja historia i to jak ją czytasz jest cudowna.
Brakuje mi słów, poza trzema: „na wszystko: TAK!” <3
Droga Julio,
Od lat Jesteś dla mnie wsparciem. Twoje słowa są dla mnie drogowskazem, wskazują mi dobrą drogę życia. Życia w radości i spokoju ducha. Będę się za Ciebie modliła każdego dnia, byś wróciła do zdrowia, by Twoje oczy które widzą tak wiele zobaczyły każdy szczegół. Głęboko wierzę, że będziesz zdrowa, bo dobro wraca. Dobrym słowem rozdałaś go tak dużo… Jesteś piękna, mądra i dobra. Tyle w życiu osiągnęłaś, Walcz dalej o wszystko, Walcz każdego dnia, bo tak dużo jeszcze do napisania , tyle ludzi do uratowania… Walcz.
trzymam mocno kciuki! Będzie dobrze, musi! Dużo siły, Julio💪❤
Rozpłakałaś kobietę w ciąży ❤️
Julia niesamowita Dziewczyno z całego serca życzę Tobie tej wiary i nadziei jaką masz w Sobie.
Oby nigdy Cię nie opuszczała !!!
Zdrowiej Piękny Człowieku ❤️❤️❤️
Pozdrawiam Olga
Julia, dużo zdrowia! ❤❤❤❤
Mało widzę przez łzy, jesteś najdzielniejsza dziewczyna jaką „znam”. Wiem,że wszystko będzie dobrze, musi być. Trzymam kciuki najmocniej za drugie oko. Znam Cię od lat z internetu,ale wiem że zasłużyłaś na to całe dobro. Zdrowiej!
Julio jesteś najsilniejszą osobą jaką chciałabym znać. Podziwiam Cię każdego dnia. Mocno trzymam kciuki za Ciebie.
Kochana.. masz w sobie tyle siły.. tyle wdzięczności.. nie jeden człowiek widziałby tylko ból i nieszczęście, Ty patrzysz inaczej i nawet z tak straszliwej sytuacji wyciągasz co dobre. Nie umiem jak Ty, ale dziękuje że pokazujesz mi tę drogę. Dziękuje.
Zdrowiej szybko. Życzę Ci tego z całego serca.
Juleczko, czytam i płaczę, płaczę i czytam.To cudownie, że masz wokół siebie tylu wspaniałych ludzi ale nie mogło być inaczej bo Ty jesteś wspaniała. Życzę Ci zdrowia i dziękuję, że podzieliłaś się swoją opowieścią bo to drogowskaz dla nas jak każdego dnia doceniać życie. Przytulam mocno♥️♥️♥️
Juleńko Kochana… Świadectwo , które dajesz swoim życiem i podejściem do niego , jest największym Skarbem , jaki możesz dawać światu . Łzy mi ciekną. Ze wzruszenia nad Twoją bezbrzeżną Wdzięcznością. Karmy Ci Kochana wystarczy – nie martw się- tyle dobrego nam dajesz. Mi dajesz. Niech to wraca do Ciebie , niech Cię uzdrawia i dodaje sił ! Będę się modlić za Ciebie. Kochana, bądź zdrowa !!!!! ❤️❤️❤️❤️ Niech Twoje Oczy oglądają świat, bo Twój sposób patrzenia ulecza. I niech ta Karma wraca do Ciebie ❤️
Julia, jak się splakalam czytając ta historię. Dzieci biegają wkoło mnie i pytają o śniadanie a ja płacze z kubkiem kawy w ręku. Jestes niesamowicie dzielna! Przez ten czas kiedy było u Ciebie cicho nieraz się zastanawiałam, czy coś się stało…ale jakoś nie miałam odwagi pisać i pytać. Bardzo się cieszę, ze ta historia ma taki finał i ze będę mogła nadal czytać i pokrzepiac się Twoimi tekstami. Niech Ci się nadal przydarzają same cuda! ❤️❤️❤️
Julka, trochę się popłakałam, a przecież wcale cię nie znam. Masz babo serce na dłoni i otaczają cię wspaniali ludzie. Oni odwieczaja się tym samym, co ty im dajesz na codzien.
Życzę ci szczęścia – bo ci na Titanicu mieli zdrowie, ale im szczęścia zabrakło.
Serdecznie pozdrawiam i życzę jeszcze więcej nadziei i dużo dobra na Pani drodze 🙂
💛
Popłakałam się…… życzę zdrówka, zdrówka i jeszcze raz zdrowka😘
Julio, niesamowite jest to, że nawet poprzez nieszczęście, które Cię spotkało, umiesz pomnażać dobro, słać to dobro w świat, obdzielać nim innych ludzi.
Zdrowiej, Kochana!
Julia brak mi słów…wracaj powolutku do zdrowia…❤
Jesteś dla mnie jedną z najcenniejszych nauczycielek życia. Dziękuję Ci za to, że jesteś. Bądź w zdrowiu, radości i miłości do końca świata… I o jeden dzień dłużej 😘Wysyłam podziękowania i dobrą energię dla Ciebie i całej twojej rodziny.
Łzy lecą mi jak groch po policzkach. Od połowy tekstu wracam co chwila do początku zdania.
Dzielna i mądra z Ciebie dziewczyna, Julio. Tyle książek jeszcze przed Tobą do opowiedzenia. Dasz radę, jak zawsze!
Monika
Droga Julio,tak się spłakałam czytając… twoje serce jest tak wspaniałe, że nawet na tym co brzydkie, przerazajce widzi piękno 🤩mieć wzrok to, nie zawsze znaczy widzieć, a ty więcej zawsze widziałaś sercem….tyle serdeczności od ciebie dostałam w jednym mailu, a ile ludzie wokół ciebie muszą jej dostawać, więc nie dziwne że wraca to do ciebie💞zdrowiej szybko i nadal patrz nam tak pięknie na swiat,przytulam serdecznie ❤️
Pani Julio! Siedzę w autokarze, na trasie Rzeszów – Kraków, czytam to i łzy, jak grochy, lecą mi na ekran telefonu. Ludzie się patrzą, bo nosem pociągam, ale niech się patrzą! Czy jest ktoś na tym świecie, kto równie pięknie, bez złości na los, pisałby o takim poważnym wypadku? Bez użalania się nad sobą, pisania o potwornym bólu… Tyle jest wdzięczności, miłości w tym tekście, tyle nadziei on daje… I człowiek nagle zdaje sobie sprawę, że tyle ma, a tak mało docenia. Tak się denerwuje, bez sensu, na różne zbiegi okoliczności. A taka chwila wystarczy, żeby zrozumieć, że można stracić najważniejsze. Dziękuję Pani! Serce mam wypełnione wdzięcznością, a oczy otwarte na wszystko, co mnie otacza, co trzeba docenić. Dziękuję po stokroć! Nie życzę Pani żeby się Pani nie poddawała, bo nie wierzę, że mogłaby Pani to zrobić. Spokoju, żeby wszystko wróciło do normy. Bo wróci. ❤️
Rany… Doskonale wiem o czy piszesz, w sensie drugiego życia… 19 lat temu miałam wypadek, zderzenie czołowe z samochodem ja na rowerze, diagnoza, utniemy te noge..
Nie… Nie możecie jestem do niej przywiązana.. Noga jest blizna też.
Nie mogłam chodzić przez rok bo druga też złamana a ta pierwsza kości rozdrobnione… ale była we mnie nadzieja i teraz i biegam i skacze.. Ty też będziesz i biegać i skakać i widzieć jeszcze piękniej niż do tej pory..
Upiec Ci chleb… Chociaż wirtualnie Ci go prześlę do przodu Julka 🌷
Gdybym była młodsza i zdawała jeszcze raz maturę, to mogłabym pisać wypracowanie na temat „Postać, która wpłynęła na Twoje postrzeganie świata”. Pisałabym i pisała, a bohaterką tej pracy byłabyś Ty 🙂 Ile ja wzruszeń przeżyłam dzięki Tobie w swoim dorosłym życiu, ile radości wyniosłam, ile pięknych książek przeczytałam i ile ważnych słów zapamiętałam to tylko Ja wiem…. Dobro wraca i ja też gorąco w to wierzę. Cieszę się, że Twój koszyk taki pełny był i wierzę, że Twoje oczy dadzą radę. Jestem też spokojna o resztę, bo z taką armią Aniołów wokół siebie nie może być inaczej. Przytulam….
Julka dziękuje Ci za Twoje życie i Twoje świadectwo.
Mam wielką ufność i nadzieje, że cokolwiek w życiu Cię jeszcze spotka Ty wyciśniesz z niego wyszkowsko co najlepsze.
Życzę Ci aby nadzieja, spokój i Aniołowie w ludzkich postaciach nigdy Cię nie odpuszczały.
Obiecuje modlitwę.
Twoja wierna od lat czytelniczka Ilona
Ściskam
Nie wiem jak Ty to robisz,że z tragicznej historii napiszesz coś tak pięknego…
Zdrowiej moja droga, bo jeszcze dużo tekstów i książek przed Tobą ❤🌿
Tak dużo radości, zdrowia Ci życzę. Dziękuję;*
Julia…mówią, że jeśli uczeń jest gotowy, nauczyciel sam się znajdzie…od kilku dni otrzymuję cudowne lekcje i świadectwa od na pozór obcych mi osób. Twoja lekcja jest dla mnie tak szczególna bo po brzegi wypełniona tą prawdą która jest mi teraz ogromnie potrzebna. Bo tyle w niej wdzięczności, spojrzenia na tragiczną sytuację człowieka, który oddaje miłość mimo, że cierpi. A mogłaby to być złość, żal i pretensje, dlaczego ja? Zawsze widzisz w ludziach ich najwspanialsze cechy, wyciągasz dobro i prawość. I nie mogło być inaczej, żeby to wszystko do Ciebie wróciło. Jestem pewna, że będziesz zdrowa, przy mocy tak dobrej energii ciało zregeneruje się i będziesz oglądać świat jak dotąd, a może nawet widzieć jeszcze więcej.
Kochana rozpisywać się nie będę bo wierzę, że wiele ważniejszych rzeczy masz teraz do przeczytania niż wiadomość jednej z tysiąca czytelniczek. Przesyłam Ci tylko poznańską wuchtę serdeczności, ciepła i mocy. Jesteś cudownym człowiekiem i właśnie dlatego spotkało Cię tyle cudów! Powinnaś być wzorem dla wszystkich. Jesteś wspaniała.
Pozdrawiam Marta
Wielkopolanka
Z Wiekopolska_stodola 🤍
Rany… Doskonale wiem o czy piszesz, w sensie drugiego życia… 19 lat temu miałam wypadek, zderzenie czołowe z samochodem ja na rowerze, diagnoza, utniemy te noge..
Nie… Nie możecie jestem do niej przywiązana.. Noga jest blizna też.
Nie mogłam chodzić przez rok bo druga też złamana a ta pierwsza kości rozdrobnione… ale była we mnie nadzieja i teraz i biegam i skacze.. Ty też będziesz i biegać i skakać i widzieć jeszcze piękniej niż do tej pory..
Upiec Ci chleb… Chociaż wirtualnie Ci go prześlę do przodu Julka 🌷
Julio jesteś cudownym człowiekiem….cóż więcej pisać. Życzę Ci wszystkiego najcudowniejszego a przede wszystkim wspaniałych ludzi na twojej drodze.
Wracaj do zdrowia. Odzyskuj wzrok bo musisz nam malowac piękne obrazy swoimi słowami.
Życzę Ci zdrowia Julia. Tyle, ile będzie potrzeba. Tak trudno było nie mieć złych przeczuć, gdy zamilkłaś, choć Twoja opowieść powaliła i nas na kolana. Piszę „nas”, żebyś mogła poczuć to ogromne wsparcie i troskę zewsząd. Nie martw się, zapleciemy dno Twojego koszyka. A Ty oddychaj i całuj ukochane czoła. Zdrowiej!
Dziękuję.
W tym koszu, choć mocno zużytym , z dnem przetartym jest jeszcze wiele dobra. Wystarczająco dużo.
Pozdrawiam serdecznie. Dziekuje, Agnieszka
Julia, nie wiem co napisać. Tyle mam emocji w sobie. Zdrowiej Kochana i dalej prowadź nas przez życie tak pięknie, jak tylko Ty potrafisz! Choć nie znamy się osobiści, ja czytam Cię od lat, od czasu „Szafy Tosi”. W całych internetach nie poznałam równie mądrej, a zarazem przebojowej kobiety, dlatego kiedy zabrakło Twoich wpisów domyślałam się, jak pewnie wiele czytelniczek, że coś się musiało wydarzyć. Od początku myślami jestem z Tobą, wirtualnie przesyłałam całą masę wsparcia i pozytywnych myśli. Zdrowiej Juleczko!
Słów mi brakuje lzy płyną po policzkach tak pięknie to opisałaś. Wszystko będzie dobrze miłość, która Cię otacza też działa cuda i masz jej pod dostatkiem ona też wypełnia Twój koszyk. Wracaj do zdrowia. Dziękuję Ci za te słowa bo staram się każdego dnia dziękować za to co mam ale są momenty, że o tym zapomunam. Ściskam Cię mocno❤
Nie mogę w to uwierzyć….w to,co Ci się przydarzyło….płaczę płaczę płaczę…
Julka, Ty jesteś Cudem, Twoje patrzenie na świat, nawet, gdy oczy na jakiś czas (oby jak najkrótszy), spowiła ciemność i trud. Jestem z Tobą całym sercem, przesyłam siły i dziękuję, że jesteś. Wracaj do zdrowia, Kochany, Mądry Człowieku.
Kochana, dorzucam do kosza Twojej karmy. Napełni się po brzegi zanim ostatnia osoba przeczyta tę historię. Jestem tego pewna.
Ogromny szacunek dla Ciebie, Twoich słów i Twojego widzenia świata. Jak widać w Twojej historii oczy są zbędne by widzieć świat należycie.
Wiem, że Twoje oczy wyzdrowieją. Że ta historia czyni Cię bogatszą, choć miałaś już tyle bogactwa w sobie zanim to się wydarzyło.
Tak się cieszę, że cię „mam”. Jestem z Tobą myślami, jak pewnie większość Twoich czytelników.
tulam Cie najmocniej jak tylko moge <3 myslami i serduchem z Toba jak i z Twoja rodzina. Trzymaj sie dzielnie… Niech sie dzieja cuda…
Julia nie wiem co napisać,ale coś muszę.Historia straszna, a dająca nadzieję.I Ci wszyscy ludzie na Twojej drodze.
Niech się goi, bądź szczęśliwa:)
Nie będę się rozpisywać, ale ciśnie się mi jedno słowo
B O H A T E R K A. Jesteś niezwykłą kobietą ❤️. Tyle mądrości i siły płynie od Ciebie… Niech nadzieja zawsze trwa przy Tobie. Przytulam mocno.
Lzy plyna same, lzy wzruszenia i zachwytu nad ludzmi. Zdrowiej i trzymaj sie dzielnie. Sciskam najmocniej jak potrafie.
Tulę Cię mocno do serca.
B.
Ledwo klawiaturę widzę przez łzy… Dziewczyno życzę Ci niekończących się pokładów nadziei. Szczęście już masz, w tym całym nieszczęściu. Zdrowiej! Całuję i ściskam 💐
Julia… Wracaj do zdrowia piękny człowieku…
Popłakałam się i ryczeć nie mogę przestać ! Dużo zdrówka Ci życzę. Mijam Twój dom w drodze do mojego przyszłego, teraz będę spoglądać w jego kierunku inaczej. Pełna nadziei 😀 Trzymaj się babo !
Jak bardzo się cieszę , że przypomniałaś mi o moje wdzięczności ❤️ niezliczoną ilość operacji w wieku 22 lat zbuntowany organizm rozpadający się w rękach ka bloku operacyjnym i ci wspaniali ludzie , którzy mnie z tego wyciągnęli, tata ściągający mnie z krzesła gdy nie mogłam chodzić i ludzie którzy byli , dało mi to wtedy taką radość życia , takie docenienie chwili , wszyscy się dziwili jak mam siłę się tka śmiać albo patrzeć na morze i się uśmiechać ❤️ wypłakałam może łez czytając twoja opowieść a co drugie zdanie dziękowałam losowi że możesz dalej posuwać świąt i dzielić się tym z nami ❤️ ja muszę wrócić do tej radości ze mam tą drugą szansę ☺️patrzy na mnie trójka moich dzieci , chociaż nikt nie dawał mi szans na to że będę miała rodzinę a ja im mówię płacze że szczęścia że was mam i możemy iść na spacer ❤️ a syn na to mama możemy mieć alpaki 😂😂życie jest takie piękne❤️ zdrowia , dla ciebie , zdrowia i jeszcze raz drowia ❤️
Julio, Dziękuję za ten wpis.
Nie dałam rady przeczytać na raz, bo oczy zalewały mi łzy. Doskonale przypomniałaś co w życiu ważne.
Nie mam wątpliwości, że z takim wsparciem wokół i taką piękną duszą dojdziesz do całkowitego zdrowia.
Przepięknie to opowiedziałaś…
Życzę Dużo Nadziei i Pięknych ludzi wokół.
Płaczę tak bardzo, taka dużo nadziei wlałaś w moje serce. Brak mi słów, to nie smutek, to wielkie wzruszenie i przejęcie 🤍
Ściskam cię mocno. Masz tę moc!💚
Dziękuję za każde Twoje słowo, za to, że się podzieliłaś. Płaczę i dziękuję za przypomnienie o tym co najważniejsze. Szybkiego powrotu do zdrowia ❤️🙏❤️
Dziękuje, że jesteś. Dziękuje ,że do nas napisałaś .Twój kosz z karma jeszcze nie jest pusty , jeszcze nie , nie u ciebie. Trzymaj się , jeszcze będzie pięknie
Julio,
pokonasz to, jest w Tobie ogromna siła. A te przeciwności są po to, żebyśmy umieli doceniać każdą sekundę tego życia.
I nie są to puste słowa. Życie doświadczyło mnie brutalnie, najbrutalniej jak się da. I wierzę, że mimo wszystko mam dobrego Anioła Stróża, bo w przeciwnym razie już powinno mnie nie być. I mimo tych przeciwności – kocham to życie!
Julio życzę Ci z całego serca szybkiego powrotu do zdrowia. Siedzę w pracy za biurkiem i nic nie widzę przez łzy. Jesteś cudownym człowiekiem. Pozdrawiam Ciebie i Twoich bliskich bardzo gorąco. Trzymaj się piękny człowieku, piękna kobieto!
Jak tu zmieścić to wszystko o czym chciałabym Ci powiedzieć?-Raczej nie zmieszczę.Powiem to najważniejsze,że jesteś wyjątkowym,wspaniałym,dobrym,mądrym i kochanym człowiekiem.Jesteś też silna,masz miłośc i anioły wokół.Masz to,bo jesteś kim jesteś,masz-więc dasz sobie radę.Za to,że potrafisz jeszcze tyle dobra i pozytywów zobaczyć w złym, czyni Cię człowiekiem wielkim i niesamowitym.Jestem tak wdzięczna losowi,że postawił Cię na mojej drodze..Zmieniłaś moje nastawienie do życia,postrzeganie rzeczywistości i nauczyłaś czerapać radość z tego co oczywiste.Nie mam drugiej tak bliskiej i jednocześnie nie-poznanej osoby w moim życiu.Dziękuję Ci za to wszystko i napełniam Twój koszyk moimi myślami.Bądz silna,wszystko będzie dobrze,nie ma innej mozliwości.Tak bym chciała Cię przytulić…że prawie to poczułam❤
❤
Julka krótko bo w pracy jestem, to płakać mi nie wolno i pracą trzeba się zająć. A łzy połykam nad Twoją wdzięcznością, jak pięknie to opisałaś i nad siłą, którą znajdujesz w sobie i w podziękowaniu, że tacy ludzie są na świecie i Ty ich spotkasz właśnie. Siły i nadziei Ci życzę. Ściskam wirtualnie.
Trzymaj się cieplutko.
Julio,
Masz cudownego anioła stróża i na pewno jeszcze dużo do zrobienia tutaj na ziemi. Mimo Twojego cierpienia tego, co przeszłaś trzeba dziękować, że przeżyłaś, chodzisz, piszesz, możesz znowu przytulić rodzinę, dzieciaki. Trzymam kciuki, żeby wszystko się goiło, żebyś zdrowiała. Masz świetne podejście i poczucie humoru nawet w takiej sytuacji 🙂 Cały dzień myślę o Twojej historii, jak to życie kruche, a my tak narzekamy, że pandemia, że fryzjer zamknięty, że paznokci nie można zrobić, że dzieci nie są w przedszkolu….Ściskam.
M.
Ech … Julia , czytam i łzy ocieram i uśmiecham się z Tobą do tych dobrych ludzi wokół Ciebie i słów nie znajduję w głowie … sił Ci życzę moc i tego szczęścia co do Ciebie lgnie niech się nie kończy i koszyk Twój niech nigdy , przenigdy pusty nie będzie , uściskuję z całego serca 🖤
Julio już nerwowo zaglądałam na blog, gdzie Ty jesteś? Zostawiłaś nas? Pomyślałam, że to covid, że zaraz wrócisz i nas tu wszystkich zaraz pocieszysz…………. Zdalne na bok i czytam, bo w końcu jest wpis, ale ile przerażenia, cudu, dobrych uczuć…..aż żeberka spaliłam i córka krzyczy: mamo 5 minut już minęło, miałyśmy zjeść obiad, a ja dalej zaczytana. Julio Kochana!!!!!!! dużo zdrówka, cierpliwości i ja przesyłam dobre myśli, bo ty ich mi dawałaś setki przez wiele lat. Ściskam Cię mocno.
Przesyłam dużo pozytywnej energii!!! Jestem tu od początku
Julia❤serce mi pękło na milion kawałków by zaraz je posklejać myślami,ze masz tyle dobrych ludzi wokół siebie,tyle miłości i dobra(…),płaczę czytając ten wpis,sama mysl,ze mogłoby Cie nie być w moim życiu choc przdciez sie nie znamy jest przerażająca(…),Julka trzymaj się,zdrowiej,bądź…
Julka jesteś Aniołem ❤
ściskam Cie mocno
Kochana Julio! Tylko Ty mogłaś napisać tak piękny tekst o tak strasznym wydarzeniu!!… Jesteś tak DOBRĄ osobą… Nie znam Ciebie osobiście,ale czytam od tylu lat i nie możliwe jest,aby to co przekazujesz w słowach na tym blogu,mogło być tylko częścią Ciebie,tylko pozą,tylko jedną stroną medalu…Nie,Ty cała jesteś dobrem. Najpiękniejszym! A żeby być tak pięknym człowiekiem,trzeba mieć skąd zalążek tego piękna zaczerpnąć…I Ty miałaś i nadal masz skąd-ze swojego domu,od Twoich RODZICÓW! To Oni dali Ci tyle wsparcia,miłości,wiary w Ciebie,że teraz jesteś chodzącym dobrem. Należą IM się pokłony! To wielki,wielki DAR,mieć taki dom rodzinny. Ale wiesz co-to właśnie Ty uczysz teraz nas,jak zostać takim wspaniałym człowiekiem. Jak żyć,jak pokazywać życie naszym dzieciom,żeby też mogło wykluć się z nich dobro…I Ty piszesz,że nie wiesz skąd tyle tej karmy…policz ilu ludzi Ciebie czyta,ilu ludzi czerpie z Twojej mądrości! A to tylko my,czytelnicy. Co mają powiedzieć ludzie,którzy mają zaszczyt znać Ciebie osobiście? Ile oni dostają od Ciebie dobra? Nic innego niż uśmiech nie nasuwa mi się teraz na usta. Mimo całej okropności tego zdarzenia. Napisałaś to tak,że tylko dobry uśmiech się pojawia. Bo Ty już przekułaś to zdarzenie na coś pozytywnego. Już! A to czy odzyskasz w pełni wzrok czy nie,nie ma w tej chwili znaczenia. Nawet jeśli nie,Ty i tak wyciągniesz z tego dobro. Bo cała nim jesteś. Dziękuję za to,że jesteś Julia. Oczywiście życzę Ci najmocniej jak potrafię,żeby Twoje oczy dały radę. Choć nie wiem czy te życzenia są potrzebne,ponieważ jestem przekonana, że tak właśnie się stanie…
Życzę Ci aby wszystko się udało .Kieruje moc miłości do Twoich bliskich, Julia jesteś nieziemska.Ściskam odważne dzieci ❤️
Julia pierwsze co mi się ciśnie na język to oczywiście aby Ci życzyć dużo zdrowia, i tej nadzieji… Nie moge sobie wyobrazic nawet przez co przeszlaś i przechodzisz… Chciałam Ci tylko powiedzieć, że mi było dane poznać Cudownego człowieka, który stracił wzrok będac dzieckiem w wybuchu pieca podczas zabawy z rodzeństwem.Niestety nie udało sie tego wzroku uratować, bo to było bardzo bardzo dawno temu a i lekarze popełnili masę błedów potem się okazało. Ten człowiek był moim teściem (odszedł od nas w wieku 88 lat we wrześniu), był tez profesorem filozofii i histori, człowiekiem, ktory miał słuch absolutny, do którego studenci przychodzili do domu w dowiedziny prawie do śmierci. Był tez ojcem 5 ciorga dzieci, ktorych niestety nigdy nie dane było Mu ujrzeć, których twarze mógł sobie tylko wyobrazić. A On nigdy o nic nie prosił nikogo, zawsze był wdzięczny za to co dostał od losu… Wiem, ze Twoja historia jest inna i wierzę, że będzie mieć lepsze zakończenie, chciałam tylko powiedzieć, że nadzieja, o której pisałas, jest tym co trzyma człowieka przy życiu, tym co powoduje, abyśmy wierzyli, że będzie lepiej, że damy radę…
Brakuje słów. Nadziei Ci życzę – i jej spełnienia.
♥️ Julka dobrze ,że jesteś ♥️
Dużo, dużo zdrowia. Będzie dobrze, żyjesz a to najważniejsze. Ludzie i medycyna czynią cuda. Trzymajcie się cieplutko
O matulu… Julka… pół dnia czytam ten wpis… pół dnia… bo glupio tak chlipać w pracy😉 Kocham Cię niezmiennie od lat, a za dzis to już szok normalny jak BARDZO❣
Najpiękniej patrzysz sercem i to serce dajesz innym. Mocno wierzę w to, że Twoje oczy będą zdrowe!!!! Dokładam dużo ciepła, energii i dobra do Twojego koszyka choć mam wrażenie że wypełniać go nie trzeba, że on już na nowo zapełniony. Twój post jest dowodem na to jak dobrym jesteś człowiekiem! Mocno trzymam kciuki za powrót do zdrowia!!! Niesamowicie wzruszył mnie fragment o mamie i poczułam też mega wdzięczność za moją mamę, wciąż pełną energii, pasji i radości. Pozdrawiam ciepło i mocno przytulam!!!!!
Droga Julio!Tak mnie wstrząsnęła Twoja historia ,płakałam .Mimo,że się nie znamy to tyle się od Ciebie nauczyłam .Jesteś niesamowitym człowiekiem ,mimo że nie komentuję często to z niecierpliwością zawsze czekam na Twoje mądre słowa. Właśnie dlatego, że tyle tego dobra w Tobie tyle tego dobra rozdajesz ono wróciło i zawsze będzie wracać do Ciebie! Dziękuję, że podzieliłaś się swoją historią ,tulę Cię mocno i życzę szybkiego powrotu do zdrowia!
Piękna opowieść, nie umiem wyrażać swoich emocji, ale ten tekst sprawia, że człowiek (ja) inaczej WIDZI, dziękuję ❤.
Dziękuję.
Po nocy przychodzi dzień.
Posyłam najcieplejsze myśli <3
Kibicuję najmocniej!
Juleczka, serduchem jestem z Tobą, przesyłam mnóstwo dobrych myśli. Ściskam mocno i wiem, że będzie tylko lepiej. Musi być, bo nie znam drugiej tak mądrej i dobrej dziewczyny!! Buziaki!
Julia, czytam Cię od lat. Na początku nie komentowałam, potem już tak, a ostatnie już lata chyba znowu nie, ale chłonęłam Twoje słowa i Ciebie, Twój blog, który kiedyś stanął na mej drodze życia. I dziś po tym poście myślę tylko: życie cudem jest. Dziękuję za to, ile nam dajesz. Twój koszyk jest Jula pełny, wiesz ile słów wiary, nadziei i dobra dałaś. Cudów na drodze życia życzę nasz Cudzie :*
Dużo zdrowia Droga Julio, dołączam się do tych wszystkich życzeń z całego serca…..pomimo, że nie komentuje , nie mam też takiej śmiałości, ale zaglądam od lat. Podziwiam w wielu wymiarach. Łzy lecą mi po twarzy i myśle, ze to nie stosowne w obliczu tego co przeszłaś.
Dużo zdrowia Droga Julio, dołączam się do tych wszystkich życzeń z całego serca…..pomimo, że nie komentuje , nie mam też takiej śmiałości, ale zaglądam od lat. Podziwiam w wielu wymiarach. Łzy lecą mi po twarzy i myśle, ze to nie stosowne w obliczu tego co przeszłaś.
Mam poczucie że ostatni rok jest czasem żałoby, po najbliższych, utraconej pracy, czasie, przekonaniach których kurczowo się trzymam by przeżyć.Inni mówią o sile która we mnie rośnie a ja widzę moją kruchość.
Twoja opowieść podziałała na mnie jak dzbanek lemoniady z nadziei że dużo możemy, mamy tę siłę, wiarę. Najważniejsze by z niej nie zrezygnować.
Twoje zamartwianie się o dno koszyka jest zbyteczne bo właśnie dorzucilam wiązkę karmy. Bierz, czerp …powodzenia
Dziękuję, że podzieliłaś się z nami swoją historią. W trakcie czytania płakałam tak, że kilka razy musiałam ściągać z twarzy okulary i przecierać oczy, bo już nic nie widziałam zza łez a przecież wcale Cię nie znam. Dużo zdrowia Julio
Kochana, nawet nie wiesz, jaką poczułam trwogę, że mogłoby Cię zabraknąć 🙁
Spłakałam się, czytając Twoją opowieść, bo tak bardzo rozumiem, co przeżyłaś.
9 lat temu w wyniku zupełnie przypadkowej i chyba dość niewiarygodnej sytuacji – mój niewidomy pies, słysząc, że się przebudziłam i kręcę w łóżku, wskoczył do mnie z radości, że już nie śpię, i drapnął mnie łapą po twarzy, zahaczając o oko – odwarstwiła mi się siatkówka w prawym oku. Miałam dużą krótkowzroczność, więc automatycznie byłam w grupie wysokiego ryzyka, by odwarstwienie mogło mi się przydarzyć. Ale do głowy by mi nie przyszło, że prawdopodobne może stać się faktem. Nagła utrata widzenia w jednym oku sprawia, że tak prosta do tej pory czynność jak zejście po schodach wymaga od nas trzymania się ściany, jakbyśmy byli pijani. Mózg nie rozumie, co się dzieje. Być może, gdybym natychmiast trafiła do lekarza i na operację, udałoby się ocalić siatkówkę przed całkowitym odwarstwieniem. Ale ponieważ to był okres świąteczno-sylwestrowy, trafiłam do lekarza dopiero po kilku dniach od nieszczęsnego incydentu. Dla siatkówki pozostawanie taki czas bez ukrwienia i dotlenienia to śmierć. Część receptorów ginie nieodwracalnie, nie są w stanie się zregenerować. U mnie uszkodzeniu uległa plamka żółta odpowiedzialna za widzenie centralne. Więc nawet po pierwszych operacjach, kiedy widziałam znacznie lepiej niż obecnie, widziałam głównie obrzeżami oka.
Za mną 10 operacji i cały zestaw efektów ubocznych, jaki daje obecność oleju silnikowego w gałce ocznej, bo tylko on utrzymuje siatkówkę na miejscu, chce jednocześnie jest dla oka toksyczny. Dziś widzę już tylko ruch dłonią przed samym okiem. Palców nie policzę, choć do niedawna jeszcze z biedą liczyłam. Póki jest poczucie światła, oko żyje. Rogówka jest już tak zdegenerowana i zmętniała, że nie sposób zajrzeć w dno oka i przeprowadzić jakikolwiek kolejny zabieg. Przeszczep jest bez sensu, bo obarczony zbyt dużym ryzykiem, poza tym to oko już nie będzie widzieć lepiej. Uszkodzenia są nieodwracalne. Bardzo prawdopodobne jest również to, że za jakiś czas trzeba będzie usunąć gałkę oczną, gdyż wysokie ciśnienie spowoduje ból nie do wytrzymania. Dziś jestem już jako tako oswojona i pogodzona z myślą, że tak się może stać. Oko wygląda źle i brzydko, zezuje. Ale przestałam się tym przejmować. Szczęśliwy dzień, gdy nie boli. Ale kiedy to się stało, panika była obezwładniająca. Zwłaszcza, że byłam wtedy w ciąży. Kładłam się do pierwszej operacji na początku drugiego trymestru. Nigdy nie zapomnę, jak dygotałam ze strachu, zanim mnie uśpili. I tym, co przerażało mnie najbardziej, była świadomość, że odtąd zostaję z jednym sprawnym okiem, równie krótkowzrocznym – wtedy miało -7,5 dioptrii, dziś ma -9, taki koszt pracy za dwoje – i jeśli to oko też polegnie, to nie zobaczę, jak rośnie moje dziecko, jak się zmienia, dorasta. Wszystko inne jakoś bym przeżyła.
Opowiadam Ci, Juleńko, moją historię, bo pierwszym szpitalem, do jakiego trafiłam po zdiagnozowaniu mojego zaniewidzenia w prywatnym gabinecie okulistycznym, był szpital w Bielsku. Byliśmy wtedy z mężem u teściów i na okulistykę do Bielska mieliśmy najbliżej. Zostałam przyjęta na izbie przyjęć przez niewysoką, drobną, długowłosą młodą panią doktor w okularach. Mam nieodpartą intuicję, że to mogła być Twoja Ona, która z taką troską głaskała Cię po ręce. Dlaczego? Bo choć w Bielsku nie mogli mi pomóc tak, jak to było możliwe w Warszawie, po prostu nie operowali jeszcze odwarstwienia siatkówki najnowszą metodą, to pani doktor, która mi to wszystko bardzo empatycznie tłumaczyła, tak bardzo przejęła się moją sytuacją (że taka młoda jestem i w ciąży, i taki dramat mnie spotkał), że poprosiła, żebym dała jej znać, jak już będę po operacji w Warszawie, czy się udała, a potem w końcu sama zadzwoniła, bo nie mogła przestać o mnie myśleć. I wtedy to było dla mnie tak samo niewiarygodne jak dla Ciebie dziś. Że obca osoba, lekarz, którego spotykasz na SORZ-e jako jeden z niezliczonej liczby pacjentów, dzwoni do ciebie, bo się martwi twoim losem. W dzisiejszych czasach to naprawdę coś nieprawdopodobnego.
Znalazłam moją panią doktor z bielskiego szpitala (9 lat starsza, ale właśnie taką ją pamiętam!): https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=1119161598497428&id=194907687589495
Jeśli obie miałyśmy szczęście do tego Anioła, to nasza pamięć i wdzięczność już zapewniły jej nieśmiertelność.
My Goodness! Dopiero teraz zauważyłam, że androidowy autosłownik zrobił z oleju silikonowego olej silnikowy, co już nieraz miało miejsce. To jednak zasadnicza różnica SILIKONOWY, a nie silnikowy. Na silnikowym w oku to ja bym raczej nigdzie nie zajechała 😉
Jula, czytałam i drżałam. Jesteś niezwykła. Masz w sobie ogromne pokłady siły i życiowej mądrości. Wysyłam dobrą energię w Twoją stronę.
Mieszkam w Bielsku, pracuję w służbie zdrowia i tak się składa, że poznałam kiedyś Kamilę. Mieszkałyśmy na tym samym osiedlu, nasze dzieci razem bawiły się w piaskownicy, a nasi mężowie razem pracowali. Ten świat jest tak mały 🙂
Jedna na milion…
Julka, tak bardzo dziękuję, że podzieliłaś się z nami tą historią…Twoje spojrzenie wszystko zmienia, ono układa mi na nowo mój świat. Tak często nie doceniam, narzekam, jestem niezadowolona bo coś tam… Być wdzięcznym, dostrzegać dobro wokół siebie… To jest klucz. Dziękuję raz jeszcze. Z serca życzę zdrowia i nadziei.
W jak piękny sposób można opisać swój świat, samo dobro z twojego serca płynie. Przytulam Cię mocno Julio niesamowita kobieto🫂 Z takim nastawieniem wszytko się ułoży.
Przecież tyle jeszcze słów nam musisz przekazać, tyle wskazówek, my tu grzecznie poczekamy. A Ty tam zdrowiej. Jesteś piękną Wojowniczką Jula <3
Ściskam mocno! :*
Julio droga, Siłaczko nasza, Ty masz jeszcze mnóstwo napełnionych karmą koszyków, koszyków które podarowałaś ludziom w postaci słów, słów dzięki którym nie jeden z nas stał się lepszym człowiekiem. Mnożysz tyle dobra! Kolejny raz przekazujesz tak ważną lekcję. Dziękuję za ten blog. Wracaj do zdrowia i sił, a nadzieja niech zawsze będzie przy Tobie. Ściskam mocno💗💗💗
O Boze jak ja się o Ciebie bałam (pozwól że przez Ty- jesteśmy prawie równolatkami) … taka cisza…a tylko znam Cie stąd od x czasu…. A teraz becze i becze – ja piernicze…. Po przeczytaniu w pracy kilku pierwszych wersów, że wiedziałam co się stalo, musiałam przerwać bo już czułam że mam oczy pełne łez. I ta mysl wtedy – dlaczego Cie to spotkało ? dlaczego takiego dobrego człowieka spotykają takie straszne rzeczy?! Teraz po przeczytaniu całości, zasmarkana, ubeczana wiem , że źle na to patrzyłam , ze złej strony (to takie proste złorzeczyć i narzekać). Ehhh nie umiem pisac tak pieknie jak Ty, jedno wiem – dzieki Tobie kiedyś zdecydowałam się na drugą ciąze (tak, tak – brzmi to banalnie ale po Twoim wpisie ze jestes w ciązy z Beniem podjełam decyzję której się tak bałam i jestem teraz mama dwóch kochanych chłopców ) to zaczełam jeszcze patrzec teraz na pewne sprawy inaczej, z wiekszą wdzięcznościa. Dziekuje, że jestes- pisz nam wszystkim jak naczęsciej bo czynisz świat lepszym. Zdrowiej !
Juleczko! Jesteś naszą bohaterką!
Sama jestem mamą i nawet nie chce sobie wyobrażać tego co kumulowało się w twojej głowie,ucałuj dzieciaczki i wierzę ze będzie dobrze!
Ściskam
Bardzo wzruszająca historia, przerażająca i wzruszająca. Bóg ma Ciebie i Twoją rodzinę w swojej opiece. Tak się cieszę, że żyjesz, że zdrowiejesz. Wszystkiego dobrego dla Ciebie i całej rodziny. Dziękuję za napisanie nam tej historii :-*
Czytając wstrzymywałam oddech. Ta myśl o dzieciach, o ich ważnych dniach, o nieugotowanej zupie… i tej dobroci od ludzi. Wiadra dobroci, troski – przydało się to zbieranie.
Zdrowiej i ciesz się tą śmietaną na kuchence.
Jesteś Cudem. Przytulam mocno gwiezdna siostro, to co najlepsze jest przed Tobą 💚
Jula!
Jestem w szoku z powodu tego co przeżyłaś. Spójrz, Twoje koszyki na powrót są pełne. I znów zmieniłaś świat słowami z przerażenia/szoku/bólu/lęku/niepewności/bezradności wyciągnełaś dobro/piękno/miłość/wiarę/nadzieję/wdzięczność/uważność/docenienienie/cuda/dobre myśli/drugie życie.
Dziękuję Ci za słowa i obecność. Zdrowiej.
Z miłością, milionem uścisków, przytuleń, buziaków, modlitw i dobrych myśli
Monika
Julio, popłakałam się, bo widzisz… ja sama od urodzenia nie widzę na jedno oko, nie wiem nawet jak to jest mieć dwoje oczu sprawnych, a mimo wszystko za każdym razem, gdy ludzie współczują, to ja wiem, że mam duże szczęście, że nigdy nie widziałam i nie mam za czym tęsknić. Tobie teraz ciężko się przyzwyczaić, ale wierzę, że Twój koszyk jest jeszcze w połowie pełny 🙂 Cieszę się, że trafiłam na Twoją historię, dziękuję! Trzymaj się ciepło!
Julia,
Przeżyłam kawałek Twojej historii. Był wypadek w nocy, była zalana krwią twarz, były często okrutne słowa lekarzy (ten, który szył i którego prosiłam o „ładne blizny” powiedział, że „na tej twarzy już nic nie będzie ładne”, ciągle słyszałam, że każdy współczuje blizn na całe życie), pamiętam wzrok ludzi, którzy się odsuwali, ale byli ciekawi co się stało, bo wyglądałam strasznie. Pamiętam poczucie winy i łzy, że co ja zrobiłam, trzeba było bardziej uważać. I tak noc w noc. Pamiętam jak osoba, którą uważałam za przyjaciela wychodzi bez słowa ze szpitala w momencie, kiedy widzi mnie z opatrunkami na twarzy. Pamiętam jak nie mogłam mówić, bo całe usta były pocięte i nie mogłam ani jeść ani się odezwać. Ból fizyczny, ból psychiczny.
Do teraz pamiętam to uczucie pod palcami, że twarz jest cała pocięta. I tyle krwi w oczach, że nie wiedziałam, czy je mam i są sprawne. Pamiętam godziny czekania w nocy na lekarzy. Sama, po ciemku. Choć nie pamiętam już myśli. Pewnie nic dobrego nie wymyśliłam, więc lepiej nie pamiętać.
Ale po kilku latach wiem, jak mnie to zmieniło. I choć na początku płakałam jak widziałam swoje zdjęcia sprzed wypadku, tak teraz to jest część mojej historii. Wtedy byłem w trakcie szkoły charakteryzacji i wizażu i myślałam, że ani siebie, ani nikogo innego już w życiu nie będę chciała pomalować, bo to będzie za trudne (i trochę tak było, bo na zajęciach w stylu halloween usłyszałam od prowadzącego zajęcia, że ja to już jestem gotowa… To jest cytat
i tego mu nigdy nie zapomnę). Ale nie poddałam się, wróciłam. Potrafię makijażem zatuszować bądź podkreślić wszystko. Lepiej dostrzegam każdy atut. Tak samo jak okropne słowa w moim kierunku, tak pamiętam łzy że szczęścia i podziękowania pań, które potrzebowały makijażu na swoje wyjątkowe okazje. Była mama panny młodej, ktora urodziła się z rozszczepioną wargą i po skończonym makijażu mówiła, że pierwszy raz nie będzie się wstydziła zdjęć. Że na nie czeka, że będzie obok córki z radością. Dlatego też wiem, że bardzo dużoo dobrego z mojej historii wynika i też wiele osób, które ją poznały znajduje w sobie więcej siły. I choć Ty jesteś silną osobą, to chciałam Ci powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Jeszcze spotkasz wiele osób na swojej drodze, które będą po coś. Tak samo dzieląc się swoją tragedią dajesz innym nadzieję, że z wszystkim można sobie poradzić.
Czytałam ze ściśniętym żołądkiem, bo jakbym czytała o sobie. I teraz mogę Ci powiedzieć, co będzie w następnych odcinkach serialu Twojego życia. Będziesz walczyć o siebie żeby wyglądać jak najlepiej, choć wnętrze już masz najpiękniejsze. Będziesz żyła, ale już inaczej. Z tą wiedzą, że warto nadawać każdej chwili większy sens, bo znasz ulotność życia. I będziesz szczęśliwa. Jeszcze wiele łez przed Tobą. Tych z radości.
Dobrze, że dalej tu jesteś.
A ja siedzę i placzę bo historia tak mi bliska..
Bo gdy mój syn miał 9 miesięcy zdiagnozowano u niego raka nerki. Na szczescie minęło 5 lat i wszystko w porządku ale przypomniało mi się ile tez dobra nas spotkało.
Bo wróciliśmy z Irlandii i kochane Panie zalatwily nas Pesel i ubezpieczenie na już. Bo w szpitalu nie było pielęgniarek tylko Anioły. Bo wszystkie matki mimo że się nie znalysmy to razem płakałyśmy, śmiałyśmy się i każda sobie pomagała. Bo to że nadeszła choroba uratowała nasze małżeństwo. Zmieniła priorytety w życiu i mimo że moje dziecko ucierpiało to koniec końców nasza rodzina wyszła z tego silniejsza, mądrzejsza. Ile ja dostałam dobroci że strony rodziny to nie zliczę, mąż musiał wrócić do pracy a ja bez prawa jazdy, kto mógł to nawet zwalniał sie z pracy żeby nas na chemię wozić. Co roku odwiedzam pielęgniarki i lekarzy. Bo to cud że mamy Anioły na ziemi. Trzymam kciuki za Ciebie i Twoje zdrowie kochana!
Tylu wspaniałych ludzi to naprawdę błogosławieństwo. Twój koszyk na nowo się napełnia moją wdzięcznością za Twoją historię. Pomoże mi spojrzeć inaczej na moją chorobę i podejście do innych. Dziękuję😘💕 Będę trzymać kciuki, ale coś mi mówi, że Twoje oczy wrócą do formy. Powodzenia
Faktycznie to nie była historia pełna smutku, to była historia wywołująca całe spektrum emocji.
Bardzo współczuję i życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Jednocześnie chciałam Ci Julia napisać, że przy całej opisywanej tragedii, to jednocześnie przepiękna, wzruszająca opowieść, rozwijająca się historia o pięknym człowieku jakim jesteś, o wdzięczności, nadziei, człowieczeństwie, o wspaniałych ludziach, którą czyta się jednym tchem.
Dobrze, że dalej jesteś i niech ten koszyk dobra znowu się napełni…
Julia jesteś wyjątkowa 💚
Zdrowia 💚💚💚💚💚💚
Miałam już tę myśl, i ona wybrzmi tu w miejscu gdzie dane było mi cię poznać. Ta historia to zdarzenie pokazuje moja droga Ju, że to co od lat mówisz, piszesz, że to wszystko jest Twoim życiem, nawet w obliczu czegoś strasznego, jesteś przy swoich wartościach. Piękna piratka ,co to na nie jedno morze jeszcze wypłynie.
Julio, jesteś niesamowitą osobą…. Ja też mam chore oczy….w tym jedno niedowidzące. ….i niejedną operację za sobą. i cały czas mam nadzieję i cieszę się niesamowicie że choć jednym okiem widzę w miarę-bo ono też nie jest w pełni zdrowe.Ale jest dużo lepsze od drugiego, i cieszę się, że chociaż tym jednym mogę coś przeczytać.. Będę pamiętać o Tobie i Twoich oczach ….Jola
Czytając twoją historia wzruszyłam się bardzo. Jesteś cudowną osobą i Bóg Cię obdarował mnóstwem kochających ludzi. Myśle o Tobie i wierzę że wszystko będzie dobrze. Pozdrawiam i ściskam 😉
Julio, musiałam ochłonąć…Ty na pewno wiesz ,że „po nocy przychodzi dzień” , a moc dobrej energii , którą wszyscy Ci przesyłają jest potężna i czyni nadzieję na powrót do zdrowia.
Julia, ten wpis był najbardziej poruszający w całej historii bloga. Jest kreską, pod którą jest suma dobra, które zasiałaś w ludziach. Twój koszyk tym jednym wpisem jest tak pełny, że jeszcze innych częstujesz. Twój charakter jest wielki, a Twoje tylko człowieczeństwo jest niezwykłe. Ja nie potrafię w ten sposób myśleć co Ty. A ten sposób myślenia to wielki skarb. Jesteś piękna.
Życzę dużo zdrówka i pozytywnego myślenia 😘
Jesteś dziś dla mnie inspiracją .
Dzięki Twojej „ przygodzie „ zrozumiałam , że muszę inaczej spojrzeć na straszną chorobę , taką która nie będzie miała happy endu a która przytrafiła się mojej mamie . W zasadzie podarowano mi czas , abym mogła być lepszą córką , abym mogła powiedzieć to wszystko co przez lata nie mówiłam , abym była takim dzieckiem jakiego sama bym chciała , abym kiedyś nie miała do siebie żalu o to , że czegoś nie zdążyłam zrobić .
Dziękuję Julia ❤️
Ps . Jestem przekonana , że wszystko ułoży się tak jak pragniesz , bo zasługujesz .
Weszłam tutaj z polecenia Położnej Kasi… Pierwszy rzut na ilość tekstu- pomyślałam, że chyba za długi ten wpis, ale dobra, przecież nie mam nic lepszego do roboty.
Piszesz tak lekko, a do tego ta wdzięczność…
Wiesz, w pewnym momencie, zaczęłam się zastanawiać, ile ja mam uzbieranej tej karmy w koszyku, czy jestem na tyle dobrym i fajnym człowiekiem, by moi znajomi, rodzina i sąsiedzi tak tłumnie pomogli, jak Tobie. Zdecydowanie sobie zasłużyłaś na tą dobroć, choć „znam” Cię dopiero te kilka minut, co trwało przeczytanie Twojej historii… Podziwiam Cię, za tą siłę, za to, że mimo tak przykrego i poniekąd niesprawiedliwego wypadku, potrafisz tak wiele czerpać. Ja będę Ci mimo wszystko życzyć zdrowia i powrotu do jak największej sprawności, bo nadziei i wiary masz w sobie ogromne pokłady. Niby na prawdę staram się dziękować losowi za wszystko i być wdzięczną, ale dałaś mi dużo do myślenia. Dziękuję. I jeszcze raz- najlepszego dla Ciebie, jednak wiem, że Twój koszyk ma jeszcze wiele w zanadrzu ☺️
Julka, choć nie znam Cię osobiście to jesteś moją przyjaciółką, pokrewną duszą. Jestem teraz przy Tobie całym sercem. Jak będziesz się chciała przytulić albo pójść na spacer do lasu, to jestem.
Julka , musiałam czytać z przerwami ,bo płynące łzy nie pozwoliły mi zrobić tego za jednym podejściem. Dzięki że podzieliłaś się z nami Twoją historią.
Zawsze wzruszasz tym co piszesz ,ale teraz emocje sięgnęły zenitu!
Jeszcze jedna lekcja zycia w Twoim wydaniu.
Wracaj do zdrowia , wierzę że wszystko zakończy się dobrze, bo Ty na to zasługujesz.
Czy mogę byc Twoim kolejnym Aniołem ? , dorzucam też coś do koszyka 🙂
Ściskam.
Julko, a ja napiszę krótko. Twój KOSZ z dobrą karmą jest nadal pełny. I będzie długo, długo jeszcze pełny. Każda z nas, czytelniczek, dużo Ci zawdzięcza, bardzo dużo od Ciebie dostaje. Przesyłam dużo dobrych myśli.
Utulenia. Jesteś bardzo dzielna. Podziękowania dla ludzi, których wtedy spotkałaś i byli obok👏
Julio, czytałam ten tekst a łzy kapały na klawiaturę. Piszesz zawsze tak pięknie, obrazowo, że moja wyobraźnia przesuwa tekst jak film, klatka po klatce. I tak było teraz. Zobaczyłam to wszystko co opisujesz. I zobaczyłam również wspaniałą, silną, cudowną kobietę jaką jesteś. I wiem, że nadejdą dni, kiedy Twoje oczy będą zdrowe. Odpoczywaj i zdrowiej nam kochana.
Zycze Ci Kochana szybkiego powrotu do zdrowia. Jestes tak silna I dobra, kobieta, ze wierze, ze tak bedzie! Przytulam Cie mocno! Zaluje, ze nie mieszkam blisko Ciebie I nie moge podrzucic obiadu pod drzwi.
Jula łzy płyną mi po policzkach, tak pięknie to wszystko opisałaś. Jesteś wielka, podziwiam Twoje opanowanie, siłę, wdzięczność i miłość do ludzi. Ślę uściski, buziaki, trzymaj się kochana, jest dobrze, a będzie tylko lepiej :)*
Julio, spłakałam się jak bóbr czytając Twoją opowieść. Tak samo zresztą jak wtedy kiedy pierwszy raz trafiłam na Twój blog (a blogów nie czytam, jakoś to nie moja bajka) i czytałam płacząc – pamiętam jak dziś – wpis o teścowiej-mamie. Benia nie było jeszcze na świecie… To co mnie zawsze poruszało, oprócz Twojego pięknego wiedzenia świata, to Twoja pokora i świadomość, której ja nie miałam w Twoim wieku, tego jak bardzo wszystko jest ulotne. I to że my tworzymy swoją rzeczywstość ale są też rzeczy, które od nas nie zależą. Zawsze się dziwiłam, skąd w takiej młodej osobie taka mądrość?
Twój koszyk napełniasz codziennie a tym ostatnim wpisem wypełniłaś tak przeogromny kosz, że czerpać z niego możesz latami, nie, dziesiątkami lat. Pisać tak jak Ty piszesz kiedy wszystko układa się dobrze to już wyjątkowy dar, ale napisać to co napisałaś w takiej chwili to już życiowe mistrzostwo, aż słów brak. Otwierasz ludzkie serca – zawsze. To skarb! Dziękuje Ci najpiękniej na świecie! Trzymaj się, jak to dobrze, że zdrowiejesz!
Kochana Julio, tak bardzo wzruszył i poruszył mnie ten wpis, że dopiero teraz, po kilku dniach jestem w stanie coś napisać… I powiem Ci jedno – bardzo się cieszę, że jesteś z nami, i że jesteś taka jesteś, i że masz wokół siebie takich ludzi jakich masz, i że każdy kolejny człowiek, którego poznajesz na swojej drodze dba o Twój koszyk, bo Ty o niego dbasz. Kocham niezmiennie <3
Pięknie napisane. Będzie coraz lepiej…. ja nie widzę na jedno oko od zawsze, drugim widzę tylko w soczewce kontaktowej. To dziedziczne, po mamie. Obie pracujemy, mamy rodziny, pasje, a tej niepełnosprawności nie widać w cale. Szybkiego powrotu do zdrowia oraz Wiary i Nadziei!
Jak będę duża chciałabym być jak Julka!
Ja uczę się każdego dnia czym jest życie i jak dorównywać mu kroku.
Uwielbiam szukać dobra w tym gorszym, ale czy mogłabym aż tak? Nie wiem. Ale jeśli istnieją tacy ludzie jak Ty a potem tacy ludzie jak Ci, którzy Cię otaczają to wierzę, że mimo słabości tej trudnej sytuacji da się znaleźć nadzieję!
Trzymaj się, zdrowiej i nigdy nie trać nadziei, pokazuj nam wszytkim jak doceniać życie!