najpiękniej.

_DSC0488 _DSC0515 _DSC0475 _DSC0513 _DSC0771 _DSC0618 _DSC0593 _DSC0566 _DSC0623 _DSC0596 _DSC0518 _DSC0492 _DSC0509 _DSC0481 _DSC0682 _DSC0696 _DSC0686 _DSC0685 _DSC0719 _DSC0723 _DSC0708 _DSC0742 _DSC0726 _DSC0754 _DSC0777 _DSC0782 _DSC0832 _DSC0790 _DSC0795 _DSC0646 _DSC0679 _DSC0798
_DSC0827
_DSC0614

na najdrobniejsze cząstki rozpadam się gdy słyszę w radio pierwsze dźwięki „all i want for christmas”..
i nie przeszkadza mi, gdy grają je już na początku listopada.. 
wszystkie miliony migających świateł na ulicach, w centrach handlowych. 
półki pełne mikołajków z czekolady.
anioły, bombki, serca i  cynamon..
pomarańcze i rozgwiazdy anyżu.
odgłosy dzwonków z sań i uprzęży reniferów.
płatki śniegu na szybach, w telewizyjnych ramówkach. 
i ten krzyczący Kevin na polsacie.
do nieprzytomności uwielbiam. czekam na ten czas cały rok. czekam tak, jakby to jakiś cud miał nastąpić.
i nie czekam na nie ze względów religijnych, bo ateistką jestem.
czekam na Nie jako święto rodziny i Jej celebracji.
i moja siostra czeka równie mocno jak ja. kiedy o tym opowiadamy, tańczą nam takie same iskry w oczach.
ta sama gestykulacja i ten głos rozpływający się przy wypowiadanych słowach „ja też”..
a wtedy wspominamy jak to niosłyśmy karton z tą nową zastawą, co od Cioci z Piły dostaliśmy. 
z góry po schodach, żeby na stole rozłożyć, bo Mama kazała. i Ona całą drogę mi powtarzała „od dołu trzymaj bo się otworzy i wszystko się potłucze dałnie”. ja, jak to ja, jakbym Jej nie słyszała i miałam wiedzę o dużą większą na temat tego jak nieść powinnam.
przed samym stołem nie wytrzymała. puściła karton i tak mi wtłukła!!! opowieść jest na kwadrans.
tym bardziej, że to ja zawsze jako ta młodsza Ją biłam i wygrywałam. a ten jeden jedyny raz nie wytrzymała.
schemat co roku był zawsze ten sam. nigdy nie było inaczej. 
zawsze ten dziwny pusty pokój jak się firany i zasłony do prania ściągało i dywan wyniesiony do trzepania.
zawsze zamieszanie. lodówka, której nie dało się zamknąć. ustalanie Kto przyjedzie na pierwszy dzień świąt.
szukanie prezentów po szafach. rozwijanie światełek na choinkę w dzień wigilii. i zawsze, ale to zawsze po włączeniu do kontaktu okazywało się ,że nie działają. Tata wtedy szybko do „Rogulskiej” jechał (to taki sklep we wsi obok. taki z mydłem i powidłem).pruł naszym Suzukiem po śniegowych drogach. i to oczekiwanie.. czy kupi? czy jeszcze jakieś będą? 
ten bałagan na środku przedpokoju przy robieniu stroików. i wieczne szukanie wazonów dla tych gałęzi .. wybieranie choinki z Tatą.
Mama, która napiekła i nagotowała jak dla wsi całej. Tata, co to wiecznie mówił, że on woli zjeść byle co, ale żeby zamieszania nie było.. ciekawa jestem, czy jakby już było to byle co, to też by tak twierdził..
ale zamieszanie i tak było małe. nie, nie.. Ono było wielkie, ale godne Bożego Narodzenia. bo święta bez zamieszania, biegu, hałasu, ciągłego „nie zdążę” nie byłyby tymi właśnie świętami. i choć ta Mama ciągle w biegu. kuchnia – spiżarka, kuchnia- spiżarka, to i tak siłę i humor dobry miała zawsze. skąd te pokłady brała..? do dziś nie rozszyfrowałyśmy z siostrą mą tej zagadki..
i ta radość z pierwszego dnia świąt, bo Mama wtedy była cały dzień w domu. Bo Mama nie pracowała tylko dwa dni w roku.

wspomnienia z rodzoną mam identyczne. pewnie przez wspomnienia tak kochamy Boże Narodzenie.
bo takiego Bożego Narodzenia nauczyła nas nasza mama. najpiękniejszego.

jadą do nas. całą gromadą. Mama, Tata, Siostra ma, mąż Jej i dzieci sztuk dwa.
jadą busem. załadowani po dach. wiozą kapustę, zupę grzybową, ciasta.. a jak się okazało i tort z okazji imienin mojego męża.
wypachnieni, wystrojeni. z humorami dobrymi. piękni. 
dzwonię zapytać gdzie są, bo już Tosia w oknie od dawna. no jadą. jadą, ale tu jest dyskusja na stacji benzynowej, bo dzieci chcą hot dogi i czemu one nie mogą tych hot dogów?! zupę też zjedzą. a jak one na wsi mieszkają to chociaż na hot doga nam pozwólcie!!
rozpacz wielka. 
i Justyś moja pyta „a co doczekać się nie możecie? tęsknicie już?”
mówię Jej „wiesz, tak, już w oknach siedzimy i wypatrujemy.. ale ja.. ja to najbardziej czekam na Ciebie. tylko ciiii”
Ona do mnie szeptem „ja też, kocham Cię”..
a oni tam w tle ciągle o tych hot dogach…

choinka u nas stoi duża. czubek o sufit haczy. stół naszykowany. prezenty spakowane.
Tosia ma sukienkę, a mąż koszulę włożył. w kominku ogień skacze.
lampiony, świece. na każdym talerzyku kilka słów z podziękowaniem za pomoc przy budowie.

jadą. już są na naszej ścieżce. z okna kuchennego widać. światłami migają. my z okrzykami do drzwi.
gramolą się. brudzą przy tym. ściskają się. gwar okrutny.
niosą ten gar z zupą. Ktoś prezenty wlecze. tamten kurtki na wieszak zmieścić nie może. 
no jednym słowem „jest rodzina w komplecie”.

Adaś po swoich rodziców jedzie, co za płotem prawie. 
do opłatka rąk wiele, co to potem wszystkie Tosia pozjadała. bo przecież gdy ja byłam dzieckiem, to zawsze się ten opłatek zjadało co został. no smak miał najlepszy ze wszystkich świątecznych dań.
ten chce filet a ten karpia. tamten zupą sie najadł i ziemniaków nie chce. do prezentów dzieci zerkają.
kto kawę, kto herbatę?
w kartonowym pudle pod choinką, dwa karmniki dla ptaków. jeden dla Tosi, drugi dla Tosi kuzyna. mój Tato cały dzień przed wigilią robił. piękne jak wszystko czego się dotknie. to taki prezent z duszą.
papierów, katonów, toreb, wstążek po prezentach całe mnóstwo.
radości jeszcze więcej. dzieci już xboxa montują. skaczą. 
„Ciocia bo Tosia też chce!” „Mama weź Ją” „teraz ja”.
skaczą na dwóch graczy, a Tosia po środku i myśli, że też gra.
wino w kieliszkach błyszczy się zza świecy. sernik pyszny. rodzynki wydłubuję i na talerz sąsiadowi przekładam.
rozmów do nocy. wygłupów, śmiechu. 
bo jak jest moja siostra, to zawsze jest najlepiej, najpiękniej.

a kiedy wszystko ucichło. usiadłam na podłodze. światła od świec, lampek i choinki migają w odbiciach okiennych.
ciepło. dobrze. rodzice zdrowi. oni i my. i wszystko, wszystko tak jak może być najpiękniej w dzień Bożego Narodzenia..
tylko tak jakoś nie mam tych motyli w brzuchu.. może to ten brak śniegu..?
hmm… 
po chwili zrozumiałam, że te motyle już nigdy nie wrócą, nawet jak będzie najpiękniej.
nie wrócą, bo już dziś jestem Mamą. dorosłym człowiekiem.
dziś magię chwili mają w sobie nasze dzieci, a naszą rolą jest pielęgnować w Nich to jak najdłużej..
a my… obyśmy mieli już do końca życia „najpiękniej”. to w końcu też magia..

_DSC0558

P.S
pod choinką leżał sobie taki jeden z prezentów.. owinięty w szary papier, a na nim ręcznie namalowana gałązka, bombki a w nich domek. świeca. i napis „Miśka”. owa „Miśka” to moja siostra. żona szwagra mego. i ten Szwagier tak pijąc kawę w warsztacie wymalował. od niechcenia. a ja i siostra ma w zachwytach…

_DSC0621
usłyszawszy to mój mąż, zniknął na chwilę..
kiedy wrócił miał wyrysowaną gałąź na prezencie dla mnie. bombki i świecę.. i napis „dla kwiatuszka”..
za grosz nie chciał być gorszy… :)))
_DSC0629

 pod choinkę firma Babafu (klik) (fb tutaj) przysłała mi piękne plakaty do kuchni z moimi ulubionymi cytatami. Pięknie dziękuję. są idealne.
dziękujemy za prezenty dla Tosi firmie Planeta Dziecka. układanka magnesowa (tutaj) i lala (tutaj).

 

moja biblia.

jeżeli miałabym taką znaleźć. nazwać. zebrać co ważne, najważniejsze.. z pewnością jako pierwszy byłby tam Wiesław Myśliwski..
przepraszam, ale szukałam jednego cytatu i musiałam się z Wami Nim podzielić. tak uwielbiam do tych słów wracać. to wręcz niewyobrażalne jaka mądrość może być w prostocie.. największa.

„A że żyć, żyłem, jak się dało czy musiało, to widocznie inaczej się nie dało, bo nikt przecież nie żyje, jak by chciał. A zresztą gdyby nawet się dało, jak by człowiek chciał, czy byłoby mu lepiej? Nigdy nie wiadomo, czy tak, jak człowiek by chciał, nie byłoby akurat gorzej. To może każdy ma nie tylko takie życie, jakie ma, ale i najlepsze, jakie mógłby mieć.”

„Każda by tylko chciała, żeby człowiek był inny. A jaki ma być inny? I czy może być inny od siebie? Jest taki, jaki jest, i już musi taki być.”

„Bo nie zawsze się żyje, jak by człowiek chciał, tylko jak się musi. Człowiek, księże proboszczu, życia sobie nie wybiera, życie samo wybiera człowieka wedle swojej woli, kto mu do czego potrzebny. Ten do tego, tamten do tamtego, a jeszcze inny do niczego.”

„Czy ja wiem, księże proboszczu, czy człowiek może pocieszyć drugiego człowieka […]. Bo to tak, jakby ślepy ślepego chciał przez las przeprowadzić. Jeden nieszczęśliwy, drugi nieszczęśliwy, a las ciemny i nieznany. Jak się musi żyć samemu za siebie, tak i umrzeć, nikt nie umrze za nikogo.”

„Nie staraj się tak za wszelką cenę być silny. Siła odgradza nas od innych ludzi.”

„Ale tak już jest na świecie, że kobiecie płacz przychodzi z pomocą, kiedy rozum przestaje pojmować. A płacz wie wszystko, słowa nie wiedzą, myśli nie wiedzą, nie wiedzą sny i Bóg czasem nie wie, a płacz ludzki wie. Bo płacz jest płaczem, i tym, nad czym płacze.”

„[…] bo co pytać człowieka, gdzie idzie. Jak ktoś idzie, to gdzieś idzie, sam wie najlepiej, gdzie idzie, nie muszą zaraz wszyscy wiedzieć, gdzie idzie.”

„W deszczu lubi się nieraz najgorzej zapomniane przypomnieć. Jeszcze kiedy się rozpada, to pada i pada, a tobie wciąż się coś przypomina.”

„Bo słowa to wielka łaska. Cóż ma tak naprawdę człowiek prócz słów dane?
I tak nas wszystkich czeka kiedyś wieczne milczenie, to się jeszcze namilczymy. Może przyjdzie nam ściany z bólu drapać za najmarniejszym słowem. I każdego słowa nie wypowiedzianego na tym świecie do siebie będziemy jak grzechów żałować. Tylko, że będzie za późno. A ileż takich słów nie wypowiedzianych zostaje w każdym człowieku i umiera razem z nim, i gnije z nim, i ani mu potem w cierpieniu nie służy, ani w pamięci.
To po co jeszcze sami sobie zadajemy milczenie?”

„Może się przecież zdarzyć, że się jedno z drugim pomylą, nikt nie wie naprzód, kto jest komu przeznaczony, bo i przeznaczenia się mylą, z przeznaczeniem jak z dniem, chwalić go dopiero trzeba po zachodzie słońca.”

„O szczęściu mówiłem. Że szczęścia trzeba szukać w sobie, a nie naokoło.
Że nikt go człowiekowi nie da, jak sam sobie go nie da. Że szczęście jest nieraz bliziutko, może w tej ubogiej izbie, gdzie się całe życie żyje, a ludzie Bóg wie gdzie go szukają.
Że niektórzy w sławie i bogactwie go szukają, ale na sławę i bogactwo nie każdego stać, a szczęście jest jak woda i każdemu chce się pić. Że nieraz jest go więcej w jednym dobrym słowie niż w całym długim życiu.”

list do córki

Moja Najdroższa,

czasami gdy siadam z Twoją Babcią, Ona opowiada mi o dniu swojej przeprowadzki.
Przeprowadzki do domu, w którym spędziłam swoje dzieciństwo i młodość. I choć słyszałam tę historię dziesiątki razy, często sama podpytuję… „Mamo, a jak to było z tą przeprowadzką do domu?” I słucham jakby opowiadała po raz pierwszy.
lubię tę opowieść, dlatego opowiem Ci też tę historię. historię dnia naszej przeprowadzki.

pewnie teraz słodko śpisz obok cioci Justynki, która gładzi Twoje złote loki, zanim sama zaśnie.
w każdej mijającej minucie myślę o tym co robisz. i choć wiem, że masz przy sobie ludzi, którzy zrobią wszystko, by było Ci jak najlepiej, to ja myślę nieustannie. jeszcze tylko trzy dni moja Kruszko. trzy długie w nieskończoność dni…
zostałaś więc tam, byśmy mogli zorganizować przeprowadzkę.
i choć historia zacznie się bardzo źle, to będzie piękną historią.
przedwczoraj Twój Tato spadł z drabiny. był to upadek na tyle duży, że zabrało Go pogotowie.
w szpitalu zepsuty rentgen, przewożą do innego, wracają. wszystko trwa na tyle długo, że odsyłają mnie do domu bym nie czekała.
w domu pakuję jak szalona nasz dobytek, by jak najszybciej móc po Ciebie jechać.
o pierwszej  w nocy wypisują Twojego Tatę, choć ledwo chodzi. mówią, że wszystko dobrze. idziemy do auta bardzo powoli. para leci z ust. zaczęły się przymrozki.
jedziemy przez miasto nocą. śpimy pod ostatnim kocem jakiego jeszcze nie spakowałam. zakładam Mu skarpetki, buty, bo upiera się, że pójdzie po świeże bułki na śniadanie. wtedy puka do drzwi lekarz.. że chciałby zbadać raz jeszcze.
zabiera więc Tate do szpitala. w dzień gdy za minut parę ma podjechać bus i mamy zmieniać swój świat.
wkładam mu na szybko do reklamówki szczoteczkę, piżamę, klapki.
On przeżywa, że jak to z taką reklamówką pojedzie. z reklamówką?? wyjścia nie ma. wszystkie plecaki spakowane.
spakowane było wszystko. został tylko czajnik, kawa, kubek i łyżeczka.
wychodzi. opieram się o drzwi, rozglądam po mieszkaniu.. i myślę.. uda mi się.
obdzwaniam znajomych. przyjeżdża szwagier. w godzinach popołudniowych staje w drzwiach 7 Taty kolegów. 7 wspaniałych.
przychodzą przyjaciółki. noszą, układają. humory dopisują. każdy pyta o zdrowie Twojego Taty.
walczą najdzielniej jak potrafią. dziewczyny myją podłogi, ściągają ostatnie obrazki ze ścian. odjeżdża kolejny transport.
w tym momencie staje w drzwiach Twoja położna, a moja przyjaciółka, z ogromnymi pizzami w rękach. odbieram w międzyczasie dziesiątki telefonów z oferowaną pomocą, z troską.
Okazuje się, że upadek z drabiny spowodował złamanie kręgosłupa, a lekarz błędnie odczytał zdjęcia.
Krząta się wokół mnie mnóstwo ludzi. Ktoś wnosi, Ktoś podaje, Inny odkurza. dla każdego nic nie jest problemem.
do jednego z Nich cichutko mówię „nie wiem jak ja się Wam odwdzięczę..?” odpowiada krótko „uśmiechem”.
myślę, że musiałby to być uśmiech Julii Roberts by był godny Ich pomocy. to taka gwiazda kina Tosiulku, z lat młodości Twojej mamy.
kiedy mieszkanie zostaje puste, w głowie przelatują zdjęcia z naszych dni tutaj. na szczęście zamieszanie nie pozwala się zamyślić na dłużej, bo inaczej wylałabym morze łez.
kiedy wszystko cichnie, a w najdrobniejszym kącie nie ma nawet kurzu, przekręcam klucz.
jest już noc. nogi odmawiają posłuszeństwa. wsiadam w auto i jadę do szpitala.
resztkami sił wchodzę na trzecie piętro. siadam na łóżku i biorę Twojego Tatę za rękę.
gładzi moją dłoń, całuje i mówi.. „o mój Puszku, ale masz zmęczone dłonie..”
a lakier na moich paznokciach zajmuje jedną czwartą powierzchni. 
szeptem opowiadam mu o ludziach. nie tyle o przeprowadzce, co o ludziach. o tych co nosili, co sprzątali, co jedzenie przywieźli, co dowcipami jak z rękawa, co autami pomiędzy domem a mieszkaniem, co dzwonili, pisali i chcieli nam pomóc przy opiece nad Tobą. opowiadam Mu co sobie przypominam. choćbym całą noc przy tym łóżku, to nie zdołałabym opowiedzieć wszystkiego co dobre nam się przytrafiło tego dnia. 
niezwykli ludzie nas Kochana otaczają. niezwykli.
widzę ból Taty. większy niż ból kręgosłupa jest ten, że nie mógł pomóc. że Go tam zabrakło.

wygania mnie do domu, bo wie, że jeszcze kawałek drogi przede mną, a ja wyglądam nienajlepiej.
schodze na dół i pukam do lekarzy. głośno Im komunikuję, że jak za chwilę nie dowiem się co z Tatą to zemdleję ze zmęczenia. odpowiadają, że za chwilę. łapię się na tym, że zasnęłam na stojąco. to weszłam i przemawiam.
– wie Pan, mam trzy ekipy budowlane w domu, przeprowadzkę, a mój mąż leży u Was i nie ma pojęcia co z Nim będziecie robić i kiedy. wypisaliście nas w nocy ze złamanym kręgosłupem, i gdyby nie to, że wyglądał na poczciwego człowieka i przyjechał zdezelowanym autem, to byśmy tego tak nie zostawili. więc proszę Was, pomóżcie mi. załóżcie Mu gorset i oddajcie do domu. niech leży, ale chociaż palcem pokazuje.. oddajcie mi Go do domu..
obiecali Kochana, że oddadzą.
ledwo nogami powłócząc wsiadam do auta. z trudem naciskam hamulec i gaz. 
po drodze wstępuje na budowe, bo nasz domek podczas przeprowadzki był jeszcze w trakcie wykończeń, ale obiecaliśmy opuścić mieszkanie nowemu właścicielowi. 
jest późna noc, w stercie worków, toreb, kartonów wyszukuję bieliznę i szczoteczkę do zębów.
wsiadam do auta. w radio leci piosenka. people help the people. najpiękniejsze zakończenie dnia.
jadę powoli i celebruję ten czas. i choć dojechałam, to długą chwilę jeszcze siedze i słucham.

śpię u  cioci Beatki. czeka na mnie z piżamą i ciepłą herbatą. 
to był dobry dzień Kochana. pomimo wszystko to był piękny dzień.
nie pamiętam jak się skończył. jak zasnęłam. nie pamiętam.

i kiedy zapytasz mnie.. „Mamo, jak to było z tą przeprowadzką” wrócimy do tego listu.
i choć w domku będziemy spać dopiero za kilkanaście nocek, to ten dzień był dniem przeprowadzki.
dniem pięknej przeprowadzki. z pięknymi ludźmi obok.

Kocham Cię Najdroższa.
Twoja Mama

P.S.  Tata już w domku. gdy wychodziliśmy ze szpitala rzekł..
– Jesteśmy szczęściarzami Puszku, mogło być o wiele gorzej..