Mikołaju…

Drogi Święty Mikołaju, z dalekiej, mroźnej Północy…
Jeśli lubisz mnie choć trochę… Tak, tak. Dobrze czytasz. Jeśli lubisz mnie choć trochę, bo na grzeczność moją trudno będzie liczyć. Wole handlować z Tobą w ten sposób i wyciągnąć tylko te karty. Choć przecież wiem, że asa nie mam w rękawie.
Ale może cokolwiek ugram. I ze swym worem mnie nie miniesz.
Bo zła nie byłam. Ale czy o to chodzi? Aby nie być tylko złym?
Bo mnie się zawsze wydaje, że rozchodzi się o jedno tylko – aby być lepszym.
Dla świata i dla siebie. Rozwijać intelekt, poprawiać tam gdzie gryzie.
Nie przyzwalać sobie na pochwałę przez brak złych czynów, a pochwałę stosować tylko czyniąc wiele, czy więcej dobrego.
Choć wiesz, u nas mawiają, że nikomu nie szkodzić to też dużo.
Ja bym powiedziała, że to nie tyle dużo, co podstawa.
Ile widzę i ile mogę, to robię. To pomogę. To załatwię. To zajadę. Zaangażuję się. Lubię się zaangażować. Czuję wtedy, że życie mam. Nie byle jakie.
Nie, proszę, nie dawaj mi zdolności większego widzenia. Już teraz rozsadza mi głowę.
Choć wydawałoby się, że prawe już przymykam…
Zatem Drogi Święty Mikołaju, zostawię Ci przy kominku pierniczka i kilka łyczków mleka. Marchew dla renifera.
Zanim wdrapię się na górę i odpłynę w sen głęboki, usiądę tu na moment i w ostatniej chwili powiem Ci co chcę…
Nie, nie bój się. Zdążysz zapakować wszystko co Ci napiszę. Jeśli mnie lubisz. Choć odrobinę. Lecz może bez zbyt dużej sympatii też się uda…
Bo wiesz… ja mam wszystko. Ja mam więcej niźli wszyscy Mikołajowie zdołaliby w swoich worach unieść. Rozumiesz? Tyle się mi dostało.
Chciałabym poprosić Cię o coś dla tych, których mijam, gdy przez życie idę…
Przynieś mi spokoju. Dam tym co na drodze się złoszczą. W kolejkach i przy reklamacji.
Spakuj w taki piękny, świąteczny acz stonowany papier.
Dołączę kartkę i napiszę – wiem, że o ten spokój trudno. Wiem. Nie urwałam się z choinki.
Ale jeśli tylko spróbujemy, do tego co autem nam wyjechał, do tego co telefon na infolini odebrał, uśmiechnąć się zamiast złościć, to poczujemy wartość tego podarunku.
Uwolniona złość rozlewa w ciele taki atrament, który brudzi nam komórki, żyły, organy…
I choć nam wydaje się, że już owa ciecz przepłynęła, gdy sączymy na kanapie wino, ona krąży jeszcze długo. Latami krąży. A i całe życie potrafi zatruć. I wino nie pomoże. Nie wypłuka.
Wyjechał nam autem? Ano wyjechał. Chciał czy nie chciał. Co złość zmieni?
Uśmiechnij się do niego. Czasami widzę za kierownicą tych co pyskują niemo w te szyby. Co rękami machają. Widzę te przekleństwa przerysowane. Ileż ja się do nich uśmiecham.
Bo tak bardzo mi ich szkoda. Tacy są w tej złości tragikomiczni. A przecież nie chcą tacy być.
Nie złość się też za wczasu. Poczekaj. Przyjrzyj się sprawie. Pochyl.
Ach! Wiem. Wtedy ma się ochotę powiedzieć – pieprzę pochylanie!
I bach! Atrament w ciało. Leci. Powoli wpływa do każdej kończyny. Serca. W dupę też potrafi wejść. Żadna z chorób nie wykończy bardziej. To największa zaraza. Złość.
O dziwo, zaraźliwa. Twoja złość może uruchomić lawinę kolejnych.
Nie potrzebne Ci maseczki i szczepionki. Ani amantandyna. Nie pomogą.
Lecz jest w tej chorobie coś niezwykłego. Że sami sobie możemy być lekarstwem.
Jest jeszcze więcej. Możemy być lekarstwem dla innych.
Zatrzymywać na sobie falę złości. Znacie to uczucie latania? Znacie?
Gdy Ktoś złością swą w Ciebie uderza, a Ty z tym spokojem pięknie do Niego mówisz. Miło i delikatnie. Ze zrozumieniem na Niego patrzysz, nie z pogardą.
Znacie to uczucie, gdy widzicie jak z Jego stalówki upada ta kropla na podłogę? A On ściera to chusteczką i odchodzi? A Jego ciała nie zalewa gęsty atrament?
Czy Wy znacie to uczucie? Jak wielkie potrafią być skrzydła człowieka, który wyhamował złość innego człowieka?
Jeśli Ktoś chciałby w życiu wzbić się do nieba, niech zacznie od tych ćwiczeń.

Dobra! Wiem, że nie masz czasu. No to pakuj dalej proszę.
Teraz weź ten najbardziej jaskrawy z papierów.
Muszą to dostrzec. Nie może przejść niezauważone.
Chęci. Całe jedne sanie mi tego zapakuj proszę.
A ja już piszę do tego bilecik. Postaram się krótko.
Chcę obdarować Cię chęcią. Nie do pracy, czy do gotowania, skoro gotować akurat nie lubisz. Chcę obdarować Cię chęcią do poszukiwania swoich pragnień. Chęcią odnajdywania swoich pasji. Abyś nigdy poprzez zniechęcenie nie szedł łatwą, wydeptaną przez wszystkich drogą. Idź swoją. Nie patrz na świat i jego wobec Ciebie wymogi. Nie, nie musisz być jak wszyscy, bo umierasz nijaki. Bądź według własnych pragnień i umieraj wyjątkowy.
Zacznij chcieć żyć odpowiedzialnie, dobrze, ale po swojemu.
Nie musisz iść gdzie wszyscy idą. Bo nikt nie obiecał, że droga tłumu nie prowadzi ku przepaści. Znajdź chęci do myślenia.


Wiesz, mam tak dużo próśb do Ciebie. Dobrze, dobrze! Już.
Bierz jeszcze proszę wiarę.
Szybko zanim renifery ruszą.
A ja skrobię.
Zacznijcie żyć z wiarą. I nie mówię o wyznaniu. Żadnym z nich.
Zacznijcie wierzyć w siebie, w ludzi, w dobro.
Przy porażkach podnoście się do góry wierząc, że wszystko ma swój cel.
Że bez dna nigdy nie wzbijesz się w górę. No bo gdzie nogami się oprzesz?
Musicie uwierzyć, że Im lepszy dla ludzi będziesz i dla tego co Cię otacza, tym piękniejsze życie przyjdzie Ci wieść. Że bez wiary w dobro przyjdzie Ci tylko zgnuśnieć.
I nie, nie… Nie tylko dla ludzi, którzy są mili dla Ciebie. Dla tych złych także. Te uczynki liczone są podwójnie.
Ile masz punktów?

Co? Oszalałeś Czerwony! Jak ostatnią rzecz tylko mogę?
I co ja mam wybrać?
Wrzucaj szybko! Zdrowie, pokorę, radość, ciekawość świata, empatię, wybaczenie.
Nie! Nie mów mi, że chce zbyt wiele. Kiedy chce się dla innych, to nigdy nie jest zbyt wiele.
I jeszcze proszę upchnij rozmowę.
Chce dać ludziom więcej rozmów.
Bo rozmowy mogą wszystko zbudować na nowo. Rozmowy mogą dać więcej niż wszystkie dary, które dziś pakowaliśmy.
(Tak wiem Mikołaju. Pewnie sapiesz pod nosem – Ja, tyś pakowała! Tyś!)
Rozmowy mogą wznieść nas w górę. Mogą pomóc odnaleźć właściwą drogę.
Mogą dać kolorowy notatnik zamiast szarego, pustego brulionu.
Ale mogą też tak wiele w człowieku niszczyć. Bo rozmowy są jak słowa. Różne.
Dlatego Mikołaju daj mi proszę dużo tych rozmów, abym mogła rozdać tym ,którzy rozmawiać nie potrafią. Którzy złych słów używają, którzy zbyt wiele ukrywają, którzy omijają wyjaśnień, którzy wolą się oddalić zamiast rozmówić…

Nie mogę więcej. No przecież widzę. Nie przepchasz tych worów przez komin.
Zostaw mi przed drzwiami.
Pójdę z nimi i tak w świat.
A wiesz, może zróbmy to inaczej… Masz tam tyle elfów i wróżek.
Niech te wszystkie dary w magiczny popiół zamienią, Kogo zobaczę, że potrzebuje, to niewidzialnym gestem po głowie go posypię.
Wiesz, czasami lepiej jak człowiek nic nie dostanie i sam na swoje bogactwo zapracuje.
Wtedy go nie traci. A że sypnę popiołem trochę. Nikt nie zauważy.
O to Cię zatem proszę.
Bo ja w swoim worku wszystko mam.
Mam nawet…. Ciiii…. Nachyl się proszę. Powiem Ci do ucha.
Mam nawet wiarę w Ciebie. I nikt mnie nie przekona, że jest inaczej.
Nikt mi tego z wora nie wyciągnie. Bede się mocno szarpać jeśli spróbuje.
Co ja gadam?! Głupstwa plote. Podziele się z Nim z wielką chęcią.
Podzielić się z Kimś wiarą w Mikołaja. To jest coś. Fajnego.
Wieczorem, po robocie, wpadnij do nas na kolację (albo na kielicha).
Otrę Ci pot z czoła. Nogi wyłożę na kanapie. Buty ciężkie zzuje Ci ze stóp.
Worek na dworze wytrzepię, reniferom siana naniesiemy.
I nic mi nie przynoś, wiara w Twoje istnienie jest dla mnie wszystkim.
Dzięki temu, jestem posiadaczką wszystkiego o czym zamarzę.



4 odpowiedzi na “Mikołaju…”

  1. Nikt tak nie pisze życzęn jak Ty Julia !! Od razu człowiek się zamyśli, do porządku przywoła i lepiej ten Milolajkowy dzień zacznie…

  2. Bardzo lubię grudzień i zawsze cieszę się gdy nadchodzi. Tak sobie myślę, że ten miesiąc ma w sobie wielką siłę i moc. Moc szczerego uścisku drugiego człowieka i siłę by przetrwać gdy niespodziewanie dostaniemy „z łokcia” od losu. Czasem tak jest. Ale trzeba się szybko otrząsnąć (bo za mroźno by tak leżeć i płakać 😉 )
    i być wdzięcznym za ludzi. Bo jak to pięknie kiedyś Jula napisałaś „Bez ludzi nie ma nic”. I ja jestem wdzięczna za tego bloga i Ciebie tutaj. Piszesz o prezentach od tego fajnego Gościa ale Ty nam tutaj też coś podarowałaś. Wielki wór zrozumienia i spokoju. Że wszystko jest ok. Trzeba się tylko zatrzymać.
    Dużo zdrówka dla Was :*

Skomentuj Sylwia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.