podarunki 46


Dzisiejsze podarunki mamy od pięknego, polskiego sklepu, z wybitnym asortymentem i profesjonalną obsługą. Jestem fanką perfekcyjnych przedsięwzięć i to jest właśnie takie.
Dziś mam zestaw nagród dla trzech osób. W skład zestawu wchodzi nawilżający krem Malina i Aloes, Mandarynkowy peeling do ust oraz jeden z trzech olejków do wyboru. Wszystko to marki Manufaktura Natura.
Więcej o produktach można poczytać na sklepie ekopolka.pl.
Zadanie konkursowe: zostaw w komentarzu odpowiedź na pytanie wymyślone przez Olę, właścicielkę Ekopolki  – „mnie się bardzo podoba, że często w tych Twoich konkursach jest tak sentymentalnie, emocjonalnie bardzo.. że czyta się chętnie wszystkie odpowiedzi, wspomina i wzrusza..  Ja na przykład baaardzo chętnie poczytałabym jak Dziewczyny wspominają pielęgnację swoich mam, babć, cioć, o czym marzyły w dzieciństwie, co podkradały z toaletek i łazienkowych półeczek, czego mamy używały od wielkiego święta, bo traktowały z namaszczeniem.. albo jakich naturalnych, samodzielnie przygotowanych kosmetyków używały ich mamy, babcie lub One teraz – czy same przygotowują jakieś napary, maseczki, albo parzą zioła i działają na urodę od środka.”

Wyniki konkursu pojawią się pod tym postem 12go sierpnia.
Przypominam, że do sklepu ekopolka jest kod  „EKOLATO10” nalicza -10% na wszystkie nieprzecenione produkty, ważny jest do niedzieli 12 sierpnia.

13.08.2018 wyniki:
Wybór ekopolki: 
Marta (Pielęgnacje mojej Mamy pamiętam głównie przez pryzmat mojej młodszej siostry…)
Wybór mój:
Magdalena Alamina (Ja miałam aż trzy kobiety…)
Kasia (Babcia wstawała skoro świt…)

niestety nie mogę wybrać więcej, ale urzekły mnie odpowiedzi Magdy (moja Babcia miała 105 lat), Zapach Babci (Przy usypanej czarnym żwirem dróżce…) i Natasha (Całkiem naturalnie i wiejsko…)

Dziękuję Wam za te wszystkie wspomnienia.

59 odpowiedzi na “podarunki 46”

  1. Zupełnie nie pamiętam pielęgnacji mojej mamy czy babci. Nie przypominam sobie żadnych specjalnych kremów czy maseczek. Sporadycznie widywałam babcię z ogórkami na oczach, gdy ktoś akurat robił jej hennę.
    Pamiętam za to popołudnia, gdy wracając ze szkoły z moją najlepszą przyjaciółką zbierałyśmy na łące kwiaty. Wszystko co się nawinęło pod nasze małe, pełne nadziei dłonie. Potem biegłyśmy do domu i urządzałyśmy sobie spa, nie znając jeszcze tego pojęcia (czy ktoś w ogóle w tamtych czasach wiedział co to spa??). Zalewałyśmy rumianek/mlecze/maki/trawę wodą. Rozkładałyśmy na tarasie ręczniki. Nalewałyśmy w najlepsze szkliwo kompotu z truskawek, po czym popijając „drinki” nakładałyśmy sobie te namoczone kwiaty na twarz i ciało. I rozmawiałyśmy, marzyłyśmy, śmiałyśmy się, aż kwiaty same zaczęły z nas odpadać. To była prawdziwa celebracja 🙂 I naprawdę wierzyłyśmy, że jesteśmy od tego piękniejsze, że skóra jakby gładsza, że teraz to nasze „dorosłe” życie będzie jak w tych wszystkich filmach, gdzie kobiety są takie kobiece, a mężczyźni tak się o nie ubiegają.
    Przyjaźń skończyła się wraz z przeprowadzką. Ale do dziś nakładając sobie maseczkę wspominam tamte słoneczne popołudnia, i tak bardzo chciałabym tam wrócić, poczuć tę beztroskę i czuć się jak taka „kobieca”

  2. No takkkkkk pytanie jak odpowiedz chyba muszą być długie:),chociaż sama nie przepadam za ich dlugoscią 🙂 Ja chyba pamiętam więcej niż Julia ,ale najbardziej utkwiły mi w pamięci perfumy Pani Walewska i Być może:) W czasach mojego dorastania na półkach nie było zbyt wiele ,ale te buteleczki miły inny ksztalt ,taki kobiecy .Pamiętam również puder sypki w takim pojemniczku jak gliniana doniczka ,bardzo mi sie to podobało ,zresztą do dzis mam sentyment do takich rzeczy ,staroci ,prawdziwego domu,Ale pamiętam też czasy Pewxu. Mama mnie tam czasem zabierała, można było poczuć się swiatowo i po samej wizycie człowiek stawał się piękniejszy wewnetrznie :)Puder marki Rimell wiele lat mi również towarzyszył , pózniej zbierałąm opakowania i buteleczki z Pewexu .Pamiętam,że byłam z Mamą w Gdyni i na dole w mrówkowcu też był ten sklep ,chodziłam tam codziennie nic nie kupując ale to poprawiałao mi nastrój:)Dzisiaj jest wszystko ale nie wiem czy potrafimy to docenic,cieszyc sie tym i czy lepiej miec mniej czy więcej:) a poczuc to wewnętrznie,bo ja pamiętem te uczucia do dziś:)

  3. Po pierwsze uwielbiam Twojego bloga. Nigdy się nie udzielam, nie umiem pisać tak ładnie ale …
    Po drugie, super włosy 😉
    Po trzecie, czytając tego posta przypominała mi się historia mojego dziadka.
    Końcówka lat osiemdziesiątych, moja ciotka przyjeżdża z walizką kosmetyków z Niemiec. Mama, babcia, sąsiadka, ciotki, wszystkie stoją wąchają, wymieniają się pudełeczkami. Babcia wzdycha, że to cud. Dziadek udaje, że jego to nie obchodzi. Wszyscy się rozchodzą do swoich obowiązków. W domu zostaje dziadek. Po kilku godzinach wraca ciocia i w krzyk: co tak śmierdzi !! jezu tato to ty ! dziadek spokojnie: tak, a wiesz próbowałem tego dezodorantu co tam przywiozłaś. Ciotka: ale tato to spray na muchy !

  4. Moją mamę pamiętam jako bardzo elegancją kobietę 🙂 nigdy nie wychodziła bez makijażu, nawet do sklepu 🙂 Gdzie ja kiedy nie idę do pracy, w ogóle się nie maluję 😛 Całe życie chodziła w szpilkach i do tej pory, a ma 66 lat nie potrafi chodzić w płaskich butach, musi mieć podwyższenie. Z jej kosmetyczki pamiętam lakiery do paznokci, cały ogromny zestaw, który mój tata przywiózł jej z USA. Jak patrzyłam kiedy męczy się z malowaniem paznokci, twierdziłam, że nigdy nie będę tego robić ! achhh jak myliłam się strasznie! 😀 I róż do policzków, taki bardzo intensywny. Z naturalnej pielęgnacji pamiętam żółtko jajka wcierane we włosy, zmieszane z sokiem z cytryny, picie naparu z pokrzywy i skrzypu 🙂 No i perfumy Pani Walewska, meeeega intensywny zapach!

    p.s. Julka! Zjawiskowo na tych zdjęciach wyszłaś :*

  5. Pamiętam moją mamę jako bardzo elegancką kobietę. Nigdy nie wyszła bez makijażu z domu, a buty nosiła tylko i wyłącznie na obcasie 🙂 (ja jestem jej przeciwieństwem – maluję się tylko do pracy i na wyjścia, a obcasy nakładam tylko na imprezę :D). Kojarzę przepiękny zestaw lakierów, który tata przywiózł jej z USA, takich kolorów nie miała żadna kobieta! Kiedy patrzyłam jak męczy się malowaniem paznokci, stwierdziłam, że nigdy nie będę tego robić! Achhhh jak się myliłam 😀 No i perfumy Pani Walewska – obowiązkowo! Do tej pory je wspomina 🙂 Meeega intensywny zapach!
    Z naturalnej pielęgnacji pamiętam żółtko z cytryną wcieranie we włosy, herbatki z pokrzywy i skrzypu.
    A babcia, myła się wodą (ale zimną) i ewentualnie krem Nivea 🙂 Nie wiem dlaczego, ale ja ciepłą wodą także nie dam rady myć twarzy 🙂

    p.s. Julka! zdjęcia twoje zjawiskowe!!! :*

  6. Pamiętam jak moja mama mówiła o swojej wczesnej młodości. Nie było szczoteczek do zębów, myły je palcem i sodą, bo pasty też nie było. Do twarzy stosowały krem Nivea. Był na wagę złota. Do włosów zbierały deszczówkę. Podobno były miękkie i błyszczące po takich płukankach. Z mojego dzieciństwa widzę moja mamę z papką w kolorze młotka na włosach 😆 to henna. Z tego co pamiętam to mama używała tylko maskary do rzęs i pomadki. To jej podkradałam namiętnie. Pamiętam też przepis na miseczkę do włosów która stosuje do dziś: żółtko jajka, sok z cytryny, nafta 😁

  7. Jak to bywa przy rodzinnym stole jest kilka historii, które opowiada się za każdym razem i wszytscy płaczą ze śmiechu tylko nie bohater opowiadania. Otoż w okresie dojrzewania walczyłam z silnym trądzikiem i mama postanawiała położyć mi na twarz specjalna maseczkę. Z tego co pamietam to był to mód, żółtko i oliwa a a na oczy przyłożyła świeżego ogórka. Zostawiała mnie leżąca na ławie w kuchni po czym wyszła, a jak wróciła ogórka już nie było – bo go zjadłam 😜 do dziś wszyscy się śmieją, że to był mój najsmaczniejszy ogórek w życiu bo z maseczką 🙂 pamietam, tez moją babcie wiecznie gotującą kartoflankę bo tylko kąpała się w kartoflance i robi to do dziś 🙂

  8. Mam niecałe 20 lat więc gdy byłam dzieckiem w sklepach było już całe mnóstwo kosmetyków toteż moja Mama a także i Babcia raczej nie traktowały ich z jakimś nabożnym sentymentem, chociaż Babcia zawsze chętnie opowiadała mi jak to ciężko było o jakiś kosmetyk gdy to ona była młoda i ile radości sprawiały te sprowadzane z Niemiec od kuzynki. Ale perfumy to już za to było coś na co zawsze patrzyłam ze swiecącymi oczami i o czym marzyłam po kryjomu. Wokół mojej Mamy zawsze bowiem roztaczał się niesamowity woal zapachów jak wokół najprawdziwszej damy! Ja za to tak przesiąkłam nimi że dziś chętnie korzystam z tych samych a jednym z moich ulubionych jest ten który dostałam od Taty a który moja Mama dostała od niego gdy dowiedziała się że jest ze mną w ciąży.. <3 Naturalne kosmetyki to też raczej coś co moja Mama podpatrzyła ode mnie niż ja od niej ale ja za to dzięki niej nauczyłam się że mniej znaczy więcej i wcale nie muszę nakładać tony makijażu by być piękna! Ba,nauczyła mnie że brak makijażu a nakładanie na usta szczerego uśmiechu to najpiękniejszy makijaż kobiety. Od Babci zaś nauczyłam się korzystać z ziół na wiele skórnych problemów 😉

  9. Konkurs niezwykle wzruszający i skłaniający mnie do refleksji. Nie pamietam widoków rytuałów pielęgnacyjnych nie pamietam ich nie ze względu na fatalną pamięć. Moja mama zdrowo się odżywiała prowadziła aktywny tryb życia i w całości poświęciła się roli mamy i chyba umknęły jej te piękne momenty spa i relaksacji. Teraz nadrabia zaległości używając jedynie naturalnych kosmetyków w minimalnej ilości stawia na nawilżenie i oczyszczenie jest piękna jest zdrowa i szczęśliwa wielki człowiek dla mnie ❤️

  10. Najczęściej moja mama powtarzala: najlepsza uroda to mydło i woda… a na ustach nosiła uśmiech. Na wielkie wyjście kosmetyki miała dwa: czerwoną szminkę firmy Celia i taką pomadę czarną do brwi. Nie pamiętam, czy rzęsy tym się też malowało.
    Jako mala dziewczynka poprawiałam sobie urodę tą pomadą nie raz… A i moj brat bliźniaczy blond brew podkreslił. Czarne pudełeczko, w środku lustereczko i taka maleńka szczoteczka… Ręce drźaly jak to pudełeczko się
    otwierało … Pomada zdarzało się, że zasychała i trzeba było ja uaktywnić. Kto pamięta jak? 😉

  11. Krem „Pani Walewska” 🙂 mama sama nas wychowywała. Było bardzo biednie, ale pamiętam, że co jakiś czas mama udawała się do „sklepu gospodarczego” i na półce w łazience pojawiał się zjawiskowo piękny (w moich oczach) słoiczek z kremem. Mieliśmy z bratem bezwzględny zakaz dotykania kremu. Czasami jednak mama pozwalała mi go trzymać, kiedy stała przed lustrem i zaczynała magiczny rytuał delikatnego wklepywania kremu w policzki. Mam to przed oczami: mama przed lustrem, czarno białe kafelki na podłodze w łazience i ja siedząca obok na pojemniku z praniem i marząca, że jak będę duża to wszystko będę miała w takich pięknych słoiczkach. Kremu „Pani Walewska” nie używam, ale miłość do pięknych słoiczków pozostała;)

  12. 🙂 wspomnienia… najpierw jest wiec łazienka babci… pachniała i była dla mnie zjawiskowa bo były w niej kremy, perfumy, odrzywki a szampon inny niż familijny… bo moja mama w tej dziedzinie była minimalistką absolutną! Żadnych balsamów kremów szamponów dwa w jednym o obłędnym zapachu cytrusów przywożonych od sąsiada… pamietam tez moje wprowadzenie w świat makijażu i pielęgnacji. Moja siostra podarowujac mi spóźniony prezent urodzinowy tuż przed polowinkami powiedziała poważnym tonem: musisz pamiętać o jednym. Żaden makijaż nie będzie piękny na zniszczonej skórze. Coby się nie działo, jakkolwiek zmęczona byś nie była musisz zmyć makijaż… w czasie studenckim nierzadko te słowa kazały mi stać nocą po imprezie w kolejce do jedynej łazienki by zmyć makijaż…
    Wspomnienia… asceza, kobiecość i dyscyplina…

  13. Pamiętam doskonale kilka must have mojej obecnie ponad 90 letniej babci, która mimo wieku niesamowicie dba o swoją urodę do dziś.
    Hitem czasów, kiedy sięgałam głową ledwo do babci antycznej toaletki z lustrami z przodu i po bokach był krem Nivea niebieski, mocna czerwona pomadka z Pewexu i perfum Pani Walewska. Tą pomadka razem z kuzynką, smarowałyśmy sobie usta i poliki robiąc „róż”, wyperfumowane Panią Walewska spedzałyśmy najlepsze lata naszego dzieciństwa. A potem krem Nivea służył nam nałożony grubą warstwą jako maseczka. Oczywiście ogórki na oczy były nieodzownym dodatkiem 🙂
    Pomyśleć, że będę to miała w pamięci, kiedy minęło z 25 lat.
    Pielęgnacji mamy już tak nie pamiętam.. każdy kosmetyk w ów czasach był zdobyty na wagę złota i mama chowała jak się dało … także trzeba było u babci się pielęgnować 🙂
    Obecnie jednak jestem jak najbardziej za naturalnymi produktami. Staram się nie mazać czym popadnie. Zwracam uwagę na skład nie tylko tego co jemy, ale także tego czym się smarujemy.
    Lubię ziołowe, owocowe czy kwiatowe produkty. Lubię mieszać sama jakieś mazidła używając różnego rodzaju czystych serum. Lubimy z mężem eksperymentować z ziołolecznictwem, doceniając coraz bardziej siłę ziół.
    Dzięki temu myślę, że wychodzi nam i dzieciom to zdecydowanie na zdrowie.

    Pozdrawiam serdecznie.
    Julio uwielbiam Cię czytać. Jeden jedyny blog, na który zaglądam regularnie i czytam od deski do deski 🌹

  14. Ja miałam aż trzy kobiety które mnie inspirowały kiedy byłam dzieckiem.Moja Babcia od strony taty,mama mamy i mama.Pierwsza babcia była wysoka niezwykle zgrabna ,miała czarne krótkie gęste i falowane włosy,pachniala niesamowicie Kwiatami ,skórę miała tak gładka jak aksanit i opaloną do tego .Babcia używała tylko nydla chyba bambino, ale jak ono pachnidło !! Do tego szamponu dla dzieci żółtego z kaczuszką i kremu gęstego w metalowej puszce chociaż krem chyba stał tam bo był prezentem nigdy go nie ubywało.Babcia myła się zawsze zimna wodą mieszkała na wsi,i zawsze jej szyja pachniała czystością tym mydełkiem i jakby kwiatem jakimś .Taki niesamowity zapach.Do włosów babcia używała tylko grzebienia i zmoczonych w wodzie rąk .Jej uroda nie potrzebowała nic więcej .Babcia od strony mamy była kobietą miastową ,miała trwała ondulacje włosy bląd ,płukanki ,perfumy,i dużo pudru na buzi,kreski na brwiach i czerwone umalowane usta.Byla piękna jak porcelanowa lalka Lecz mnie małe dziecko przerażała ,pachniała tak bardzo duszacą ,i zapach tej szminki taki sztuczny przyprawiał mnie o mdłości. Pamiętam że odmowiłam babci pocałunku w twarz i uklękłam i ucałowalam jej nogi były zimne i pachnące nie tak duszno.Moja mama zaś była jak Kleopatra ,każdy ranek zaczynała od makijażu ,podkład który kupowała na targu tani puder ,mascara cieńń i kredką co wcale nie sprawiało ze była kimś innym była poprostu kleopatrą . A wyglądała jakby kosmetkow używała najdroższych .Mocno podkreślała oko ,czesala włosy w kok lub rozpuszczała.Uzywała duszacego lakieru który tak psikał i miał na przezroczystej szklanej butelce fioletowa twarz . .Pozyczałam wszystkiego ,od kredki do brwi po pomadke w lekko brzoskwiniowym kolorze.Mama miała różna fajne kremy i raz jeden posmarowalam sobie twarz czymś co było w super pudełeczku a była to maść z jadem żmiji zatarłam oko i tak zaczęło palić !!!! Że przestałam na nie chwilowo widzieć ,na szczęście zmylam to wyplukalam i po kilku godzinach było już ok .

  15. Jeśli chodzi o naturalną pielęgnację to właśnie testowałem peeling cukrowo kawowy dostany od znajomej, wykonany u niej w kuchni. No cuuuuudo i ten zapach…. W mojej kuchni powstał dzisiaj balsam do ust z wosku pszczelego, miodu, masła shea, oleju kokosowego z dodatkiem witaminy E. I tak czas w kuchni mogę spędzać 😉

  16. Pielęgnację mojej Mamy pamietam głównie przez pryzmat mojej młodszej siostry. Mama zawsze dbała o skórę twarzy,do dziś ma taką aksamitną,gładką,promienną i ciepłą. Kiedy wykąpała moją siostrę, gładziła jej ciałko olejkami,później zwilżała wodą tetrową pieluszkę i starannie czyściła każdy zakamarek swojej twarzy,by wsmarować potem resztki olejków i balsamików dzidzi. To było takie bardzo scalające. Rzeczywiście jak zaczęłam się nad tym zastanawiać to właściwie dopiero teraz ten obraz mi wrócił. Mianowicie mama po kąpieli z ręcznikiem na głowie,starannie wklepywała krem na twarz,robiła to bardzo subtelnie i długo. Do tego zapach…widzę go na półce w toalecie Anais Anais przywieziony z Francji. Ten perfum był jak niemożliwa zdobycz a jednak marzenia się spełniły. Dziękuję Wam za przywołanie wspomnień 😘

  17. Moja mama miała mahoniowa trwałe i usta zmalowane na czerwono lub różowo. Najczęściej miała polskie kosmetyki, np. tusz do rzęs taki w kamieniu i szczoteczkę do tego malutka. To była sztuka tym się dobrze umalowac. Czasem miała też cudeńka z pewexu..Jedna paletę rozow do policzków pamiętam do dziś, bo miała srebrny brokat i mogłam się nim maznac na bal przebierańców czy Sylwestra.. Wtedy to był szczyt marzeń, przynajmniej moich. Miała też na półce Pania Walewska czy Być Może i namiętnie robiła różne maseczki na włosy. Najgorzej wspominam jajeczno-naftową, która mnie męczyła 🙂 Teraz na szczęście poszła z duchem czasu i jak jestem u niej, to podkrada moje kosmetyki. Jedynie szminki i błyszczyki nadal nieodmiennie w kolorach czerwieni i różu 😀

  18. Julia rewelacyjnie wyglądasz – kwitniesz kobieto ale chwal się tu nam gdzie takie piękne buty kupię?

    Mojej babci nie znałam więc tylko z opowieści mamy wiem że na zmęczone oczy zawsze przykładała okłady z rumianku lub latem kiedy był dostatek ogórków to już wtedy ogórkowe plasterki były w modzie. Moja mama też odkąd sięgam pamięcią lubiła ogórkowe plasterki i często jako mała dziewczynka ją naśladowałam a teraz sporadycznie jak mam chwilę na relaks w wannie to sama te ogóreczki na oczka wkładam. A zapach perfum mamy pamiętam do dziś bo były to popularne „Być może…” i nie ważne że wtedy prawie każda mama koleżanki miała takie ale była w tych perfumach jakaś magia że uwielbiałam się do mamy wtulać bo troszkę ten zapach przechodził na mnie. A ile to ja się biedna poparzyłam pokrzywami bo albo zbierałam do picia albo do płukania włosów mamie a efekty dalej są widoczne bo gęste i lśniące ta moja mamina ma dalej. Krem do twarzy lubiła nivea i dalej w jej domu znajdę tą granatową puszkę. Również od mamy mam sposób na stopy – to ona poradziła abym zaczęła stosować sól gorzką – siarczan magnezu który można zakupić w aptece – moczenie stóp w tej soli działa przeciwgrzybiczo – tak na stopy jak i paznokcie. Dodatkowo likwiduje brzydki zapach i usuwa zmęczenie.

    Julia gdzie takie piękne buty kupię?

  19. Niestety nie pamiętam żeby babcia opowiadała jakieś historię związane z kosmetykami z jej młodości. Szkoda że nie mam szansy jej już zapytać 🙁 Następnym razem zadam wasze pytanie mojej drugiej babci chociaż ona jest nieco młodsza.

    Jedyna kosmetyczna rzecz, którą mówiła moja mama to „teściowa zawsze mówiła że niebieska Nivea jest najlepsza”. Raz też po obejrzeniu kasety ślubnej moich rodziców i zdjęcia z tej uroczystości, zobaczyłam że mama miała poprostu pomalowane oczy na dolnej linii czarną kredką i nałożony jakąś różową świecącą się szminkę. Jak zapytałam kto jej to zrobił to powiedziała, że sama i że kiedyś to się nie chodziło do kosmetyczki (przynajmniej na wsi). I to by było na tyle. Myślę że to kwestia tego że jestem młodą osobą i nie myślałam kiedyś zeby zadawać pytania babciom a teraz już nie mam takiej okazji.

    Dziękuję za to pytanie bo mogę przeczytać sobie komentarze innych i zobaczyć jak to było 💖💖

  20. Ja też pamiętam krem Pani Walewska i takie cóś fioletowe ,którym Mama farbiła włosy.Piękny był ten kolor w buteleczce..i dziurawiec po łąkach zbierałyśmy,mimo,że już w mieście zaczęliśmy mieszkać
    .Jaa długo nie używałam kosmetyków…dziewczyny miały toniki,antypryszcze i jeszcze inne cuda ,a ja jakoś tak z tym kremem Nivea…Teraz ciężko mi coś znaleźć(trądzik różowaty),szukam,próbuje,na razie żadnej poprawy…z ecopolki Yope kupujemy namiętnie,chłopcy bardzo zadowoleni!pozdrawiam!!!

  21. A ja nie mam zbyt wielu wspomnien w tym zakresie za to jedno,ktore zawsze mnie rozczula-gdy moja mamcia,ktora uzywala zawsze do makijażu oczu czarnej kredki przyszla owa kredka na balik w bodajze czterolatkach gdy byla przebrana za Pippi zrobic mi piegi na buzi:)i z tego baliku mialam takie mega radosne zdjecie:)

  22. Och….ten konkurs poruszył jakąś czułą strunę w moim sercu. Już prawie zdążyło zblednąć to wspomnienie, którym chciałam się dziś podzielić. Aż do teraz bo wróciło z wielką siłą i wlało ciepło w moje serce. Już za to chcę organizatorkom konkursu podziękować:) A o czym mowa? Otóż czytając pytanie konkursowe od razu przypomniały mi się gorące letnie dni i ogród babci. Ogród był kolorowy, trochę szalony, niepoukładany. Tu malwy, tam ostróżki, pod płotem biały bez uginał się od ciężkich kwiatostanów, a spomiędzy dzwonków i aksamitek wychylały się czerwone jak usta poziomki. Były nawet konwalie, a do pięknych fioletowych kwiatów, których nazwy już dziś nie pamiętam przylatywały maleńkie kolibry. Z jaką fascynacją obserwowałam te szaleńczo bijące skrzydełka! Dookoła bzyczały pszczoły, a powietrzu unosił się ciężki zapach ziół. Babcia sama je suszyła i przyrządzała napary. pamiętam doskonale cały ceremoniał towarzyszący zbiorom. Babcia rozkładała mi koc pod gruszą, a dla siebie brała mały stołeczek i wiklinowy koszyk, w którym układała zioła. Wiązała je w małe pęczki, które potem suszyły się w komórce pod sufitem. Ale najpiękniejsze w tym wszystkim były babcine opowieści o ziołach i ich działaniu….że to jest dobre na żołądek, tamto poprawia wygląd skóry, a jeszcze inne rozjaśnia włosy. To były moje pierwsze lekcje dbania o urodę. Babcia miała ogromną wiedzę o lekach i upiększających specyfikach przyrządzanych z ziół. Tak mi było dobrze na tym kocu, wśród kwiatów i natury. To były magiczne opowieści i magiczne chwile, tak bardzo żal że byłam zbyt mała by je zapamiętać. Dziś już nie ma tego ogrodu, tej gruszy, nie ma też z nami babci. Kolibry już nie przylatują do kwiatów. I tylko w sercu pozostaje tęsknota za tamtymi dniami, ale też najwspanialsze wspomnienia z dzieciństwa.

  23. Hmmm… totalnie nie pamiętam kosmetyków mojej mamy:( Pamiętam za to Babcię i jej krem różany… To taki mój zapach dzieciństwa…lata… Pamiętam jak siadała przy stole, stawiała lustro i delikatnie wklepywała krem w buzię, a potem tak bardzo się zamyślała… I właśnie do mnie dotarło jak bardzo smutne miała oczy… Tęsknię za Nią:(:(

  24. Babcia wstawała skoro świt i myła twarz wodą ze studni, którą już dziadek zdążył wnieść do kuchni. Do kąpieli używała szarego mydła. Myła nim też swoje długie siwe włosy. Jako, że rodzice pracowali, to ona przejęła całkowitą dzienną a czasami i nocną opiekę nade mną i moim bratem. Moje kręcone włosy myła żółtkiem jaja kurzego a kiedy krzyczałam przy rozczesywaniu włosów, smarowała je na noc masłem. Potem mama zwlekała mnie w nocy z łóżka, myła mi głowę żółtym szamponem Bambino, bo spać przy mnie nie mogła… masło i włosy to słabe połączenie😉
    Mama używała perfum „Być może…” ale tylko na większe wyjścia. W twarz od czasu do czasu wklepywała krem Pani Walewska w takim atramentowym słoiczku. A brwi malowała szczoteczką, którą śliniła i maczała w taką czarną bryłę tuszu. Do powiek miała jeden zielony cień. I perłową pomadkę do ust. Paznokci nie malowała.
    Ale kiedy z Warszawy przyjeżdżało wujostwo, kosmetyczka cioci skrywała prawdziwe skarby. Podkradałam jej podkład w tubce Dr Eris, nawet wyciskałam do słoika po dżemie, by mieć na zapas. Perfum miała dużo, mówiła, że to francuskie. Zostawiała mi zawsze jakieś. Pomadki malinowe, nieziemsko pachnące i lakiery. Malowałam sobie jeden paznokieć i kiedy szłam do koleżanek, starałam się wszystko robić tą ręką, na której mienił się w słońcu perłowy lakier. Och, co to było za szczęście… I pamiętam u cioci bieliznę Triumph. I markę Telimena. Ciocia tak bardzo nie pasowała do tej naszej wsi zakurzonej ale na jej przyjazd czekałam z wypiekami na twarzy i z czystym słoiczkiem po dżemie😉

  25. W dzieciństwie podkradałam mamie i babci szminki. Im bardziej różowe i jaskrawe tym lepiej 😀 Malowałam nimi siebie oraz wszystkie lustra w domu, na szczęście ściany zostawały całe. Pewnie stąd wzięła się moja wielka miłość do szminek każdego rodzaju. Podkradałam również cienie do powiek, ale nie malowałam nimi siebie a kolorowanki! Jeśli chodzi o pielęgnacje to pamiętam pastę do zębów oraz maść ziołową babci na wypryski, maseczke babci z siadlego mleka/śmietany na poparzenia słoneczne oraz picie dużej ilości wody! Zawsze mnie obie do tego namawiały, i mama i babcia.

  26. Tak pamiętam. Moja Babcia kremowała się Panią Walewską i bardzo podobało mi się to szklane, chabrowego koloru opakowanie przed którym czułam jakiś respekt. Stało on na toaletce w sypialni przy lustrze, pewnie bałam się żeby nie potłuc. Babcia miała sypialnię z takim prawdziwym drewnianym łóżkiem, wykrochmaloną, haftowaną pościelą i toaletkę. Druga Babcia też używała kremy ale nie kojarzę jakie, zawsze miała pokremowaną twarz na noc i stopy też. Z kolei Moja Mama stosowała krem Nivea i jego zapachu nie zapomnę do końca życia, teraz stosuje inne kremy, ale Nivea zawsze będzie mi się z nią kojarzył. Nie lubiła i nie lubi pomadek, ale usta zawsze smaruje kremem Nivea.

  27. Moja babcia miałabym 105lat,nigdy nie zapomnę jak opowiadała o swojej przeszłości…
    Jej mama Felicja i tata Stefan byli bardzo rygorystycznymi rodzicami trzech córek.Moja babcia Eugenia była najstarsza z nich…
    „Wreszcie przydarzyła się okazja do małego szaleństwa-odpust w sąsiedniej parafii miał być już za tydzień,a tatko Stefan zachorował.Mateczka powiedziała, że możemy się wybrać we 3, piechotą.Sukienki -moja płomienna, Wandzi niebieska,Irenki w malwy.Przerabiane,koronki doszywane.Nikt tatka nie opłakiwał, wszystkie się szykowałysmy.Kawalerowie przyjechać mieli.i wtedy zrodził się ten plan…by jeszcze piękniejszą być.By serce Dziedzica zdobyć.Palma wielkanocna owinięta bibułą czerwoną … Bibuła pod pazuchę.I ten burak co na słońcu przepołowiony,w chustkę owinięty.Niedziela.Ruszamy, już las minąwszy burakiem poliki smarujemy,usta bibułą ślinimy.A chichoty przy tym.A takie piękne się czujemy.Tylko pot po czole płynie,tylko nogi zakurzone.A potem jakby wzrok ojczulka czujemy… jakiś żal serce ściska.Trzemy poliki, usta oblizujemy.Tatko i tak mówił, że my najpiękniejsze… „

  28. Ja pamiętam że zawsze na naszej półce w łazience stał tonik i mleczko do demakijażu zatem moja mama stawiała na oczyszczanie i to mi chyba zostalo do dziś kosmetyk do demakijażu plus tonik to moja codzienna rutyna bez której nie wyobrażam sobie pielegnacji:) w dobie trądziku używałam wewnętrznie jak i zewnętrznie oleju z wiesiołka i czarnuszki:) pamiętam jeszcze jak mama przemywala oczy mojej młodszej siostrze naparem z rumianku który jak się potem dowiedziałam ma cudowne właściwości i jak uwielbiam rumianek pić tak jako tonik sprawdza się równie dobrze: koi, łagodzi podrażnienia i ten zapach:) Natura to słowo klucz bo żeby nie oleje, nasiona, kwiaty, ekstrakty czy mielibyśmy teraz taki wybór kosmetyków naturalnych? Szanujmy dobroci jakie daje nam natura:)

  29. Moja babcia miałaby 105lat,nigdy nie zapomnę jak opowiadała o swojej przeszłości…
    Jej mama Felicja i tata Stefan byli bardzo rygorystycznymi rodzicami trzech córek.Moja babcia Eugenia była najstarsza z nich…
    „Wreszcie przydarzyła się okazja do małego szaleństwa-odpust w sąsiedniej parafii miał być już za tydzień,a tatko Stefan zachorował.Mateczka powiedziała, że możemy się wybrać we 3, piechotą.Sukienki -moja płomienna, Wandzi niebieska,Irenki w malwy.Przerabiane,koronki doszywane.Nikt tatka nie opłakiwał, wszystkie się szykowałysmy.Kawalerowie przyjechać mieli.i wtedy zrodził się ten plan…by jeszcze piękniejszą być.By serce Dziedzica zdobyć.Palma wielkanocna owinięta bibułą czerwoną … Bibuła pod pazuchę.I ten burak co na słońcu przepołowiony,w chustkę owinięty.Niedziela.Ruszamy, już las minąwszy burakiem poliki smarujemy,usta bibułą ślinimy.A chichoty przy tym.A takie piękne się czujemy.Tylko pot po czole płynie,tylko nogi zakurzone.A potem jakby wzrok ojczulka czujemy… jakiś żal serce ściska.Trzemy poliki, usta oblizujemy.Tatko i tak mówił, że my najpiękniejsze… „

  30. Jedyne co pamiętam to mamę jak szła do koleżanki golić sobie brwi 😀Ani babcia ani mama nie robiły maseczek, bynajmniej nie pamiętam😀 Za to ja co trochę eksperymentuje jak nie z cukrem,olejem kokosowym i kawa (peelingi)😀Tak raz drożdże na twarz,raz płatki owsiane zmielone z miodem i woda,zależy co nowego wyczytamy😀Awokado i woda z ogórków też szło w ruch oraz „parówki” z wody i ziół na twarz😀 Jak to mówił Ajurweda z tego co dobrze pamiętam?”…nie nakładaj na ciało niczego, czego nie możesz sam zjeść..”Ps.Chyba dobrze zacytowałam😀

  31. Mama mojej Mamy… Babcia Wicia. Wiktoria (dziś to takie popularne imię, btw, ale niegdyś nie było takie cool chyba). Najpiękniejszy człowiek, jakiego znałam. Urodziła i wychowała… piętnaścioro dzieci. I do pracy jeszcze chodziła o 4 rano. Nigdy nikogo nie skrzywdziła jednym słowem, nie słyszałam, zeby kogoś obgadywała, pracowała w trudzie czoła przy dzieciach, w pracy, w ogródku. Robiła bigos „myśliwski” – bezmięsny, oczywiście, bo przy tej ilości dzieci nie stać jej było na kawałek mięsa. Mówiła, że w tym bigosie mięso jest jeszcze w lesie 🙂 Do dziś pamiętam jego smak. Pamiętam jej toaletkę w stylu art deco z otwieranymi po bokach lustrami, starymi jak świat. Uwielbiałam się w niej przeglądać, choć kosmetyków tam było jak na lekarstwo. Szczerze to pamietam jedynie kredkę do oczu i brwi. No i biżuterię… Grzebałam w niej godzinami. Babcia odeszła w 2013 roku, a równy, co do dnia, rok później ja zostalam mamą, po trzech latach starań o dziecko. Nie wierzę w przypadki…

  32. Kiedy wspominam moją ukochaną babcię, urodzoną w 1919r. widzę jej toaletkę, na której przez całe moje dzieciństwo i późniejsze lata stoi oczywiście krem Nivea w niebieskim pudełku, używany od młodości, szczotka do włosów z naturalnego włosia. Z kolorowych kosmetyków babcia miała szminkę czerwoną na wyjątkowe okazje, kredki do ust w odcieniach różu i beżu, kredkę do brwi i oczu oraz puder Coty w kartonowym okrągłym opakowaniu w pomarańczowe kwiaty. Przez kilkadziesiąt lat firma nie zmieniała tego pudełka. Dzisiaj, niestety jest plastikowe. Ten puder miał wyjątkowy dla mnie zapach i był obiektem największych marzeń. Na szczęście mam dwa puste opakowania i lubię je otwierać i przypominać sobie zapach, który z biegiem lat ulotnił się. Babcia myła twarz wodą i mydłem, na koniec spłukiwała ją zimną wodą i delikatnie osuszała ręcznikiem. Strofowała mnie, kiedy wycierałam twarz, a nie delikatnie punktowo osuszałam ją. Nie pozwalała dotykać twarzy brudnymi rękami. Miała też haftowany woreczek, w którym trzymała suszone kwiaty rumianku. Służyły do robienia odkładów na oczy lub herbatki. Woreczek ten jest jednym z moich największych skarbów. Pamiętam też, że robiła masaże podbródka, oklepwyła go palcami oraz masowała brzuch oszczypując go. Wspominała, że nigdy nie miała pryszczy, nie miała też cellulitu. Urodą przypominała hollywoodzką aktorkę Barbarę Stanwyck i była bardzo szczupła, a jednak miała kompleksy i trudne doświadczenia życiowe, zwłaszcza wojenne…Na szczęście we wszystkim potrafiła zachować umiar i dystans. Lubiła spotkania towarzyskie, ale nie jadła i nie piła alkoholu za dużo. Dużo spacerowała i pracowała na działce. Lubiła piękne przedmioty, kwiaty, obrazy, sama malowała, ale nigdy nie miała zbyt wielu rzeczy, bo powtarzała, że po utracie wszystkiego po Powstaniu Warszawskim nie warto przywiązywać się do rzeczy materialnych. Jej podejście do życia, umiłowanie prostoty, ale też i piękna są dla mnie bezcennæ inspiracją. Sama mam wysuszoną i problematyczną cerę. Choruję na Hashimoto i wciąż szukam optymalnej pielęgnacji, kosmetyków i zauważam już jak cały styl życia, racjonalne odżywianie i naturalna pielęgnacja mogą mi pomóc wrócić do zdrowia.

  33. Moja mama miała włosy do kolan. Kruczoczarne i w koczek zawsze związane, bo przy pracy wygodniej tak było. Płukała je w occie, stąd tak się błyszczały. Zawsze powtarzała, że szare mysło i krem oliwkowy jej wystarczą do pielęgnacji. I „serwatka” raz na jakiś czas. Maślanką przemywała. I na oczy torebki po herbacie rumiankowej kładła. Z siostrą się stukałyśmy w czoło, bo my to im bardziej się pieni i lepiej pachnie (chemikaliami się okazało, jak już człowiek dorósł i zmądrzał) tym lepiej.
    I coś w tym musiało być, bo nawet w wieku 72 lat, poryta zmarszczkami mama ma skórę jak u dziecka. Nigdy pryszcza nie widziałam. Ani naczynka pękniętego. Do makijażu używała szminki tylko, kreski pod oko i mascary. I klipsy w uszach, bo przebić sobie nie dała.

    I wiesz jedno jeszcze powiem. Bo ja ze wsi pochodzę i będąc szczenięciem do miasta chciałam, highlife’u. Fastfoodów. Drogich marek i shopping mallów. Wszystko co wiejskie to obciach był. A teraz, na wieś mi się chce. Warzywa od miejscowego rolnika. Ogóreczki kiszone takie jak mama robiła to w żadnym sklepie nie dają. Wolny weekend tylko z dala od miasta. I te Twoje konkursy to mnie zawsze na wspominki biorą. I dziwię się sama, że ta wieś to jednak wcale taka obciachowa nie była. I choć ciężko było nie raz, to teraz mam co wspominać.

  34. Moja babcia miała żelazny zestaw kosmetyków, które zawsze stały na toaletce.
    Perfumy „Być może” kupowane w kiosku tuż za rogiem.
    Krem w fioletowym słoiczku „Pani Walewska” . Jak krem się skończył to babcia ten słoiczek myła i dawała mi go. To był cudowny prezent dla mnie, miałam pachnące puzdereczko na jakieś kamyki i inne dziecięce skarby. Krem „Pani Walewska” był do twarzy. Resztę ciała traktowało się kremem Nivea, jeśli była taka potrzeba.
    Szampon pokrzywowy Polleny. Słabo się pienił i słabo pachniał. Ale darmo było w nim szukać parabenów, a włosy jak się pięknie układały. Raz na tydzień na głowę żółtko z olejem rycynowym babcia kładła. Owijała głowę jakąś siatką i ręcznikiem i tak siedziała ze dwie godziny. A potem spłukiwała to wszystko piwem.
    Mydło „Biały Jeleń”.
    A do teatru szminka marki Celia, lekko czerwona.

    Moja babcia w wieku 80 lat miała wciąż gładką buzię i gęsty, piękny warkocz.

  35. Zawsze kiedy przyjeżdżalam do babci i się z nią witalam czułam delikatny zapach jej włosów, prawdopodobnie umytych szsmponem familijnym 🙂 i lekko klejąca się ale jakby akamitną skórę twarzy, która była posmarowana zapewne kremem nivea. Nigdy nie zapomnę tego wrażenia. Poza tym pamiętam, że babcia stosowała płukanki z pokrzywy na włosy i maseczke z żółtka. Przemywala twarz naparem z rumianku a przy przeziębieniu wokół nosa smarowala skórę maścią tygrysią. Fuj 🙂 Pamiętam to malutkie, metalowe, czerwone opakowanie z żółtą zawartością do dziś, które śmierdziało mi okrutnie 🙂 Perfumy Pani Walewska też miały swoje miejsce na półce ale używane były głównie w niedzielę lub na jakieś rodzinne okazje 🙂
    Moja mama natomiast najbardziej kojarzy mi się z maseczka na twarzy z białka jajka. Do dziś jest to jej ulubiona maseczka bo jak mówi ma ładnie napięta i ujedrnioną skórę. I chyba coś w tym jest bo wygląda na młodszą niż mówi metryka 🙂
    Moja ciocia z kolei była już bardziej światowa 🙂 Pamiętam jak przywiozła sobie z Londynu różne kosmetyki i dla mnie hitem była maseczka peel-off. Nie mogłam pojąć jak to działa i jak ją zdejmowala to myślałam, że zrywa sobie skórę 😀 To właśnie jej podbieralam najczęściej różne kosmetyki bo miała ich trochę ale najbardziej lubiłam po prostu oglądać te wszystkie słoiczki i wąchać ich zawartość.
    Ostatnia rzecz jaką zapamiętałam i która dotyczy mojej osoby to moje problemy z cerą w podstawówce i stosowanie maseczki z drożdży i mleka polecanej przez mamę. Zapach dla mnie wtedy okropny ale najgorsze było jak mama kazała mi pić te drożdze, bo wiadomo od wewnątrz zadziałaja lepiej. Nie pamiętam co jeszcze było w tym specyfiku ale był dzień kiedy wypiłam je rano przez szkołą i fermentacja zadziałała bo miałam bardzo dobry humor przez parę godzin 😀

  36. Przy usypanej czarnym żwirem dróżce prowadzącej do kamienicy na Reymonta rosną płaczące wierzby i jarzębiny. Budynek stoi w odległości kilometra od starej, drewnianej szkoły, która lada dzień ma stać się grożącym zawaleniem nieużytkiem, by jej uprzednią rolę przejął konglomerat wybetonowanych konstrukcji, postawiony zgodnie z wytycznymi organu nadzorczego – mojej babci.

    Nowa szkoła stanęła w miejscu, które jeszcze chwilę temu świeciło z kuchennego okna w kamienicy bezmiarem melancholii, na wzór kazachskich stepów. A na teren obecnego boiska dziadek wypuszczał kury.

    Babcia co rano kroczy do pracy dziarskim krokiem, na fundamencie butów na słupku i szczodrej samooceny, uśmiechając się do ludzi, bez poczucia wyższości, a z dojmującą radością z kolejnego dnia, w którym ma do odegrania ważną rolę, sprawiającą jej niespożytą frajdę.

    Babcia pachnie. Najpiękniej na świecie. Sumą olfaktorycznej alchemii, z połączenia dbałości o siebie, pracowitości, entuzjazmu, głodu wiedzy, sympatii do ludzi, wdzięczności. Pachnie zdecydowanym, mądrym przywództwem, a w tym samym czasie miękkością, delikatnością, poczuciem bezpieczeństwa i miłością do dziadka.

    Kamienica na Reymonta skrywa tajemnice i zapachy, których nie da się zapomnieć. Działają stymulująco, zniewalają mitycznym potencjałem, fabularyzują mi dzieciństwo, uodparniając na spotkanie z nieznanym.

    Babcia mieści w sobie nonkonformistyczną mieszankę świadomie wybieranych wartości, z pozoru kontrastujących, tymczasem nic się ze sobą nie kłóci. Pod charyzmatycznym patronatem autorki, projektantki własnego życiorysu, niezmierzonej inspiracji.

    Zdjąwszy fartuch umazany składnikami ciasta makaronowego, szoruje na kolanach podłogi, a potem tak samo skrupulatnie, dynamicznie naciera ciało mydłem w kostce, smaruje usta karminową szminką i spryskuje szyję perfumami, przy użyciu bladoróżowej pompki w gruszce, chyba obszytej muliną. Chwilę potem w eleganckiej sukience siedzi na klepce, tuląc usmarkanego w rozpaczy mojego brata, a potem z radością relacjonuje dorosłym, jak jej kilkuletni wnuk, w akcie protestu przeciwko oddaniu w inne ręce jednego z przygarniętych psów, dąsa się i wzbiera w nim bunt, owocując buraczkowym kolorem głowy, a następnie wyskakuje z domu, zbiega po schodach, otwiera drzwi na ganek i z całych sił krzyczy do odjeżdżających z czworonogiem: GÓWNO. Gówno, powtarza, już z wyraźną ulgą, biegnąc z powrotem, w górę po schodach, obok mieszkania pani Melanii, skąd pachnie gotowaną włoszczyzną, przyśpiesza przy drzwiach sąsiada, który nigdy się nie uśmiecha, więc się go boimy, by wreszcie paść w ramiona babci, pękającej z trudem powstrzymanego chichotu i rozległej dumy.

    Mieszkanie w kamienicy na Reymonta pachnie wolnością. W jednym pokoju kisi się pasja muzyka, wystukującego dźwięki na klawiszach pianina i akordeonu, trącego smyczkiem po strunach kontrabasu. W drugim pomieszczeniu zapach skór, futer, olejów maszyny i mydła krawieckiego miesza się z wonią rosnących piskląt, które hoduje dziadek. I jeszcze sypialnia, z szafą, w której wisi słynna „sukienka do trumny”, przy użyciu której babcia oswaja nas z ostatecznością, z oknem na ośrodek zdrowia, z łóżkiem małżeńskim i toaletką. A na niej flakon perfum, maleńkie, czerwone opakowanie tygrysiej maści na ból głowy, puder, kremy do twarzy, pudełko z biżuterią i okulary w bladobrązowej oprawie, wyprodukowane przez Śląskie Zakłady Mechaniczno-Optyczne OPTA.

    W sypialni pachnie najpiękniej. Gdy śpimy u babci, po kąpieli wskakujemy z bratem na pierzynę, która sapie pod naszym ciężarem, wydzielając zapach babci. Babcia stoi przy toaletce, ze zmytym już makijażem i zaczyna rytuał wieczornego wklepywania kremów. Nigdy nie smaruje, zawsze wklepuje, stukając palcami w policzki, w czoło, chyba trochę za mocno, myślę. Leżymy pod puchem, wierzgając figlarnie kończynami, w oczekiwaniu, aż babcia, w bawełnianej, prążkowanej koszuli nocnej, lekkim krokiem przyjdzie i nas mocno przytuli.

    Dzwonię do niej, bo nie mogę sobie przypomnieć, jakich kremów, perfum, używała. Pamiętasz? Śmieje się. A pewnie, że pamiętam. Jak się nazywały, pytam nieco napastliwie, niczym dziennikarz śledczy. Nadal się śmieje. Lubię te twoje pytania, odpowiada. To temat na dłuższą rozmowę, zbywa mnie. Ale wiesz, powiem ci, o czym myślałam przed twoim telefonem. Na urodziny zadzwoniła do mnie z życzeniami pani Helena, była nauczycielka, kojarzysz ją? Powiedziała, tak ciepło, że to dla niej niezwykłe, jak lgnęli do mnie ludzie. I że ona zawsze liczyła się z moim zdaniem. To mi, kochana, przysporzyło nieopisanej, błogiej zadumy. Zawsze lubiłam się wyróżniać. Być sobą. We wszystkim, co robiłam. Byłam nieźle ubrana, używałam kosmetyków, ale wiesz, najważniejsze było dla mnie słuchać ludzi. Obce osoby zwierzały mi się z największych sekretów. A to były ciężkie, podłe czasy, kochana. Dlatego myślę, że najlepsze, co miałam na zewnątrz, co było widać, dla świata, to twarz, która słucha.

    Słucham babci, a mój krnąbrny mózg, celem odskoczni lub zmęczony upałem, w kółko przewija psią scenę z krótką rolą mówioną brata. Toteż zamiast lotnie naszą rozmowę spuentować lub chociaż oddać się milczącej deliberacji, ledwo powstrzymuję się przed ordynarnym parsknięciem. W końcu pytam babci, czy pamięta ten „gówniany incydent”. Oczywiście, odpowiada. Niewiarygodne jest to, że następnego dnia od wywózki pies uciekł nowym właścicielom, wracając do kamienicy na Reymonta, dopowiada z ożywieniem. Pewnie po zapachu!

  37. Pochodzę z malutkiej wioski na samiusienkim wschodzie polski. Kiedyś stał tam dwór, taki prawdziwy z hrabiną i hrabianką… I moja babcia jako nastolatka została niania tej dziewczynki. Pamiętam opowieści o pięknych sukniach o mydelkach z płatkami róż sprowadzanych z francji. (Pamiętam też te drastyczne opowieści wojenne)
    Pamiętam maleńka kryształowa buteleczke schowana w metalowej skrzyneczce wraz ze zdjęciami.. jak to pięknie pachniało teraz myślę że to bylo jakies połączenie drzewa sandalowego i jaśminu.
    Moja babcia to była bardzo pracowita kobieta nie była ani nadwyraz elegancka ani wyniosla. W chustce na glowie na codzień i takiej z koronki od święta. W szufladach chwała mydełka i lawenda suszoną by ubrania pięknie pachnialy.
    Miala idealnie gładka skórę. Codziennie rano myla twarz maslanka (woda która zostawala po ubijaniu masla). Pamiętam jak dolewala nam kozie mleko do kąpiel i i sypala suszone kwiaty nagietka.
    Zbieralysmy razem rumianek, nagietek, swazybabe (żółty proszek z tego kwiatu ratował niejedną niemowlęca pupę od odpazen).
    Babcia rozcierala owoce malin na dłoniach, zbierala kwiat lipy i morwy, gotowala nam pędy malin gdy bylysmy chore i suszyla jagody.
    Moja mama to już czasy kremów w pewexie i czerwonej pomadki, słodkich perfum i niebieskiego cienia do oczu.
    Moja babcia zmarła mając 98 lat jej twarz do samego końca była delikatna jak aksamit.

  38. Większość z nas ,piszących komentarze, urodziła się pod koniec lat 70tych i początku 80tych… Nivea, pomadki Celia itp.wiec nie będę się powtarzać. Dodam tylko, że dzisiejsze młode kobiety mogą się dużo nauczyć od swoich mam i babć. Dysponują wszystkimi cudami kosmetycznymi świata,a często to zbyt mało. Niestety żaden kosmetyk nie pomoże jeśli w duszy i sercu nie ma uśmiechu, chęci życia i radości z codziennych malych rzeczy i spraw. Ja ze swojego dzieciństwa zapamiętałam jedną radę od mamy: kobieta zawsze powinna być zadbana i dyskretnie umalowana, nie tylko od święta. Dla siebie, dla ukochanego mężczyzny,a czasem, jeśli nie często-dla innej kobiety… Co by ją szlag trafił 😉

  39. Kolejny upalny dzień. Parno, duszno. Niebo od wschodu ma kolor atramentu. Jeszcze jestem w kostiumie gdy czuję pierwsze, duże krople deszczu na opalonych ramionach. Zanim dojdę do tarasu już mocno pada. Nie chowam się jednak. Deszcz obmywa mnie ze słońca, potu i pachnącego olejku do opalania. Radość, szczęście i jest cudnie. Wystawiam uśmiechniętą twarz do deszczu i ją energicznie obmywam. I wtedy przypomina mi się… Kiedyś Mama opowiadała mi, że moja Prababcia była bardzo ładną i dbającą o urodę kobietą. Gdy padał deszcz rozstawiała na podwórku wiadra, miski, balię i łapała deszczówkę. Wszystko później przenosiła na strych i wykorzystywała do codziennego mycia twarzy. Pewnego letniego dnia moja Mama z kuzynką bawiły się na strychu. Zabawa zakończyła się kąpielą w balii z deszczówką. Gdy Prababcia się o tym dowiedziała, na początku była bardzo zła, że dziewczynki nierozsądnie zmarnowały tyle cennej wody. Później jednak żartowała, że rozumu u nich za grosz ale za to na pewno będą bardzo piękne po tej kąpieli.
    PS. Przepowiednia Prababci częściowo się sprawdziła, moja Mama jest nie tylko piękną ale i bardzo mądrą kobietą.

  40. Kolejny upalny dzień. Parno, duszno. Niebo od wschodu podobne do atramentu. Jeszcze jestem kostiumie gdy czuję pierwsze, duże i ciepłe krople deszczu na opalonych ramionach. Zanim dojdę do tarasu już mocno pada. Nie chowam się jednak. Deszcz obmywa mnie ze słońca, potu i pachnącego olejku do opalania. Radość, szczęście i jest cudnie. Wystawiam uśmiechniętą twarz do deszczu i energicznie ją obmywam. I wtedy przypomina mi się….. Kiedyś Mama opowiedziała mi, że moja Prababcia była bardzo ładną i dbającą o urodę kobietą. Gdy padał deszcz rozstawiała na podwórku wiadra, miski, balię i łapała deszczówkę. Wszystko później przenosiła na strych i wykorzystywała do codziennego mycia twarzy. Pewnego letniego dnia moja Mama z kuzynką bawiły się na strychu. Zabawa zakończyła się kąpielą w balii z deszczówką. Gdy Prababcia się o tym dowiedziała na początku była zła, że dziewczynki nierozsądnie zmarnowały tyle cennej wody. Później jednak żartowała, że rozumu u nich za grosz ale za to na pewno będą bardzo piękne po tej kąpieli.
    PS. Przepowiednia Prababci częściowo się sprawdziła, moja Maja jest nie tylko piękna ale i bardzo mądrą kobietą.

  41. W moim rodzinnym domu co wieczór odbywał się mały rytuał. W małej kuchni pod skośnym dachem, na białym zydelku, krojąc chleb i smarując go masłem siedział… dziadek. Dziadek na drewnianej desce kroił kromkę w kostkę, a pod stołem gdzie stała emaliowana miska, moczył stopy w wodzie z mydłem. Robił tak co wieczór. Moczył je tak przez całą kolację po czym wycierał w szorstki ręcznik.
    Prosto i bez celebracji, ale regularnie.
    Do dziś pamiętam jakie miał zadbane stopy,gładkie i niepopękane pięty (co jeszcze było uwydatnione tym, że „niemoczone”pięty babci były w opłakanym stanie)

  42. Ten konkurs przywołał kilka wspomnień z dzieciństwa. Widzę mały domek z gliny pośród starodrzewia, obrośnięty duża ilością fioletowego i białego bzu. Jest maj, pachnie wszystko, jest ciepło, idę wydeptaną ścieżką do cioci Marynki. W domu panuje przyjemny chłód i krząta się w nim uśmiechnięta staruszeczka z zaplecionym w kok warkoczem. Pachnie obiadem. Jej włosy niesamowicie miękkie, pachnące. Pielęgnowane w deszczówce. Ciocia Mania zbierała deszczówkę, w niej płukała włosy, by były miękkie i takie były. Z nią mi się kojarzą błyszczące i zdrowe włosy. To deszcz je tak wypielęgnował, ale i żółtko „zmiksowane” z piwem. To pierwsze moje wspomnienie naturalnej maseczki do włosów. Lubiłam te jej włosy lubiłam je czesać, starym szerokim grzebieniem i wpinać wsuwki. Nigdy tak mi nie pachniały żadne perfumy, jak te z jej domu. Były to perfumy „od parady” nie na co dzień, przywiezione od rodziny z Francji. Małe, szklane flakoniki, a w nich herbaciany kolor cieczy. A jaki zapach. Dla mnie był to rarytas, dla dziecka z PRLu. I znów widzę te włosy, miękkie, błyszczące, pachnące. I te perfumy. Znów widzę uśmiechniętą ciocię, która częstuje waflem z margaryną i kakao – czuje jak jem. Siedzimy przed domem, przybiega pies, merda ogonem. Jestem tam na nowo. Tego domu już nie ma, psa też nie i cioci. Wszystko jest jednak we wspomnieniach. Moje…jakże tęsknie. To były czasy, dziękuje że mogłam ich posmakować, powąchać i poznać takich jakże innych ludzi.

  43. Wiejskie życie, prace polowe od bladego świtu do zmroku. Życie podporządkowane zmieniającym się porom roku. W tym całym zamęcie brak czasu na kremy, a nawet spojrzenie w lustrze. Twarz mojej babci pokryta gęstą siecią zmarszczek, plam po intensywnym opalaniu…. Moja mama to niebieskie plastikowe pudełko z kremem nivea i różową szminką, którą podkradało się po cichutko by móc po kryjomu uśmiechnąć się do lustra. Życie bez pestycydów ale też bez parabenów. Mgiełka naturalnego powietrza na twarzy…..

  44. …a wiesz, patrząc na to moje jeszcze całkiem młode – choć niełatwe – życie, które już zostawia ślad pod moimi oczami, wielokrotnie zastanawiałam się jak to jest…i często wracają wspomnienia z dzieciństwa…moje babcie nie miały lekko w życiu i nie miały też cud – kosmetyków…a ich cera zawsze była nienaganna…z babcią ‘od taty’ nie mieszkałam na co dzień…ale doskonale pamiętam z rodzinnych wyjazdów jak ciężko pracowała w gospodarstwie…zmarła w wieku dziewięćdziesięciu kilu lat…przeżyła bez lekarzy i tych wszystkich drogeryjnych upiększaczy…na ziołach…pamiętam z jaką pasją opowiadała o porach dnia i nocy, w których najlepiej te zioła zbierać…jak przygotowywała nam mikstury dla zdrowia…te buteleczki z cudownymi płynami, które zawsze dostawała moja mama…i jeszcze pamiętam to jak robiła sobie parówki…tak tak…te sagany z ziemniakami, które codziennie przygotowywała dla zwierząt…i nawet nie zdawała sobie z tego sprawy…a babcia ‘od mamy’ zawsze używała i używa tylko jednego kosmetyku…krem nivea w niebieskiej metalowej puszce…latem smarowała nas delikatnie maślanką…i płukała nam włosy w łapanej do misek deszczówce…i jeszcze pamiętam paski z lnianych szmatek owinięte gazetą i na to kręciła nam włosy zwilżone piwem…a kosmetyków mojej mamy nie wiem dlaczego, ale nie pamiętam ze swojego dzieciństwa…ale pamiętam, że zawsze mówiła, że woda i mydło to najlepsza rzecz dla skóry kobiecej…dziś używa płynów z olejkami i balsamów do ciała…wklepuje w twarz krem nawilżający…i mimo swoich sześćdziesięciu paru lat ma cudownie miękką i jędrną skórę…i tylko kilka zmarszczek pod oczami…i przepięknie pachnie…i bardzo, ale to bardzo odkąd jestem świadoma własnej dojrzałości, marzę o tym, żeby właśnie taki najcudowniejszy jeszcze jeden prezent dostać od mojej mamy…delikatność i jędrność jej ciała…

  45. Całkiem naturalnie i wiejsko…. Twarz otulona cienką jak pajęczyna warstwą mgły, powietrzem, mocnym halniakiem od gór albo oszroniona na siarczystym mrozie. W biegu od grządek, do obory i do kuchni nie było czasu na kosmetyki. Bo kobiecie nie warto było tracić czasu na bzdury….. Moja babcia, której zmarszczki jak doliny mogłyby opowiedzieć niejedną historię była kobietą naturalną i zadbaną. Moja mama to niebieskie plastikowe pudełko z kremem nivea i różowa szminka, którą namiętnie się podkradało by nacieszyć się uśmiechniętym odbiciem w lustrze…….

  46. Moja mama miała włosy pod pachami i na nogach broń Boże nie goliła ich bo nie wolno zawsze tak mówiła i już choć była bardzo czystą osobą zazwyczaj królował u nas szampon pokrzywowy i krem nivea oraz szare mydło zawsze była zadbana …. kochałam ją taką jaka byla choć teraz nauczyła się stosować żyletki …… Julia Ty jak zawsze dla mnie jesteś Noami Watts 😘

  47. Moja mama zawsze mówiła, że na włosy to najlepsze jest surowe jajko i olejek rycynowy. I moja mama włosy zawsze henną farbowała. Dopiero od niedawna używa jakiś sztucznych specyfików.
    Ale ja nie o tym. Ja chciałam o prababci….
    W mojej pamięci zawsze miała białe, zdrowe, półdługie włosy. Związane w warkocz. Gdy wychodziła jeszcze z domu to na głowie miała chustę. Piękną zawsze.
    I ta jej twarz jarzy mi się z tymi jej chustami.
    A włosy żeby spod niej nie wychodziły, były upięte takim grzebyczkiem.
    Piękna była ta moja babuszka. I mądra.

  48. Najpierw: zapach pudru, duszący i nieprzyjemny, a do tego takie tajemnicze opakowanie – okrągłe, pasująca do dłoni, ciemnoniebieskie! Fascynowało mnie lusterko, nawet po najdelikatniejszym po otwarciu puderniczki zawsze było dokładnie posypane pudrem. Wyobrażałam sobie, że mam w ręku oczko wodne i magiczną plażę 😉 Potem odkładałam puderniczkę do szuflady, zastawiając się co sprawiło, że Mama nosi w torebce inną. Nie mogłam zrozumieć czym się różni puder od pudru? Puszkiem? Ani zapachu pudru, ani tak zwanych „puszków” nie lubię do dziś 😉

Skomentuj Natasha Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.