turnusy

Leżę tylko chwilę. Na brzuchu. Głowę mam na bok i patrzę na pole kukurydzy.
Frędzle od dziecięcego roweru falują na pierwszym planie.
Plączą się i furkotają.
Co chwila odrywam wzrok i zerkam na dzieci. Bawią się w basenie.
Kiedy zawiewa mocniej, robi się na ciele przyjemne uczucie palącego słońca smaganego sierpniowym wiatrem.
Sprzyja temu by zamknąć oczy i odpłynąć..
Zrywam się jednak i pędzę do kuchni. 
Robię raz po raz gofry, naleśniki, spaghetti.. Wstawiam zupy.
Zalewam kompoty i robię wodę z owocami.
Ścieram blaty. Na szybko ścierką obcieram też lodówkę.
Potykam się po schodach lecąc po kolejne pranie. Suszarek już nie składam.
Odkurzam wciąż tylko na „rynku”, bo pobocznie czasu nie starcza.
Składam rozrzucone na prędce ubrania.
Układam równo buty.  Z każdego leci piach.
Prażę popcorn do Ich popołudniowego seansu filmowego na kanapie.
Wtedy szybko próbuję nadrobić codzienną „zawodową” pracę.
Przy zachodzącym słońcu idziemy wiejską drogą na lody.
Do kolacji kroję kromki chleba z szynką. Bez sera, bo Wujek Adam zapomniał kupić.
Nakładam pomidora i sypię solą. Ktoś zasiadł do stołu, a inny wodą jeszcze okapuje na tarasie.
Przed północą kiedy prawie wszyscy śpią, spuszczam wodę, myję basen i nalewam świeżej.
Żeby mieli na rano. 
Zmieniam pościele kiedy zmienia się turnus.
Zbieram na noc dziecko od sąsiadki.

Najlepiej gdy zjeżdżają się „na zakładkę”. 
Wtedy wszystko jest jeszcze prawdziwsze.
Szybciej mi ta ręka ze ścierką po blatach chodzi. Częściej tę zmywarkę puszczam.
Ręczników więcej i gwarniej w każdym kącie.
Dziewczyńskie wieczorne pogaduchy w łazienkach.
Dorosłych wino. Schłodzone. Późnym wieczorem na tarasie.
I kiedy cały dom już śpi, na każdym łóżku, materacu, pod każdym kocem i na każdym jaśku…
Zamykam cicho tarasowe drzwi, gaszę światła i idąc powoli na górę myślę sobie…
że gdybym mogła poleżeć na tym brzuchu dłużej i z głową w bok popatrzeć w pole kukurydzy…
to przypomniałoby mi się wtedy to lato.. to, tamto i wszystkie tamte lata.. gdy Mama stała przy piecu…
na garnku rozciągnięta gaza a na niej buchty. Rosły wielkie i kształtne.
Kładła na środek stołu i każdy nakładał na nie bitą śmietanę, sos z truskawek, i bułkę tartą z masłem.
Ciepłą, lejącą się bułkę z masłem.
Jezu! Jakie to było dobre. 
Do popicia był kompot. 
Na deser zawsze budyń, albo galaretka. Kisiel bywał.
Wieczorem lody w pucharkach z bakaliami.
Uwijała się w tym kuchennym ukropie koło tego pieca. 
Z piecznika wyciągała ciasto drożdżowe. 
Wpadaliśmy do tej kuchni ociekający wodą, albo z piachem między palcami.
Jedliśmy często rękoma, bo już tak pachniało.
Turnusy zmieniały się co tydzień abo dwa.
Dziewczyny z Mykanowa, rodzina z Piły, kuzynka z Pruszkowa, ktoś z Częstochowy, kuzyni z Czarnego Lasu. Kochałam się w kuzynie Zbyszku. Miałam sześć lat.
Prócz turnusów, (podobnie jak teraz u nas) pół wioski dodatkowo
.
Otwieraliśmy oczy i mieliśmy wakacje. Między podwórkami, w całej wsi, na cegielni.
Mieliśmy coś, dzięki czemu każdy z nas może dziś zamknąć oczy i zobaczyć coś najpiękniejszego.
Najpiękniejszego co się może dziecku zdarzyć..
W to lato… Dopiero w to lato, bo w tamto dwadzieścia  lat temu nie miałam o tym pojęcia..
Zatem w to lato odnalazłam trop. Znam odpowiedź..
Dlaczego te wszystkie wakacje były takie beztroskie i lekkie..
Dzięki tej Mamie, która stała w tym ukropie nad buchtami rosnącymi na parze…

I nic nie jest ciężkie tego lata, w te wakacje… bo ja też chce być taką Mamą.

23 odpowiedzi na “turnusy”

  1. Witaj Julka! ?Jak żałuję że nie mogę do Ciebie podrzucić moich dziewczynek na tak beztroskie kilka dni. Codziennie pobudka o 6:00 i do przedszkola i tak całe wakacje. W sumie to dobrze ze nasze przedszkole działa przez całe wakacje, ale ciężko te ciepłe ciałka zmuszać rano do wstawania kiedy bardzo tego nie chcą. Pozdrawiam.?

    1. To samo pomyślałam… „szkoda, że moje dziewczynki takiej beztroski nie mogą użyć”
      Oczami wyobraźni widzę Ciebie taką biegającą po kuchni i te roześmiane buzie szczęśliwych dzieci i jak zawsze uśmiecham się ;-)))

  2. Zawsze Julka cos mi te twoje posty daja…nigdy nie ma tak zeby gdzies mnie nie przeniosly, czegos nie poruszyly… tylko dlaczego zawsze mi sie chce plakac po nich… ja wiem dlaczego… i Ty to intuicyjnie tez wiesz… Zawsze Love

  3. Noszę wiadrami wodę do basenu. 35 stopni, pot zalewa oczy. Przy 15 kursie myślę: Pierdzielę, nie robię. Ale noszę. I potem siedzę i patrzę, jak się chlapią, a jeden wylazi i mokry cały ładuję mi się na kolana i mówi: Mama, kocham Cię na wszystkie buziaki świata. Jutro też te wiadra będę nosić.

  4. Julio
    bardzo trudno mnie wzruszyć postem na blogu, nie wiem, dlaczego tak mam.
    Ostatnie zdanie sprawiło, że łza mi spłynęła po policzku. Dziękuję. Też chciałabym być właśnie taką Mamą

  5. Wzruszyłam się, dziękuję 😉 Przypomniałaś mi moje dzieciństwo i to, że mimo zmęczenia i niewyspania też chcę być taką mamą i sprawić by moje dzieci miały TAKIE dzieciństwo 😉 Dziękuję Ci Julka!

  6. Zazdroszczę tych wakacji. U nas niestety 2 tygodnie , a reszta wakacji my do pracy, a on do przedszkola co rano i tak do 16, 17. później ew plac zabaw, ale brak mi tych więzi, dzieci wokół niego.
    Gdy byliśmy w weekend u mojej mamy w mojej rodzinnej miejscowości to życie zupełnie przeniosło na się na podwórko, jeździł swoim biegowym rowerem z dziećmi na ulicy i ciężko go było do domu na kolacje namówić.

  7. Naprawdę piękne.
    Bardzo długo szukałam takiego prawdziwego bloga jak Twój.
    Marzę o stworzeniu prawdziwego, ciepłego domu dla moich dzieci, męża… wbrew pozorom nie jest to takie proste jakby się mogło wydawać. Ściskam Cię mocno 🙂

  8. Zamknęłam oczy i … odpłynęłam. Przypomniały mi się te poobdzierane na rowerze kolana, które plastrem oklejała sąsiadka wszystkim dzieciom jak leci, wieczorne grillowanie na tarasie. Ta przyjemna woda w basenie o zachodzie słońca i kapiące po całym domu włosy. Kluski z truskawkami i kisiel ze śmietaną zjedzone na prędce bo już ktoś zza płota wołał. To był czas. Dzięki Julka za przywrócenie tych wspomnień :*

  9. U nas turnusy to może nie ale są takie dni……..
    Siedzimy z mamą na kawałku drewna czekamy na samochód z chlebem jeździ tylko w środy i piątki. Dopiero uczymy się tutejszych zwyczajów więc czekamy. Nie przyjechał. Nie ma chleba, nie ma masła dzieci wołają, jakiś sąsiad zagadnął Mamę żeby zamiast do Łękawicy lepiej do Stryszowa pójść, bo droga mniej górzysta. Mamy z sobą czworo dzieci więc wybieramy, tę na Stryszów. Jest cudownie, widok gór, wchodzimy w las, potem pola, i tak idziemy i idziemy, dzieci w bek, Mama nerwowo jednego za drugim już pali, bo gdzie ten Stryszów?!!!!! Dochodzimy do zabudowy, dzieci nogami powłóczą, mały chłopiec siedzi na wejściu do sieni, jabłkami się bawi. Zagaduję czy to Sryszów?A on że nie i pada nazwa jakieś wsi, jego rodzice chyba przerażenie w oczach dojrzeli, bo zaraz dodali że na prawo od kapliczki będzie Nasza mekka. Pierwszy sklep dużo picia, dzieciaki i ja siedzimy na krawężniku jemy lody, Oni twistery, widzę jak się odradzają, a gdy świeże, jeszcze ciepłe drożdżówki z tamtejszej piekarni zjadają idą powrotne kilometry z werwą. Gdy dochodzimy do domu jest już późno, ktoś na wzgórzach słucha arii, niosą się jest cudownie, chleb z serem i pomidorem znika w zawrotnym tępię, kąpie dziewczynki maja jakiś specjalny zapachowy płyn, chłopaki chcą sami, no to proszę bardzo. Wskakuję z nimi do jednego łóżka, Mama ona mnie szturcha! Ciocia powiedz Hani, żeby mnie nie kopała! Mamo pić! To i ja wołam Mamę . Mamo zrób coś z Nimi bo nic nie słyszę, co oni w tym telewizorze mówią! Mama już pachnąca kremami pyta, a może byście naleśników chcieli???

  10. Oj Julka Julka tylko Ty jedna tak pieknie potrafisz napisac,ze człowiek widzi to wszystko, czuje te zapachy …powracaja piekne wspomnienia. Love

  11. Za kazdym razem kiedy czytam twojego bloga odplywam. Tez wychowalam sie na wsi i choc nie bylo latwo, bo rodzice gospodarke mieli, i pracowac trzeba bylo duzo, piekniejszego dziecinstwa nie moglam sobie wyobrazic. Dzis siedze z dziecmi za granica, z dala od tych swierszczy w trwie, zapachu zniw i nocnych wykradek z domu na ognisko. I tak strasznie ryczec mi sie chce bo jakbym niewiem jak sie starala moje dzieci tego nie przezyja. Badz Julia wdzieczna kazdego dnia ze moglas taki dom stworzyc i ze masz takiego mezszczyzne przy swoim boku, ktory ci w tym pomaga. Pozdrawiam goraco z deszczowych niemiec.

  12. Ja mam tak od 3 tygodni, najazdy gości, jedni przyjeżdżają, drudzy wyjeżdżają zostawiając dzieci, z moimi własnymi tworzą pokaźną gromadkę, ja przy garach od rana do wieczora, uwzględniając smaki wszystkich, ten jada to tamten tamto, obiady w dwóch wersjach (czasem w trzech), kończę gotować obiad zaczynam piec, bo wiem, że za chwilę wpadną gromadą znów głodne:) Nie wspomnę, że jestem w 6 miesiącu ciąży… No i gdy w trzecim tygodniu moje zmęczenie osiągnęło punkt kulminacyjny, a w dłoni już była słuchawka, do tych moich i męża zapracowanych sióstr, że nie dam rady zabierzcie swą dziatwę, przypomniały mi się moje wakacje u cioci Joli, zawsze 2 miesiące z małymi przerwami, moje trzy siostry, ja, kuzynka, dwóch, czasem trzech kuzynów. I ciocia, karmiąca, sprzątająca i zawsze dla nas. Zadzwoniłam, ale do niej… po prostu jej podziękować.

  13. Czytam Twojego bloga prawie od poczatku jego istnienia-razem z komentarzami,bo wspaniali ludzie tu zagladaja.Nigdy nie zostawilam komentarza,dzisiaj nie wytrzymalam.Mamy kilku takich znajomych,ktorzy ciagle narzekaja na swoje dzieci,a to jesc trzeba dac,a to bawic sie,a to umyc,…i tak bez konca.Nie mozemy z mezem zrozumiec i serca nasze placza na te lamenty.Nie mamy dzieci.Oddalibysmy wszystko aby modz miec takie „problemy” jak Oni maja.Bylabym najszczesliwsza na swiecie gdybym mogla cale dnie gofry i pizze robic,nosic wode do basenu,…Dlatego dzisiaj chce podziekowac Tobie Julia i wszystkim,ktorzy komentarze tu zostawiaja za to,ze jestescie tacy cudowni…ze dzieki Wam nastepne pokolenie wyrasta na wspanialych ludzi.Z calego serca DZIEKUJE

    1. Piękne i podszyte smutkiem twoje słowa, to prawda, że często człowiek nie zdaje sobie sprawy ze swojego szczęścia, ze swojego bogactwa. Sama na tym czasem się przyłapuję. Oby uśmiechnął się i do ciebie los, bardzo ci tego życzę.

  14. Cudowny jest ten czas wakacji… tego luzu… słońca… wiatru… i deszczu w ciepłe dni…. zapachu żniw… gwaru wokół… i taka jestem wdzięczna losowi i mojemu mężowi ze mogliśmy dac naszym dzieciom właśnie taki letni czas w ogrodzie… na tarasie… w hamaku… a niedaleko słychać jak rolnik kombajnem w polu pracuje….
    Całusy
    Ewa

  15. Zryczałam się, pięknie, jak zawsze zresztą. A wasze komentarze dziewczyny…cudne. Widzę po tych wpisach (bo zawsze wszystkie czytam), że każda z nas to taka Julia 🙂 pozdrawiam Was ciepło

  16. Upał. Piekę ciastka kruche. Dzieci miały to robić ale powykrawały troche i pobiegły na podwórko. Muszę skończyć za nich a za chwilę będą je beztrosko zajadać i grymasić, że trochę twarde, a trochę miękkie, a ciastkowemu ludzikowi ręka się wygięła.
    Jestem mamą i kocham to.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.