woda

Życie to morze. Cały Ocean. Przypływy i odpływy.
Nieustanne, nieprzemijające.
Nawet w swojej sile wciąż miarowe.
Czasami może tylko mniej lub bardziej rozszalałe.
Przypływy i odpływy.
Jeśli tylko to zrozumiemy i zaakceptujemy, susze będą mniej przerażające, i wodą nie zdołamy się zachłysnąć.
Jeśli tylko to pojmiemy, nauczymy się właściwie cieszyć z przypływów i radzić sobie z odpływami.
Będziemy wówczas przygotowani z zasadzonymi nasionami, gdy nadejdzie woda i użyźni glebę. Gdy odejdzie, będziemy mieli zebrane plony na czas suszy.
Tylko ten, który łudzi się, że woda w korycie stoi niezmiennie, nie zdąży nawodnić swoich nasion.
Tylko ten, który myśli, że susza trwa wiecznie, nie dożyje deszczu.
Dlaczego wciąż pragniemy zatrzymać bieg swojego losu, gdy wszystko sprzyja?
Panicznie wręcz odpychamy myśl o możliwej suszy…
Gdybyśmy choć odrobinę swojej energii poświęcili przygotowaniu na tę chwilę, zamiast na wyparciu i lęku, susza nie byłaby aż tak zatrważająca.
Mielibyśmy w spiżarce zapas wody pitnej i pożywienia.
Dlaczego nie wymagamy od mórz i oceanów aby zostawiły swój odwieczny rytm wody?
Wiemy, że tak już jest, nie damy rady sami wobec potęgi oceanu.
Dlaczego zatem próbujemy mocować się nieustannie z potęgą losu?
Czyż nasz los nie jest u swych źródeł właśnie naturą? Naturą, która bez względu na możliwości człowieka i jego rozwój, zawsze będzie od nas silniejsza.
Jeśli zrozumiemy, pojmiemy i przestaniemy walczyć z dającym i zabierającym nam losem, zyskamy więcej spokoju, szczęścia, siły i wolności.
Uwolnimy się od rozpaczy nad życiem, które nie biegnie wobec wybranego scenariusza.
Jeśli z tego co nadejdzie dobre, będziemy potrafili czerpać siłę i energię, w pełnym zrozumieniu tego, co właśnie się nam darzy, będziemy potrafili tą siłą i energią wyżywić siebie w gorszym czasie. A co za tym idzie, kiedy nakarmimy siebie, będziemy mieli siłę nakarmić bliskich.
Wszystko w naszym życiu przemija. Zastępowane jest kolejną, inną ścieżką.
Kiedy idziesz przez tę pełną miękkiego podłoża, prostą, z akuratnym słońcem, które nie spala skóry aż nadto, ale wspaniale ogrzewa, wystaw stopy na słońce, wymocz je w łagodnym strumieniu, niech nabiorą siły na strome ścieżki pełne kamieni.
Bo te ścieżki urwiste nadejdą jak fale w oceanie.
Jednakże jeśli tylko zaakceptujesz fakt, że taka droga też nadejdzie, Twoje stopy przejdą ją łagodniej. Nie będą z rezygnacją przystawać co chwilę.
A potem i ta ścieżka przeminie. I na nowo rozsznurujesz mocno związane buty, gdy wyłoni się ciepłe źródło rzeki.
Tylko akceptacja życia jak fale, pozwoli żyć bez lęku i trwogi o jutro.
Przywiązanie rodzi strach. Strach o stratę.
Jeśli unikniemy przywiązania do dobrego losu jaki jest nam chwilowo dany, pozbędziemy się tego strachu, który zabiera nam możliwość czerpania siły z chwili która trwa.
Kiedy zrozumiemy nieuchronność przed zmiennym losem, zatrą się grube kreski oddzielające dotychczas dni złe od dobrych dni.
Wszystko przeminie.
Raz będzie Ci za siebie wstyd, innym razem będziesz z siebie dumna.
A potem znowu uczynisz głupstwo.
Raz będziesz wracać do domu na nogach, innym razem zjawi się niespodziewana podwózka.
By na nowo spadł łańcuch z zębatki wysłużonego roweru.
Raz będzie cicho, a potem gwarno.
Potem znowu cicho, dopóki nie nadejdzie zgiełk.
Będzie tak, że nie będzie się o co martwić, a potem martwić się będzie trzeba o wszystko.
Będzie kilka z rzędu nieciekawych książek, a po nich kilkanaście zjawiskowych tomów.
Ciężka choroba i śmierć. A przecież dookoła inne życie.
Zamknięte wciąż drzwi, a potem Ktoś nagle je otworzy.
Później zatrzaśnie znienacka. Żeby na starość można było wyciągnąć je z zawiasów.
Dania wykwintne, a potem całkiem bez smaku.
Aż Ktoś przyjdzie z pieprzem. A sól znajdziesz sam.
Kilka przeciwdeszczowych kurtek, a potem jedna i z dziurą.
Ktoś tę dziurę szczelnie zaceruje i załata.
Dopóki tej kurtki nieopatrznie nie zgubisz.
Wszystko przemija.
I czas spokojny i czas burzliwy.
I czas burzliwy i czas spokojny.

Wszystko co nas spotyka, każdy z losów, jest losem naszych myśli. Naszej świadomości.
Nie istnieje strach czy lęk poza granicami naszego umysłu.
Droga przez życie naznaczona jest naszym do niej podejściem.
Czy trudnym jest zasadzenie nasion? Czy trudnym zebranie plonów?
Sam czyn nigdy nie jest zbyt ciężki. Natomiast przerażająco ciężka jest myśl o nim.
Kiedy przychodzi do wielkiej przemowy, przed wielką publicznością..
Czy samo wyjście na scenę i wypowiadanie słów jest trudne?
Nie. Nietrudne nawet byłoby przewrócenie się na scenie lub przemilczenie wystąpienia.
Natomiast nie do zniesienia staje się myśl o nim.
O tym jak wypadniesz, co pomyślą inni, że można było zrobić to lepiej.
Wystarczy porzucić myśli, a czyn staje się banalny.
Bez względu na jego wykonanie.
Często porzucając właśnie te myśli, zyskujemy dodatkową siłę na dobre i właściwe jego wykonanie.
Najcięższe co możemy w życiu nieść, to myśli.
Porzucając zatem strach o odmieniającej się doli i przerodzenie go w akceptację nadchodzącej i odchodzącej wody, przestajemy nieść ciężar nadchodzącego losu.
Bo los po prostu jest. Zmienny.
Nie mamy na to wpływu jak na fale oceanu.
Jesteśmy częścią wszechświata.
Jednak bezzmienne mogą pozostać nasze myśli.
Niech będą dobre i spokojne, wtedy wielorakie koleje życia staną się znośne.
A to już bardzo dużo.



2 odpowiedzi na “woda”

Skomentuj Anka Gabryś Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.