świat.

Wbił łopatę w ziemię i stwierdził, że On wiedział! Wiedział, że tych robaków jest więcej niż trzy na metr kwadratowy. I nasza wyschnięta trawa nie jest z racji palącego słońca i braku cienia. Nie przybiera swojej formy z racji suszy czy braku nawadniania.. Ona umiera poprzez robaki pod ziemią, które objadają korzenie. Pędraki. I wtedy zaczął drążyć. Jak je wyplenić. Czym zatruć..
I czy ja się z nim nie zgadzam? Nie mam zdania. Może i ten robak czyni nam tu szkody trawiaste. Może jest wszystkiemu winien.. Nie wiem..
Ale trzymając szlauch przy swoim drzewku miłorzębu pomyślałam, że przecież człowiek od zawsze żył z robakiem. I może nie ma co się tak przejmować..
A potem już jak zwykle.. lawina płynących myśli..
Że świat zmierza w złym kierunku.

Nie mam doktoratów z medycyny. Wiedza moja oparta na delikatnie poznanych faktach, a poparta intuicją. Ot tyle.
Jednak zdarza się, że czytam artykuł mówiący o tym, że dzisiejszy sterylny świat jest winny białaczce małych dzieci… i wtedy moja intuicja zaczyna krzyczeć w moim ciele..
Nasze domy umyte cifami, domestosami, ajaxami. Nie zostawiającymi ani jednej bakterii.
Nasze dzieci myjące ręce po każdym powrocie z podwórka, sklepu, szkoły.
Idealnie doprane ubrania. Idealnie wypłukane szklanki w zmywarce.
Na czas zmieniane pościele i ręczniki.
Nie liż, nie dotykaj, uważaj..
Rodzą się w sterylnych szpitalach i przyjeżdżają do domów w wygotowanych kocykach.
I choć może to co przeczytałam jest skrajnie dalekie od prawdy, to wiem na pewno, że sterylny świat jest i będzie dla zdrowia naszych dzieci przekleństwem.
Pozwalam Im zjeść bułkę brudnymi rękoma, wytarzać się w wodzie z basenu, gdy nie było nas dwa tygodnie i zmieniła się w siedlisko śmierdzących glonów…
I choć nie ochroni nas to przed niezliczoną ilością zagrożeń, tak czuję, że to jest człowiekowi najbliższe.

Te myśli płynnie przechodziły w kolejne..
Że świat oszalał. Nasze jelita to drugi mózg. I jak głowa, która musi odpocząć, tak i system trawienny.
Człowiek w czasach dobrobytu i pełnych sklepów – je. Wstaje i zaczyna jeść. Je dopóki nie zaśnie.
Dania główne, przekąski, przegryzki, popija, żuje.
Inaczej człowiek jest stworzony. Jeść aby przeżyć. Wstawać od stołu zawsze trochę głodnym.
Robić znaczne przerwy. Oczyszczenie organizmu.
W XXI wieku największym uzależnieniem jest cukier. W butelce ketchupu znajduje się ponad połowa szklanki cukru.
Dość mocno swojego czasu zagłębiłam się w temacie głodówek. I choć jak we wszystkim opinie są tak różne, moja intuicja jest zwolennikiem. 
Dość długi to temat. Takie głodówki są w stanie wyprowadzić ludzi z największych chorób.
Organizm zaczyna zjadać wszystkie nagromadzone złogi. Ludziom znikają pieprzyki. Zdarzyły się przypadki zaniknięcia raka. Temat rzeka jak mawiają. Opinii skrajnych ogromna ilość.
Ale nie o tym… Świat zalała fala jedzenia. A człowiek nie do tego się narodził. Nie tak skonstruowany.
Mój Tato, chudy jak patyk, pyta moją Mamę przed wieczorem czy On coś dzisiaj jadł? 
Jadł, smakowicie jadł bo Mama wybornie gotuje. Ale nie przykłada do tego wagi. Zjada tyle aby nie być głodnym. Mój tata nigdy nie choruje. 
Patrzę czasami na Mamy niejadków, bo sama mam… ach, szkoda gadać, nikt nie uwierzy, że można od 6 lat jeść trzy dania na okrągło i nie mieć w ustach nic więcej. 
Płaczą, lamentują. Sama nie raz to robiłam.. 
Badania moich dzieci są idealne. Sporadycznie mają katar. Może to dziecięca intuicja. Może tyle tylko potrzebują, aby właśnie być zdrowym…
A to my, rozkochani w biesiadowaniu, obczytani w ilości witamin płynących z warzyw, zakochani w przepisach „kwestii smaku” chcemy tworzyć świat dookoła kuchni…?
I kocham takie domy.. Domy gdzie pachnie obiadem, gdzie już wstawia się coś do piekarnika, gdzie w szufladzie przegryzka, a w lodówce przekąska… Sama taki prowadzę, ale myślę, że świat zmierza w złą stronę nie dając wytchnienia swoim jelitom…

Koło popołudnia moje myśli krążyły już jak zawsze…
Nad współczesną ciągłą irytacją człowieka. Jego ciągłym podminowaniem, jakimś rozdrażnieniem.
Dopatruje się wciąż kolejnych przyczyn. I choć są kolejne, tak zawsze łączą się w jedną.
Człowiek odchodzi od natury. Mamy zbyt mało pracy fizycznej. Siedzimy coraz więcej w biurach, przy komputerach. 
A praca fizyczna uszlachetnia. I choć tak ciężko to zrozumieć, tak ciężko się z tym pogodzić i przede wszystkim zebrać do tej pracy, to zawsze będzie to prawdą. 
Nie mówię o wysiłku fizycznym na crossficie czy fitnessie. Choć lepsze to niż nic. Bezdyskusyjnie.
Mówię o pracy. Pracy człowieka. Jego rąk i nóg.
W sobotę wyrwałam wszystkie chwasty, a potem skosiłam trawnik z całego podwórka.
Wcześniej umyłam z tych glonów basen. Dwie godziny. Tak szorowałam, że aż przedziurawiłam. Tak, to ja!
Na pełnym słońcu. Przy wieczornym garden party u sąsiadów miałam buzię jak burak.
Pomyślałam sobie, ile praca fizyczna daje człowiekowi spokoju, zadziwiającego szczęścia.
Dziś gdy oglądamy film i scena się przedłuża leniwie, to na szybko sięgamy po telefon. Już nie potrafimy czekać, odczuwać lekkiej nudy czy ciszy.
Myślę, że taki chłop co z pola wróci, jak się na tym polu narobi. Dziesiątki snopków siana na wóz wrzuci, to gdy po powrocie usiądzie pod lipą, czy gruszą na podwórku, to on nawet nie wie czy to nuda, czy cisza…
Bezmyślnie patrzy w niebo. Płyną chmury. Wiatr kołysze liście nad jego głową.. zmruży oczy i nie myśli o niczym. To leczy człowieka. Jego duszę i umysł.
Ktoś by rzekł, może to racja, ale dziś taki świat, że gdzie tej pracy szukać? Pola nie mam, podwórka również, małe mieszkanie z balkonem…
To odpowiem – ostatnio dużo ludzi mówi mi, że zazdrości mi czasu na czytanie..
Mam dwoje dzieci, pracę (wymagającą skupienia i czasu), dwa obiady i codziennie coś piekę. Posprzątany dom, prawie codziennie gości w progu i wyplewiony trawnik. To nie jest kwestia czasu, to kwestia priorytetów.
Brak czasu, brak możliwości, brak predyspozycji, brak pomysłu, brak siły nie jest powodem, to tylko powtarzane przez Ciebie usprawiedliwienia w które zaczynasz wierzyć.

Jest taki moment, zaraz po tym jak zachodzi słońce. Robi się taka cisza i spokój. Bezwietrzne, spokojne niebo. Nikogo już nie razi w oczy. Odbijamy paletkami lotkę i słychać miarowe paf – paf, paf – paf…
Po trzydziestu minutach idzie nam tak dobrze i miarowo, że jesteśmy jak Foresty Gampy, zapominamy, że gramy. Pomiędzy siedzi Benio na fotelu i sędziuje. Zza pól słychać jak Tosia wydaje okrzyk skacząc u sąsiadów do basenu. 
Moja prawa ręka zaczyna zwiastować jutrzejsze zakwasy. 
Dobrze się gra biegając na boso po krótkiej trawie. Dziś może nic już nie zjem. Choć chałka pachnie.
Dam radę sobie odmówić. Na noc najgorzej. 
Dzieci pójdą brudne spać. Może tylko zęby niech pamiętają.
Znajdę jakiś zdrowy, złoty środek pomiędzy tym wszystkim. Uda mi się.
Świat zmierza w złym kierunku.. Ale czy ja muszę być tym światem…?

38 odpowiedzi na “świat.”

  1. Strasznie mądry tekst napisałaś. Też już jakiś czas temu do tego doszłam że za sterylnie i za perfekcyjnie nie służy niczemu a na pewno naszemu zdrowiu i psychice. Żeby się uodpornić potrzeba psa, trochę brudnych rąk i świeżego powietrza. Jak przyjemnie na bosaka pochodzić po trawie i wsłuchać się w odgłosy przyrody.

    1. O tak! A jak są już dwa psy, kot, brak kostki i ciągłe błoto z racji pogody to trzeba się zazwyczaić i akceptować i zwierzakami cieszyć. A że dzieciom wiecznie spod kołdry brudne stopy wystają to „taki lajf” jak mawia moja 8-latka. Pozdrówki!

  2. Ja ostatnio też tak myślę, że nie muszę tak jak inni bo mi zwyczajnie nie po drodze. Ile człowiekowi lżej, spokojniej jak nie musi sprostać wymaganiom innych, być na jakimś tam topie, mieć to co inni, robić tak jak inni, wyglądać jak inni. Ostatnio jeżdżę z dziećmi do pobliskiego sanatorium na rehabilitację a tam młodzież dyskoteki prawie codziennie ma i tak się fajnie bawią, razem w parach tworzą układy w rytm muzyki, chudzi, grubi, niscy, wysocy, ładni i trochę mniej, inni z widocznymi wadami postawy ale wszyscy mają ten uśmiech na ustach, radość i mnie zapraszają do zabawy a ja czekając na dzieci moje nie odważyłam się z nimi zatańczyć bo i sama nie wiem dlaczego czy mi już nie wypada, czy nieśmiałość mnie ogarnęła już sama nie wiem ale z patrzenia na nich taki fajna nadzieja mnie dopadła, że Ci ludzie fajne rzeczy mogą stworzyć, mogą dużo zmienić…

  3. Julio, czytając Twój tekst poczułam prawdziwy spokój. To niewiarygodne. Im dalej jestem od trzydziestki tym bliżej do siebie samej. Coraz częściej tak po ludzku, odpuszczam. I cieszę się na myśl, że moja Jemioła będzie lepić kotlety z błota i robić sałatkę z chwastów. I chce ją nauczyć lenistwa. Tak bardzo. Dziękuję za ten wpis. Karolina.

  4. Bardzo mądry tekst. Myślę, że z tą intuicją to prawda: moja młodsza córka (teraz lat 13) miała ogromne problemy z kolkami, brzuszkiem itp. Ja trzymałam dietę karmiąc piersią, cotygodniowe badania dziecka i nic, prawie żadnej poprawy, diagnozy brak. Nikt mi nie powiedział, że akurat w jej przypadku najlepszym rozwiązaniem było odstawienie jej od piersi – zrobiła to sama mając 7 m-cy. Po prostu pewnego dnia po przytawieniu do piersi, odwróciła głowę i koniec. Została na Sinlacu (nie wiem, czy taka mieszanka jest jeszcze w sprzedaży) i do 3 roku życia odmawiała kategorycznie wszelkich serków itp. Skończyły się bóle brzucha, alergie – ona miała intuicję, zawsze karmienie jej piersią było męką i tkwiłysmy w tym obie, męcząc się, bo przecież karmienie piersią jest najlepsze. Tak, było, w przypadku starszej córki, ale, kurcze, nie zawsze tak jest. Młodsza od zawsze ma ustalony przez siebie BARDZO ubogi jadłospis, dobre wyniki badań, spędza mnóstwo czasu na dworze, treningach, ruszając się i wszystko jest ok. Pozdrawiam, K.

  5. Julia, mam 40 lat, syna dorosłego, mąż ma lat 46 i jest po operacji na kręgosłupie. Mieszkamy w bloku, jesienią przeprowadzamy się do domu. Właśnie go wykończamy. Mamy pracę, pracujemy 8 godzin dziennie a nawet więcej. Bo ja mam przedszkole specjalne. Tam jestem i terapeutą i dyrektorem, w domu ogarniam papiery. Mąż też tą głowę zawaloną ma. Po pracy, codziennie jesteśmy na budowie. Działkę mamy pół hektara. Kosimy, wyrywamy chwasty, robimy coś w domu. Codziennie, od 16 do 20. W międzyczasie zbieram z ogrodu warzywa, robię kompoty z sezonowych owoców. Płaczę nad krzakiem borówki, bo mi się nie przyjął…Potem jeszcze sprawy firmy. I tak zasypiamy a nogi pulsują, kręgosłup woła „ratunku”. Padamy jak pijani i śpimy do rana. Bo to zdrowe zmęczenie jest. Wiesz, kiedy mamy problemy ze snem? Z niedzieli na poniedziałek. Wiercimy się okrutnie, źli na siebie, że 1 w nocy wybija a u nas snu brak… Brak, bo człowiek tą niedzielę przewalał się z kanapy na kanapę.
    Gotuję codziennie, piekę ciasta i chleb orkiszowy. Mąż codziennie zabiera do pracy obiad i deser – kawałek ciasta czy bułki, które aktualnie się w domu znajdują. Reszta pracowników zamawia obiady, które przywozi firma cateringowa. Wiesz co często słyszy od „koleżanek” z pracy? – „te obiady to Kaśka z przedszkola ci przywozi, taaaak?” 😉
    A ja mam, tak jak piszesz, swoje priorytety.
    Jestem z domu, gdzie jedli wszyscy – rodzina, znajomi, sąsiedzi. Mama czasami od swoich ust odejmowała, by reszta rodziny była najedzona. Mam tak samo. Świat może pędzić. Może kolejne gotowe zupy w proszku kupować, makarony do mikrofalówki czy inne „posiłki”. Potem jest więcej czasu na internet, tv… Każdy ma swoje wybory i priorytety. Nie uwierzę tylko, w brak czasu. W brak chęci – uwierzę. Zawsze, kiedy mi się dziwią, skąd na ja mam czas na kolejną blachę chleba, mówię słowami mądrego człowieka:
    ” Jeśliby się komuś udało skonstruować zegar, który odmierzałby człowiekowi czas zmarnowany, pusty i czas pełny, poświęcony jakiemuś pożytkowi, okazałoby się, że większość życia zmarnował. Więc może i tak to życie dane jest nam w nadmiarze?…”

    1. Takie komentarze są filarem tych postów. Ich potwierdzeniem. Stają się wtedy żywe i prawdziwe.
      Kiedy wasze historie, opowiedziane w tak piękny sposób pokazują nam piękny świat.
      Zgadzam się z każdym słowem.
      Dziękuję Kasiu. :*

    2. Trafione w punkt. Jestem taka sama. A potem słyszę „a bo ty to lubisz.” Lubię…? Lubię stawać do garnków o 22, piec i gotować żeby rodzina zjadła smacznie i zdrowo? Hmmm… To rzeczywiscie kwestia wyboru. I w pewnym sensie poświęcenia. Ale myślę, że warto 😌

  6. Julia… Ciebie mi było dzisiaj trzeba , Twoich słów … o ten złoty środek tak trudno . Z jednej strony nauka i wiedza, postęp są potrzebne, są nsturalna koleją losu. Z drugiej zagalopowujemy się , pędzimy do czegoś co ma dać nam dobrobyt i szczęście … bliskie mi osoby miały dzisiaj wypadek samochodowy, na szczęście maja tylko niewielkie obrażenia, ale w głowie mi tłucze cały dzień , ze po co ? Ze trzeba stanąć . Ze tak nie wolno …

  7. Czy to wynika z tego, że trzeba się wszystkim przejmować? A zwłaszcza tym co inni powiedzą? Czy to takie czasy, że nie robimy nic dla siebie, a tylko po to, żeby inni widzieli jak nam dobrze? Czy to nasz nowy sposób na dowartościowanie? Nie wiem..
    Jak to jest, że fenomenlnie się czuję u sąsiadki, która ma wiecznie bałagan, brudne dzieciaki, a zawsze zaparzone pyszne zioła i coś dobrego do jedzenia? Nie skoszoną trawę, a ogródek pełen pysznych warzyw? Świetny tekst!

    1. Ja mam różnie.. lubię tych co mają bałagan bo wtedy się nie zatruwam, że ja go mam..
      Ale lubię też tych wyporządkowanych, bo oni pozwalają mi być bardziej poukładana, mobilizują do sprzątania.
      (choć ja akurat sprzątam codziennie. w sensie chodzę i poprawiam, zbiorę, podniosę…)
      Wszystko to zależy od tego jak się mam ze swoją głową.. Czy wypoczęta czy pełna przemyśleń i każde niedociągnięcie własne „boli”..

  8. Niech sobie będą dzieci niemyte, niech będzie rozgardiasz, ale nie zawsze, niech to nie zdominuje tak jak wieczne sprzątanie i nadmierna sterylność naszego życia.Co innego rozgardiasz a co innego brud. Są wakacje można odpuścić. Myślę, że warto zaszczepiać dobre wzorce, bo później często zdarza się, że młodzież brzydko pachnie.Dawniej nie było tylu detergentów, proszków, było szare mydło, ocet, soda.Do tego dzisiaj się wraca i dobrze, mniej chemii zdrowsze powietrze, srodowisko. Teraz pierzemy w inteligentnych pralkach, inteligentnym proszkiem w 40 stopniach, majtki, reczniki, jeden ręcznik do wszystkiego. Dawniej pranie się gotowało, posciel, ręczniki i wtedy było żegnajcie bakterie, robale.
    We wszystkim trzeba znaleźć umiar i równowagę.
    Pędzimy, a jak mówi chińskie przysłowie chcesz być szczęśliwy przez całe życie zostań ogrodnikiem. Praca w ogrodzie to dopiero medytacja, a jeszcze jak pomyślisz, że każda roślina to Twoje dziecko, które potrzebuje twojej troski i uwagi, to i ból kręgosłupa mniejszy:)

  9. Oj jakie to prawdziwe co napisałas… ja to sie dziwie zawsze kiedy brat mojego meża zbiera sie z rodzina w sobotnie leniwe popołudnie , kiedy wszyscy siedza , śmieja sie , głupty gadaja to oni jada juz jada bo dzieci trzeba kàpac… dziwie sie kiedy moj brat z żona po podróży w środku nocy – dosłownie 02:30… dzieci kàpac musza…. a oni znowu dziwia sie jak to nasze moga brudne, niewygotowane spac ida … a no ida i żyja i czerpia ciepłe wieczory garsiami. Ja sie śmieje ze jak randkowac zacznà to na wode nie wyrobimy…. jeszcze naszczescie mamy czas 🙂

  10. …a co tak pieczesz bo ja chlebek bananowy modyfikuje na 2000 sposobow to na slono to w formie babeczek itp tylko orzechow nie dodaje bo alergia…a czasem i zupa z paczki obiad uklece gdy checi brak….zycie :*)

    1. a różnie.. chałkę, bułki maślane, chleb tostowy, kruche ze śliwkami, tartę, sernik, murzynek dla Benia..
      Zależy na co mają ochotę..
      u nas alergia na orzechy stopnia śmiertelnego. Od wzięcia na język mamy 5 minut na pogotowie by uratować życie. Przy wbiciu adrenaliny mamy 10 minut.
      U mnie odpada zupa z paczki bo nikt by jej nie jadł 🙁 Zazdroszczę 🙂

        1. Mamy 10 minut po wbiciu adrenaliny aby dojechać na pogotowie i żeby udrożnili mu przełyk. Puchnie natychmiast i przestaje oddychać przez to.

          1. O Boze😒U nas tez ciężka alergia na orzechy u 4 latki, nawet nie musi ich jeść,wystarczy ze są w pobliżu…

  11. Dawno nic nie napisałam u Ciebie a dziś tak jakoś niektóre przejść bez słowa.
    Czytam cie dziś i widzę siebie kilka lat wcześniej… tylko mnie nikt nie chwalił za to że dziecko dwa trzy razy w tygodniu pełną kąpiel bierze (raczej byłam ta dziwna dlaczego tylko tyle), jak zamiast chusteczek nawilżający ja z tą maleńką pupcia do zlewu przy każdej zmianie pieluszki, jak nie stałam nad córkami z łyżką zupy… nie chcesz jeść to nie jedź przyjdziesz jak zglodniejsz (przychodziły zawsze).
    Jak jedzenie z dnia poprzedniego w pudełeczka by nie wyzucac. Jak nie dziekuje… mam wlasne siatki, nie nie potrzebuje woreczka na cytryny.
    Jak soda oczyszczona i cet i ja tym na kolanach lazienke szoruje. Orzechy do prania… dziewczyno gdybys widziala miny moich znajomych.
    Często słyszę kiedy ja na wszystko mam czas, przy czworce dzieci i jednym bardziej wymagajacym. Jak ja to robię że Zuza przy swoim zespole jest taka chuda taka sprawna.
    Wielokrotnie jestem dla ludzi śmieszna, inna dziwna.
    Stoję gotuje, piekę, sprzątam i czasami wieczorem mam problem z przypomnieniem sobie jak się nazywam.
    Patrzę na świat który zostawiamy naszym dzieciom, na stosy plastiku i zepsutego sprzętu na te tony śmieci. Wpadam w szał gdy widzę gdy ktoś wyrzuca papierek pod nogi. Zloszcze się na brak szacunku do rzeczy, bo one zasilaja kolejne śmietniki. Chce bardzo by moje dzieci nauczyły się szacunku do pracy do świata i ludzi i cieszę się bardzo gdy widzę jak wzrasta nasza świadomość
    Pozdrawiam bardzo serdecznie

    1. Może uda się tym ludzi zarażać, może przyjdzie czas gdzie obudzi się choć połowa i ten świat przetrwa…
      Dziękuję Ci Iza za to Kim jesteś i co dla świata robisz.

      1. Wiesz boję się, że sie jednak nie obudzi , że jest już za późno. Gdy słyszę jak kolejne mamy pod szkołą rozmawiają o antydepresantach dla dzieci, gdy widzę jak dziecko rozwala zabawkę która dosłownie minutę temu mama wyjela mu z pudelka. Jak patrze na dzieci które slepo, bez własnej analizy ida jak te barany jedno za drugim (bo to że my dorośli tak robimy to wiadome ale że dzieci?) Gdzie dziecięce: dlaczego? po co? A pójdę sprawdzę może jednak jest inaczej.
        Wiesz że w uk jest zakaz wspinania się na drzewa? Bo jeszcze spadnie i co będzie. Jesteśmy wygodni, tak byśmy chcieli robić by się nie narobić… obiad a gotowy na tacy tylko rozmrozić markety pełne obranych pokrojonych ziemniaków, marchewki, uformowanych kotletów i gotowych sałatek. Dziecko nie może dotykać noża co ja mówię noża tu nożyczek nie można kupić jak się dowodu nie pokaze.
        A chyba najbardziej mnie przeraża tempo tych zmian. Przecież ja pamietam jeden telefon na cała wieś, pamiętam jak najpierw trzeba było na centralke zadzwonić i pani: zara łącze czekać. Pamiętam godziny w budce telefonicznej i mleko od krowy takie z paprochami i butelki na skup. A dziś? Dziś jest wszystko na już i kosze na śmieci pełne niedokonczonego jedzenia i kurna nie rozumiem dlaczego nadal na swiecie ludzie umierają z głodu i pragnienia.
        Obyśmy w porę to dostrzegli bo nie wiem co bedzie

  12. Julio piękny tekst, miło się czyta po nocy spędzonej przy robieni musów z jabłek, ogórków na zupę. Pędzimy i w tym pędzie życie nam przeminie za szybko.
    Odnośnie pędraków my ich nie popryskaliśmy i uważam to jednak za złą decyzję. Pierwszego roku tylko część trawnika zaatakowały, drugiego już ponad połowę i na korzenie drzewek się rzuciły porzeczki, morwę białą zniszczyły, trzeciego roku prawie cały trawnik. W tym roku już ich nie ma ale trawnika też nie mamy bardziej koniczynę bo w tych placach po trawie ekspresem wychodziły chwasty a przy 2000 m2 i trójce dzieci szkoda mi życia na pielenie tych chwastów. Na wiosnę trawnik nowy zrobimy i jeżeli pojawiłyby się znowu te pędraki to już nie będę ich karmić..

    1. ja pokładam nadzieję, że się tym znudzimy i zrobimy odwrót. Jak Holendrzy czy Belgowie.
      Mam wrażenie, że kraje w których nie było wyniszczających wojen, gdzie dobrze było od zawsze, nie mają aż takiego pędu jak my Polacy.
      Ale to jeszcze chyba trzeba czasu..
      Człowiek musi dojrzeć do tego, że „mieć” do niczego nie prowadzi i nie gwarantuje szczęścia a wręcz je przepędza.

  13. Z dzieciństwa, nie pamiętam rozmów o zdrowym odżywianiu, nie pamiętam ciągłych rozmów o florze bakteryjnej, sepsach, a o otyłości???? Z kim niby, kto miał o tym rozmawiać?
    Mama gar zupy ugotowała, czy ją Tata zagajał a skąd ma groch, ziemniaki i czy woda filtrowana?
    W basenach miejskich, wielkich niebieskich płytach spędzaliśmy tyle czasu, że raz mój strój od zjeżdżania po brzegu przetarł się na dupsku, pewnie wypiłam też jej nie mało.
    Chleb, a ten to był dobry ale i teraz jest jak się chce samemu albo do piekarni lepszej ruszyć, a nie w dyskoncie kupować.
    Nie pamiętam żeby Babcia spinała pośladki, bo my z miasta przyjedziemy, żadnego napięcia nie pamiętam, rozmów o tym kiedy nas kłaść czy w w pościeli nie z pierza? czy Marlena lubi jajecznice bardziej luźna czy ściętą? Co zrobiła to się jadło , a posiłki były trzy, w jedynym na wsi sklepie nie było lodów, to sobie czerwonych porzeczek nazbieraliśmy ugniataliśmy to z cukrem i do zamrażalnika, lizało się, oj lizało.
    Luźniej przez to było, wciąż gdzieś biegłam szłam, z drzew spadałam spektakularnie tak aż dzieci do rodziców biegły a dokładnie Sylwia z krzykiem że się Menka chyba zabiła, a mnie najbardziej to wstyd wtedy palił ze przy takiej chmarze dzieciarów spadłam, bo fizyczny ból to minął szybko. Gromadziliśmy się żeby gadać, śpiewać a potem i piwko razem przy ognisku wypić i gadając i śpiewając. To żadna nostalgia za cieniem minionym, to opis życia tak niedawnego, a sama teraz zaglądam wielokroć na moją ”smycz” co mi tam wyświetla, co ten zrobił, co ugotował, gdzie był, i nie usłyszę głosu, ich gestów nie poznam, usiądę na ławce pogapię się na świat zza szybki ale też kompotów w słoiki zrobię i tej zupy z warzyw pochodzenia niewiadomego ugotuje, tylko te poślady żeby zluzować, o to by było coś!

      1. Tak tak dzień w którym zobaczyłam Twoją drobną postać choć z zamaszystymi gestami głosem który brzmiał jakże inaczej od tego z mojej wyobrażni ten dzień otworzył coś .Prawdziwe okno czy drzwi.

  14. Muchy, pchły, wszy, tyfus, dżuma, próchnica – niby sama natura, ale jakoś moja intuicja wybiera mydło jednak i ocet. Mam też nadzieję, że w razie jakiejś operacji mój chirurg też opowie się po czystej stronie mocy. 🙂

    1. o czym Ty piszesz? Mówimy o zdrowym rozsądku a nie o brudzie i zaniedbaniu.
      O czystości zdrowej i rozsądnej a nie chorobliwej.
      Twój komentarz mam wrażenie jest z kosmosu, zupełnie nie ma nic wspólnego z tekstem na blogu.

  15. Tyle wpisów, Tyle Twoich przemyśleń w ostatnim czasie zostawiłam bez komentarza żadnego… i to nie dlatego, że nie czytam ich bo czytam każdy a, gdy któryś z nich trafi tak do mnie mocniej to wracam do niego kilka razy… i do zdjęć wracam…do Waszych uśmiechniętych buzi, do Benia, którego osobiście nie znam a z tych zdjęć i Twojego opisu to tak mi mojego synka przypomina… i czasem oczyma wyobraźni widzę jakby we dwójkę szaleli gdyby było nam dane mieszkać bliżej… i Tosia Wasza już taka duża i taka śliczna dziewczynka wyrosła.
    I choć każdy Twój wpis skłoni mnie do przemyślenia , dłuższego zastanowienia się nad sobą, nad życiem to jednak w ostatnim czasie nie komentowałam… nie robiłam tego bo wpadłam w wir pracy (i tak bardzo lubię tę moją nową pracę), życia po pracy z rodziną w ogrodzie, wpadłam w łapanie każdej wolnej chwili na życie… na życie takie jakby pełniejsze… bez telefonu, bez internetu tak często jak kiedyś… i dzisiaj tak usiadłam rano przed pracą i myślałam o Twoim blogu, że jednak mogłam znaleźć czas aby napisać komentarze….bo wiesz co jest dla mnie też ważne, że często wracam do moich ulubionych napisanych przez Ciebie słów, do Twoich postów, które utkwiły mi w pamięci i wiem, że tam pod spodem pod Twoimi słowami są też i moje i ja mogę do nich wrócić… przypomnieć sobie co wtedy było dla mnie ważne, jak coś przeżywałam, co w tamtej chwili sobie myślałam… tak więc jako Twój wierny czytelnik obiecuję, że powracam do pisania komentarzy
    I może w końcu stworzę swojego bloga, będę zapisywać swoje przemyślenia bo tak miło to tego wrócić i źle jest odkładać to ciągle w czasie bo dni, tygodnie, miesiące i lata mijają a wspomnienia nie zostają zapisane…
    I z tym postem o tych robakach co korzenie zjadają… i o tym jedzeniu no jak Ty żeś wiedziała, że akurat teraz masz to napisać… u nas w ogrodzie nornica a może już całe stado szaleje, mój zadbany trawnik zmienił się w dołki do gry w golfa i małe górki do skakania dla dzieci…i co?? Zrobił mój mąż?? No przyniósł do domu małego kotka… stwierdził, że jak kotek urośnie a nornice go poznają to problem sam nam się rozwiąże…
    A co do jedzenie… diet… czy właśnie głodówek… jestem jak najbardziej za… oczywiście mądrze  no i teraz gdy lato w pełni jedzmy owoce i warzywa, pijmy wodę, soki, róbmy sobie najróżniejsze mieszanki/bomby witaminowe płynne, nie dość że jelita się oczyszczą to jeszcze skóra piękna się zrobi.

    No i ta czystość, sterylność w domu…. ach… już jakiś czas temu przestawiłam się na naturalne preparaty do czyszczenia w domu, część robię sama:) nie dość, że w domu zdrowiej to i portfel zadowolony:)

    Julio cudownego dnia,

    Ewa

  16. Myśle podobnie. Ludzie z jedzenia robią styl życia. Określają siebie przez pryzmat tego co co jedzą.

    Zapatrzyłem się kiedyś na te wszystkie zdjęcia z przyjęć, na te piękne zdjęcia stołów na insta z boska zastawa. I jak już taka nabyłam to zorientowałam się ze spotkania przy tym stole nie są szczesliwsze niż były. Są takie same, a może nawet słabsze bo ja się boje ze mi maluchy ta zastawę stracą ze stołu.
    Od tamtej pory walczę ze sobą żeby ignorować przedmioty bo to tylko przedmioty, a szczęście dają tylko ludzie.

Skomentuj joanna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.