zwykłe jabłka

_DSC0097 _DSC0100 _DSC0106 _DSC0114 _DSC0110

może być tak…

zwykły dzień.

pogoda z oknem zwykła. szaro.
znowu pełny zlew i rozlany sok malinowy w lodówce. cieknie i wszystko się lepi. jezuuuuuuuu!!
dlaczego na tym koszu na pranie tyle musi być wciąż ciuchów? sterty całe, aż się przewracają.
kto naniósł znowu tego piachu w przedpokoju? wszędzie się nosi.
obiad już stygnie! gdzie On jest? nie możemy zjeść jak normalni ludzie? teraz będę dwadzieścia razy podgrzewać!
no gdzie mi te paczki dajesz? postaw! przeciez na głowę sobie nie wezmę.
co to za paczka? nic nie widać, jakby ołówkiem wypisane. jabłka! zwykłe jabłka! jak się tym ludziom chce?!

albo tak…

Mama dzień!! uśmiecha się moje dziecko radośnie. nowy dzień – myślę sobie.

schodzę na dół, przesuwam ciężkie zasłony i przez wielkie okna wpada światło.
przestawiam brudne naczynia w zlewie. po śniadaniu się umyje, tam, mniejsza o to. 
zalewam herbatę, wyciągam cytrynę i sok malinowy z lodówki. jak on sie lepi jak się rozleje. dobrze, że mam taki swojski, zdrowy.
a na tym koszu znowu całe sterty. to do prania, a to na górę. weź to Adaś jak tam idziesz. o i już lepiej.
piach się przykleja do bosych stóp w przedpokoju.. a co to dopiero latem będzie.. przelecę wieczorem odkurzaczem.
obiad już na stole, za ile będziesz? no to dobra, czekamy, pa.
o! tyle paczek dziś do nas? fajnie. postaw tutaj, po obiadku Tosiulku otworzymy.
i jakaś paczka niespodzianka. trudno nadawcę rozszyfrować. pięknym sznureczkiem przewiązana. misternie rozwiązuję.
owieram. jabłka! Ktoś przysłał mi jabłka! jak pięknie zapakowane. jakie słodkie! Boże, kiedy ja takie dobre jabłka jadłam.
czy Ktoś dziś wysyła sobie nic nie kosztujące nas niespodzianki jak jabłka? stoję nad tym otwartym pudełkiem i kręce głową z niedowierzaniem.. że Komuś chciało się pędząc w pracy, w domu, z dzieckiem, z obiadem spakowac tak pięknie jabłka, iść na pocztę i wysłać.. no bo przecież jak to..? po co komu wysyłać jabłka?
ano po to by dzień mógł być właśnie taki.. zwyczajnie piękny.
na dołączonej kartce były trzy słowa „dobrego dnia Julii”. 

może jakby ludzie wysyłali sobie takie słodkie jabłka byłoby na świecie choć odrobine lepiej…?
a może zróbmy tak.. niech każdy w nadchodzącym tygodniu wyśle kartonik jabłek do osoby Która kocha, do której tęskni, którą lubi, a dawno z Nią nie rozmawiał.. właśnie z taką kartką z trzema słowami. to jest świetna idea! a jeżeli się Wam to uda, to podzielcie się tym w komentarzu. bardzo chętnie o tym poczytam.

ja swoje jabłka dostałam od Pauliny. mojej czytelniczki. jeżeli Ktoś pamięta, to również Ona wysłała mi pierniczki na choinkę.
piękny człowiek. nawet zjawisko, a nie człowiek.. prowadzi bloga „the light of day„. (tutaj klik)
jeden z Jej wpisów..

„skoncentruj się, wyłącz telefon, wyłącz telewizor, radio, usiądź, usiądź przy stole nad talerzem parującej zupy i poczuj jej smak.
pamiętasz jak smakuje domowa zupa? poczuj jak jej ciepło wypełnia Cię od środka. pamiętasz jak wygląda pusty talerz, czy tylko w biegu jesz i niedojadasz? jedzenie to nie tylko paliwo dla mięśni to też paliwo dla Twojej głowy, dla myśli. jedzenie regeneruje. zmienia spojrzenie. rozjaśnia. celebruj. nie bój się, nic Ci nie umknie, nic Cię nie ominie. zjedz wspólnie z innymi. miejcie czas powiedzieć sobie, że wam smakuje.
powiedz komuś <kocham Cię>. kup kwiaty. nie całe naręcza nawet. kup dwa gerbery, tulipana, różę jeszcze w pączku. otwórz okno na oścież. pamiętasz jeszcze jak wiatr potrafi łaskotać policzki, jak szumi deszcz? pamiętasz?
pamiętasz jak pachnie domowe ciasto, koszyk jabłek, skóra Twojego dziecka? czy jak zamkniesz oczy to potrafisz w myślach odtworzyć jego śmiech, kolor oczu Twojej Mamy?
skup się. dziecko, mąż, koleżanka, mama do Ciebie mówi. skoncentruj się na odpowiedzi. wsłuchaj się, zastanów, odpowiedz tak jak sama chciałabyś być wysłuchana i zrozumiana. przytul. daj siebie. nie uciekaj, nie wymawiaj się praniem, prasowaniem, zmywaniem.
Ty też możesz potrzebować rozmowy.

zrób coś dla siebie. dbaj o swoje marzenia i nie pozwól nikomu z nich kpić.

poczytaj papierową książkę. nie nastąpi koniec świata jeśli nie klikniesz <lubię to> i nie zostawisz komentarza. miej miejsce w swoim życiu dla wartościowych ludzi. mądrzy i dojrzali się nie obrażą, nie usuną Cię ze znajomych i książki telefonicznej, bo wiedzą, że jesteś, że wrócisz. nie musisz być 24/7 online.

wyłącz komputer, tablet, telefon.
wyloguj się do życia.”

a Ty?

„Gdybyś miał pozwolenie na to, żeby robić to co chcesz, to co byś robił? Co jest wpisane w Twoje serce?
Co sprawia , że naprawdę żyjesz? Gdybyś mógł robić to co zawsze chciałeś, co by to było?”
                                                                                    J. Eldredge

rzeka. nawet rwąca. kamienie na dnie. na brzegu również. niektóre dosyć duże, nawet na tyle, że można na jednym rozłożyć koc i swobodnie się położyć. lato. słońce zaczyna przechodzić ze wschodu na południe. na skraju mąż ze szwagarem rozpalają ognisko pod kociołek. starsze dzieci grają w badmintona. jest bezwietrznie. czasami delikatnie zawieje, ale w grze nie przeszkadza.
dookoła las. wysoki, stary. 
mniejsze dziatwy na brzegu przesiewają kamienie i szukają złota. jest płytko. w najgłębszym miejscu może do kolan.
postawiłam leżak na środku rzeki. stopy mam zanurzone w wodzie. krótkie spodenki i kapelusz z wielkim rondem.
leżak ma drewniane podłokietniki i materiał w bordowo kremowe paski. czytam książkę. musi być naprawdę dobra, bo niesłyszę siostry, która podobno mówi do mnie od kilku minut.
zebrał się delikatny wiatr. ściągam więc gumkę z włosów i pozwalam im oplatać moją twarz i ramiona.
zamykam oczy i nastawiam buzię prosto do słońca. zwiewa mi kapelusz. mój mąż widząc to z daleka, krzyczy – „zostaw, to zadanie dla bohatera!” – i rzuca się w pogoń. kibicujemy mu wszyscy dosyć głośno. 
kto chce kawy? a kto zimnego piwa? dla dzieci są lody. lodówka chyba w bagażniku, albo pod nogi z przodu Ktoś przełożył.
podaje siostrze olejek do opalania, a Ona śpiewa piosenkę z radio. cały dzień chodzi za Nią.
dziecie me przyszło się wtulić i zasypia mi na kolanach. zanim przełożę Je na koc, do cienia, delektuję się tym widokiem.
rzeka pod nami wciąż wartko płynie. słońce nie zachodzi nawet na moment. chłopaki robią tamę. dzieci dzielnie im towarzyszą.
a my na tych leżakach plotkujemy o ciotkach. 
z papierowych talerzyków znikają pieczonki popijane maślanką. 
popołudnie jest leniwe. nikomu się nie spieszy. dzieci nie są absorbujące. ktoś przechodził z psem i zagadał. najprawdopodobniej jest to niedziela.
szczyty najwyższych drzew falują ponad lasem. ktoś zdeptał moje okulary. pal licho, i tak krzywo na nosie leżały.
składamy koce, zbieramy śmieci, gasimy ognisko. dzieci pakują się do auta i wygodnie sadowią.
ja z Adamem postanawiam wrócić do domu na nogach. dopinam lepiej sandałki, narzucam lekki sweter na ramiona.
idziemy.
mąż bierze mnie za rękę.

a Ty? gdybyś mógł robić to co chcesz? gdzie byś wtedy był?

trzeba pojawić się w pewnym miejscu…

_DSC0024 _DSC0033 _DSC0012 _DSC0014 _DSC0050 _DSC0051 _DSC0047
trzeba pojawić się w pewnym miejscu, by wiedzieć, że tkwić w nim nie chcemy.

poznałam w swoim życiu niezliczone ilości ludzi. mieszkałam pod Częstochową, w Krakowie, w Warszawie, Bielsku Białej, na Śląsku… i okolicach. przejeździłam motocyklem dziesiątki tysięcy kilometrów w roku. wszędzie gdzie się nie pojawiałam najbardziej interesowali mnie ludzie. a jak wiadomo za ludźmi idą ich historie.. o ile ja ich w głowie mam..
tak bardzo króciutko powiem Wam dziś o trzech… bo ja nigdy w nie nie wierzyłam.. do teraz.
pewien mój znajomy zajmował najwyższe stanowisko w jednej z najwiekszych korporacji. ogromne pieniądze, domy, auta, wakacje na Malediwach trzy razy do roku… spotykamy się pewnego dnia, a On mówi, że wyszedł. zamknął za sobą drzwi. kupił dom na Mazurach. tak, że zimą nie da się wyjechać po bułki do sklepu.. a nawet gdyby, to jedzie się po nie prawie godzinę w jedną stronę.
tam spędza dziś codzienność i wakacje. z dziećmi jeżdzą traktorem, zbierają lilie wodne na swoim stawie.
mam też bardzo dobrą znajomą.. w pewnym momencie swojego życia dostała taką szansę.. mieszkała i pracowała w Dubaju. otaczała się złotem. jej pensje były wprost niewyobrażalnymi kwotami. mogłaby kupić osiedle apartamentowców w dużym mieście.. powiedziała sobie wtedy.. 3 lata. 3 lata i wracam do domu. nie chcę tutaj żyć. nie mam o czym marzyć. wszystko staje się już i bez żadnego wysiłku. dziś lepi popołudniami pierogi ze swoimi dziećmi, i dokonuje wyborów w wydatkach jak każdy z nas.
mam też podobny przykład we własnym domu. w garderobie obok moich sukienek wisi garnitur mojego mężą. garnitur wart tyle ile nasz samochód. to garnitur z tamtych czasów. czasami śmieję się, że jak przyjdą gorsze dni, to go sprzedamy, a mój mąż twierdzi, że dla niego ten garnitur nie ma żadnej wartości. przez kilka lat zakładał go rano, prasował koszule i jechał do pracy. dzięki temu wyjeżdzał na miesięczne wakacje, nurkował, zwiedzał Chiny, Indie, całą Europę . kupował auta o jakich marzył. a jak mu ukradli to kupił kolejny, choć tamtego nie zdążył ubezpieczyć..  nie było marzeń. świat był na wyciągnięcie ręki. przyszedł więc taki dzień gdy założył spodnie bojówki (do dziś z nich nie wyszedł) i zwykły rozciągnięty t-shirt. poczuł się wolny. mój mąż, jak mało Kto potrafi mnie uświadomić co ma w życiu wartość. dziś nie nurkuje, nie zwiedza.. budował w pocie czoła dom, ciężką pracą prowadzi firmę, je obiady z rodziną,  jak znajdzie chwilkę wolnego to po pobliskich lasach jeździ na motocyklu… twierdzi, że to uszczęśliwia go o wiele bardziej.. 
przeczytałam ostatnio taki artykuł, o tym co daje nam szczeście. ale szczeście długotrwałe. wszystko co materialne daje chwilowe zadowolenie. nowa sukienka cieszy dwa wieczory, nowe auto dopóki nie stwierdzimy, że może powinno mieć więcej koni..
podobno badania dowodzą, że najdłuższe poczucie szczęścia daje nam mieszkanie obok zieleni.
że ludzi przeprowadzający się z centrum miast do miejsca nawet koło parku, z widokiem na drzewa, zieleń odczuwają większą satysfakcję z życia. bardzo często w badania nie wierzę. te trafiaja do mnie niewiarygodnie. mieszkam naprzeciwko lasu.
dlaczego o tym piszę…
całe swoje życie skupiałam się na realizacji siebie. wieczny gwar, ruch, zamieszanie. szkoła teatralna, pasja i praca z motocyklami, rozmowy, wyjazdy, bieg, dążenie do celów, przeprowadzki.. u mnie zawsze działo się za trzech. mogłabym swoimi przeżyciami obdzielić pół wsi.
kiedy zaszłam w ciążę postanowiłam poświęcić się ognisku domowemu. o tak! to coś o czym marzę. zawsze uważałam, że nie sztuką dziś grać na deskach teatru, zdobywać nagrody na festiwalach piosenki.. sztuką dziś jest stworzyć prawdziwy dom. dziś takich już prawie nie ma… i ja postawiłam sobie taki cel.
szybko wypłynęła moja prawdziwa natura. zaczął się blog, sklep, jeden, drugi.. i okazało się, że można, ale wymaga to wiecznego biegu.. a czy ja chcę by moje dziecko biegło razem z nami..?
rozejrzałam się więc po domu.. po milionach pięknych, ręcznie szytych lalkach, które dostaję dzięki pracy na blogu..
a moje dziecko lubi jednego misia, którego kupiłam Jej sama. czy te stosy pięknych zabawek mają sens? a może mówię tak, bo je mam..? gdybym o nich marzyła dla swojego dziecka to inaczej bym to widziała..? nie wiem. mówię Wam jak widze to dziś.
a może tak ma być.. że co jakiś czas musimy w swoim życiu pojawić się w pewnym miejscu, by sobie przypomnieć, by odświeżyć w pamięci to co dla nas naprawdę ważne..
ponad tydzień temu pojawiłam sie w miejscu w którym być nie chcę.
od tego czasu mam wrażenie jakbym była już na Malediwach, w Chinach i Dubaju gdyż wraz z moim dzieckiem…
– zajrzałam do każdej dziury w każdej studzience, w drodze do sklepu wiejskiego.
– zebrałyśmy wszystkie patyki w drodze do babci.
– przystanęłyśmy i przyjrzałyśmy się każdej kretowinie. i pomimo mych wielkich starań w powieści, jak te krety te domki robią, dla mojego dziecka nadal to jest kupa konia i nie kłam mnie mamo nununu.
– minęło nas sto aut, podczas gdy my kręciłyśmy się na chodniku w koło by obserować jak latają wrony.
– wydeptałyśmy scieżkę do leśnej polany obok naszego domu.

nigdzie nam sie nie spieszy. no chyba, że rosół kipi..

_DSC0122